Aktualizacja strony została wstrzymana

Za kulisami „Dwójki”

Z prof. Andrzejem Pepłońskim, autorem ksiażki „Wojna o tajemnice. W tajnej służbie II Rzeczpospolitej 1918-44” rozmawia Tomasz Zb. Zapert

– Twierdzi Pan, że wywiad II RP funkcjonował w specyficznych warunkach – brak było doświadczonych ludzi i szczupły budżet – lecz mimo to, wydatnie przyczynił się do zwycięstwa w wojnie z bolszewikami…

– Gdyby nie wcześniejsze utworzenie Polskiej Organizacji Wojskowej a szczególnie jej struktur na Ukrainie, Białorusi i w głębi Rosji oraz zdobyte podczas I wojny światowej doświadczenie konspiracyjne i wywiadowcze – utworzenie skutecznego wywiadu podczas wojny z bolszewikami byłoby niemożliwe. Wprawdzie te konspiracyjne struktury były paraliżowane przez rewolucyjny kontrwywiad, ale wielu członków POW unikało aresztowań rozszerzało kontakty nie wiedząc, że będą one wkrótce potrzebne odrodzonej Ojczyźnie. Wywiad POW ( Komendy Naczelnej III w Kjowie) funkcjonował w specyficznych warunkach ponieważ często brak było pieniędzy nawet na skromną wegetację. Poruszanie się w terenie utrudniały częste kontrole i rewizje organizowane przez bolszewików. Wielu członków organizacji zostało przez nich  rozstrzelanych. Jedynym sposobem przesyłania meldunków do Warszawy było wysyłanie kurierów przedzierających się przez pilnie strzeżoną linię frontu. Ale dostarczane przez nich informacje, nawet jeśli były spóźnione, miały ogromne znaczenie ponieważ były prawdziwe i mogły służyć do weryfikacji z innymi danymi.

–  Czy i na ile było infiltrowane MSZ za kadencji płk Józefa Becka przez agenturę sowiecką?

Pełna odpowiedź na to pytanie znajduje się w archiwach rosyjskich, które są aktualnie niedostępne. Jednak na podstawie pewnych poszlak i informacji jakimi dysponował Oddział II można stwierdzić, że personel kilku placówek dyplomatycznych RP mógł utrzymywać kontakty z wywiadem wschodniego sąsiada. Klasycznym przykładem może być afera w polskim poselstwie w Bukareszcie ujawniona w połowie 1931 r. Stwierdzono,że kilku urzędników utrzymywało kontakty z agenturą OGPU za pośrednictwem Towarzystwa Akcyjnego ” Romana Africano”. Głównymi postaciami tej afery byli- wicekonsul Jarosław Łuba i jego żona Zofia. Wobec personelu polskich placówek w ZSRR stosowano różne metody szantażu i próby werbunku zgłaszane przez poszczególne osoby nie można jednak wykluczyć przypadków zdrady. Najpoważniejsze podejrzenia wysuwane są przez historyków rosyjskich wobec mjr Tadusza Kobylańskiego, który miał być rzekomo zwerbowany gdy pełnił funkcję attache wojskowego w Moskwie. W połowie lat trzydziestych objął odpowiedzialne stanowisko naczelnika Wydziału Wschodniego i wicedyrektora Departamentu Politycznego MSZ. Analiza raportów mjr Kobylańskiego z lat 1925-1928, gdy pracował w Moskwie nie wskazuje aby starał się dezinformować swych przełożonych w Warszawie. Należy brać pod uwagę również taką ewentualność,że wywiad sowiecki wykorzystał jego słabości i dokonał werbunku ale mjr. Kobylański zameldował o tym wcześniej Oddziałowi II i na polecenie centrali prowadził grę z wywiadem sowieckim. Takie przypadki zdarzały się o czym świadczą zachowane dokumenty naszego wywiadu.

– „W międzywojniu i na obczyźnie – podczas II wojny światowej – nasz wywiad nie był oceniany obiektywnie”. Z jakich względów?

– W okresie międzywojennym wywiad był angażowany do przeciwdziałania zagrożeniom politycznym pochodzącym z zewnątrz, głównie ze strony ZSRR i Niemiec. Sowieckie służy specjalne starały się przenikać nie tylko w szeregi wojska, lecz także do różnych środowisk i ugrupowań starając się pozyskiwać zwolenników dla komunistycznych idei lub wywoływać destrukcję i niechęć do ówczesnych władz. Jednym z głównych celów działalności kontrwywiadu wojskowego i cywilnych organów bezpieczeństwa było ujawnianie wpływów komunistycznych nawet w łonie legalnych ugrupowań. Dlatego każda interwencja mająca na celu ograniczenie akcji komunistycznych lub antypaństwowych wywoływała sprzeciw ze strony opozycji i niekorzystne dla władz komentarze. Trudna sytuacja gospodarcza w latach trzydziestych sprzyjała podsycaniu negatywnych nastrojów, eskalacji demonstracji, radykalizacji haseł oraz zmuszała aparat państwowy do zdecydowanego przeciwdziałania. Użycie policji kojarzono z akcją aparatu bezpieczeństwa lub rzekomo wszechobecnej „dwójki” czyli Oddziału II. Taki scenariusz był korzystny zwłaszcza dla wschodniego sąsiada.

W międzywojniu Oddział II rzeczywiście czasami zbyt głęboko penetrował życie społeczne w Polsce. Poza względami merytorycznie uzasadnionymi nie brak było nadgorliwości na rzecz obozu rządzącego. Stąd mogła brać się niechęć do tajnych służb. Ale nie była ona powszechna, ponieważ wywiad uzyskiwał pomoc ze strony wielu obywateli reprezentujących różne środowiska.

Po klęsce wrześniowej nastąpił atak na Oddział II kojarzony z obozem sanacyjnym. Było to wygodne rozwiązanie dla tych, którzy bezpośrednio bądź pośrednio odpowiadali za wynik wojny obronnej. Oskarżanie wywiadu za brak rozpoznania zagrożenia ze strony Niemiec a także ZSRR było wówczas przekonujące. Odsuwało na dalszy plan konieczność rozliczenia ekip sprawujących władzę zwłaszcza w ostatnich latach pokoju. W konsekwencji wielu wybitnych specjalistów Oddziału II zostało odsuniętych od prac wywiadowczych, poddani zostali inwigilacji i poważnym oskarżeniom.

– Kto był odpowiedzialny za pozostawienie we Wrześniu 1939 r. akt II Oddziału, którymi podzielili się nasi najeźdźcy?

– Wiele osób za to odpowiada. Przede wszystkim kierownictwo Archiwum Wojskowego, Szef Oddziału II Sztab Głównego WP, szef Sztabu Głównego a także Naczelny Wódz. Wszyscy oni wiedzieli jak ważne informacje zawierają archiwa wywiadu. Były tam nie tylko akta personelu Oddziału II, agentów czynnych i wyeliminowanych, ale także dane personalne osób zaangażowanych do przygotowywanej przez wiele lat tzw. dywersji za frontowej, dane wywiadowczej sieci wojennej, szyfry, dane o metodach pracy wywiadowczej, dotyczące tzw. akcji „Wózek” i tysiące informacji, dokumentów i opracowań analitycznych umożliwiających odtworzenie wywiadowi niemieckiemu całokształtu działalności Oddziału II w kierunku zachodnim i wschodnim.

– Czym tłumaczy Pan nieodpowiedzialne i pochopne działania rządu Władysława Sikorskiego, polegające na izolowaniu niektórych sanacyjnych oficerów w obozach odosobnienia?

–  Krytyka sanacyjnego aparatu bezpieczeństwa i wywiadu podgrzewała atmosferę potępienia dla rządów przedwrześniowych. Wywiad był łatwym do zrozumienia symbolem klęski. Większość społeczeństwa  była przekonana, że polskie władze zostały zaskoczone wybuchem wojny. Prawdopodobnie sam Sikorski również był przekonany o winie Oddziału II. Izolując sanacyjnych oficerów kanalizował nastroje panujące w Polskich Siłach Zbrojnych i wśród społeczeństwa w kraju. Jego rząd, nieobciążony niedawną klęską, mógł lansować nową linię polityczną a w przyszłości liczyć na powrót do kraju w celu przejęcia władzy.

– Dlaczego osiągnięcia polskich wywiadowców podczas II wojny światowej, nie zostały w pełni wykorzystane przez aliantów, zaś po roku 1945 celowo je pomniejszano, a nawet usiłowano o nich zapomnieć?

– Sukcesy polskiego wywiadu były wykorzystywane przez sztaby aliantów, tylko pomijano je w ostatecznych ocenach. Tak było w przypadku operacji „Torch” w Afryce Północnej w 1943 roku a nawet podczas lądowania w Normandii. Jednak największe sukcesy odnosił nasz wywiad rozpoznając przygotowania do ataku wojsk niemieckich na ZSRR, a następnie informując sojuszników o sytuacji na froncie wschodnim i potencjale wojennym Rzeszy. Wywiad AK doskonale wywiązywał się ze swoich zadań a sojusznicy na pewno nie byliby w stanie uruchomić tak sprawnego rozpoznania. Pomniejszanie  znacznych zasług naszego wywiadu  pozwoliło sojusznikom osłabić rolę polskiego rządu emigracyjnego w tworzeniu powojennego ładu w Europie.

Po wojnie dla propagandy PRL było korzystne wskazywanie wywiadu sanacyjnego jako rzekomego sprawcy klęski wrześniowej. W ten sposób zamierzano odwracać uwagę od agresji sowieckiej 17 września a ponadto deprecjonować wywiad za przedwojenną walkę z ruchem komunistycznym.

Wywiad ukazał się w tygodniku „Nasza Polska” z 21 czerwca 2011 r.

KOMENTARZ BIBUŁY: Andrzej Pepłoński, syn partyzanta Armii Krajowej, nie wypiera się swojej przeszłości. Przyznaje, że przez lata był podpułkownikiem Milicji Obywatelskiej, w kwietniu 1968 roku wstąpił do PZPR. Przez następne kilka lata ścigał przestępców gospodarczych. W Teczce personalnej SB pisało o nim: „Przeprowadzono rozmowę na temat światopoglądu. Uczęszcza do kościoła i jest praktykującym katolikiem.” Musiał się tłumaczyć i napisał w wyjaśnieniu, że „Nie chodziłem nigdy do kościoła. Byłem niewierzący.” Twierdzi, że takie wyjaśnienie mieli mu doradzić znajomi.  Więcej w ciekawym wywiadzie tutaj.

Za: Nasza Polska (Lipiec 06, 2011) | http://www.naszapolska.pl/index.php/component/content/article/2342-za-kulisami-dwojki- | Za kulisami “Dwójki”

Skip to content