Aktualizacja strony została wstrzymana

Jan Tomasz Gross i nowoczesny liberalizm – Marek Jan Chodakiewicz

Jedną z naczelnych zasad klasyków strategii jest to, by nigdy nie przyjmować bitwy na warunkach nieprzyjaciela. Natomiast jedną z podstawowych zasad przedsiębiorczości jest to, by nie pomagać w reklamowaniu konkurencji. Tak uczą i w West Point i w Harvard Business School.

Niestety, ktoś nie przerobił lekcji, bo właśnie bractwo prawicowo-patriotyczne zgodnie rzuciło się na najnowsze dzieło Jana Tomasza Grossa (napisane wraz z byłą małżonką Ireną Grudzińską-Gross) Złote żniwa. A praca ta jeszcze nawet nie wyszła. A już jest darmowy szum. Jest to smutne, bo oznacza, że strona konserwatywna, narodowa i wolnościowa jest zdolna tylko do reakcji. Trudno oczekiwać od niej czegoś konstruktywnego, dynamicznego czy ofensywnego. Temat wywołany, panowie szlachta zmobilizowani, bicie piany odchodzi, chociaż zdarzają się też głosy konstruktywnej krytyki.

Teraz będę marudził. Już ze dwa lata temu ostrzegałem, co się święci, radziłem przygotować się. Nawet IPN nawalił, może dlatego, że śp. Janusza Kurtyki zabrakło. A tymczasem trzeba było przygotować się i opublikować własną pracę, najlepiej w przeddzień kampanii marketingowej tolerancjonistów. A tu było odwrotnie. Siły tak zwanego postępu spokojnie zrobiły, co im się podobało. Ogłosiły otwarcie swoje intencje. Na samą informację o Złotych żniwach zrobił się zgiełk. Naturalnie wywołała go strona postępowa. Są to podstawy propagandy, podstawy przedsiębiorczości i podstawy reklamy. Jest to klucz do komercyjnego sukcesu poprzez stworzenie mitu produktu, zanim jeszcze znajdzie się na rynku. A popyt już jest. Dlatego szkoda, że w ogóle o tym gadamy. Ale w tej chwili nie mamy już właściwie wyjścia, bo brak reakcji oznaczałby chowanie głowy w piasek i oddanie pola bitwy przeciwnikowi.

Niestety to, co mamy teraz, jest nie tylko walką na warunkach przeciwnika (bo to on narzucił temat i dyskurs); to nie tylko reklamowanie jego produktu (cieszy się też i jego katolewicowy wydawca), ale również darmowa korekta pracy Złote żniwa (cieszy się autor i jego redaktorzy). Krytycy bowiem już wyłapali najwstydliwsze wpadki, które redaktorzy poprawili.

Ale nie zawsze. Na przykład – mimo tego że autor wymienia pracę wybitnego specjalisty od Podlasia, Mariusza Bechty – trudno uwierzyć, że ją czytał, bowiem robi podstawowe błędy, w tym i w geografii (nie napiszę co, by zobaczyć za miesiąc, czy w wydaniu, skorygowano błąd, czy zostawiono).

Ponieważ w tej chwili nie będziemy poprawiali błędów, zastanówmy się lepiej nad implikacjami międzynarodowymi tego typu dyskursu „naukowego”. Wyniki takiej propagandy już są. W najbardziej ekstremalnym przypadku zasztyletowano w Londynie Polaka, dziewiętnastoletniego Marcina Biłaszewskiego (BBC, 7 luty 2011, http://www.bbc.co.uk/news/uk-england-london-12383458), a morderca wykrzykiwał przed zbrodnią, że jest winą Polaków, że miała miejsce II wojna światowa”. A na co dzień amerykańskie dzieci myślą, że naziści to Polacy, którzy przeprowadzili eksterminację Żydów. Widać to często zarówno w rozmaitych badaniach jak i codziennym życiu małych Amerykanów polskiego pochodzenia, którym rówieśnicy dokuczają na lekcjach i na przerwach. A tolerancjoniści nad Wisłą powinni jeszcze bardziej się ucieszyć, bowiem niedługo będzie rocznica słynnego filmu Holocaust, w którym polscy żołnierze rozstrzeliwali Żydów dla Niemców, a telewizja amerykańska szykuje uroczyste projekcje tego wiekopomnego obrazu.

Polskie obozy koncentracyjne zdobią większość wielkich tytułów prasowych. Proszę poszukać, już z naszych powierzchownych kwerend wynika, że największą grupą tematyczną doniesień prasowych, w których użyte jest słowo polskie bądź Polska to naturalnie polskie obozy koncentracyjne. Warto by na ten temat zrobić dokładne badania. Polonia zachodnia walczy z tym zjawiskiem od kilkudziesięciu łat. Do niedawna tak zwany mainstream postpeerelu uważał domaganie się, by przeciwdziałać temu trendowi to nacjonalizm i paranoja, a niekiedy wręcz antysemityzm. Teraz to się powoli zmienia, do akcji protestacyjnej przyłączyła się Rzeczpospolita Polska, a nawet jej MSZ. Może w końcu ktoś z tak zwanej elity skapował, że zła prasa negatywnie wpływa na business. Jak polskie obozy koncentracyjne, no to trudniej o inwestorów. I trudniej sprzedać polskie produkty za granicą.

No, może są wyjątki. Otóż w świecie muzułmańskim, szczególnie arabskim, Polska jest raczej popularna. I to nie tylko z powodu polskich inżynierów i lekarzy, którzy tam przez dziesięciolecia pracowali, ale głównie z powodu kiepskiej prasy i tych nieszczęsnych polskich obozów koncentracyjnych. Wizerunek polski i Polaków jest przecież jednoznaczny: to zbrodniczy i patologiczni antysemici. To musi się na Bliskim Wschodzie i gdzie indziej w świecie islamu bardzo podobać. Kto wie, może dzięki prozie Jana Tomasza Grossa Polska osiągnie bezpieczeństwo energetyczne? Zainspirowani przez autora Arabowie z wdzięczności skierują strumień ropy i gazu nad Wisłę. No przecież już budują meczet w Warszawie. Chyba nie po to, aby łącznie z pewnym katolewicowym wydawnictwem organizować czytanie trylogii: Sąsiedzi, Strach i Złote żniwa.

Na razie – oprócz triumfującego islamu – idzie liberalna era skundlenia, gdzie do dobrego tonu należy wyszydzanie siebie samych i swojej historii oraz wieczna czołobitność poprzedzona tresurą bicia się w piersi za „nasze i wasze winy”.

Nota bene operacja skundlenia jest przeprowadzana po to, aby poniżyć dumę narodową i wymusić na Polakach doszlusowanie do norm międzynarodowych świata zachodniego. Tam przecież zanik godności na rzecz poprawności politycznej zaszedł już bardzo daleko. I takim bydłem łatwiej się rządzi, jak pokazują sukcesy Unii Europejskiej. Tylko w USA to się nie udaje, bowiem – tak jak w Polsce – około 50% społeczeństwa zachowało jeszcze odruchy tradycjonalizmu i patriotyzmu. Tresura trwająca od kontrkulturowej rewolucji lat 60. w Ameryce jeszcze nie dała oczekiwanych rezultatów. Próbuje się więc dalej.

W tym kontekście jasne jest, że Złote żniwa to kolejna salwa na cześć nowoczesnego liberalizmu. Naturą liberalizmu, jak każdego innego systemu ideowego, jest dążenie do zdobycia i utrzymania władzy. Przy tym założeniem klasycznego liberalizmu było zezwolenie na pluralizm opinii przy jednoczesnym forsowaniu własnej opcji. Jednak liberalizm nowoczesny odstawił do lamusa Johna Stuarta Milla i lorda Actona, a zastąpił ich Michaelem Foucaltem i Richardem Rotry. W ramach przesyconego moralnym relatywizmem dyskursu postmodernistycznego nowocześni liberałowie preferują badania „krytyczne”. Polegają one na dekonstrukcji tradycyjnych absolutów logocentrycznych, na których oparta jest cywilizacja zachodnia, i zastępowania ich nihilistycznym totalitaryzmem politycznej poprawności.

Nowocześni liberałowie stosują przy tym moralny szantaż, aby sparaliżować wolę przeciętnego, coraz bardziej zsekularyzowanego inteligenta i zmusić go albo do aktywnej afirmacji liberalnych herezji, albo do pasywnej samoobrony. Moralny szantaż polega na takim prowadzeniu postmodernistycznej operacji dekonstrukcji, aby wszystko, co tradycyjne, wydawało się ohydne. Przy tym nowocześni liberałowie wnoszą na ołtarze jedynie słuszną interpretację rzeczywistości, w tym i historii, histerycznie i zazdrośnie strzegąc jej politycznie poprawnych kanonów, niszcząc i odsądzając od czci i wiary kogokolwiek, kto ośmielił się kwestionować ich interpretacje. Tym samym nowoczesny liberalizm jawi się – według określenia Jonaha Goldberga – jako liberalny faszyzm.

Nowoczesnym liberałom nie chodzi o naukę ani o prawdę. Chodzi o utrwalenie ładu liberalnego w Polsce. A to oznacza wtopienie w kulturę polską elementów sprzecznych z tradycją zachodnią, a promowanych jako podstawa nowoczesnego liberalizmu. Nowoczesny liberalizm nakazuje między innymi nadmiernie krytycznie podchodzić do rozmaitych większości: wyznaniowych, etnicznych czy kulturowych. W niektórych ekstremalnych przypadkach mamy wręcz do czynienia z nienawiścią narodową. Z drugiej strony jednak nowoczesny liberalizm oparty jest na hołubieniu mniejszości, tak zwanego Innego (The Other). Poniżanie kultury większości metodą insynuowania jej prawdziwych czy wydumanych zbrodni dokonanych na mniejszościach jest doskonałą metodą sparaliżowania większości narodowej i objęcia rządu dusz. W tym sensie w Polsce granie kartą żydowską jest po prostu instrumentalizmem. Nie chodzi o Żydów ani o prawdę o ich męczeństwie. Chodzi o władzę. Pisałem o tym już dawno temu w książce „Ciemnogród? O prawicy i lewicy”.

A zatem przeprowadzona z opisanego punktu widzenia naukowa, logocentryczna i empiryczna debata o Złotych żniwach mija się z celem. Jest to jak zwoływanie konsylium wybitnych chirurgów po tym, gdy wiejski konował porąbał już pacjenta i nakazuje innym konowałom stosowanie takiego samego typu „kuracji” w podobnych przypadkach. Konowałów jest przecież więcej na świecie niż wybitnych chirurgów. Ci pierwsi wygrają każdy uczciwy wyścig z tymi drugimi.

Już na początku użalaliśmy się nad brakiem rozeznania taktycznego i komercyjnego, nad łamaniem zasad, nad zakazem przyjmowania bitwy na warunkach nieprzyjaciela i nad zakazem reklamowania produktów konkurencji. Ale jest też i w wojnie, i w przedsiębiorczości taka zasada, aby wyzyskać propagandę i reklamę wyrobów konkurencji, aby tym łatwiej wjechać na pole bitwy i na rynek ze swoim produktem. Co zamierzamy zrobić, wydając książkę pod tytułem Złote serca czy złote żniwa?

Corning to a bookstore near you…

Marek Jan Chodakiewicz

Za: Najwyższy Czas! | http://nczas.home.pl/publicystyka/jan-tomasz-gross-i-nowoczesny-liberalizm/

Skip to content