Aktualizacja strony została wstrzymana

Bydło się zegziło – Stanisław Michalkiewicz

Bywając przed kilkudziesięciu laty we Francji, gdzie pracowałem jako gastarbeiter, miałem niekiedy nieprzyjemne wrażenie, jakby niektórzy moi koledzy z pracy niewiele różnili się od zwierząt. Wprawdzie umieli korzystać na przykład z telefonu, czy grać w elektryczny bilard itp, ale podobno naukowcy mogą takich rzeczy nauczyć również szympansa, więc to nie jest dostateczny argument na przynależność do rodzaju ludzkiego. Wrażenie to dodatkowo potęgował ich sposób porozumiewania się. Otóż o ile z przedstawicielami świata, że tak powiem, zewnętrznego, kontaktowali się językiem zrozumiałym, o tyle między sobą porozumiewali się beknięciami, w rodzaju: uuuu, eeee, yyyy… – i się rozumieli! Inna rzecz, że przy pomocy takich beknięć można przekazać bardzo proste komunikaty, na przykład: dobrze mi, niedobrze mi, chodź tu, albo: odsuń się… Bardziej skomplikowanych treści chyba przekazać się nie da, ale widać tyle wystarcza do szczęśliwego życia.

To znaczy – niezupełnie, bo do szczęśliwego życia trzeba jeszcze, a właściwie przede wszystkim – wypić i zakąsić. Ale żeby wypić i zakąsić, trzeba mieć za co. Źeby zdobyć niezbędne środki, moi koledzy, podobnie jak i ja, niekiedy pracowali. Bodajże Engels twierdził, że człowieka uczłowieczyła praca. Czyżby nigdy nie widział pracującego konia, albo bawołu? Bawołu może nie, ale konia widzieć musiał, bo wprawdzie za jego czasów w Manchesterze, gdzie miał przędzalnię bawełny, była już kolej, jednak pozostały transport odbywał się dzięki koniom. Oczywiście Engels swoim zwyczajem koloryzował, bo odkrycie, że praca uczłowieczyła człowieka, było mu potrzebne do uzasadnienia poglądu, jakoby człowiek nie miał duszy.

Marks to co innego; wprawdzie uważany jest za antysemitnika, ale jako potomek rabina, na pewno otarł się o Talmud, gdzie prawdopodobnie zapoznał się z bredniami, jakoby duszy nie mieli tylko tak zwani „goje”, ponieważ są oni tylko rodzajem człekokształtnych zwierząt, stworzonych przez Najwyższego, by służyły prawdziwym człowiekom, to znaczy – starszym i mądrzejszym. Wymyślony przez spółkę Marks&Engels komunizm stanowił praktyczną realizację tego talmudowego spostrzeżenia. Wprawdzie opierał się on teoretycznie na związku bratnim („związek nasz bratni ogarnie ludzki ród”), ale warto zwrócić uwagę, że we wszystkich „związkach bratnich”, może z wyjątkiem chińskiego czy mognolskiego, kierowniczą rolę sprawowali Żydzi. Przyczyna tego stanu rzeczy jest bardzo prosta; ważnym elementem komunistycznej ideologii jest internacjonalizm, to znaczy – przekonanie, że w obliczu walki klas przynależność narodowa nie ma żadnego, a w każdym razie – istotnego znaczenia, podobnie jak i same narody.

Głupi „goje” zdaje się w to szczerze uwierzyli, bo już Stanislaw Cat-Mackiewicz zauważył, że człowiek inteligentny nie może być socjalistą, podczas gdy Żydzi – absolutnie nie i nawet w ramach partii komunistycznej organizowali się na zasadzie narodowej, rozpoznając się po zapachu, albo może jakoś jeszcze inaczej. W rezultacie tworzyli najtwardsze jądro partii, rodzaj partii wewnętrznej, potocznie określane mianem żydokomuny. „Goje” byli traktowani przez żydokomunę jako swego rodzaju bydło robocze, a najjaśniej tę myśl sformułował Naftali Aronowicz Frenkiel w spiżowym zdaniu, iż „z więźnia musimy wycisnąć wszystko w pierwsze trzy miesiące; potem nic nam po nim”. W ten oto sposób Marks dokonał syntezy komunizmu i talmudyzmu, która w postaci socjalizmu realnego funkcjonowała jako-tako dopóty, dopóki „goje” nie zorientowały się o co chodzi naprawdę. Ale wtedy już było za późno, bo starsi i mądrzejsi przetestowali już nowy wynalazek w postaci pieniądza fiducjarnego, to znaczy pieniądza nie respektującego standardu złota.

Takie wspomnienia naszły mnie na widok telewizyjnych zdjęć z rozruchów w Totenham – dzielnicy Londynu zamieszkałej w większości przez imigrantów, przeważnie kolorowych. Zaczęły się od śmierci handlarza narkotyków, którego policjanci zastrzelili po tym, jak otworzył do nich ogień. Czarni, szarzy i biali rzezimieszkowie najpierw ruszyli z demonstracją pokojową, ale wkrótce instynkty przeważyły i dzielnicę ogarnęła fala przemocy, gwałtów, grabieży i pożarów. Telewizyjny komentator zwrócił uwagę na przyjętą od kilku lat taktykę policji; w przypadku takich zamieszek, izoluje ona rejon nimi objęty i w zasadzie czeka, aż wszystko skończy się samo.

Jest to zachowanie zupełnie inne niż opisane w opowiadaniu „Tajfun” Józefa „Conrada” Korzeniowskiego, gdzie kapitan Mac Whirr, nawet w obliczu zagłady statku nie mógł tolerować sytuacji, że pod pokładem chińscy kulisi walczą na śmierć i życie o rozsypane srebrne dolary i posłał marynarzy, by ich spacyfikowali. Najwyraźniej Mac Whirr i siebie i Chińczyków traktował jak ludzi, podczas gdy londyńska policja, podobnie zresztą jak większość pozostałych policji świata, traktuje zbuntowanych „braci” jak znarowione bydło, które należy zostawić w spokoju aż się wygzi, zmęczy i wróci do wspólnej obory, więc trzeba tylko zapobiegać rozprzestrzenianiu się zniszczeń.

Oficjalnie tłumaczy się to względami humanitarnymi, ale to oczywista nieprawda, bo chodzi tylko o to, by niepotrzebnie nie poturbować bydełka, będącego przecież przedmiotem intensywnej eksploatacji przy pomocy fiducjarnego pieniądza, finansowych grandziarzy, enigmatycznie określanych mianem „rynków”, no i rządów, które przez tymi „rynkami” skaczą z gałęzi na gałąź. Stronę duchową przedsięwzięcia można było zobaczyć na zakończonym właśnie festiwalu Woodstock „Jurka” Owsiaka, którego uczestnicy przykładnie wytarzali się w błocie. W ten oto sposób nakreślona przed stuleciami talmudyczna idea jest właśnie realizowana w skali niemal światowej i to nawet bez specjalnego terroru, bo postępowi „goje” uwierzyli, że nie mają duszy, co od strony organizacyjnej należy uznać za spore osiągnięcie.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    16 sierpnia 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2161

Skip to content