Aktualizacja strony została wstrzymana

Na tropie bolszewickiej progenitury – Piotr Szubarczyk

Wydarzenie na polskim rynku książki historycznej i politycznej.

„KGB gra w szachy”, znakomity zbiór esejów Anny Zechenter, to przede wszystkim książka o „mienszewikach”, czyli duchowej i ideologicznej progeniturze bolszewików, która we współczesnym świecie – mimo szerokiej wiedzy o koszmarnych zbrodniach komunistycznych – ma wielu wyznawców, czego najbardziej spektakularnym pop-przejawem jest kult argentyńskiego zbrodniarza Ernesta „Che” Guevary.

Ta niebezpieczna fascynacja ludzi Zachodu najbardziej zbrodniczą ideologią w dziejach nowożytnego świata miała zawsze swoje oparcie w sowieckiej policji politycznej. Dziś wspiera ją rosyjskie KGB, które nie pozwala Rosjanom uwolnić się od dziedzictwa bolszewickiego systemu traktującego zbrodnię jako metodę sprawowania władzy. Z najwyższym dowiaduje się zdumieniem czytelnik, że w rosyjskim mieście Mirnyj władze odsłoniły nowy pomnik zbrodniarza Stalina, a miejscowy kacyk przemówił w te słowa: „Postawiliśmy pomnik wielkiemu synowi Rosji, który oddał swojemu narodowi wszystko, co miał: talent, zdolności organizatorskie, twardy wymagający charakter, nie biorąc niczego w zamian”! Nie biorąc niczego w zamian… A to wszystko działo się w Roku Pańskim 2005!
Kim są współcześni „mienszewicy”? Autorka sama ich nie definiuje, przytacza opinię Władimira Bukowskiego: „Krach komunizmu na Wschodzie uaktywnił zachodnich mienszewików, podczas gdy za zwycięzców niesłusznie uważają się antykomuniści”. Bukowski powiedział kiedyś półżartem: „Zwyciężyliśmy bolszewików, a teraz nastał czas, by wykończyć mienszewików”. Może już pora, by potraktować te słowa na serio? Czas miał zrobić swoje, ale nie zrobił. Niebezpieczna popłuczyna po niemieckim socjalizmie utopijnym, po zbrodniczej ideologii Marksa, po jej praktycznym zastosowaniu wobec milionów ludzi, zatruwa teraz młode pokolenie przekonane, że to były tylko „wypaczenia”! Szukają szczęśliwej przyszłości świata w wizjach licznych guru zachodniej socjaldemokracji. „Dziś słowo 'mienszewik’ poszło w zapomnienie” – zauważa Anna Zechenter. „Razem z nim pamięć o tradycji, z której wywodzą się współcześni socjaldemokraci. Źadna z istniejących partii lewicowych nie ma w nazwie słowa 'mienszewicka’, ale może warto zauważyć, że byłoby ono jak najbardziej na miejscu. Cóż z tego, że przepędzeni przez towarzysza Uljanowa mienszewicy wyginęli, skoro przetrwał mienszewizm – pod szyldem socjalizmu”. I jeszcze raz Bukowski: „Można homara od razu wrzucić do wrzątku, a można też go wrzucić do zimnej wody i powoli podgrzewać”. Tak rosyjski dysydent wyłożył różnicę między bolszewikami a mienszewikami. Cele te same: budowa „socjalistycznego społeczeństwa” według recepty Karola Marksa. Bukowski dostrzega we współczesnej zachodniej socjaldemokracji kontynuację niemieckiego socjalizmu utopijnego. Utopijna i niebezpieczna wizja budowy „socjalistycznego społeczeństwa” ucieleśnia się na naszych oczach w postaci „związku socjalistycznych republik europejskich” ze wszystkimi cechami poprzedniego „związku”: ograniczeniem wolności jednostki, werbalnym kultem „postępu”, werbalną demokracją i wolnością, za którymi czai się pogarda wobec inaczej myślących, nietolerancja, brak szacunku dla tradycji i religii. Bukowski „obawia się dalszej integracji, podobnie jak postępującego ograniczania wolności jednostki, którego przejawem jest poprawność polityczna, rozumiana przez niego jako element większego zagrożenia – inżynierii społecznej”.

Anna Zechenter posługuje się głównie egzemplifikacją historyczną (ostatecznie historia magistra vitae est), ale jej książka jest znakomitym przykładem mądrej publicystyki politycznej, wychodzącej poza bieżące „problemy” PR-owskie, otwierającej czytelnikowi pole szerokiej refleksji nad przyszłością Polski i Europy. Takiego pola nie otwierają nam prymitywne, zglajszachtowane opinie telewizyjnych „politologów” ze względu na kurczowe trzymanie się przez nich poprawności politycznej i nieudolnie maskowanego partyjniactwa.

Anna Zechenter dostrzega ten problem medialnych guru i ich pracodawców – gazetowych, radiowych czy telewizyjnych. Chory kult zbrodniarza „Che”, trwający już od kilku dekad, ciągle się odradzający, to produkt stadnego myślenia napędzanego przez „wolne media”: „Fałszywy obraz Ernesto Guevary 'Che’, ubliżający jego ofiarom – zawdzięcza swoją egzystencję nie tylko propagandzie Hawany czy Moskwy. Lwią część odpowiedzialności za wystawienie oprawcy pomnika, za zbeszczeszczenie pamięci umarłych, za upokorzenie ich rodzin ponoszą pisarze, wydawcy i dziennikarze wolnego świata, aktorzy, reżyserzy i bezkrytyczni czytelnicy”. Inaczej mówiąc, pożyteczni idioci (według Lenina: „poleznyje idioty”). Kiedyś w jednym z listów do Stalina Beria stwierdził, że „fizyczna walka z Zachodem nie jest celowa, Zachód sam się unicestwi, wystarczy mu podsuwać odpowiednie środki”. Jesteśmy właśnie świadkami takiego samozatruwania się. Choć Związku Sowieckiego już nie ma, to Lenin „wiecznie żywy”! Współczesne KGB, reprezentujące interesy posowieckich elit, wspiera żywotność komunistycznej ideologii poprzez agenturę wpływu. Politycy, zatroskani bardziej o elektorat i wskaźniki poparcia niż o dobro publiczne, tańczą w rytm tych melodii, niezależnie od tego, z jakiej wywodzą się opcji: „Były kanclerz Gerhard Schroeder nazwał Putina 'demokratą bez skazy’, jeździł razem z nim saniami i na traktorze, Putin był honorowym gościem na 60. urodzinach byłego kanclerza – razem z całym kozackim chórem (…) Chadecka kanlclerz Angela Merkel postawiła na swoim biurku portret carycy Katarzyny, a Steinmeier, do listopada 2009 roku socjaldemokratyczny wicekanclerz, zachwycał się grą na gitarze Siergieja Ławrowa, ministra spraw zagranicznych. Tymczasem liczba agentów Moskwy w Niemczech jest coraz wyższa, dużo wyższa niż w czasach ZSRS”.

Na tle tych praktyk śp. prezydent Lech Kaczyński, zafascynowany ideą wolności „waszej i naszej”, musiał być uznany przez „postępowych” mienszewików za niebezpieczny dla ich sposobu myślenia anachronizm.

Książkę „KGB gra w szachy” czyta się jednym tchem. Jest napisana pięknym, literackim językiem, bez tych wszystkich nieporadności, tak charakterystycznych dla wielu zawodowych historyków, próbujących przemycić wszystko, co wyczytali w archiwum, nawet jeśli nie ma to związku z głównym nurtem rozważań. Anna Zechenter nie nuży czytelnika. Daje mu czas na przerwę w lekturze – między kolejnymi szkicami-rozdziałami. Książka idealna dla współczesnego, nerwowego czytelnika, co wszystko zaczyna, a nic nie kończy. Można ją bowiem zaczynać od początku, od środka, od końca. Każdy szkic ma bowiem swoją własną kompozycję i puentę. Polecałbym jednak rozpoczęcie lektury od pierwszych trzech szkiców („Rewolucja, której nie było”, „Agenci ich Kremlowskich Mości”, „Bez przebaczenia”), bo to „genezis”, porządkujące autorskie spojrzenie na cały problem. Potem można czytać w dowolnej kolejności, zaczynając na przykład od tytułowego „KGB gra w szachy”, czyli relacji z szachowego meczu o mistrzostwo świata Karpow – Korcznoj. Nie mogę sobie odmówić cytatu z pierwszego rozdziału książki, bo to świetna próbka stylu, charakterystycznego dla Anny Zechenter:
„Wywiad niemiecki, który od 1915 roku wydał na wspieranie bolszewików około 10 milionów dolarów w nadziei, że doprowadzą oni do osłabienia caratu i wyeliminowania Rosji z wojny, przekonał Lenina za pośrednictwem niemieckich polityków. W kwietniu wyruszył do Piotrogrodu pełen najgorszych obaw. Bezpiecznie przejechał w zamkniętym wagonie przez Niemcy, na dworcu w Piotrogrodzie nikt go nie aresztował, więc następnego dnia, 17 kwietnia, ogłosił tzw. tezy kwietniowe z hasłem 'przejścia od rewolucji burżuazyjno-demokratycznej do socjalistycznej’ – i uciekł natychmiast do Finlandii (…). Podobno zdziwiony był niezmiernie upadkiem cara, a potem bał się powrotu do Rosji, przekonany, że znów trafi do więzienia. Nic jednak nie zdumiało go tak bardzo, jak zdobycie władzy bez walki, w jednym dniu. Rozumiał wszakże, że nawet władzy podarowanej oddawać nie należy”…

Na koniec słów kilka o samej autorce, bo to nietypowy profil pracownika Biura Edukacji Publicznej IPN (oddział Kraków). Anna z wykształcenia jest germanistką, historia i polityka to jej pasja. A może po prostu wybór życia świadomego, uczestniczącego w tym, co ważne w Polsce i na świecie. „Zazwyczaj ma problem z wypełnieniem rubryki 'zawód’ – pisze wydawca”. „Przed wpisaniem słowa 'antykomunistka’ powstrzymuje ją obawa przed posądzeniem o przypisywanie sobie zasług, których nie posiada”. Posiada. Anna Zechenter w latach 70. była członkinią Studenckiego Komitetu „Solidarności” w Krakowie, w roku 1980 współzałożycielką Niezależnego Zrzeszenia Studentów tamże. Jest autorką licznych artykułów prasowych o tematyce historycznej i politycznej, m.in. w „Czasie Krakowskim”, „Dzienniku Polskim”, „Arcanach”, w wydawnictwach IPN. W roku 1994 opublikowała pierwsze w Polsce raporty agentów Stasi, m.in. raport Zbigniewa Sobotki (byłego ministra spraw wewnętrznych w „wolnej” Polsce!) oraz raporty Stasi z inwigilacji w latach 80. ks. prałata Henryka Jankowskiego. Wystarczy zasług na miano antykomunistki. A to brzmi dumnie. Dziękujemy za tę książkę, Anno.

Piotr Szubarczyk

Anna Zechenter, KGB gra w szachy, wyd. I, Arcana Kraków 2010, stron 415, seria Arkana historii, www.arcana.pl.

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 11 lutego 2011, Nr 34 (3964) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110211&typ=my&id=my04.txt

Skip to content