Aktualizacja strony została wstrzymana

Prof. Bartyzel: Istnieje zagrożenie stanu amnezji

– Nie obawiam się jakiejś recydywy systemu komunistycznego. Jest to niemożliwe. Natomiast, istnieje zagrożenie stanu amnezji, które jest bardzo niezdrowe dla świadomości społecznej – mówi dla portalu Fronda.pl prof. Jacek Bartyzel. Fronda.pl: Podczas konferencji „Ronald Reagan 1911-2011” powiedział Pan, że zwycięstwo Reagana w wyborach prezydenckich jest ostatnim sukcesem amerykańskiego konserwatyzmu. Jaka jest więc obecna kondycja tego ruchu w USA? Faktycznie, wspomniałem o tym. Nadal jestem przekonany, że rok 1980 i prezydentura Reagana były tym triumfem konserwatyzmu, natomiast przychylam się do poglądu, że zostało to zwycięstwo zmarnowane czy w jakiś sposób zniekształcone. Powodem tego jest przede wszystkim, dość powszechnie znany, proces transformacji wewnątrz Partii Republikańskiej. Doszło do tego już po epoce Reagana. Było to wypchnięcie tradycyjnego konserwatyzmu, w rozumieniu amerykańskim, gdzie zaznaczał się pewien podział na nurt stricte konserwatywny, bliski europejskiemu rozumieniu, jak i ten bliższy klasycznemu liberalizmowi, tzw. konserwatyzm indywidualistyczny, co jest trochę wewnętrznie sprzecznym sformułowaniem. Stara Prawica amerykańska została właściwie pozbawiona wpływu politycznego i zastąpiona przez tzw. neokonserwatystów, którzy z konserwatyzmem  sensu proprio nie mieli wiele wspólnego i którzy na płaszczyźnie polityki zagranicznej, co miało wpływ na kwestie wewnętrzne, narzucili zupełnie nieprawicowy kurs polityczny, który zresztą jest porównywany, według mnie słusznie, do jakobińskiego myślenia o polityce. Czyli pewnego ideologicznego mesjanizmu, który traktuje Stany  Zjednoczone jako przyczółek i główny żandarm do szerzenia liberalnej demokracji w świecie. Miało to skutki w polityce wewnętrznej, gdyż pogłębiło niekorzystne zjawiska gospodarcze i społeczne w kraju. Jest Pan znany jako tradycjonalista i legitymista. Zajmuje się Pan badaniem głównie romańskich ruchów konserwatywnych. Jak zatem, z perspektywy monarchisty, patrzy Pan na myśl amerykańskich konserwatystów w stylu Ronalda Reagana? To zależy jaką płaszczyznę poglądów i porównania przyjmiemy. Jeżeli spojrzymy na konserwatyzm amerykański w ogóle, a także postać Reagana (przecież nie myśliciela, ale polityka i działacza), to mimo ogromu Stanów Zjednoczonych i ich hegemonicznej pozycji w świecie, na płaszczyźnie historii idei i filozofii politycznej, konserwatyzm amerykański jest zjawiskiem marginalnym i peryferyjnym. Przypomnijmy, że w XIX w., może nawet niesłusznie, nikt w Europie nie interesował się myślą amerykańską. Można tego żałować. Dla mnie, jako historyka idei, jedynym znanym przypadkiem pierwszego poważnego zainteresowania myślą federalistów amerykańskich, dziś zaliczaną do pewnego kanonu historii idei, był pewien portugalski legitymista, który, jak to legitymista, musiał uchodzić z kraju do Brazylii i tam właśnie zainteresował się tą myślą. Zmieniło się to w XX w. Znaną rzeczą jest fakt, że studiujemy powszechnie pisarzy politycznych, czy w ogóle pisarzy, krajów, które mają ważną pozycję w świecie. Z tego punktu widzenia konserwatyzm amerykański jest właśnie takim zjawiskiem peryferyjnym, który ze względu na pewne okoliczności polityczne, od początku był pozbawiony pewnych fundamentów doktrynalnych. Jak być monarchistą w Stanach Zjednoczonych? W pewnym sensie byłoby to możliwe, gdyby wśród jakobickich mieszkańców Wirginii zachował się etos wierności prawowitej dynastii Stuartów. Ale jak wiadomo ten etos się nie utrzymał. Niemniej możemy znaleźć szereg wybitnych myślicieli przełomu XIX i XX w., jak i późniejszego okresu, którzy są bardzo bliscy europejskiemu konserwatyzmowi.  Są to tzw. pesymistyczni konserwatyści, jak np. Henry Adams – potomek dwóch prezydentów USA, Irving Babbitt, Paul Moore czy George Santayana. Ale znowuż Santayana był Hiszpanem, naprawdę nazywał się markiz de Santayana. Henry Adams mówił o sobie, że jest mieszanką Lorda Kelvina i św. Tomasza z Akwinu. Pesymistyczni konserwatyści byli  jednak kompletnie nieznani ludziom uczestniczącym w życiu politycznym Ameryki. Charakterystyczne, jak wiele osób, które czuło się konserwatystami w tym stylu przestawało być Amerykanami. T.S. Elliot, aby móc być rojalistą politycznym, przestał być Amerykaninem i stał się Brytyjczykiem. Była tutaj oczywiście jedna tradycja – Soldier Tradition czyli tradycja myśli południowej, która miała wpojony etos konserwatywno-ziemiański, ale ona również przegrała politycznie. Jednak, jak to często dzieje się w historii, po klęsce politycznej następuje rozkwit intelektualny. A ukoronowaniem tego rozkwitu była postać Richarda Weavera, znakomitego myśliciela. I chociaż poza obrębem Południa pojawili się myśliciele w jego stylu, to nawet sami konserwatyści mówili mu, że narodził się o 150 lat za późno i w niewłaściwym miejscu ze swoimi poglądami. Z tego punktu widzenia, konserwatyzm autentyczny, mówiąc językiem młodzieżowym „hardcore’owy”, był egzotyczną rośliną. Np. filozof polityki i religii Fryderyk Wilhelmsen, który stał się karlistą hiszpańskim, mimo, że mieszkał w Ameryce… [śmiech] Karlistą, który jest również autorem słynnych słów „Nie mamy do zaoferowania światu niczego poza naszą wizją”, będących symbolem obozu tradycjonalistycznego… Tak, Wilhelmsen to niewątpliwie sympatyczna postać, ale z punktu widzenia amerykańskiego w sensie politycznym nic nie znaczy. Ale to też nie oznacza, że roszczenie neokonserwatystów do tego, że są jedynymi spadkobiercami tradycji amerykańskiej, jest uzasadnione. Jeżeli weźmiemy pod uwagę Ojców Założycieli, to nie byli oni demokratami. Wyraźnie odgraniczali pojęcie demokratyzmu od republikanizmu. Można powiedzieć, że Reagan, nie jako myśliciel (bo przecież nim nie był), ale jako polityk, obrał drogę między owym „hardcore’owym” konserwatyzmem europejskim a pseudokonserwatyzmem, jakim był neokonserwatyzm. Czyli po prostu drogę aprobatywnego nastawienia do tego, co jest zastane i tego, co jest zakorzenione w społeczeństwie czyli wartości takich, jak rodzina, religia, uczciwa praca, poleganie na sobie, pewna przedsiębiorczość. To jest właśnie stricte amerykańskie, a ponadto duże poczucie prawa. Powiedziałbym, że nawet przesadne, jeżeli weźmiemy pod uwagę akcentowanie, w sensie pozytywnym, prawa. Jest to dziedzictwo protestanckie albo starotestamentowe. Weźmy np. pod uwagę akcentowanie roli sędziów. Powstało właściwie w zalążku w czasach kolonialnych, wystarczy również przypomnieć pozycję Sądu Najwyższego w USA w późniejszym okresie. Jest to retrospekcja ustroju starotestamentowego Izraela przedkrólrewskiego. Mamy tu do czynienia z powrotem do epoki sędziów. Powiedziałbym, że właśnie Reagan w swoim poglądzie na świat wyraża statystyczną średnią, tego stricte amerykańskiego rozumienia konserwatyzmu. Działał Pan w opozycyjnym Ruchu Młodej Polski, który prowadził czynną antykomunistyczną działalność. Polska wyswobodziła się z kajdan komunizmu, ale jak widać zapotrzebowanie na mówienie o Reaganie i przedstawianie jego myśli nadal jest duże. Czy zatem wisi nad nami widmo jakiegoś „neokomunizmu”, w tej czy innej formie, zwłaszcza w obliczu gestów uprzejmości prezydenta Komorowskiego wobec gen. Jaruzelskiego? Historia nigdy nie powtarza się dokładnie tak samo. Oczywiście nie obawiam się jakiejś recydywy systemu komunistycznego. Jest to niemożliwe. Natomiast, istnieje zagrożenie stanu amnezji, które jest bardzo niezdrowe dla świadomości społecznej. Jeżeli pamięć historyczna zostaje zupełnie zniekształcona, w której zaciera się fundamentalny podział na „MY” i „ONI”, który nie był żadnym wymysłem, ale obiektywnym stanem rzeczy. Jeżeli zaciera się ten podział, jeżeli można się nawet posunąć do uważania Jaruzelskiego za „katechona”, powstrzymującego napór „tłuszczy” i uważać, że ten straszliwy „ciemnogród” jest obozem awangardowego postępu i przedstawiać go jako „dziedzictwo komunizmu”, to mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Czegoś negatywnego z przeszłości, zaczyna się doszukiwać w tzw. „moherowych beretach”. Jeśli  twierdzimy, iż nie ważne jest, jak ktoś zachowywał się wobec obcej i odrażającej władzy, jest to groźne. Powoduje bowiem, że stajemy się społeczeństwem bez kręgosłupa i tożsamości. Czego zatem życzyłby Pan sobie, a także Prawicy europejskiej i amerykańskiej? Właśnie tego, co byłoby jakimś antidotum, na zarzucany również mi, pesymizm. Czyli większego optymizmu i wiary w  to, że „my wygramy, a oni przegrają”! Rozmawiał Aleksander Majewski

Dr. hab. Jacek Bartyzel (ur. 1956 r. w Łodzi) – profesor Wydziału Politologii i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, w czasach PRL-u działacz opozycji antykomunistycznej (współtwórca Ruchu Młodej Polski),  autor kilkuset artykułów oraz książek, m.in.: „Konserwatyzm bez kompromisu. Studium z dziejów zachowawczej myśli politycznej w Polsce w XX wieku” (Toruń 2002) , „Umierać ale powoli! O monarchistycznej i katolickiej kontrrewolucji w krajach romańskich 1815-2000″ (Kraków 2002, 2006 [2]), „Demokracja” (Radom 2002).

Za: Fronda.pl | http://www.fronda.pl/news/czytaj/prof_bartyzel_istnieje_zagrozenie_stanu_amnezji | Prof. Bartyzel: Istnieje zagrożenie stanu amnezji

Skip to content