Aktualizacja strony została wstrzymana

Rekolekcje sierpniowe – Stanisław Michalkiewicz

Sierpień jest w polskim kalendarzu szczególnym miesiącem ze względu na nagromadzenie rocznic wydarzeń, które odcisnęły piętno na naszej narodowej historii. Najważniejsza jest oczywiście rocznica bitwy warszawskiej w 1920 roku, której znaczenie wykracza poza nasze granice i która z tego powodu zaliczona została w poczet najważniejszych bitew w dziejach świata. Rzeczywiście – 15 sierpnia 1920 roku chyba po raz ostatni, przynajmniej na razie, potwierdziły się słowa napisane przez generała Franciszka Morawskiego w poemacie „Giermek”: „Lasem polskich dzid narody zasłaniane od podboju wynuciły pieśń swobody, pieśń miłości, pieśń pokoju” – chociaż warto przy tej okazji przypomnieć zapomniany już chyba w Polsce gest przyjaźni ze strony państwa węgierskiego, które nie tylko oddało dla potrzeb Polski fabrykę amunicji na budapesztańskiej wyspie Csepel, ale – omijając czeską i niemiecką blokadę – dosłownie w ostatniej chwili amunicję tę dowiozło eszelonami na stację kolejową w Skierniewicach, skąd prosto z wagonów dostarczana była na stanowiska bojowe wokół Warszawy. Dzięki węgierskiej amunicji i „polskim dzidom”, bolszewicki pochód na Europę Zachodnią został powstrzymany, i w ten sposób „pieśń swobody” nie ucichła na wieki – a przecież było to możliwe. Grecka bogini zwycięstwa, Nike, była córką Styksu, rzeki oddzielającej śmierć od życia – a więc walki na śmierć i życie.

I jeśli 15 sierpnia pozostanie wspomnieniem militarnego zwycięstwa, pierwszego, jakie Polska odniosła od 233 lat, to znaczy – od Wiktorii Wiedeńskiej, to z kolei 1 sierpnia będzie wspomnieniem desperackiego zrywu w obronie niepodległości wywalczonej w roku 1920, a zlekceważonej przez Europę, której znaczna część naszego narodu lekkomyślnie zaufała. Tymczasem Europa, zarówno wtedy, jak i dzisiaj, ma usta pełne patetycznych frazesów, ale w polityce kieruje się łajdackim wyrachowaniem, skłaniającym ją do handlowania losami narodów naiwnych i lekkomyślnych. Właśnie lekkomyślność zarzucał naszemu narodowi podczas II wojny światowej Winston Churchill – i wiedział co mówi, bo przecież najlepszym dowodem naszej lekkomyślności było to, że zaufaliśmy właśnie jemu.

Na przeciwległym biegunie czciciele knuta umieścili tak zwany realizm, który w gruncie rzeczy pełni obowiązki maskowania kolaboracji z każdym okupantem i z miedzianym czołem twierdzą, że to jest alternatywa. Tymczasem między lekkomyślnością a kolaboracją jest ogromna przestrzeń. Oto co pisze o niej Michał Pawlikowski w swoich wspomnieniach „Wojna i sezon”: „Stawiano Sienkiewiczowi zarzut, że jego Trylogia podjudzała i podjudza młodzież do szaleńczych i samobójczych zrywów w rodzaju powstania warszawskiego. Zarzut moim zdaniem nie słuszny. Duchem Trylogii nie jest namawianie do szaleństw. Jej duchem jest – przygoda. A przygoda, choćby najbardziej szalona, nie jest samobójstwem. Odbrązawianie Sienkiewicza zaczęło się nie dlatego, że wybielił jakiegoś wodza polskiego i oczernił jakiegoś wodza kozackiego lecz dlatego, że w psychice polskiej załamał się duch przygody. (…) Od 1920 roku jesteśmy w defensywie.

Jesteśmy w defensywie również dlatego, że chociaż w sierpniu 1980 roku znaczna część naszego narodu poderwała się z kolan, to na skutek zmowy wyhodowanego przez okupantów pomiotu moskiewskich psiaków, których najbardziej reprezentatywnym przedstawicielem jest okadzany przez czcicieli knuta generał Wojciech Jaruzelski, z odwiecznymi kandydatami na nadzorców mniej wartościowego narodu tubylczego w postaci tak zwanej „lewicy laickiej” – efekty tamtego zrywu zostały niemal w całości zaprzepaszczone. „Stąd dla żuka jest nauka”, co prawda spóźniona, ale lepiej późno, niż wcale – by nikomu lekkomyślnie nie ufać, tylko zawsze sprawdzać.

Łatwo powiedzieć – ale jak właściwie takie rzeczy sprawdzać? Wydaje się, że jest jeden w miarę skuteczny test w postaci gotowości do poświęcenia. Jeśli ktoś podaje do wierzenia pogląd, że życie jest wartością najwyższą, temu w żadnym wypadku zaufać nie można i to nie tylko dlatego, że w sytuacji zagrożenia własnego życia gotów jest do zdrady, ale przede wszystkim dlatego, że propagując, że wpajając taka hierarchię wartości odbiera wszystkim gotowość do poświęcenia. A bez gotowości do poświęcenia – również życia – nie ma nadziei na zwycięstwo, nie mówiąc już o jakiejkolwiek wielkości. Bez gotowości do poświęcenia jest tylko wegetacja, której warunki zresztą zawsze określa kto inny. Bo o wartości idei i autentyczności przekonań tego, który ją głosi, świadczy z jednej strony gotowość zabijania dla jej ziszczenia, a z drugiej – gotowość rzucenia na szalę własnego życia. Jeśli tej gotowości nie widać, to nieomylny to znak, że albo idea jest niewiele warta, albo jeśli nawet ona sama jest wartościowa, to jej głosiciel tylko pozuje, ale wcale w nią nie wierzy. I chociaż dzisiaj, po zamachu w Norwegii, wygłaszanie takich opinii nie jest dobrze widziane przez naszych okupantów z bezpieki, którzy byliby najbardziej zadowoleni, gdybyśmy w ogóle nie opuszczali wspólnej obory, to przecież trzeba mówić prawdę, bo – jak podkreślał Józef Mackiewicz – jedynie ona jest ciekawa.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    serwis „Nowy Ekran” (www.nowyekran.pl)    1 sierpnia 2011

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2143

Skip to content