Aktualizacja strony została wstrzymana

O zaletach biedy – Stanisław Michalkiewicz

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – chociaż na pierwszy rzut oka pogląd taki wydaje się mało prawdopodobny. Weźmy na przykład biedę. Bieda uważana jest za coś złego – bo przecież gdyby było inaczej, to czyż możni, potężni i bogaci zwalczaliby biedę? Tymczasem walkę z biedą prowadzi Organizacja Narodów Zjednoczonych, urządzając konferencje, podczas których wybrani ludzie dobrej woli, w przerwach między bankietami, namawiają się, jakby tu najskuteczniej walczyć z biedą. Podobnie rządy poszczególnych państw. Nikt nigdy nie słyszał o żadnym polityku, który pragnąłby biedy. Wszyscy chcieliby ją zniszczyć. Ale mimo tych herkulesowych wysiłków, bieda trwa. Najwyraźniej musi wspierać ją jakieś potężne, anonimowe mocarstwo.

W rezultacie, skoro biedy nie można pokonać, to wysiłki potężnych szermierzy kierowane są na jej ograniczenie. Niechże przynajmniej niektórzy wydobędą się z biedy! No a którzy „niektórzy”? Ano ci najbardziej wartościowi, ci, którzy bezinteresownie walczą z biedą, to chyba jasne. I rzeczywiście – czy ktoś kiedyś widział biednego polityka? Nikt – i nawet znalazło to wyraz w polskiej literaturze, której wybitny przedstawiciel, pozbawiony złudzeń biskup Krasicki, napisał był we „Wstępie do bajek”: „Był minister rzetelny – o sobie nie myślał”. Przypominam sobie, jak to były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa zwołał naradę w sprawie biedy. Źaden z jej uczestników nie był biedny, co wydaje mi się słuszne, bo ktoś, kto sam tkwi w biedzie nie jest przecież nikomu skutecznie poradzić, jak z nią walczyć. Nie to zatem było osobliwe, ale to, że każdy z uczestników tej narady wydobył się z biedy akurat wtedy, gdy został politykiem. Zwracając uwagę na tę koincydencję radziłem, by w takim razie stworzyć każdemu obywatelowi szansę zostania politykiem choćby na pół roku i jak w tym czasie nie zdąży wydobyć się z biedy, to znaczy, że jest sam sobie winien.

Mniejsza jednak o te dygresje, bo chodzi o to, że bieda musi być uważana za zło. Może nie absolutne, jak na przykład – antysemityzm, niemniej jednak. Tymczasem okazuje się, że i ona ma pewne zalety, a mówiąc szczerze – ogromne zalety. Weźmy na przykład sprawę kryzysu finansowego. Bogate rządy Stanów Zjednoczonych i zachodniej Europy pod pretekstem kryzysu finansowego wpompowały w sektor finansowy ogromne pieniądze odebrane wcześniej biednym podatnikom – a rząd premiera Tuska tego nie uczynił, chociaż opozycja bardzo naciskała, żeby zrobił to, „co wszyscy”. On tymczasem tego nie uczynił i to bynajmniej wcale nie dlatego, że jest taki mądry. O tym w ogóle nie ma mowy. Nie uczynił tego, bo zwyczajnie nie miał żadnych pieniędzy, którymi pod pretekstem kryzysu mógłby dodatkowo nafutrować finansowych grandziarzy. Dodatkowo – bo przecież i tak ich futruje tytułem tzw. obsługi długu publicznego. W bieżącym roku koszty tej obsługi prawdopodobnie wyniosą 38 miliardów złotych, co oznacza, że każdy obywatel, wśród których – jak to w nieszczęśliwym kraju – biednych jest zdecydowana większość, będzie musiał lichwiarskiej międzynarodówce zapłacić 1000 złotych rocznie. Ani dużo, ani mało – ale jakby tak biedak nie musiał tego płacić, a dodatkowo tylu wysokich podatków, to kto wie – może by mu się nawet poprawiło? No tak – ale wtedy dobroczyńcy ludzkości nie mogliby walczyć z biedą, a dzięki temu – z wielką dla siebie korzyścią – mogą.

Albo teraz – rząd premiera Tuska, któremu brakuje pieniędzy kombinuje różne ustawy – i w zależności od tego, jaką grupę społeczną zamierza przy ich pomocy trochę oskubać – aplikuje albo uzasadnienia wolnorynkowe – jak w przypadku pielęgniarek – albo socjalistyczne, a nawet bolszewickie – jak w przypadku ujednolicenia marż handlowych i cen lekarstw w aptekach i hurtowniach. Te przykłady pokazują, że Aleksy de Tocqueville miał absolutną rację twierdząc, że nie ma takiego okrucieństwa, ani takiej niesprawiedliwości, jakiej nie dopuściłby się nawet łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy. Niemniej jednak i z tej sytuacji możemy w ramach myślenia pozytywnego wyprowadzić korzyść w postaci wzrostu ekonomicznej edukacji społeczeństwa i to zarówno w duchu socjalistycznym, jak i wolnorynkowym jednocześnie. Czegóż chcieć więcej – zwłaszcza, że na najbliższy poniedziałek państwowa telewizja zapowiedziała debatę między ministrem Jackiem Rostowskim a samym profesorem Leszkiem Balcerowiczem. I słusznie – bo skoro rosną ceny chleba i cukru, to niechże nasi Umiłowani Przywódcy dostarczą nam przynajmniej igrzysk!

Ale to jeszcze nic wobec oświadczenia, jakie ośmielił się wygłosić minister spraw zagranicznych naszego nieszczęśliwego kraju Radosław Sikorski w odpowiedzi na „rozczarowanie”, jakie w imieniu władz Stanów Zjednoczonych wyraziła Hilaria Clintonowa, kiedy to premier Tusk wstrzymał prace nad ustawą reprywatyzacyjną, po której kapitanowie przemysłu holokaustu tak wiele sobie obiecywali. Nawiasem mówiąc, oświadczenie pani Hilarii pokazuje, że miałem wiele racji twierdząc, iż po odstąpieniu prezydenta Obamy od aktywnej polityki w Europie, obecna administracja traktuje Polskę wyłącznie jako skarbonkę dla jamochłonów. Taki pogląd został wówczas uznany przez autorytety moralne za antysemicki, a tymczasem – sam minister Sikorski nie tylko przypomniał pani Hilarii o umowach idemnizacyjnych zawartych z rządami państw, których obywatele utracili w Polsce mienie wskutek jego nacjonalizacji, ale nawet zarządził wydrukowanie umowy z USA na stronie internetowej MSZ. Nawet nie śmiem przypuszczać, że ściągnął tekst z mojej strony, na której pozwoliłem sobie ją przed kilkoma miesiącami opublikować – ale kto powróci mi łzy wylane w nieutulonym żalu i rozpaczy po tych oskarżeniach o antysemityzm? Okazuje się bowiem, że odmowa zgody na ograbianie Polski przez organizacje wiadomego przemysłu żadnym antysemityzmem nie jest. A nie jest – bo rządowi premiera Tuska – jak zresztą sam expressis verbis stwierdził – zabrakło pieniędzy. Trochę biedy – i oto jakie rezultaty! Więc jeśli nawet nadal traktujemy biedę, jako coś złego, to musimy przyznać, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!

Inna sprawa, że buńczuczne oświadczenie ministra Sikorskiego jest nieco zagadkowe w kontekście niedawnej pielgrzymki ad limina, którą rząd premiera Tuska odbył do Izraela wkrótce po podobnej wizycie delegacji rządu niemieckiego i po informacji, jaką 18 lutego podał izraelski dziennik „Haarec”, że tamtejszy rząd podjął decyzję o rozpoczęciu realizacji programu rewindykacji tzw. mienia żydowskiego w Europie Środkowej – a także po spotkaniu, jakie w końcu lutego minister Sikorski odbył z Hilarią Clintonową w USA. Zarówno podczas wizyty ad limina, jak i bliskiego spotkania III stopnia z Hilarzycą musiano się przecież jakoś namawiać – więc skąd dzisiaj taka niespodziewana zuchwałość naszych Umiłowanych Przywódców? Czy to aby nie rodzaj bratniej pomocy ze strony starszych i mądrzejszych, którzy na tym etapie, to znaczy – na etapie przedwyborczym, chcą stworzyć premieru Tusku okazję zademonstrowania niezłomnej woli bronienia własną piersią Polski przed rabuśnikami, za co miliony Polaków w podskokach oddadzą mu swoje głosy po to, by po wyborach, kiedy już żadnych pozorów nie trzeba będzie zachowywać, załatwić po cichu wszystko, jak się nasi Umiłowani umówili?

Czas pokaże, czy moja podejrzliwość była uzasadniona – ale przy okazji chciałbym zwrócić uwagę, że na nagła wojna ministra Sikorskiego z Hilarzycą może sprzyjać przekonaniu nawet „młodych, wykształconych” do „pojednania z Rosją” – co w połączeniu z ewentualną realizacją żydowskich roszczeń po wyborach ułatwiłoby realizację kolejnego etapu scenariusza rozbiorowego. Co tu ukrywać; to byłaby dopiero bieda – ale skoro nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, to czego dobrego moglibyśmy się w takiej sytuacji dopatrywać? Chyba tylko tego, że wtedy już nie trzeba byłoby troszczyć się o nasz nieszczęśliwy kraj, bo – jak to się wśród polityków mówi – „odpowiedzialność” za niego wzięliby starsi i mądrzejsi.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz   tygodnik „Goniec” (Toronto)   20 marca 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1973

Skip to content