Kampania prezydencka się skończyła i „świętemu” Obamie przestaje być chwilowo potrzebny wizerunek pobożliwego chrześcijanina. Zdążył uwieść już wystarczającą ilość wyborców, obłąkanych kazaniami baptystycznych pastorów i medialnym jazgotem liberalno-rasistowskich stręczycieli, i teraz może skupić się na wizerunku długofalowym, a przede wszystkim skupić się dalej na sobie.
Jak zauważają obserwatorzy, od czasu wygranych wyborów, prezydent-elekt Barack Obama przestał chodzić do kościoła i wykorzystuje wolny czas niedzielny na budowanie swoich mięśni w siłowni. Stanowi to wyraźne odstępstwo nawet od przypadków Billa Clintona, czy też Georga Busha, którzy nie zaprzestali uczęszczania w niedzielę do swoich kościołów. Rzecznik Obamy wyjaśnił jednak, że prezydent-elekt jest osobą bardzo szanującą uczucia innych i nie uczęszcza obecnie do kościoła, gdyż po prostu nie chce przeszkadzać wiernym nie przyzwyczajonym do jego obecności i że „szuka [odpowiedniego] kościoła w Waszyngtonie”.
Na podstawie: Catholic Agency News