Aktualizacja strony została wstrzymana

Powstaje Ministerstwo Prawdy! – Stanisław Michalkiewicz

Iluż wielkich działaczów wyjrzało z rozporka!” – dziwował się poeta. A przecież pisał te słowa jeszcze przed wojną, kiedy, według opowieści ludzi starszych, stan naszych elit politycznych był znacznie lepszy, niż obecnie. W ogóle dobrze jest słuchać opowieści ludzi starszych, bo okazuje się, że mają oni sporo do powiedzenia, nawet w dziedzinie tak nowoczesnej, jak ekologia. Na przykład Antoni Słonimski nie mógł przeboleć wyginięcia dinozaurów. Twierdził bowiem, że móżdżek dinozaurów był doskonałą zakąską do wódki – o czym dowiedział się od pewnego „bardzo starego pijaka”. Tymczasem obecnie elity polityczne reprezentuje poseł Janusz Palikot, człowiek o zszarpanych nerwach Stefan Niesiołowski, były minister Janusz Kaczmarek, w którym w swoim czasie szczególnie upodobał sobie prezydent Lech Kaczyński, czy poseł Zbigniew Chlebowski. Właśnie poseł Chlebowski ogłosił, że trwają prace nad ustawą, która Instytutowi Pamięci Narodowej nada „nowy kształt”. Chodzi między innymi o to, by IPN nie zatrudniał „pseudohistoryków”.

No dobrze, ale jak odróżnić „pseudohistoryka” od historyka prawdziwego? Poseł Chlebowski i na to ma gotową odpowiedź. „Pseudohistoryk” tym różni się od historyka prawdziwego, że „szkaluje” wszystkie „narodowe autorytety”. Tymczasem wiadomo, że narodowe autorytety nie są do szkalowania („a pula nie jest do kradzieży, pula się cała nam należy!” – ostrzegał Towarzysz Szmaciak), tylko do rozmnażania – czym zajmują się właśnie historycy prawdziwi. Takim prawdziwym historykiem jest na przykład Adam Michnik, który kilkoma pociągnięciami pióra potrafi wystrugać autorytet narodowy nawet z banana, więc w rozmnażaniu autorytetów przekracza normy stachanowskie.

Jeśli tedy zbawienne projekty, o których poseł Chlebowski tak skwapliwie nas poinformował, wejdą w życie, to Instytut Pamięci Narodowej nie tylko zasadniczo zmieni swoje oblicze, ale nawet swój charakter. Przestanie być miejscem, w którym „pseudohistorycy” prowadzą jakieś „badania” nad przeszłością, starając się spenetrować prawdę o rzeczywistym przebiegu wydarzeń i prawdziwej roli ich uczestników. Stanie się swego rodzaju wylęgarnią autorytetów, nad których inkubacją będą czuwali historycy prawdziwi, zawczasu preparujący im „legendy”, żeby w momencie objawienia autorytetu wszystko było zapięte na ostatni guzik, niczym porządny rozporek. Wiadomo bowiem, że prawda, zwłaszcza historyczna, nie tylko nie jest nikomu potrzebna, ale wręcz niebezpieczna, przede wszystkim – ze względów pedagogicznych. Nic tak nie gorszy, jak prawda – zauważył Stefan Kisielewski, więc nie ulega wątpliwości, że nasi pogromcy do żadnego zgorszenia nie dopuszczą.

Weźmy takiego Lecha Wałęsę. Czyż po to razwiedka tyle się natrudziła nad wylansowaniem go na autorytet narodowy, żeby teraz jakaś penetrująca prawdę Schwein, jacyś „pseudohistorycy”, psuli jej cały efekt smrodliwymi dmuchami? Ot na przykład, wyciąganiem fragmentu stenogramu z posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR z 27 listopada 1984 roku z następującą wypowiedzią Mieczysława F. Rakowskiego: „absolutnie nie jest potrzebne podejmowanie jakiegokolwiek „ostrzału” Wałęsy, bo jest to człowiek podstawiony” – znajdującą się w Archiwum Akt Nowych KC PZPR sygn. V/246? Nie są to „świstki” jakichści „esbeków”, w które programowo nie wierzy inny autorytet narodowy, JE abp Józef Źyciński – no, chyba, żeby esbek, po odbyciu pod duchowym i w ogóle – merytorycznym kierownictwem Ekscelencji stosownej „pokuty”, złożył przed niezawisłym sądem zeznanie prawidłowe pod względem zarówno formy jak i treści – tylko protokół z wypowiedzią samego Mieczysława F. Rakowskiego, o którym, z okazji pogrzebu, z najwyższym uznaniem wyrażał się właśnie Lech Wałęsa, wytykając mu tylko, że „za długo wierzył w ideały komunizmu”. Tymczasem prawdziwy autorytet narodowy w „ideały komunizmu” wierzy tylko do czasu, a potem już wierzy w to, w co razwiedka wierzyć rozkaże.

Nic więc dziwnego, że „człowieki honoru”, do których najwyraźniej, na jakimś etapie swojej błyskotliwej kariery powinien dołączyć również pan poseł Zbigniew Chlebowski, postanowiły położyć kres tym bezeceństwom i Instytutowi Pamięci Narodowej zaaplikować kurację przeczyszczającą. Nie tylko z „pseudohistoryków”, bo to zrozumiałe samo przez się – ale przede wszystkim – ze „świstków”, które za sprawą czyjegoś niedopatrzenia się tam zawieruszyły. W rezultacie nie tylko pedagogiczna wersja narodowej historii doznaje straszliwych paroksyzmów, nie tylko chwieją się fundamenty podstawionej rzeczywistości, ale przede wszystkim narodowe autorytety nie mogą spać po nocach. Dlatego już najwyższy czas przekształcić Instytut Pamięci Narodowej w Ministerstwo Prawdy – co właśnie zapowiedział wybitny działacz Platformy Obywatelskiej, poseł Zbigniew Chlebowski.


Stanisław Michalkiewicz

Felieton ·  tygodnik „Nasza Polska”  ·  2008-12-09  |  www.michalkiewicz.pl


Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.


Skip to content