Aktualizacja strony została wstrzymana

Jak uzgodniono „zabezpieczenie” wraku

Na monity w sprawie niszczejącego wraku tupolewa MAK odpowiadał, że nie dysponuje odpowiednim namiotem

Polska komisja badająca okoliczności katastrofy na Siewiernym zgodziła się, by złożone na płycie tego lotniska szczątki polskiego samolotu zostały przykryte brezentem, a nie znalazły się pod namiotem. Komisja miała świadomość niedoskonałości takiej propozycji, mimo to zaakceptowała rozwiązanie zasugerowane przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) i przerzuciła ciężar sprawy na prokuraturę wojskową z nadzieją, że ta w rozmowach z komitetem śledczym Federacji Rosyjskiej wynegocjuje więcej. W efekcie Rosjanie pospiesznie, tuż przed pielgrzymką rodzin 10 października 2010 roku, ogrodzili wrak i okryli go brezentem, oficjalnie w sposób zaakceptowany przez stronę polską.

Do końca lipca 2010 roku Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego podejmowała rozmowy z Międzypaństwowym Komitetem Lotniczym (MAK) dotyczące sposobu zabezpieczenia wraku samolotu Tu-154M, który uległ katastrofie lotniczej 10 kwietnia 2010 roku. Komisja nie była w stanie uzyskać od MAK lepszego rozwiązania niż pokrycie wraku brezentem i ostatecznie zgodziła się na taką formę „zabezpieczenia” szczątków samolotu – ustalił „Nasz Dziennik”. Świadomość niedoskonałości takiego rozwiązania miał płk Mirosław Grochowski, zastępca przewodniczącego Komisji, który sygnalizował problem płk. prok. Ryszardowi Filipowiczowi, zastępcy Wojskowego Prokuratora Okręgowego w Warszawie. Z informacji, do których dotarł „Nasz Dziennik”, wynika, że płk Grochowski 27 lipca 2010 r. pisemnie sygnalizował sprawę prokuraturze wojskowej. Informował wówczas, iż z uwagi na brak możliwości ze strony MAK pozyskania specjalnego namiotu, KBWLLP wyraża zgodę, by szczątki samolotu zostały zabezpieczone brezentem. Komisja – w związku z koniecznością udzielenia odpowiedzi stronie rosyjskiej – prosiła prokuraturę o zajęcie stanowiska w sprawie. Pułkownik Grochowski zwrócił się też do polskich śledczych z sugestią, by ci rozważyli możliwość zwrócenia się do prokuratury rosyjskiej w sprawie pozyskania odpowiedniego namiotu zabezpieczającego wrak w ramach pomocy prawnej w badaniu przyczyn katastrofy.

Pytana o sprawę Małgorzata Woźniak, rzecznik prasowy MSWiA, zaznaczyła, że nie ma żadnych informacji na temat działań podejmowanych przez Komisję w kwestii zabezpieczenia wraku, i zadeklarowała podjęcie próby ustalenia stanu faktycznego.

Ostatni wniosek w sierpniu

Tymczasem sprawę zabezpieczenia wraku podejmowała Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która według zapewnień płk. Zbigniewa Rzepy, rzecznika Naczelnego Prokuratora Wojskowego, kwestiami związanymi z wrakiem samolotu Tu-154M była szczególnie zainteresowana już od dnia katastrofy. Ostatni wniosek dotyczący zabezpieczenia wraku WPO skierowała do Prokuratury Generalnej Federacji Rosyjskiej 5 sierpnia 2010 roku. W piśmie tym prokuratura prosiła m.in. o to, by do czasu przekazania szczątków samolotu stronie polskiej zabezpieczyć je przed negatywnym działaniem warunków atmosferycznych. – Pragnę przypomnieć, że już w pierwszym wniosku o pomoc prawną z dnia 10 kwietnia 2010 r. prokuratura zwróciła się do strony rosyjskiej z postulatem przekazania dowodów rzeczowych zabezpieczonych na miejscu zdarzenia, w tym w szczególności wraku samolotu. W szóstym wniosku o pomoc prawną z dnia 5 sierpnia 2010 r. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie po raz kolejny zwróciła się do strony rosyjskiej o przekazanie wszelkich szczątków samolotu Tu-154M nr 101 – zaznaczył płk Rzepa. Dodał, że jednocześnie prokuratura postulowała, aby do czasu przekazania szczątków samolotu umieścić je w hangarze lub namiocie, ewentualnie okryć brezentem w celu zabezpieczenia przed negatywnym działaniem warunków atmosferycznych. – Propozycja takiego sposobu zabezpieczenia szczątków samolotu była przedmiotem uzgodnień z Komisją Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego – potwierdził płk Rzepa.

Zapłacimy za brezent

W ocenie gen. bryg. rez. Jana Baranieckiego, byłego zastępcy dowódcy Wojsk Lotniczych Obrony Powietrznej, który uczestniczył w wyjaśnianiu przyczyn katastrof lotniczych, mając na uwadze przyjęty sposób badania katastrofy Tu-154M, KBWLLP w praktyce nie miała większej możliwości wpływu na decyzje strony rosyjskiej podejmowane czy to w sprawie losów wraku, czy też sposobu i zakresu wykonywanych badań. – Dobrze, jeśli Komisja występowała w tej sprawie do strony rosyjskiej, ale wątpię w to, że jej zdanie mogło się tu liczyć – zauważył gen. Baraniecki. Jak ocenił, sprawa sposobu zabezpieczenia wraku jest o tyle przykra, że zapewne strona rosyjska będzie się domagała od Polski zwrotu kosztów przeprowadzonych badań i wszelkich udzielonych usług związanych z katastrofą. Bez względu na koszty wrak należało jednak właściwie zabezpieczyć. – Nie ma wątpliwości, że Rosjanie byli zobowiązani zabezpieczyć wrak. Gdyby strona polska prowadziła z Rosjanami badania wspólne, to ta kwestia byłaby sprawą wspólną. Wówczas strona polska, w razie niedostatku odpowiedniego sprzętu w Rosji, mogłaby zabezpieczyć odpowiedni namiot czy hangar. Skoro jednak badanie prowadził MAK, to strona polska nie mogła o niczym decydować – dodał. W ocenie gen. Baranieckiego, można było przeforsować inny sposób zabezpieczenia, ale do tego była potrzebna większa determinacja po stronie polskiego rządu. – Takie hangary są w Polsce, mogliśmy je od biedy zapewnić – dodał. Zdaniem gen. Baranieckiego, po półrocznym składowaniu wraku pod gołym niebem prawdopodobnie sposób okrycia szczątków samolotu nie miał już większego znaczenia. – To był istotny błąd przyjętego systemu badania tej katastrofy. Wszystko, co się usuwa od pierwszego dnia z miejsca katastrofy, należało odpowiednio zabezpieczyć, złożyć np. w hangarze, bo na miejscu zdarzenia nie można wykonać wszystkich badań. Czasem też trzeba wracać do niektórych kwestii, odszukać pewne elementy, bo może się okazać, że mogły one mieć wpływ na przebieg lotu, a nie zostały dotąd zbadane – wyjaśniał.

Jak ocenił w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” mec. Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego, nie jest tajemnicą, że Rosja jest krajem „wiecznych niedoborów”, a ponadto dla Rosjan dowód rzeczowy w postaci wraku samolotu Tu-154M zapewne nie ma takiego znaczenia, jakie powinien mieć dla strony polskiej. – Należało bezwzględnie narzucać się z propozycją rozwiązania tego problemu we własnym zakresie. Niestety, w Polsce ów dowód jest dość powszechnie lekceważony. W żadnym szanującym się kraju w sytuacji rozpoznawania katastrofy lotniczej tego rodzaju dowód nie jest tak zabezpieczany jak w tym przypadku, m.in. po to, by gołosłownie nie wykluczać jakichś wersji śledczych – zaznaczył mec. Pszczółkowski. Dodał, że należało dopilnować, by szczątki samolotu Tu-154M zostały zabezpieczone tak, by zachowały się w możliwie dobrym stanie, umożliwiającym ich dalsze badanie. – Brak dowodów w postaci badań elementów samolotu dla polskiego śledztwa nie jest dobry i jeżeli była możliwość wspomożenia Rosjan w kwestii zadbania o dowód w postaci szczątków samolotu, choćby w kwestii finansowej, to należało to uczynić i z pomocą polskich środków wrak zabezpieczyć – zaakcentował. Zdaniem mec. Pszczółkowskiego, jest niezrozumiałe, dlaczego strona polska nie przywiązuje większej wagi do wraku. – Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem, ale analizując badanie katastrofy lotniczej chociażby w Lockerbie, można jednoznacznie wysnuć, że analiza szczątków samolotu jest niezbędna – zauważył. Ocenił, że problem zabezpieczenia wraku rozbił się o kwestie techniczne i brak odpowiedniego zaangażowania strony polskiej. – Sądzę, że gdyby strona polska zaproponowała wykonanie takiego zabezpieczenia, strona rosyjska pomysł by zaakceptowała – zaznaczył. Odmowa byłaby bardzo niezrozumiała i zostałaby odebrana dwuznacznie. Zdaniem mec. Pszczółkowskiego, śledztwo smoleńskie od początku potrzebowało wsparcia ze strony władz Polski, bo bez niego skazane jest na niepowodzenie. – Wszyscy uważają, że prokuratura wojskowa poradzi sobie we własnym zakresie. Ta ma jednak znikomą siłę przebicia na arenie międzynarodowej. Bez inicjatywy najwyższych władz państwowych to śledztwo skazane jest na katastrofę – dodał.

Zabezpieczenie wraku samolotu Tu-154M wykonane zostało w pierwszych dniach października 2010 roku. Prace zajęły niespełna cztery dni i nabrały wyraźnego przyspieszenia w związku z planowaną na 10 października 2010 r. pielgrzymką rodzin ofiar do Smoleńska. Wrak został przykryty brezentem, a miejsce składowania szczątków zostało ogrodzone 3-metrowym metalowym płotem. Strona rosyjska zapewniała wówczas, że tak wykonany „namiot” ma taką konstrukcję, że do wraku maszyny można podejść w każdej chwili. Całość kosztowała Rosjan 100 tysięcy złotych.

Marcin Austyn

Za: Nasz Dziennik, Środa, 20 kwietnia 2011, Nr 92 (4023) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110420&typ=po&id=po05.txt

Skip to content