Aktualizacja strony została wstrzymana

Ta hydra ma wiele głów – Aleksander Kłos

Kolejne „osiągnięcia” rzeczników postępu niszczą fundamenty naszej cywilizacji.

Ile razy zastanawialiście się Państwo nad tym, czy współczesny świat oszalał i czy już niedługo sami sobie nie zgotujemy Apokalipsy? Wydaje się, że większość z nas nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo niszczą fundamenty naszej cywilizacji kolejne „osiągnięcia” rzeczników postępu. Dla człowieka o konserwatywnych, prawicowych poglądach, sukcesy środowisk liberalno- lewicowych wszelkich maści określane przez nią jako wchodzenie gatunku homo sapiens na wyższy poziom cywilizacyjny mogą wzbudzać zarówno śmiech, jak i płacz.

„Europejczyk przekonał samego siebie, że aby mógł być nowoczesny i wolny, musi być radykalnie świecki. To przekonanie musiało mieć rozstrzygające, w rzeczywistości zgubne konsekwencje dla życia społecznego i kultury Europy. I właśnie to przekonanie oraz jego społeczny rezonans stoją u korzeni współczesnego kryzysu cywilizacyjnego morale Europy” – wskazywał George Weigel w Katedrze i sześcianie. Niektórzy stwierdzą, że nic się nie da zrobić, bo wojna kultur już dawno została przegrana, należy się z tym pogodzić i machnąć na wszystko ręką. Inni zaś traktują dziwactwa postępowców jako potwierdzenie słuszności swojego światopoglądu i mają satysfakcję z tego, że idą pod prąd.

Wiemy, czego ci potrzeba

„Lewica zawsze chce nas uszczęśliwić; w swoim zapale, żeby wyrównać wszystkie niesprawiedliwości świata, często nie troszczy się o praktyczne skutki swojej polityki. Prawicę natomiast tradycyjnie cechuje praktyczność i niechęć do ideologii. (… ) Lewicy zależy głównie na tym, żeby wszyscy byli równie uprzywilejowani; prawicy zależy na tym, żeby wszyscy byli możliwie najbogatsi i – co najważniejsze – żeby mieli równe szanse wzbogacania się” – pisze Agnieszka Kołakowska W wojnie kultur i innych wojnach. Ludzie lewicy zawsze coś projektują, pouczają, narzucają, wymuszają, argumentują z pozycji wszechwiedzącego. Ilu to już było „wrażliwców” i wiecznych rewolucjonistów, którzy gotowi byli spalić świat, byle tylko zrealizować swoje pragnienia, by stworzyć go na nowo i uczynić lepszym? Wiek XX najdobitniej pokazał, jak kończą się takie projekty. Osoba wierząca od razu się domyśla, że chodzi o grzech pychy. Nie jest to przypadek, że zdecydowana większość postępowców odrzuca religię i podobnie jak ich czerwoni towarzysze określa ją jako zabobon i „opium dla mas”. Nie przeszkadza im to oczywiście wypaczać jej sensu w celu argumentowania swoich racji czy zachwycać się religiami i filozofiami Wschodu, duchowością New Age lub oddawać cześć Matce Ziemi bądź wolnej miłości.

Czas na kontrrewolucję

„Kryzysy wstrząsające dziś światem – kryzys państwa, rodziny, gospodarki, kultury itd. – nie są niczym innym jak tylko różnorakimi aspektami jednego fundamentalnego kryzysu, którego polem działania jest sam człowiek. Innymi słowy te kryzysy mają swoje korzenie w najgłębszych problemach duszy, skąd rozciągają się na całą osobowość współczesnego człowieka i wszystkie jego działania” – pisał Plinio Correa de Oliveira w Rewolucji i kontrrewolucji. Myśliciel widział ten ratunek tylko w radykalnym przeciwstawieniu się złu, w głębokim nawróceniu, w „przywróceniu porządku”. Niestety wydaje się, że jesteśmy bardzo dalecy od kontrataku i na razie zostaliśmy zepchnięci do głębokiej defensywy. Problemem jest to, że w systemie demokratycznym trudno jest obronić jakąkolwiek wartość, gdyż wszystko jest relatywne, a rozróżnienie między dobrem a złem jest pozostawione indywidualnemu widzimisię.

Jak w takim środowisku prowadzić ewangelizację i mówić o wartościach i zasadach, które nie podlegają głosowaniu? Z takim problemem styka się Kościół każdego dnia, gdy wypowiada się w obronie życia i wolności. „Domaganie się równouprawnienia kobiet burzy tę delikatną barierę, jaka chroni hierarchię kościelną. Domaganie się moralnego przyzwolenia dla rozwodu, przerywania ciąży lub homoseksualizmu wynika również z zasad demokracji i wpisanego w nią relatywizmu. Walcząc z tym relatywizmem, Kościół musi zaświadczyć o swoim Boskim autorytecie właśnie w duchu prawdy moralnej. Demokracja zaś może jedynie tę prawdę odrzucić” – wyjaśniał Alain Besançon w eseju Chrześcijaństwo i demokracja.

Płomień rewolucji nie chce zgasnąć

Kiedy Kościół zastanawia się, w jaki sposób docierać z Prawdą, jego przeciwnicy nie próżnują. Ich pochód wciąż trwa. Dzieci-kwiaty założyły już dawno krawaty i realizują swoje chore wizje z pomocą międzynarodowych i ponadnarodowych organizacji. Używając „językowych wytrychów” i opierając się na własnych koncepcjach praw człowieka i tolerancji, promują aborcję, eutanazję i inne antyludzkie projekty. Centralne sterowanie całym światem, wizja rodem z Nowego wspaniałego świata Aldousa Huxleya, jest przez nich realizowana na naszych oczach. Dla religii przewidziano miejsce w dziale „prywatne dziwactwa”, a każdą wypowiedź podkreślającą brak zgody chrześcijan na kolejne lewackie wymysły poddaje się totalnej, wulgarnej krytyce. Na gruncie amerykańskim doskonale opisał ten problem dyskryminowania chrześcijaństwa przez liberalnych ideologów David Limbaugh w książce Prześladowanie. Nienawiść do kapitalizmu, wolnego rynku, cywilizacji zachodnioeuropejskiej, USA, tradycji i chrześcijaństwa łączy się u lewicowo-liberalnych ideologów z usprawiedliwianiem islamu, promowaniu zboczeń i hedonizmu, niezauważeniem, że ich wizja relacji międzyludzkich prowadzi do nieszczęść w życiu osobistym wielu osób i niekorzystnych zmian w różnych społeczeństwach. Pogardzają życiem poczętym, ludźmi starszymi i niedołężnymi. Byleby upokorzyć „cholernych Jankesów”, będą doszukiwać się ofiary w kacie, byleby pokazać, jak bardzo rozumieją ludzką duszę i jak bardzo mylą się ci, którzy uważają, że człowiek odpowiada za swoje czyny, a za zło należy się kara.

„Nic i nikt nas nie powstrzyma”

Cechą charakterystyczną tego złożonego środowiska jest brak spójności ideologicznej i manipulacja faktami. Nie ma zdarzenia czy tekstu, który nie potrafiliby przeinaczyć, tak aby wykorzystać go do pognębienia swoich przeciwników. A muszą ich mieć po to, by móc się tłumaczyć z celu swojej działalności i mobilizować swoich zwolenników do zachowania rewolucyjnej czujności. Wszystko jedno, czy dotyczy to globalnego ocieplenia, wojny w Afganistanie, czy aborcji. Nie ma dziś szansy na prowadzenie z nimi normalnej dyskusji, żadne argumenty do nich nie trafiają. Co więcej boją się rzeczowej rozmowy i sprowadzają każdy temat do grania na ludzkich emocjach i kreowania swojej wizji świata. Ich przewaga medialna jest na tyle przygniatająca, że mogą sobie pozwolić na lekceważenie dyskusji z przeciwnikiem. Poklask otrzymają nawet wtedy, gdy ograniczą się do obrzucania „zaprzańców” mięsem.

Rewolucja nad Wisłą

Chociaż polskie społeczeństwo ma możliwość obserwowania rezultatów lewicowych zwycięstw osiąganych na Zachodzie, to wciąż beztrosko pozwala politykom, którym doradzają wpływowe, postępowe środowiska, wprowadzać wzorowane na nich zmiany w prawie. Co z tego, że rządząca Platforma Obywatelska prezentuje się w mediach jako partia umiarkowanie prawicowa, „taka normalna”, bez radykałów. Zapewne większość z jej członków mogłaby o sobie powiedzieć, że są „konserwatystami przez małe k”. Niedawno jej posłowie przegłosowali ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, sprowadzającą tę jedną z najważniejszych instytucji do potencjalnego siedliska patologii, które musi być skrupulatnie kontrolowane przez urzędników. Podważona została władza rodzicielska, a dziecko wyjęto spod procesu wychowawczego. Dziś przestępstwem, bo przemocą, jest pouczanie, karcenie i krytykowanie, a klaps znalazł się w tej samej kategorii co molestowanie seksualne i stosowanie tortur.

Z partii tej wyszedł także skrajnie lewicowy projekt Magdaleny Kidawy- Błońskiej dotyczący kwestii bioetycznych, który był niezwykle ciepło oceniany przez samego premiera Donalda Tuska. Uchodzący za katolika, umiarkowanego prawicowca i konserwatystę prezydent Bronisław Komorowski także jest zwolennikiem metody in vitro. Media uznały to za przejaw nowoczesnej myśli prawicowej.

„Źycie w demokracji świetnie uczy, jak demokrację wykorzystywać do zwalczania jej samej. Liberalne demokracje ulegają – wskutek ideologii poprawności politycznej, a także ze strachu – presji interesów zbiorowych i mniejszości, domagających się uprawnień i przywilejów” – pisze Agnieszka Kołakowska. Tak i nasi rodzimi rewolucjoniści przebierają nóżkami w oczekiwaniu na sukcesy Ruchu Poparcia Palikota i wspierają wszystkie działania wymierzone w Kościół, tradycję i szeroko rozumianą prawicowość. Odmienione przez nowego redaktora naczelnego Tomasza Lisa „Wprost” prezentuje się w końcu jako tygodnik przeznaczony dla „młodych, wykształconych, z większych miejscowości”. Szydzenie z katolicyzmu, tradycji, wartości narodowych i konserwatywnych, chrześcijańskiej etyki seksualnej, promowanie wszelkich dewiacji i udzielanie miejsca wyłącznie przedstawicielom postępowej opcji – oto metoda na sukces.

To my decydujemy

Ostatecznie walka toczy się pomiędzy tym, czy ludziom będzie się chciało wybierać cięższą drogę i trudniejsze rozwiązania, jakie proponują konserwatyści, czy też ulegną propagandzie lewicowców i dadzą się przekonać, że państwo zadba o wszystko, wystarczy mu tylko bezgranicznie zaufać i „nie zadawać głupich pytań”. Nie jest łatwo zgadnąć, przy takiej ilości wrażeń, pokus i usunięciu wszystkich znaków ostrzegawczych, którą „filozofię życia” wybierze większość z nas. „Gdy państwo reguluje i przejmuje odpowiedzialność za całe nasze życie, łatwo się na nie całkowicie zdać, utracić poczucie odpowiedzialności za własny los. Poczucie winy za własne niepowodzenia, zdolność do samodzielnego moralnego życia” – pisze Agnieszka Kołakowska. Jakie to łatwe, prawda? Nie być ocenianym, krytykowanym, nie czuć, że zła decyzja może nas wiele kosztować. Roland Baader w Śmiercionośnych myślach pisze, że ta mityczna wolność, o której ciągle słyszymy, jest w rzeczywistości fałszem i zniewoleniem, pozbawieniem nas „dorosłości” i pozostawieniem w stanie ciągłego „dzieciństwa”. Kluczowe decyzje podejmowane są ponad naszymi głowami, a my w coraz mniejszym stopniu kontrolujemy własne życie.

Niby więc wszystko zależy od nas, bo możemy przecież pokazywać żółte i czerwone kartki naszym reprezentantom czy nie dać się otumaniać postępowym mediom. Tyle że bez alternatywnej prasy i telewizji, przy wytworzonym podziale na „europejczyków” i „ciemnogrodzian”, niezwykle ciężko będzie przeciwdziałać kolejnym modnym ideologiom, które coraz intensywniej zalewają nasz kraj. Plinio Correa de Oliveira pisał, że misją kontrrewolucji jest „(…) ponowne ustalenie lub przywrócenie do życia rozróżnienia między dobrem a złem, pojęcia grzechu jako takiego, grzechu pierworodnego i grzechu osobistego”. Najbliższa przyszłość przyniesie odpowiedź na pytanie o to, czy Polska obroni swoją tożsamość i tradycyjny system wartości, czy nadal będzie kopiować zachodnioeuropejskie rozwiązania.

Aleksander Kłos

Za: Civitas Christiana - Nasz Głos, luty 2011 nr 2 (167) | http://naszglos.civitaschristiana.pl/index.php?type=artykul&rok=2011&str=31&nr=2

Skip to content