Aktualizacja strony została wstrzymana

Trzech na jednego

Zanim funkcjonariusze BOR ustalili, czy mężczyzna bez wejściówki może uczestniczyć w spotkaniu z prezydentem, ten był już w środku.

O tym, że funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu walczą jak lwy, by tylko prezydent nie musiał odpowiadać na trudne pytania, przekonał się ostatnio jeden z mieszkańców Bielska-Białej. Rajmund Pollak wybrał się do miejscowej szkoły na spotkanie podbeskidzkich samorządowców z Bronisławem Komorowskim. Gdy tylko zaczął zadawać pytania, BOR próbowało wyciągnąć go z fotela.

Bielsko-Biała to rodzinne miasto Rajmunda Pollaka. Ponieważ tematem spotkania z prezydentem w szkole muzycznej było 20-lecie samorządu na Podbeskidziu, Pollak – jako były radny Sejmiku Województwa Śląskiego – postanowił wziąć w nim udział. Na miejscu okazało się jednak, że wstęp mają tylko osoby posiadające zaproszenie. Mężczyzna, mimo przeszkód, jakie czynili mu funkcjonariusze BOR, dostał się na salę. – Zapytano mnie, czy mam wejściówkę. Odpowiedziałem, że jestem mieszkańcem Bielska-Białej i nie potrzebuję żadnych wejściówek, żeby poruszać się po mieście. Wtedy borowcy zaczęli dopytywać swoich przełożonych, czy mogą mnie wpuścić. Zanim się jednak dowiedzieli, byłem już w środku – relacjonuje Pollak. Już na wstępie spotkania z Komorowskim zaznaczono, że możliwości zadawania pytań nie przewidziano.

Wtedy Pollak wstał i zwracając się do prezydenta, zapytał, jakie jest jego zdanie na temat Ruchu Autonomii Śląska (RAŚ). Gdy nie usłyszał odpowiedzi, zwrócił się z kolejnym pytaniem do marszałka województwa śląskiego Adama Matusiewicza, dlaczego popiera RAŚ. – Marszałek województwa śląskiego jest z PO i zawarł koalicję z Ruchem Autonomii Śląska. Podczas spotkania z prezydentem określił mieszkańców Podbeskidzia jako „Ślązaków z inwencją”, a przecież mieszkańcy Podbeskidzia nie mają nic wspólnego z Górnoślązakami. Wstałem i powiedziałem, że my tutaj nie jesteśmy Ślązakami, lecz góralami – relacjonuje Pollak. Jak zaznacza, po zadaniu pytania usiadł i zaczął notować, co dzieje się na sali. Nagle poczuł, że ktoś chwyta go za ręce i zaczyna wyciągać z fotela. Zobaczył przed sobą trzech rosłych panów. – Panowie, trzech na jednego? – zwróciłem się do nich i krzyknąłem w stronę policji: „Policja, tu jest łamane prawo, złożę skargę!” – dodaje. Mężczyzna uwolnił się z uchwytu funkcjonariuszy, jak się okazało BOR (jeden z funkcjonariuszy odsłonił bowiem marynarkę i pokazał mu swoją legitymację).

Za Pollakiem wstawił się miejscowy policjant, który zwrócił borowcom uwagę, że nie zrobił nic złego. Funkcjonariusze BOR dali mu na pewien czas spokój. Pollak zdążył zadać im jednak pytanie, czy byli w Smoleńsku. – Widziałem, że zrobiło im się głupio – relacjonuje. Jeden z borowców usiadł koło Pollaka. – Szef tych borowców, którzy mnie zaatakowali, skinął głową do dwóch innych, żeby odeszli, a sam usiadł koło mnie. Powiedziałem mu: „Proszę pana, ja od 1980 roku byłem członkiem „Solidarności” i przez pół życia walczyłem o to, żeby nie było takich sytuacji, by obywatel, idąc na spotkanie z władzami, był prześladowany za to tylko, że zadaje trudne pytania”. Wtedy ów oficer spuścił głowę – opowiada Pollak. Pytany o Smoleńsk, dał mu wyraźnie do zrozumienia, że nie może rozmawiać na ten temat. Gdy spotkanie się skończyło, Pollak ponowił próbę zadania pytań Komorowskiemu. Funkcjonariusze BOR znów go otoczyli. – Powiedziałem im, że chcę zadać jedno pytanie, dałem je im nawet na piśmie. Otoczyli mnie, było ich już wtedy nie trzech, ale chyba sześciu. Gdy prezydent wychodził, zapytałem: „Panie prezydencie, to już nie wolno nawet zadawać pytań?”. Usłyszał to, ale nic nie powiedział, tylko defiladowym krokiem wyszedł – dodaje Pollak. Miejscowa „Gazeta Wyborcza” napisała później, że spotkanie z prezydentem zakłócił Pollak, który przerywał je swoimi krzykami. Mężczyzna zaznacza jednak, że wcale nie krzyczał, tylko zadawał pytania podniesionym głosem z prostej przyczyny – nie miał mikrofonu.

Rzecznik Biura Ochrony Rządu mjr Dariusz Aleksandrowicz w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” przyznał, że czytał notatkę służbową sporządzoną po tym incydencie i wie od funkcjonariusza BOR, który siedział obok Pollaka, że nikt go nie próbował obezwładniać ani na siłę wyciągać z fotela. Wystarczy jednak zobaczyć krótki film ze spotkania z prezydentem, który zamieściła internetowa telewizja z Bielska-Białej (http://www.tv.bielsko.biala.pl/_panowie_trzech_na_ jednego _4838.html), by przekonać się, że funkcjonariusze BOR szarpią Pollaka, próbując go usunąć z sali.

Pułkownik Andrzej Pawlikowski, szef BOR w latach 2006-2007, mówi wprost, że w tym przypadku funkcjonariusze złamali ustawę o BOR i powinno zostać wszczęte wobec nich postępowanie wyjaśniające, a nawet dyscyplinarne. – Funkcjonariusze BOR zachowali się nagannie, niezgodnie z prawem, to nie należało do ich obowiązków. Zgodnie z ustawą o BOR mają możliwość interwencji, gdy zachodzi fizyczne zagrożenie osoby ochranianej, a w tym wypadku takiego nie było. Ten pan zadawał jedynie pytania, do czego miał prawo, a pan prezydent powinien mu na nie odpowiedzieć – podkreśla płk Pawlikowski.

Piotr Czartoryski-Sziler

Moja przygoda z BOR

7 sierpnia 2011 roku miało miejsce w Bielsku-Białej spotkanie z Prezydentem RP w sali koncertowej jednej ze szkół publicznych. To, że jest to szkoła państwowa, ma zasadnicze znaczenie prawne, gdyż wstęp do takiej szkoły ma każdy bez wyjątku obywatel, bez konieczności posiadania zaproszenia.
Przybyłem tam, zanim dojechała tam kawalkada samochodów z głową państwa.

Próbowano mnie nie wpuścić i zapytano o wejściówkę, a ja odpowiedziałem, że jako mieszkaniec Bielska-Białej jestem u siebie i nie potrzebuję żadnych dodatkowych zezwoleń na poruszanie się po swoim mieście.

Zanim przedstawiciel BOR zdążył się dopytać swojego przełożonego, czy może mnie wpuścić, ja już byłem w środku sali.
Rozejrzałem się wokół i zobaczyłem, że w większości są tam obecni zwolennicy oraz członkowie Platformy Obywatelskiej. Gdy wszedł prezydent Bronisław Komorowski i wygodnie usiadł, to prowadzący spotkanie przeczytał program, który nie przewidywał zadawania żadnych pytań. Wówczas wstałem i zapytałem: Czy to będzie dialog społeczny, czy tylko same monologi?
Gdy usłyszałem potwierdzenie, że nie przewiduje się zadawania pytań, to ośmieliłem się stwierdzić, że… chciałbym poznać zdanie prezydenta na temat Ruchu Autonomii Śląska i jego ewentualnej delegalizacji. Zapytałem również, czy pan prezydent Komorowski boi się prawdy w tej sprawie.

Gdy marszałka województwa śląskiego Adama Matusiewicza zapytałem, dlaczego popiera RAŚ (Ruch wraz z PO i PSL tworzy koalicję w sejmiku woj. śląskiego), przyskoczyło do mnie trzech funkcjonariuszy BOR i próbowali mnie obezwładnić. Uwolniłem się z uchwytów (nauczyłem się tego na kursach ratownictwa wodnego) i zapytałem: Panie prezydencie Komorowski, to tak ma wyglądać obecna demokracja?
Bardzo dzielnie zachowali się oficerowie policji z Bielska-Białej, którzy nie udzielili pomocy interweniującemu BOR, a najodważniejszy oficer stwierdził wprost, że ja niczego złego nie zrobiłem.
Zapytałem oficera BOR, czy był w Smoleńsku. Wówczas ten człowiek wydał rozkaz swoim kolegom, aby poszli do swoich obowiązków, i usiadł obok mnie. Widziałem, że było mu głupio. Dalszej części rozmowy z oficerem BOR nie ujawnię, bo groziłoby to utratą przez niego pracy. W każdym razie podaliśmy sobie ręce na zgodę.

Potem gdy wyszedłem na zewnątrz po zakończonym spotkaniu, otoczyła mnie spora grupka innych funkcjonariuszy BOR, którzy chronili w ten sposób pana prezydenta Komorowskiego od zadania mu dodatkowych pytań.

Przekazałem oficerowi BOR pytanie na piśmie: Czy Prezydent RP dostrzega zagrożenia ze strony RAŚ dla integralności Rzeczypospolitej Polskiej? Podałem swój adres do wiadomości Kancelarii Prezydenta RP. Ciekawy jestem, kiedy otrzymam odpowiedź. (…)

Rajmund Pollak

Źródło: Blog autora. Tytuł pochodzi od redakcji.

Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 18 sierpnia 2011, Nr 191 (4122)

Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 18 sierpnia 2011, Nr 191 (4122) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110818&typ=po&id=po13.txt

Skip to content