Aktualizacja strony została wstrzymana

Izraelski słoń a sprawa polska – Stanisław Michalkiewicz

Wprawdzie Grecja została uratowana przed bankructwem, to znaczy, że grandziarze nie tylko będą mogli wydoić od Greków to wszystko, co im wcześnie pożyczyli, ale również – a może nawet przede wszystkim – że nienależnie od wydojenia, będą mogli za psie pieniądze kupić to, co Grecy za pożyczone pieniądze zmodernizowali lub zbudowali od podstaw: porty, lotniska, hotele i tak dalej – a tu już w kolejce ustawia się Hiszpania, Portugalia i Włochy. Tylko nasz nieszczęśliwy kraj tryska optymizmem z każdej dziurki w nosie i częściach ciała, ale oczywiście do czasu, dopóki grandziarze nie dobiorą się do skóry i nam. „Baba za piecem z cicha kryjówki sobie szuka, dziad pod ławę się wpycha, a śmierć stoi i puka” – powiada poeta – więc skoro we wrześniu emerytury mają być wypłacone ze środków Funduszu Rezerwy Demograficznej to znaczy, że kryzys stanął u bram naszej zielonej wyspy.

Jeżeli salwa jeszcze nie padła to bynajmniej nie dlatego, że premier Donald Tusk, czy jego minister jest taki mądry, tylko dlatego, żeby niepotrzebnie nie płoszyć mniej wartościowego tubylczego narodu, który właśnie ma być wyszlamowany na co najmniej 65 miliardów dolarów przez bezcenny Izrael, działający wspólnie i w porozumieniu z Agencją Żydowską. Gdyby kryzys bezceremonialnie wkroczył na zieloną wyspę, nawet stanowiąca znaczną część tubylczych wyborców banda idiotów mogła by się zreflektować i swoim niesportowym zachowaniem zmusić razwiedkę do zmontowania na poczekaniu jakiejś politycznej alternatywy, co rodzi ryzyko powtórzenia wariantu węgierskiego. Zatem i grandziarze rozumieją, że lepiej nie płoszyć ptaszka – niech mu się zdaje, że jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej – aż wystrugany zostanie z banana stary-nowy rząd, który – kiedy już nie trzeba będzie zachowywać żadnych pozorów – obłupi głupich gojów ze skóry, żeby grandziarze pozwolili razwiedczykom pozostawić go przy zewnętrznych znamionach władzy.

Zapowiedź tego, co się wkrótce wydarzy, możemy wydedukować z niemądrej i haniebnej deklaracji Bronisława Komorowskiego wygłoszonej ustami starego faryzeusza Mazowieckiego Tadeusza 10 lipca w Jedwabnem, że „naród polski” musi zrozumieć, iż by także „sprawcą” – oczywiście sprawcą zbrodni II wojny światowej. Ta głupia – bo wprowadzająca zasadę odpowiedzialności zbiorowej – i haniebna – bo wychodząca naprzeciw niemieckiej i żydowskiej polityce historycznej o – niestety – antypolskim ostrzu deklaracja pokazuje, że zarówno rządzące naszym nieszczęśliwym krajem Siły Wyższe, jak i nasi Umiłowani Przywódcy, już przestępują z nogi na nogę i skaczą z gałęzi na gałąź, żeby zawczasu podlizać się nowym panom w nikczemnej nadziei, że w zamian za skrupulatne nadzorowanie mniej wartościowego narodu tubylczego, nie tylko zostaną pozostawieni u żłóbka, ale – kto wie – może nawet dostaną jakąś trafikę za wysługę lat?

W tej sytuacji jest prawie pewne, że kiedy 27 lipca ze spóźnioną wizytą przybędzie do Warszawy izraelski premier Beniamin Netanjahu, to nasi Umiłowani Przywódcy w podskokach obiecają mu, że podczas wrześniowego głosowania w Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych Polska będzie głosowała przeciwko palestyńskiemu wnioskowi o uznanie niepodległego państwa palestyńskiego. Tymczasem zgodę na takie głosowanie – bo przecież nie jesteśmy nic winni Palestyńczykom – Polska mogłaby drogo sprzedać – gdyby oczywiście zarówno rządzące naszym nieszczęśliwym krajem Siły Wyższe, jak i wystrugani przez nie z banana nasi Umiłowani Przywódcy kierowali się polskim interesem państwowym. A akurat jest ku temu stosowny moment, który być może nieprędko się powtórzy.

Chodzi oczywiście o sytuację, w jakiej znalazły się finanse państwowe Stanów Zjednoczonych. Jak wiadomo, już w maju sekretarz Skarbu Timothy Geithner oświadczył, że USA osiągnęły dopuszczalny limit zadłużenia w kwocie 14,3 bln (po amerykańsku – trylionów) dolarów, w związku z czym nie mogą zaciągać następnych pożyczek – on zaś Timothy Geithner, gwarantuje utrzymanie płynności finansowej państwa do 2 sierpnia br. pod warunkiem, że przestanie odprowadzać środki na fundusz emerytalny i rentowy funkcjonariuszy publicznych. 2 sierpnia zbliża się nieubłaganie i prezydent Obama próbuje uzyskać od Partii Republikańskiej zgodę na podniesienie dopuszczalnego limitu zadłużenia państwa z 14,3 bln dolarów do jakiejś wyższej kwoty.

Takie rzeczy już się zdarzały, więc nie byłoby tu jakiegoś precedensu, ale problem w tym, że Republikanie (pewnie nie wszyscy, ale najgłośniejsza większość) domagają się zobowiązania racjonalizacji wydatków publicznych. Jeśli prezydent Obama nie przeforsuje w Kongresie zwiększenia wspomnianego limitu, Stany Zjednoczone zbankrutują. Ale przynajmniej niektórzy Republikanie powiadają, ze to nic złego, że ta końska kuracja może okazać się zbawienna, bo wtedy rządowi nie pozostanie nic innego, jak z napływających pieniędzy podatkowych regulować rzeczywiście konieczne zobowiązania rządu, a bezlitośnie ciąć wydatki niekonieczne. Tych niekoniecznych wydatków jest bardzo dużo, a wśród nich może nie największą, ale za to z pewnego punktu widzenia istotną pozycją jest pomoc finansowa dla Izraela.

Ilościowy aspekt tej pomocy nie jest ani jedyny, ani najważniejszy, chociaż i on zasługuje na uwagę. Oto co piszą na ten temat profesorowie John J. Mearsheimer i Stephen M. Walt – autorzy książki „Lobby izraelskie w USA”: „ W 2005 roku bezpośrednie wsparcie wojskowe i gospodarcze udzielone Izraelowi przez Stany Zjednoczone wyniosło 154 mld USD (po kursie z 2005 roku), z czego większą część stanowiły darowizny, a nie pożyczki.” 154 mld dolarów to nie jest mało nawet jak na Stany Zjednoczone – a przecież „Izrael otrzymuje obecnie średnio 3 mld dolarów bezpośredniego wsparcia rocznie. Jest to suma, która odpowiada około jednej szóstej całego budżetu pomocy zagranicznej i równa się około 2 proc. izraelskiego PKB.” Na jednego mieszkańca Izraela przypada z tego tytułu 500 dolarów rocznie. Dalej autorzy dodają: „Trzy miliardy dolarów to hojny dar, ale to nie wszystko (…). Oficjalna suma 3 mld USD nie uwzględnia znacznej liczby innych korzyści. (…) Prawdziwa roczna suma pomocy wynosi ponad 4,3 mld USD (str. 43).

Ale i to nie wyczerpuje całości zagadnienia. Ponieważ USA są zadłużone, to Izrael pieniądze otrzymane od Stanów Zjednoczonych w ramach pomocy pożycza Ameryce, która musi pożyczone od Izraela pieniądze oddać z wysokimi odsetkami, co amerykańskich podatników kosztuje dodatkowo 50-60 mln dolarów rocznie. Udzieloną przez USA pomoc Izrael częściowo inwestuje w amerykańskie obligacje, z czego osiąga dodatkowo ok. 600 mln dolarów rocznie. Wszystko to jest możliwe dlatego, że Izrael jest jedynym odbiorca pomocy amerykańskiej, który nie musi rozliczać się z jej wydatkowania. A niezależnie od pomocy finansowej, korzysta on ponadto z pomocy rzeczowej, głównie w postaci „nadmiaru artykułów obronnych”, ponad limit ustanowiony w roku 1976 w ramach porozumienia o ograniczeniu eksportu broni. Wreszcie, dla pełności obrazu warto dodać, że rząd USA jest gwarantem pożyczek dla Izraela na około 10 mld dolarów. Ale nawet nie tutaj pies jest pogrzebany.

Oto Centrum Wiesenthala przyznało tytuł „antysemitów roku 2010” wielu osobistościom, zaś ich listę otwierała wiekowa dziennikarka Helena Thomas, wieloletnia korespondentka akredytowana przy Białym Domu. Za cóż Centrum Wiesenthala wyróżniło ją tak zaszczytnym tytułem? Z dalszej części zorientują się Państwo dlaczego bycie antysemitą, a zwłaszcza – antysemitą roku, śmiało może być uważane za atrybut zaszczytny. Otóż pani Helena Thomas podczas jednej z pierwszych konferencji prasowych prezydenta Obamy zadała mu niewinne pytanie, czy przypadkiem nie wie, jakie państwo na Bliskim Wschodzie dysponuje bronią jądrową. Zamiast odpowiedzieć tak lub nie na to pytanie, prezydent Obama nagle stracił cały kontenans; zaczął bełkotać coś od rzeczy i bez związku, po czym konferencję gwałtownie przerwano.

Rzecz w tym, że od roku 1972 obowiązuje w Stanach Zjednoczonych ustawa, zgodnie z którą państwo które łamie lub obchodzi ograniczenia wynikające z traktatu o zakazie rozprzestrzeniania broni jądrowej, nie może korzystać z żadnej pomocy amerykańskiej. Gdyby zatem prezydent Obama przyznał, że wie, które bliskowschodnie państwo posiada broń jądrową, mógłby zostać oskarżony o spisek przeciwko Stanom Zjednoczonym. Dlatego zamiast odpowiedzieć na pytanie pani Thomas, w ostatniej chwili ugryzł się w język i tylko bełkotał coś bez związku. Oczywiście Centrum Wiesenthala takiego antysemickiego wybryku nie mogło nie zauważyć i stąd pani Helena Thomas znalazła się na pozycji lidera listy „antysemitów roku 2010” Chwała jej za to, że realizując zasadę dążenia do prawdy, nie przestraszyła się żydowskich grandziarzy!

Otóż o ile w tak zwanych ”normalnych” czasach można było jakoś przechodzić do porządku nad tym słoniem w menażerii, o tyle w momencie bankructwa państwa nie można wykluczyć, że jakiś prawdziej sobie o tej ustawie przypomni, a w tej sytuacji wszelka pomoc dla Izraela może zawisnąć na włosku! Ponieważ, jak powszechnie wiadomo, w Ameryce ogon wywija psem, to żydowscy grandziarze finansowi musieli najlepiej wiedzieć, jak wygląda płynność finansowa USA i jest prawie pewne, że tą wiedzą podzielili się z rządem bezcennego Izraela. W tej sytuacji lepiej rozumiemy przyczyny dla których władze bezcennego Izraela, porzucając wszelkie, dotychczas podtrzymywane pozory, skumały się z Agencją Żydowską gwoli realizacji programu „odzyskiwania mienia żydowskiego” w Europie Środkowej” – przede wszystkim w Polsce.

W takich niepewnych czasach każdy srebrnik się przyda, zwłaszcza, że wcale nie jest powiedziane, że poddawane właśnie szlamowaniu na rzecz finansowych grandziarzy europejskie narody nie przypomną sobie, że wprawdzie jest czas nasiąkania, ale również jest czas wyciskania nasiąkniętych i nie zechcą przejść do tego właśnie etapu. A tu jeszcze jak na złość Francja zainicjowała „jaśminowe rewolucje” w północnej Afryce, w następstwie których w takim Egipcie, czy Tunezji, mimo misji groteskowego „mędrca Europy” i bufonowatego ministra Sikorskiego, tylko patrzeć jak zza karnych szeregów tamtejszej armii wychyli się Bractwo Muzułmańskie w całej straszliwej postaci.

Ze strony bezcennego Izraela nie wygląda to wszystko dobrze, ale właśnie dlatego to jest najlepszy moment, by za drobną w końcu przysługę w postaci głosowania w ONZ, wymusić na bezcennym Izraelu nie tylko rezygnację z operacji szlamowania, ale i publiczną deklarację, że nie ma on wobec Polski żadnych roszczeń majątkowych z jakiegokolwiek tytułu. I 27 lipca, kiedy ze spóźnioną wizytą przybędzie do Warszawy izraelski premier Beniamin Netanjahu, przekonamy się, czy kierujące naszym nieszczęśliwym krajem Siły Wyższe kierują się polskim interesem państwowym, czy też, wraz z naszymi Umiłowanym Przywódcami, już nas zdradzili.

Stanisław Michalkiewicz

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2128

Skip to content