Aktualizacja strony została wstrzymana

Point de reveries? – Stanisław Michalkiewicz

Ostatni tydzień w polskiej polityce zdominowany został niemal bez reszty tak zwanym „incydentem” gruzińskim, jaki miał miejsce w pobliżu aktualnej granicy Gruzji z Osetią Południową. Gruziński prezydent Michał Saakaszwili, podobno wbrew wcześniejszym ustaleniom co do przebiegu wizyty, zawiózł tam prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Kiedy limuzyna wioząca obydwu prezydentów, wyprzedzona po drodze przez autobus z dziennikarzami, zatrzymała się w pobliżu linii demarkacyjnej, nagle „rozległy się strzały”, ale na szczęście „nikomu nic się nie stało”. Początkowo nie było nawet wiadomo, czy strzały „rozległy się” na postrach, czy na wiwat, w związku z czym władze Unii Europejskiej potępiły „incydent”, a konkretnie to, że strzały owe „rozległy się” w pobliżu miejsca pobytu obydwu prezydentów. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak Unia Europejska wyda dyrektywę, co może „rozlegać się” w pobliżu prezydentów, co – w pobliżu ministrów, co – w pobliżu deputowanych, a co „rozlegać się” w żadnym razie nie może.

W oczekiwaniu na te zbawienne zarządzenia możemy wrócić do wyjaśniania potępionego „incydentu”. Po jakimś czasie okazało się, że strzały się „rozległy”, bo zaniepokojony zbliżaniem się w nocnych ciemnościach kolumny samochodów, osetyński posterunek oddał w powietrze serię z broni maszynowej. Można zatem powiedzieć, że strzały „rozległy się” w podwójnym znaczeniu; intencjonalnie były na postrach, ale wyszło, że jednak na wiwat, bo dzięki temu prezydent Kaczyński mógł wzbogacić przyjaźń z prezydentem Saakaszwilim o element braterstwa broni. Nawiasem mówiąc, podobna sytuacja miała miejsce podczas pobytu na Wystawie Światowej w Paryżu rosyjskiego cesarza Aleksandra II. Kiedy jechał powozem z cesarzem Francuzów Napoleonem III, jakiś człowiek kilkakrotnie strzelił w ich kierunku, ale chybił. Napoleon III bardzo nasładzał się tym rosyjsko-francuskim „braterstwem broni” – że niby przeszło „próbę ognia”, a w nagrodę za wykazanie zimnej krwi, słynąca z urody cesarzowa Eugenia Aleksandra II gorąco wycałowała.

Niestety prezydenta Lecha Kaczyńskiego taka nagroda nie spotkała. Przeciwnie – wszyscy rzucili się na niego z oskarżeniami o „lekkomyślność” i tak dalej. Ciekawe, że do oskarżeń tych przyłączyła się również żydowska gazeta dla Polaków, czyli „Gazeta Wyborcza”, chociaż jeszcze całkiem niedawno piórem samego Adama Michnika wychwalała prezydenta Kaczyńskiego pod niebiosa właśnie z powodu uznania przezeń prezydenta Saakaszwiliego za swoja najukochańszą duszeńkę. Doszło nawet do tego, że Aleksander Smolar, trzęsący polskim oddziałem Fundacji Batorego, z której, z łaski „filantropa” życiodajną zupę chlipią wszystkie tubylcze autorytety moralne, zrugał prezydenta Kaczyńskiego na łamach „Rzeczpospolitej” za „postjagiellońskie mrzonki”. Chodziło mu o to, że prezydent Kaczyński nie kocha należycie Unii Europejskiej, bo bardziej skłania się ku wspólnocie regionalnej, obejmującej mniej więcej obszar dawnej Rzeczypospolitej, w której to wspólnocie Polska odgrywałaby rolę pierwszego wśród równych.

Trudno było domyślić się, skąd u wiadomej diaspory taka nagła i zasadnicza zmiana „mądrości etapu” – aż we czwartek, 27 listopada, media przyniosły skrzydlatą wieść, że Kondoliza „wycofała się” z popierania szybkiego członkostwa Gruzji i nawet Ukrainy w NATO. W zamian za to USA skupia się „umacnianiu” tam „demokracji”. Co podsekretarz Daniel Fried, który tę rewelację objawił, przez to rozumie – Jahwe raczy wiedzieć, więc nie można wykluczyć, że w zamian za odgrywanie, dajmy na to, przez Gruzję, roli amerykańskiego dywersanta na Kaukazie, kręgi rządzące Ameryką pozwolą Gruzinom, by golił ich do gołej skóry sam Borys Abramowicz Bieriezowski i to nie tylko w imieniu własnym, ale przede wszystkim – w imieniu „filantropa”, z którego ręki, za pośrednictwem Aleksandra Smolara, jedzą autorytety moralne nie tylko w Polsce, ale w całej Europie Środkowej, którą „filantrop” szczególnie sobie upodobał na eksperymenty ze „społeczeństwem otwartym”. Otwartym na wszystko, a więc także – na rabunek. Okazuje się, że Stany Zjednoczone traktują Gruzję podobnie jak Polskę, uważaną za rodzaj nieprzebranej skarbonki dla samozwańczych rzeczników ofiar holokaustu.

Zatem na tym etapie wszelkie „mrzonki” będą pryncypialnie potępiane w imię „realpolitik”, której zasady, podobnie jak konieczności dziejowe, objawią wkrótce tubylcom mełamedzi, chlipiący swą intelektualną zupę w garkuchni Aleksandra Smolara. Widocznie dryg do tego maja w genach, bo któż za Stalina objawiał tubylcom dialektyczne meandry „materializmu dziejowego”? Taki finał można było zresztą z góry przewidzieć, bo powiedzmy sobie szczerze – kto to widział, żeby jacyś tubylcy snuli mrzonki już nawet nie o politycznej potędze, ale nawet o jakiejkolwiek roli? Co innego starsi i mądrzejsi. Oni mogą snuć sobie mrzonki o panowaniu na obszarze „od wielkiej rzeki egipskiej do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat” i nikt nie ośmieli się im tego wyperswadować, choćby nawet z tego powodu w ogniu „wojny z terroryzmem” miał stanąć cały świat. Znaczy – co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie i wobec tego na nowym etapie jest rozkaz, by porzucić „mrzonki” i nastąpić się „do Europy”, której politycznym kierownikiem jest nieszczęśliwa miłość starszych i mądrzejszych w postaci Niemiec. Te z kolei, jak wiadomo, za principium swojej polityki w Europie uważają strategiczne partnerstwo z Rosją, więc nic dziwnego, że minister Sikorski, który z różnych względów musiał mieć informacje o zmianie etapu co najmniej tak wcześnie, jak Aleksander Smolar, zadeklarował, że w instalacjach wojskowych, jakie Amerykanie ewentualnie w Polsce zbudują, rosyjscy inspektorzy będą mogli bywać „prawie stale”. Trudno o bardziej wymowne wyjście naprzeciw rosyjskiej mrzonce, by Polska znowu stała się „bliską zagranicą”, czemu – jak się okazuje – członkostwo w NATO zupełnie nie przeszkadza.


Stanisław Michalkiewicz
Komentarz  ·  tygodnik „Goniec” (Toronto)  ·  2008-11-30  |  www.michalkiewicz.pl

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: michalkiewicz.pl


Skip to content