Aktualizacja strony została wstrzymana

Kryzys finansowy, islandzko-izraelskie koneksje i cierpienia ludzkości

Kryzys finansowy oraz gospodarczy ogarniający cały świat, w sposób szczególny uwidocznił się na pewnej północnoatlantyckiej wyspie, na pozór oddalonej od wrzawy rynków finansowych świata. W Islandii, gdzie na początku października ogłoszono o „głębokim kryzysie finansowym”, znacjonalizowano po kolei wszystkie krajowe giganty, takie jak Glitur, Landsbank, Kaupthing Bank i Icesave, w sposób szczególny powiązane z siecią globalnej finansjery. Ucierpieli na tym zwykli mieszkańcy Islandii: depozytariusze nie byli w stanie wypłacić swoich oszczędności, ich waluta utraciła 50% wartości, ceny wzrosły niemiłosiernie. Po dziś dzień wzbiera się w ludziach zrozumiała złość i coraz agresywniej żądają wyjaśnień, najczęściej nie rozumiejąc tego bardzo tajemniczego kryzysu, przez który potracili życiowe oszczędności, pracę, czy nawet szansę na jej znalezienie.

I my nie znamy na razie prawdziwych kulisów obecnego kryzysu, choć z pewnością stoją za tym potężne siły międzynarodowego kapitału pragnące jeszcze większej kontroli nad bankami, korporacjami, państwami, rządami, obywatelami. W niektórych przypadkach oficjalna władza polityczna ma jedynie bardzo symboliczne znaczenie, ale jak zawsze dba się i o to aby i tam przewodzili odpowiedni ludzie. Islandia jest dość dobrym tego przykładem. Świadczy o tym postać prezydenta Ólafur Ragnar Grímssona, a jeszcze bardziej Pierwszej Damy.

Oto na miesiąc przed ogłoszeniem przez banki islandzkie bankructwa i załamaniem się systemu finansowego, prezydent Islandii przybywa z tzw. prywatną wizytą do Izraela. O czym była mowa podczas tej wizyty, wiemy niewiele, wiemy natomiast, że szczególnie ciepło przyjęto tam żonę prezydenta, panią Dorrit Moussaieff. Kim jest pani prezydentowa Islandii, tak mile witana w Izraelu? Otóż jest ona prawnuczką Shlomo Moussaieff, który przybył do Jerozolimy z Uzbekistanu w 1893 roku i którego rozległa rodzina jest właścicielem dużej połaci nieruchomości w najbogatszej dzielnicy tego miasta. Jest córką handlarza złotem i wykwintymi precjozami jubilerskimi, o tym samym imieniu i nazwisku co dziadek, oraz matki Aliza z rodziny Żydów aszkenazyjskich zasiedlonych w Austrii. Tak jak dziadkowie sprzedawali tkaniny Dżingis Hanowi, tak ojciec zrobił w Londynie fortunę sprzedając je arabskim rodzinom królewskim. Dzisiaj w jego sklepie usytuowanym w ekskluzywnym hotelu London Hilton przeciętny naszyjnik kosztuje około miliona dolarów. Nie zaszkodzi podać dość wstydliwą ciekawostkę, że tenże szlachetny ojciec pierwszej damy Islandii tak ciepło przyjętej w Izraelu zajmował się w młodości „rabowaniem starożytych grobów”, co pozwoliło mu rozpocząć pokaźną kolekcję antyków. [1] Okazuje się zatem, że Karol Marks miał rację mówiąc, iż kapitalizm zaczyna się od kradzieży, czy też jak później powtarzali to samo tylko innymi słowami spadkobiercy marksistowscy ograbiający III RP: „pierwszy milion trzeba ukraść”. Widocznie jeszcze lepszą podbudowę tego typu kapitalizmu zdobywa się rabując nie tylko żyjących bliźnich ale i zmarłych.

Tak więc podczas wizyty w Izraelu w czasie gdy pani Moussaieff omawiała sprawy biznesowo-rodzinne, jej mąż, jak to bywa w zwyczaju „prywatnych” wizyt głów państwa spotkał się z prezydentem Izraela. Izraelski dziennik The Jerusalem Post ujawnia, że dyskutowano o różnych sprawach, również i sprawach gospodarczych i w pewnym momencie Szymon Peres zapytał Grimssona o sytuację w Islandii. Ten odpowiedział szczerze: „’To zależy czy wierzysz w to co piszą– i posłużył się tytułami najnowszych artykułów w gazetach mówiących, że 'Islandia roztapia się’, czy też 'Pożar Islandii’. Kiedy zobaczył niektóre z publikowanych artykułów o jego kraju odpowiedział, że zastanawia się nad wiarygodnoscią doniesień.”

Wobec tej reakcji prezydenta na relacje medialne o kryzysie, nasuwa się kilka myśli. Albo wie on coś więcej niż ci wszyscy dziennikarze rozprawiający o kryzysie i patrzy na to zjawisko z dystansu, albo nie wierzy dziennikarzom z zasady, co źle mogłoby świadczyć o całym systemie medialnym chcącym stroić się w określenie 'wolna prasa’, albo wręcz chodzi o wielkie wyalienowanie ze społeczeństwa elit politycznych, nie mających pojęcia co się dzieje i zezwalających na sterowanie krajem innymi niż polityczne siłami. Być może również, że chodzi o dziwny koktajl wszystkich tych zjawisk.

Koktajl ten nie przeszkadza prezydentowi Grímsson, znanemu wcześniej z lewicowych poglądów, który za sprawą swojej kolejnej żony wypełnił swą pustkę duchową judaizmem. Dziś uczestniczy wraz z żoną w różnych świętach żydowskich, a niestety zjawisko to staje się coraz bardziej powszechne wśród innych przywódców świata. I niebezpieczne.

Groźbę oddania realnej władzy w ręce osób pozbawionych chrześcijańskiej moralności dostrzegało wielu w przeszłości. Jednym ze współczesnych jest Israel Shamir, niezwykle interesująca postać, człowiek który po latach błąkania się po bagnach judaistycznej duchowości znalazł przystań i właściwe zrozumienie sensu istnienia przyjmując chrzest. Israel Shamir, urodzony w Nowosybirsku w 1947 roku w rodzinie żydowskiej, stał się w młodym wieku zagorzałym syjonistą i wyemigrował do Izraela, gdzie natychmiast wstąpił do armii izraelskiej. Uczestniczył w wojnach izraelskich czując, że walczy o słuszną sprawę. Po latach pobytu w Izraelu, szczególnie po naocznych doświadczeniach brutalnego traktowania Palestyńczyków, otworzyło się jednak jego serce i przejrzał na oczy, co zaowocowało odrzuceniem judaizmu i przyjęciem wartości chrześcijańskich. Dziś jest jednym z najbardziej żarliwych krytyków Izraela, judaizmu i postaw swoich byłych religijnych współbraci. Pisze książki, jeździ po świecie i przynajmniej tam gdzie go jeszcze przyjmują – mówi prawdę. Shamir nie bawi się w dreptanie w miejscu i mówi wprost, że Żydzi nie są żadnymi naszymi „starszymi braćmi”, lecz tymi którzy – jak ujął to św. Paweł – „wrogami ludzkości”. Adam Shamir – bo odrzucił on nawet swe imię Israel – mówi, że „Celem jest wyswobodzenie Żydów z ich żydowskości, która jest wrogiem rodzaju ludzkiego.” Sam niestrudzenie pracuje nad urzeczywistnieniem chociaż cząstki tego celu, ale i stawia wszystkich chrześcijan i ludzi dobrej woli wobec konieczności niesienia zagubionym zbawczego światła, aby – jak to Shamir ujmuje – „uwolnić Żydów od ich judaistycznego kultu śmierci”. Shamir tłumaczy, że jeśli chcemy zrozumieć siłę wspólnotową obserwowaną wśród Żydów, to otrzymujemy obraz dokładnie odwrotny z czym mamy do czynienia wśród katolików: katolicy łącząc się w Chrystusie, nie posiadają praktycznego narzędzia wspólnotowego, natomiast „Żydzi są jak szarańcza przywoływana w Księdze Przysłów: 'nie mają króla, ale atakują masowo’ i dewastują wszystkie kraje, dokładnie tak jak zaplanowano.” – mówi Shamir.  Patrzy on też z ubolewaniem na sytuację Kościoła, który od czasów soborowych zapadł w samodestrukcję odcinając się od swoich korzeni, zapominając o Tradycji, wikłając się w – do niczego nie prowadzące – dialogi z Żydami. „Gdy Kościół staje się poddany, Żydzi triumfują, a gdy Żydzi triumfują, cały rodzaj ludzki cierpi.” – ostrzega Szamir.

Dzisiejsza sytuacja finansowa rynków światowych opanowanych przez żydowskich czy zjudaizowanych wyznawców kultu mamony, jest przykładem tego co może uczynić ideologia nie oglądająca się na losy całych społeczeństw i zwykłych, indywidualnych ludzi. Zysk, podaż, popyt, zasoby ludzkie, zwyżka akcji – oto zamienniki chrześcijańskiego solidaryzmu, najgłębiej ujętego w Nauce Społecznej Kościoła katolickiego. Wszyscy co ją odrzucają, przyczyniają się do cierpienia ludzkości.

W 1890 roku, za czasów wielkiego papieża Leona XIII, jezuickie pismo Civilta Cattolica w artykule na temat rocznicy antykatolickiej rewolty zwanej Rewolucją Francuską pisało, że: „Jeśli jakiś kraj oddala się od Boga, poddaje się rządom Żydów.” Współczesnym przychodzi jedynie ze smutkiem skonstatować tę prawdę.

Lech Maziakowski
Washington, DC | 5 grudnia 2008 | www.bibula.com


[1] Fakt ten przyznaje nawet lewicowa Wikipedia

Skip to content