Aktualizacja strony została wstrzymana

Z frontu walki z Ciemnogrodem – tubylczym i niebieskim – Stanisław Michalkiewicz

Z agrestu poddanego torturom niejedno można wyciągnąć”. Takie między innymi zdanie udało się wydestylować tajnej policji króla Okrucyusza z listu, jaki wielki konstruktor Trurl skierował do królewskiego Doradcy Doskonałego. Pisze o tym Stanisław Lem w opowiadaniu „Oferta Króla Okrucyusza” dodając, że kiedy zdanie to królewscy eksperci rozłożyli na czynniki pierwsze, wyciągnęli zeń pierwiastek i odjęli odeń kwotę rocznej produkcji parasoli, to wyszło z tego jedno słowo: „krucafuks”. Okazało się, że jest obywatel o tym nazwisku, więc niezwłocznie poddano go badaniu, podczas którego zeznał, że z poduszczenia Doradcy jest w zmowie z Trurlem, który właśnie miał mu przysłać zatrute gwoździe do śmiertelnego podkucia króla. Perswazjoniści tajnej policji królewskiej wydobyli zeń te zeznania przy pomocy maszyn śledczych o mocy kilku tysięcy trupsów, na co po swoim aresztowaniu zwracał uwagę Doradca Doskonały – ale to właśnie go zgubiło i został skazany na rozmontowanie.

Wspominam o tym wszystkim, bo w badaniu przyczyn smoleńskiej katastrofy najwyraźniej zaznaczył się przełom. Nie tylko eksperci ponad wszelką wątpliwość ustalili, że smoleńska mgła miała pochodzenie naturalne, ale w dodatku potwierdzili to liczni świadkowie przesłuchani zarówno przez rosyjskich, jak i polskich prokuratorów. Przewidział to Aleksander Fredro, wkładając w usta Rejenta Milczka słynne zdanie: „nie brak świadków na tym świecie”, ale co tam Fredro, który już dawno umarł, kiedy znacznie ważniejsza wydaje się narastająca zgodność między ustaleniami rosyjskiego i polskiego śledztwa – którą przewidział nie jakiś tam Aleksander Fredro, tylko sam prezydent Dymitr Miedwiediew. Ciekawe, co by na to wszystko powiedział książę Gorczakow, co to nie wierzył nie zdementowanym informacjom prasowym – o tej mgle i w ogóle. Inna rzecz, że to akurat nie są informacje prasowe, a jeśli nawet są – to tylko jako relacje z docieków ekspertów i perswazjonistów obojga narodów. Czy odmawianie wiarygodności takim informacjom byłoby taktowne? Jasne, że nie, zwłaszcza, że udało się nie tylko ponad wszelką wątpliwość ustalić naturalne pochodzenie smoleńskiej mgły, ale w dodatku eksperci odczytali ponoć nieczytelne dotąd zapisy z kopii nagrań czarnych skrzynek, które potwierdzają pierwotną intuicję pani Tatiany Anodiny co do błędu pilota i „presji”.

Z owych nieczytelnych zapisów może wynikać, że nietrzeźwy prezydent Kaczyński albo wtargnął do kokpitu i grożąc pistoletem wywierał na pilotów presję okrzykami „ląduj dziadu!”, albo że było jeszcze gorzej – to znaczy, że załogę terroryzował pistoletem generał Błasik, podczas gdy prezydent Kaczyński usiadł za sterami samolotu – a wtedy prastara ziemia smoleńska, która – zgodnie z opinią rosyjskiego myśliciela i ideologa Aleksandra Dugina miała zostać tą polską wycieczką zbezczeszczona – nie mogąc dłużej wytrzymać tego ciągu prowokacji, nagle uniosła się ku górze i przesunęła, doprowadzając w ten sposób do kolizji z samolotem – a chwilę później opadła do normalnego położenia. Ponieważ jeszcze nie zapadła decyzja, w jakim kierunku idziemy, toteż nie wyklucza się żadnych hipotez, chociaż niepodobna nie zauważyć, że ta druga hipoteza nie tylko znakomicie wyjaśnia wszystkie wątpliwości dotyczące zarówno różnic w ocenie wysokości i położenia samolotu względem „ścieżki” i „kursu” – ale w dodatku zdejmuje odium winy z załogi samolotu, pozwalając ustalić prawdziwego winowajcę – bo przecież nie ulega wątpliwości, że i generał Błasik też mógł zostać poddany presji, tyle – że trochę wcześniej.

Honor żołnierza polskiego zostałby w ten sposób obroniony, nie mówiąc już o honorze organów rosyjskich, który tak leży na sercu środowisku narodowo-socjalistycznemu w Polsce. Skoro nawet my, głupi cywile, potrafimy dostrzec zalety przyjęcia tej hipotezy, to cóż dopiero mówić o Siłach Wyższych, które niewątpliwie już tam wypracowały kategoryczne sugestie dla ekspertów tak, żeby na rocznicę katastrofy wszystko było ustalone na błysk, a prezydenci obydwu pojednanych narodów mogli spokojnie puścić wianki. A ponieważ pozostały przy życiu Jarosław Kaczyński na pewno swoim zwyczajem będzie próbował sypać piasek w szprychy rozpędzonego parowozu pojednania i zgody powszechnej, to na wszelki wypadek zmobilizowane autorytety moralne powinny zorganizować serię debat, w których przygwożdżą wszystkie teorie spiskowe tak, żeby już nikt nie ośmielił się myśleć w sposób nie zatwierdzony.

Za wzorzec może posłużyć Debata Dwóch Ambon, zorganizowana 28 stycznia w Lublinie pod wysokim protektoratem Jego Ekscelencji, a poświęcona odpowiedzi na pytanie: dlaczego jestem przeciwko karze śmierci? Organizatorzy wyszli z założenia, że ponieważ większość katolików polskich w tej sprawie skłania się w stronę sprośnych błędów, obrzydłych może nie tyle Niebu – o czym za chwilę – co przede wszystkim obrzydłych Unii Europejskiej – to nie można w Kościele dopuszczać do głosu zwolenników kary śmierci, tylko trzeba dać im zdecydowany odpór. I tak, na odcinku teologicznym i etycznym, odpór dawał o. prof. Jacek Salij, zaś po linii filozoficznej – ks. prof. Andrzej Szostek, zaś całość nadzorował o. Tomasz Dostatni. Bo co do Nieba, to trzeba pamiętać, iż „kiedy padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”.

Niebo w kwestii kary śmierci prezentuje stanowisko ciemnogrodzkie, a i to – najdelikatniej mówiąc. Nie da się ukryć, że Pan Bóg to jakiś fanatyk – fundamentalista, nie tylko pod byle pretekstem nawołujący do stosowania kary śmierci, ale w dodatku nie cofający się przed osobistym organizowaniem masowych egzekucji. Czyż nie tak było w przypadku Sodomy i Gomory, kiedy to – po bezskutecznych negocjacjach z Abrahamem – Pan osobiście „dżdżył” na obydwa miasta ogniem i siarką, dopóki ostatni sodomita i gomornik nie wyzionął zdeprawowanego ducha? Oczywiście w dzisiejszych czasach, kiedy Unia Europejska walczy z homofobią, no i oczywiście – w obecności Jego Ekscelencji – nie wypada o tym głośno mówić, bo, poza wszystkim, byłaby to obrzydliwa polityka. Wybijanie z głowy katolickiemu proletariatowi przez mądrych i roztropnych sympatii do kary śmierci, to co innego. Można by nawet, pod wysokim patronatem Jego Ekscelencji, ogłosić konkurs z odpowiednimi propozycjami korupcyjnymi ze strony UE, na najlepszy sofizmat przeciwko karze śmierci, który potem Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego propagowałoby na billboardach w całym kraju. A gdyby tak jeszcze ustanowiony został nowy grzech, rodzaj myślozbrodni polegającej na sekretnym sympatyzowaniu z karą śmierci, to byłby to znakomity dowód, że mimo oficjalnego rozdziału, Państwo zawsze może spuścić się na Otwarty Kościół, a Kościół Otwarty – na Państwo.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Najwyższy Czas!”   4 lutego 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1922

Skip to content