Aktualizacja strony została wstrzymana

Wart Pacewicz Pałaca – Rafał A. Ziemkiewicz

Dwie bzdurki niewarte może dużego felietonu, ale godne odnotowania. Pierwsza – poetycko rzecz ujmując – pokłosie Stokłosy. Po jego powrocie do Senatu ktoś napisał bez sensu, że zwycięstwo w wyborach uzupełniających człowieka z ponad dwudziestoma zarzutami prokuratorskimi to kompromitacja ordynacji większościowej, i ową „mądrość” powtarzają kolejni komentatorzy. Jest to, niestety, jaskrawy przykład bezmyślności i stadności panującej w polskim dziennikarstwie.

Spektakularny sukces Stokłosy może być uznany za kompromitację wyborców z pilskiego, którzy w ponad 95 procentach zignorowali wybory uzupełniające. Może być uznany za kompromitację samej instytucji wyborów uzupełniających, bo nie tylko w Pile, ale zawsze i wszędzie odbywają się one przy frekwencji tak ułamkowej, że wystarczy – jak w tym wypadku − zachęcić do głosowania 15 tysięcy osób; tym sposobem własnego senatora mogą mieć, jeśli tylko się skrzykną, kibice, złodzieje samochodów albo faceci przebierający się za rycerzy Jedi. Można też się zadumać, do jakiego stopnia uległy w oczach Polaków zdewaluowaniu zarzuty prokuratorskie, którymi od lat szafuje się hojnie i z medialnym rozgłosem, by potem cichutko je umarzać − by wspomnieć tylko kompletnie z d… dolnej szuflady, powiedzmy, wzięte pęczki  oskarżeń wobec Ziobry czy kuriozalne kwity prokuratury rzeszowskiej na Mariusza Kamińskiego, które zostały wprawdzie jeszcze przed ogłoszeniem de facto rozstrzygnięte prawomocnym wyrokiem sądu, ale umorzyć ich nie można, bo stanowiły pretekst odwołania szefa CBA i przejęcie tej instytucji przez ekipę Tuska.

Ale co ma do tego ordynacja wyborcza? Jeśli miażdżąca większość wyborców ma sprawę głęboko, a idzie głosować tylko garstka zdecydowanych, to ordynacja nie ma najmniejszego znaczenia. Gdyby obowiązywała analogiczna do sejmowej i samorządowej, to znaczy, do gry o wakujący mandat dopuszczono by tylko komitety zarejestrowane w pięciu województwach i wystawiające na liście co najmniej pięciu kandydatów, to czy ktoś sądzi, że Henrykowi Stokłosie zabrakłoby determinacji i możliwości, by stworzyć doraźny komitet wyborczy i zatrudnić czterech „zająców”? Albo że nie przekroczyłby pięcioprocentowego wyborczego progu? Wystarczyłoby chwilę pomyśleć, a nie powtarzać głupkowato: kompromitacja ordynacji większościowej! Gdyby nie ordynacja proporcjonalna, to mielibyśmy Sejm z złożony z 460 Stokłosów!

Bzdurka druga: redaktor Pacewicz, znany obrońca kobiet płci obojej, długo myślał, jakby się tu inteligentnie a zarazem w duchu słuszności odwinąć posłowi „kuźwa” Węgrzynowi. I wspólnie z panią Konarzewską wystąpił na łamach „Wyborczej” z „dowcipnym” apelem, aby przysyłać posłowi na jego adresy mejlowy i biura poselskiego materiały erotyczne, najlepiej z lesbijkami, „żeby sobie popatrzył”, jak lubi.

Pan Pacewicz, pani Konarzewska i grono ich współpracowników są zapewne uniesieni szampańską lekkością swego żartu i do głowy im nie przyjdzie, że zamiast wykpić posła, dorównali mu poziomem. Tłumaczyć im tego nie ma zapewne sensu, w ogóle może nie ma sensu, bo smak albo się ma, albo nie. Poczucie humoru i ogłada posła „kuźwa” Węgrzyna są dość typowe dla pewnej umysłowej formacji, którą przyjęło się dumnie nazywać „młodymi wykształconymi z większym miast”, względnie „młodymi z fejsbuka” − „ludzi nowych”, po parweniuszowsku płytkich do granic kulturowego analfabetyzmu, z gustem będącym wypadkową pomiędzy knajpianymi żartami „dresików” a programami Majewskiego i Wojewódzkiego, a przy tym wszystkim obdarzonych wysokim mniemaniem o sobie. Poczucie humoru i ogłada redaktora Pacewicza (a zapewne i bliżej mi nie znanej współautorki apelu) są również charakterystyczne dla pewnej formacji, którą przyjęło się nazywać Salonem − ludzi wychowanych przez sklerotycznych i często cokolwiek ubabranych pogrobowców dawnej lewicującej inteligencji, którzy dawno zapomnieli wszystkie jej cnoty, a zachowali tylko rozdęte do absurdu poczucie misji pouczania wszystkich o wszystkim.

I proszę, gdy dochodzi do konfrontacji poziomu umysłowego i wyrobienia obu tych środowisk, to okazuje się, że wart Pac Pałaca − to znaczy, Pacewicz Węgrzyna.

Rafał A. Ziemkiewicz

Za: Les bleus sont là - Rafał A. Ziemkiewicz blog | http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2011/02/15/wart-pacewicz-palaca/

Skip to content