Aktualizacja strony została wstrzymana

Afera Parafianowicza – kto pociąga za prokuratorskie sznurki?

Niezależność prokuratury przyniosła ten skutek, że teraz nie sposób już ustalić, kto politycznie pociąga za prokuratorskie sznurki.

Bo to, że pociąga, widać gołym okiem.

Sprawa wiceministra finansów Andrzeja Parafianowicza pokazuje, że uniezależnienie prokuratury, które miało być lekiem na całe zło, okazuje się lekarstwem gorszym od choroby.

Oto znowu mamy aferę z niejasnymi działaniami prokuratury, z polityką w tle – lecz nie wiadomo, jak tę aferę wyjaśnić, bo prokuratura stała sie nietykalna.

Lecz chyba nie dla wszystkich….

Nie mam wiedzy – bo i nie mogę mieć – czy minister Parafianowicz w czymś zawinił czy nie. Jeśli jednak tak było, że wymachiwał dymisją urzędnika skarbowego, żeby na nim wymusić nieuzasadnione zwolnienie rafinerii „Trzebinia” ze zobowiązań podatkowych idących w setki milionów złotych, to skandal byłby wielki i oczywiste przestępstwo nadużycia uprawnień, a niewykluczone, że i korupcji również. I to wielkiej korupcji.

I o to w takiej sprawie w prokuraturze dochodzi do sytuacji, że zwierzchnik powstrzymuje prokuratora prowadzącego śledztwo od przedstawienia ministrowi zarzutów.

Niechby coś takiego stało się w prokuraturze za czasów Ziobry! Byłaby medialna jazda, że drżyjcie narody! A dziś w sprawie Parafianowicza jest zaledwie lekki szmerek.

Prokuratura jest niezależna, podobno też apolityczna, ale chciałoby się wiedzieć, kto i dlaczego broni Parafianowicza przed postawieniem mu zarzutów. Kto, skąd i dlaczego pociąga za sznurki tego śledztwa?

Ale kogo o to zapytać i jak, skoro prokuratura jest tak niezależna, że nie odpowiada nawet przed Bogiem i historią?

Gdy Prokuratorem Generalnym był Minister Sprawiedliwości – sytuacja była jasna. Pełna odpowiedzialność spoczywała na Ministrze Sprawiedliwości-Prokuratorze Generalnym. Ministrem był polityk, owszem, ale właśnie jako polityk, wybierany i odpowiedzialny przed wyborcami i przed Trybunałem Stanu, musiał się on szczególnie liczyć z konsekwencją swoich działań lub zaniechań. Opinia publiczna mogła go pytać i żądać odpowiedzi o tym, co dziej się w śledztwach. Mogła o to pytać na przykład poprzez posłów, w tym zwłaszcza opozycji, którzy mogli Prokuratora Generalnego maglować na komisjach sejmowych, mogli mu zadawać pytania, składać interpelacje, mogli go rozliczać z prowadzonej polityki karnej.

Dziś opinia publiczna o żadne śledztwo zapytać nie może, nawet o smoleńskie, bo prokuratura jest niezależna. Prokurator Generalny z łaski odpowiadał na pytania w komisji sejmowej, do czasu, gdy się obraził i zapowiedział, że więcej na komisję nie przyjdzie.

W sprawie Parafianowicza też najprawdopodobniej nie doczekamy się żadnych wyjaśnień.

Po cóż Prokurator Generalny miałby cokolwiek wyjaśniać, skoro nie musi, a posłowie mogą mu jak – jak klient majstrowi ze skeczu Kobuszewskiego, Gołasa i Michnikowskiego – mogą mu skoczyć.

Przypomnijmy sobie aferę starachowicką. Ministrem sprawiedliwości i zarazem Prokuratorem Generalnym był wtedy Grzegorz Kurczuk z SLD, który nie stanął w obronie oskarżonych kolegów, choć instrumenty prawne miał w ręku, żeby ich bronić. Sądzę, że nie bronił ich z uczciwości, ale zapewne też z tego powodu, że jako polityk musiał się obawiać fatalnych politycznych skutków takiej obrony.

A dziś mamy aferę hazardową, w której śledztwo prowadzi prokuratura niezależna i apolityczna. I co z tego?

Ani poseł, ani obywatel nie ma prawa nawet zapytać, dlaczego główni bohaterowie tej afery nie mają przedstawionych zarzutów, tylko zeznają w charakterze świadków. Nie ma prawa zapytać, bo prokuratura jest dziś niezależna, samorządna i samo nieodpowiedzialna. Jeśli zechce kogoś wykończyć, to wykończy (znam przykłady)  Jeśli zechce kogoś sponiewierać, to sponiewiera, a jeśli zechce ukręcić sprawie łeb, to ukręci. Takie prawo uchwaliła koalicja PO-PSL-SLD.

Problem dotyczy nie tylko spraw politycznych, ale też setek innych spraw zwykłych ludzi, w których prokuratura robi albo nie robi co chce. Nikt bowiem, od sprzątaczki do premiera i prezydenta, nie może zapytać Prokuratora Generalnego o konkretne śledztwa. Posłowie którzy zwracają się z pytaniami do prokuratury w związku ze skargami ludzi, dostają aroganckie odpowiedzi, żeby nie wsadzali nosa w nieswoje sprawy. Ludzie przychodzą do biur poselskich, wypłakują się posłom w rękawy (rękawy moich garniturów są mokre od łez, aż po pachy), wybrańcy narodu piszą pisma interwencyjne, a samo wybierający się prokuratorzy mają to w dupie (Wańkowicz zezwolił na używanie tego słowa) i interweniujących posłów odsyłają na drzewo.

Słyszę, że nawet Posłowie Platformy zaczynają już na to zgrzytać zębami. A sami tego chcieli…

Ja też mam swoje doświadczenia w bojach i potyczkach z prokuraturą. Ot, taki przykład – prokuratura skierniewicka wbrew wszelkim faktom i dowodom, popełniając skandaliczne błędy, umorzyła sprawę zamordowania młodej kobiety, kpiąc nie tylko z prawa, ale i ze zdrowego rozsądku, poniżając przy tym i upokarzając zbolałych rodziców zamordowanej dziewczyny. Iluż trzeba było pism, apeli, iluż publikacji w prasie, żeby władze prokuratorskie łaskawie uznały, że nie naprawi śledztwa ten sam prokurator, który je spieprzył i litościwie przeniosły to śledztwo poza Skierniewice. Co z tego będzie – nie wiem – ale długo trzeba było wyrywać to śledztwo z rąk ewidentnych partaczy.

Kiedy koalicja PO-PSL przy poparciu SLD z wielkim hukiem zmieniała ustawę i radośnie wprowadzała niezależność prokuratury – ostrzegałem, że bokiem wyjdzie społeczeństwu ta niezależność.

I wychodzi.

Janusz Wojciechowski

Za: Janusz Wojciechowski blog (Afera Parafianowicza - kto pociÄ…ga za prokuratorskie sznurki? ) | http://januszwojciechowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1501&Itemid=42

Skip to content