Aktualizacja strony została wstrzymana

Pada rewolucyjny mit wspólnej waluty

Carlos Patricio del Campo ze Stowarzyszenia Obrony Tradycji Rodziny i Własności (TFP) krytykuje rewolucyjną utopię idealistów z Unii Europejskiej, którzy chcieli daleko posuniętej jedności państw, opierającej się m.in. na unii walutowej. Del Campo – podobnie jak wielu ekspertów – podkreśla, że rezygnacja ze wspólnej waluty wydaje się być nieuchronną koniecznością, pozwalającą uporać się z obecnym kryzysem trawiącym Unię Europejską.

Del Campo zauważa ogromne niezdecydowanie, niepewność i brak logiki w działaniach europejskich polityków. Wtórują im media, które nieustannie przekazują sprzeczne informacje oraz opinie, jakby obawiały się otwarcie przedstawiać obecny problem.

Jest to poniekąd zrozumiałe, ponieważ przetrwanie Unii Europejskiej, tak wychwalanej przez rządzących polityków, jest zagrożone. Politycy realizują kolejne etapy budowania zjednoczonej Europy – obecnie tworzona jest unia walutowa – według pewnych norm uzgodnionych przez przywódców Parlamentu Europejskiego i Europejskiego Banku Centralnego.  

Opinię społeczną informuje się o licznych korzyściach posiadania przez wszystkie zjednoczone państwa wspólnej waluty – euro. Pełna unia walutowa ma pozwolić krajom członkowskim UE dokonać gigantycznego skoku do przodu w rozwoju społeczno-gospodarczym, który ma przynieść powszechny dobrobyt obywatelom.  

Zgodnie z tym projektem, kraje członkowskie nie muszą całkowicie rezygnować z własnej autonomii w dziedzinie gospodarki, ani też z własnych rządów. Idea wprowadzenia wspólnej waluty, przy możliwości utrzymania – w pewnych granicach niezależności politycznej i ekonomicznej – jest w gruncie rzeczy do przełknięcia dla opinii publicznej. 

Z drugiej strony – zauważa del Campo – ta pewna ograniczona niezależność poszczególnych gospodarek okazała się piętą Achillesową projektu. W przypadku jednego systemu walutowego wszelka nierównowaga monetarna lub fiskalna, wynikające z wewnętrznych nacisków politycznych lub niegospodarności danych państw członkowskich, bezpośrednio przekłada się na stan gospodarki całej wspólnoty w postaci poziomu zatrudnienia i dochodów. W zależności od stopnia nierównowagi „chore” państwo może zarazić wszystkie pozostałe. Jednocześnie nie może ono np. zmienić kursu wymiany waluty, czyli nie może podjąć działań, które mogłyby zmniejszyć negatywne konsekwencje tych nierówności. Tym samym niemożliwe staje się uniknięcie zarażenia „chorobą” innych państw członkowskich wspólnoty. 

Jak zauważa del Campo, pozostawienie pewnego stopnia niezależności w sprawach politycznych i ekonomicznych poszczególnym państwom w obrębie unii walutowej, stanowi sprzeczność.

Budowanie unii walutowej w oparciu o takie założenia jest bardzo trudne. Tak samo jak trudna jest całkowita rezygnacja z suwerenności na rzecz rządu centralnego, zwłaszcza w przypadku krajów o bogatej tradycji i bardzo zróżnicowanej kulturze – z czym z pewnością mamy do czynienia w Europie.  

Tak więc Unia Europejska ma nie lada problem do rozwiązania. Musi znaleźć sposób na przetrwanie kryzysu, przy zachowaniu ograniczonej suwerenności poszczególnych państw członkowskich – zwłaszcza w dziedzinie fiskalnej i pieniężnej.

Del Campo przypomina, jak doszło do obecnego kryzysu. W 2010 r. Grecja popadła w tarapaty, bo nie była w stanie spłacić swoich długów. Jednocześnie Portugalia i Hiszpania stanęły w obliczu nieuchronnego kryzysu w bilansie płatniczym. Podobny problem pojawił się także przed Włochami.  

Wspólnym mianownikiem wszystkich tych kryzysów jest brak dyscypliny fiskalnej. Rządy tych państw wydawały więcej niż mogły, zadłużając swoich obywateli na niebywałą skalę. W rezultacie, coraz trudniej jest im nie tylko spłacać obecne długi, ale także nie są one w stanie sprostać bieżącym zapotrzebowaniom. Proszą o kolejne pożyczki. Dług narasta, bo narasta oprocentowanie od niego.

W celu uniknięcia ekstremalnej sytuacji, władze zmuszone są do drastycznych cięć budżetowych. „Zaciskanie pasa” powoduje wzrost bezrobocia i spadek dochodów, co tylko wywołuje niepokoje społeczne. W krajach dotkniętych kryzysem mamy do czynienia nie tylko z niestabilnością ekonomiczną, ale nawet polityczną i społeczną.  

Ta sytuacja sprawia, że wierzyciele obawiają się o stabilność europejskiego systemu finansowego. Aby uniknąć zarażenia kryzysem innych państw wspólnoty, międzynarodowe instytucje finansowe (Europejski Bank Centralny, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i inne) starają się pomóc bankom wierzycielom, odkupując od nich „toksyczne” obligacje państw pogrążonych w kryzysie, próbując je uratować przed bankructwem przy założeniu, że zrównoważą dług. 

Jednocześnie, centralne władze unijne wywierają presję na kraje członkowskie UE, by za wszelką cenę starały się utrzymać dyscyplinę budżetową. Mają nadzieję, że środki te w dłuższej perspektywie pozwolą państwom najbardziej dotkniętym kryzysem spłacić obligacje, znajdujące się w rękach międzynarodowych instytucji finansowych. 

Kto płaci za tę finansową „karuzelę?” Del Campo wyjaśnia, że za rozrzutność i niezdyscyplinowanie niektórych członków unii walutowej odpowiedzialność ponoszą wszyscy członkowie, przy czym największy ciężar spada na kraje silniejsze i bardziej zdyscyplinowane.  

W obliczu tej sytuacji jest całkowicie uzasadnione niezadowolenie obywateli tych państw. Dlaczego bowiem mają płacić za czyjąś rozrzutność? Co gorsza, nikt nie może zagwarantować, że sytuacja ta zostanie rozwiązana i nie będzie nawrotu „choroby”.

Obecna Unia Europejska stoi więc w obliczu alternatywy: zrezygnować z niezależności gospodarczej państw lub zrezygnować z euro. Aby zrezygnować z niezależności ekonomicznej, trzeba w niemałym stopniu wyrzec się własnej niezależności politycznej. Rezygnacja z suwerenności narodowej jest całkowicie nie do przyjęcia dla większości Europejczyków. Tak więc, rezygnacja z euro wydaje się najbardziej prawdopodobna.  

Rezygnacja z euro byłaby – zdaniem del Campo – krokiem w dobrym kierunku, gdyż nie należy obstawać przy fałszywych rozwiązaniach. Jednocześnie, jak dodaje, „niezdyscyplinowane” kraje zostałyby ukarane przez rynek.” Jednak takie sankcje byłyby na ogół bardziej miękkie niż te obecne. Mniej prawdopodobne byłoby też ryzyko poważnego zakażenia całej Unii.

Del Campo konkluduje, że nie ma odpowiednich podstaw gospodarczych, by nalegać na wspólną walutę w Europie. Można to jedynie uzasadniać względami polityczno-ideologicznymi. Ale to stanowczo niewystarczające uzasadnienie.

Źródło: TFP.org, AS

Za: PiotrSkarga.pl (2011-08-31) | http://www.piotrskarga.pl/ps,7771,2,0,1,I,informacje.html

Skip to content