Aktualizacja strony została wstrzymana

Wprowadzenie podatku kościelnego w kontekście Komisji Majątkowej – Zdzisław Kościelak

Ujawnione w ostatnim czasie „nieprawidłowości” w rządowo-kościelnej Komisji Majątkowej nie tylko spowodowały ogłoszenie zakończenia jej działalności – stały się też dla SLD impulsem do złożenia wniosku o likwidację Funduszu Kościelnego.

Fundusz Kościelny został utworzony w 1950 roku i w założeniu miał być finansowany z dochodów uzyskiwanych z dóbr, które komunistyczne państwo odebrało Kościołom, nazywanych eufemistycznie „dobrami martwej ręki”. Dóbr tych jednak nigdy nie zinwentaryzowano, toteż założenie to pozostało wyłącznie na papierze i Fundusz był zasilany dotacjami z budżetu państwa. Stan taki usankcjonował konkordat – ostatnimi czasy było to kwoty rzędu 80-100 mln zł rocznie. Ponad połowę tych środków pochłania ubezpieczenie społeczne tych duchownych, którzy nie są nim objęci z racji zatrudnienia w charakterze kapelanów bądź katechetów (np. misjonarze pracujący za granicą). Warto wszakże dodać, że pieniądze z Funduszu otrzymują także Kościoły, którym państwo żadnych dóbr nie skonfiskowało.

Tymczasem temat likwidacji Funduszu już kilka lat temu był przedmiotem obrad tzw. komisji konkordatowej, czyli wspólnego posiedzenia obu – rządowej i kościelnej – komisji powołanych do praktycznej realizacji zapisów umowy między RP a Watykanem. W zamian za likwidację Funduszu strona kościelna żądała, aby podatnicy mogli przeznaczać 1% swojego podatku dochodowego na wybrany przez siebie Kościół lub związek religijny, podobnie jak to się dzieje w odniesieniu do tzw. organizacji pożytku publicznego.

Wiele wskazuje, że wniosek SLD spowoduje powrót do tej propozycji. Należy też oczekiwać, że murem popierać ją będzie niemal cała katolicka opinia publiczna, nie bacząc, że jest to powrót – w nieco innej formie – do tzw. podatku kościelnego, wzorowanego na obowiązującym od lat w RFN Kirchensteuer, którego wprowadzenie już w latach 90. oferował Kościołowi rządzący wówczas SLD przy wsparciu niektórych hierarchów. Zwolennikiem odejścia od „zacofanej” tacy na rzecz „nowoczesnego” podatku był np. bp Tadeusz Pieronek – ten sam, który właśnie kilka lat temu przewodniczył kościelnej komisji konkordatowej (od czerwca ub. roku na jej czele stoi bp Stanisław Budzik, oprócz niego są w niej biskupi: Dziuba, Libera, Nitkiewicz i Skworc). Warto sobie wszakże uświadomić, że do tej pory pieniądze na linii budżet państwa – Fundusz Kościelny płynęły bez rozgłosu i oprócz księgowych obu instytucji nikt ich na oczy nie widział. Tymczasem przekazywanie 1% podatku na Kościół będzie wręcz wymagało – swoją drogą kosztownych – akcji promocyjnych, odbywać się więc będzie publicznie. To zaś siłą rzeczy spowoduje znaczący spadek ofiar na tacę – nie tyle ze strony tych, co ów 1% będą przekazywać (na ogół będzie to bowiem kwota rzędu kilkudziesięciu złotych rocznie), lecz pozostałych wiernych, chodzących do Kościoła bardziej z przyzwyczajenia niż ze świadomego wyboru, tym bardziej że bez przerwy słyszeć będą podsumowania, ile to milionów Kościół w ten sposób uzyskał.

W tej chwili z możliwości odpisu na organizacje pożytku publicznego korzysta bodaj co trzeci podatnik, a mimo to najbardziej znane z nich otrzymują z tego tytułu kwoty rzędu kilkudziesięciu mln złotych rocznie. Jest to jednak kropla w morzu kosztów działalności Kościoła w naszym kraju, obejmujących utrzymywanie kilkudziesięciu tysięcy, nierzadko zabytkowych, świątyń i prowadzenie licznych dzieł religijnych – w tym misji, będących nie tylko krzewieniem chrześcijańskiej wiary, ale i najlepszą promocją dobrego wizerunku Polski w świecie. Dla porównania: z wielkim medialnym zadęciem podano, że w wyniku ponad dwudziestu lat działalności wspomnianej Komisji Majątkowej Kościół otrzymał 143 mln zł rekompensat w gotówce oraz ok. 66 tys. ha gruntów rolnych. Przeliczając te ostatnie na pieniądze (średnia cena 1 ha ziemi wyniosła w ub. roku 15.125 zł), otrzymujemy łączną kwotę ok. 1,2 mld zł, a więc mniej więcej połowę tego, co rząd przeznaczył na budowę Stadionu Narodowego w stolicy.

Na każdy rok działalności Komisji przypada ok. 54 mln zł, czyli tyle, ile Pan Prezydent, parlamentarzyści PO i działacze „organizacji pozarządowych” lekką ręką chcą przeznaczyć na głosowanie w drugim dniu wyborów parlamentarnych jako „niezbędne koszty demokracji”. A przecież już w tej chwili kto tylko chce, może przekazać znacznie więcej, bo aż 10% swoich dochodów, na cele kultu religijnego. Jest jednak pewien istotny szczegół (a podobno właśnie „diabeł tkwi w szczegółach”!): 10-procentową darowiznę na cele kultu religijnego przekazujemy bezpośrednio zainteresowanej instytucji religijnej – parafii, zakonowi, stowarzyszeniu itp.

Tymczasem poborcą owego jednego procenta podatku będzie państwo – i dopiero ono będzie przekazywać go zbiorczo wskazanym Kościołom i związkom wyznaniowym. Czynić to będzie, rzecz jasna, z naturalnym dla tego typu instytucji opóźnieniem. Znacznie ważniejsze jest jednak co innego. W tej chwili strumień pieniędzy płynie w Kościele, że tak powiem, z dołu do góry. Ludzie rzucają gotówkę na tacę – a ponieważ te pieniądze fizycznie widzą i czują, na bieżąco kontrolują sposób ich wydatkowania: jeśli np. widzą, że proboszcz wraz z wikarymi, zamiast budować lub wyposażać świątynię, fundują sobie drogie „bryki”, ofiara na tacę ulega natychmiastowemu obcięciu – i odwrotnie. Część ofiar na tacę proboszczowie przekazują wyżej, do Kurii – dzięki czemu biskup, owszem, jest przełożonym proboszcza, ale musi się liczyć nie tylko z nim, ale i z wiernymi – jak wiadomo, z pustego nawet Salomon nie naleje…

Wszystko jednak odbywa się w ramach tej samej instytucji, która dzięki temu zachowuje swoją niezależność. Pieniądze z podatku będą jednak płynąć odwrotnie – z góry do dołu. Biskupi być może się cieszą, że teraz to oni będą przekazywać pieniądze proboszczom lub nie, w związku z czym uzyskają nad nimi władzę bardziej konkretną niż oparta na ślubowaniu obedientiam et reverentiam. Niewątpliwie wokół hierarchów pojawią się natychmiast rozmaici filuci, tak świeccy, jak i duchowni, oferujący szybkie pomnożenie gotowych już pieniędzy z odpisów podatkowych oraz rozmaite karkołomne, a kosztowne akcje medialne – wszak specjalistów od wydawania pieniędzy jest zawsze więcej niż tych, co umieją je zebrać lub zarobić. Jednak w ten sposób także państwo, którego władze nie zawsze muszą być życzliwe Kościołowi lub jego poszczególnym duchownym, zyska ogromną możliwość mniej lub bardziej cichego nacisku: tak, wiemy, że te pieniądze się wam należą, ale patrzcie, nam brakuje na szpitale i szkoły… Gdybyście jednak przesunęli tego a tego proboszcza, wyciszyli tego a tego biskupa, przestali tyle mówić o aborcji i in vitro, zmienili program i ojca dyrektora tej jednej, jedynej rozgłośni – natychmiast je przelewamy… Cóż, jak będziecie się upierać, uruchomimy Urbana, Palikota i paru innych propagandzistów. Naprawdę chcecie, by rządziła tow. Senyszyn z Napieralskim?

Dlatego kierowane zapewne dobrymi intencjami propozycje nowego podatku kościelnego niech lepiej pozostaną na papierze – a Kościół niech nie ulega populistycznym pokusom w doktrynie i dobrze gospodaruje majątkiem, który udało mu się odzyskać.

Zdzisław Kościelak

Za: Najwyższy Czas! | http://nczas.home.pl/wiadomosci/polska/wprowadzenie-podatku-koscielnego-w-kontekscie-komisji-majatkowej/

Skip to content