Aktualizacja strony została wstrzymana

Skalpy Centrum Wiesenthala – Stanisław Michalkiewicz

My tu, jak gdyby nigdy nic, obchodzimy sobie Boże Narodzenie, a na świecie mnóstwo ludzi w żadne Boże Narodzenie nie wierzy. Niektórzy wierzą w marksismus-leninismus, inni – w Belzebuba i nawet grają mu na elektrycznych gitarach różne dziang-dziang i eśta-eśta, jeszcze inni – w proroka Mahometa, inni znowu – w Buddę, który pogrążył się w nirwanie, a kolejni, to znaczy – starsi i mądrzejsi – oczekują Mesjasza, więc w żadne Boże Narodzenie sprzed dwóch tysięcy lat wierzyć im oczywiście nie wypada. Za to ponad podziałami wszyscy obchodzą Nowy Rok, w dodatku – jako wielkie święto, chociaż prawdę mówiąc, oznacza on tylko tyle, że kula ziemska wykonała pełny obrót dokoła Słońca. Nic z tego, ma się rozumieć, nie wynika, ale cała ludzkość, od Wschodu do Zachodu, szalenie się tym rajcuje, puszcza frajerwerki i życzy sobie wszystkiego najlepszego. Nie ma w tym nic złego, chociaż obchodzenie Nowego Roku pokazuje, że nową świecką tradycję można ufundować właściwie na wszystkim, a przykład wina Beaujolais Nouveau, które – powiedzmy sobie szczerze – jest niedojrzałym kwachem z winogron rasy Gamay, dowodzi, jakie możliwości tkwią w sprawnych kampaniach promocyjnych. To wino ubodzy winiarze z rejonu Beaujolais sprzedawali, jak tylko przefermentowało, bo nie mogli już doczekać się pierwszych pieniędzy – ale sprytni handlarze zrobili z tej bidy wielką atrakcję i dzisiaj butelki tego kwachu rozwożone są po całym świecie specjalnymi samolotami, niczym jakiś niebywały cymes. Skoro tak się sprawy mają, to nic dziwnego, że i do Nowego Roku każdy pragnie podłączyć się, z czym tam potrafi. Swoje trzy grosze dołożyło w tym roku również Centrum Wiesenthala, ogłaszając, jakie to zdobyli skalpy, czyli listę Antysemitników Roku.

Listę otwiera pani Helena Thomas, 86-letnia dziennikarka, która przez lat kilkadziesiąt, jeszcze do niedawna była stałą korespondentką w Białym Domu. Przez ten czas tyle się naczytała, nasłuchała i napatrzyła, że niewątpliwie coś tam musi wiedzieć, a w każdym razie – musi wiedzieć znacznie więcej, niż, dajmy na to, nasi „młodzi, wykształceni”. Właściwie Centrum Wiesenthala mogłoby śmiało dołączyć jej skalp do swoich trofeów już za samą spostrzegawczość i umiejętność zadawania podchwytliwych pytań, ale najwyraźniej czekało na lepszą okazję. Bo zasadniczo pani Helena Thomas śmiertelnie podpadła nie tylko Centrum Wiesenthala, nie tylko wszystkim organizacjom przemysłu holokaustu, ale przede wszystkim – bezcennemu Izraelowi. A było to tak, że w lutym ub. roku, kiedy świeżo zaprzysiężony prezydent USA Barack Hussejn Obama miał jedną z pierwszych swoich konferencji prasowych, hipnotyzująca go wzrokiem pani Helena Thomas zadała mu niewinnie brzmiące pytanie, czy przypadkiem nie wie, które państwo na Bliskim Wschodzie posiada broń jądrową. Prezydent Obama nagle stracił cały kontenans, coś tam wybąkał i konferencja szybko się zakończyła. Dlaczego to niewinne pytanie tak prezydenta Obamę spłoszyło? Bo dosłownie w ostatniej chwili przypomniał on sobie, że w Stanach Zjednoczonych od 1972 roku obowiązuje ustawa zabraniająca administracji amerykańskiej udzielania pomocy krajom łamiącym zakaz rozprzestrzeniania broni jądrowej. Więc gdyby prezydent Obama przyznał się, że wie, który z krajów bliskowschodnich taką broń ma, mógłby zostać oskarżony o złamanie tej ustawy, a kto wie, czy nawet nie o spisek przeciwko Stanom Zjednoczonym. Dlatego też zarówno władze Izraela, jak i Stanów Zjednoczonych udają, że nic na ten temat tej publicznej tajemnicy nie wiedzą.

Tego noża, jakiego prezydentowi Obamie, ale przede wszystkim – żyjącemu dzięki amerykańskim kroplówkom bezcennemu Izraelowi próbowała wbić w plecy pani Helena Thomas, zapomnieć oczywiście niepodobna – ale trudno byłoby postawić jej ulubiony zarzut antysemityzmu za podstawie tylko tego niewinnego pytania. Zgrzytając tedy złotymi zębami przedstawiciele Centrum Wiesenthala musieli wziąć na wstrzymanie, dopóki nie trafi się jakaś lepsza okazja. No i nie trzeba było długo czekać. Pani Thomas jest bowiem w tym wieku, kiedy ludzie na ogół niczego już się nie boją, więc kiedy 7 czerwca 2010 roku wdała się w rozmowę z ważnym rabinem Dawidem Nesenoffem, powiedziała mu między innymi, że Żydzi, jako okupanci, powinni zabrać się z Palestyny choćby do piekła, a konkretnie – do Polski, Niemiec, no i oczywiście – do Ameryki. Podniósł się niebywały klangor – jeszcze większy niż w marcu 2006 roku, kiedy na antenie Radia Maryja powiedziałem, że podczas gdy my walczymy o demokrację na Ukrainie i Białorusi, od tyłu zachodzą nas Judejczykowie – no i w ten sposób Centrum Wiesenthala ustrzeliło znienawidzoną panią Thomas, która nie tylko musiała pożegnać się z Białym Domem, ale w dodatku jej rudy skalp ozdobił kolekcję antysemickich trofeów.

Takie były zabawy, spory w one lata” – a jeśli o nich wspominam, to przede wszystkim – z dwóch powodów. Po pierwsze przypuszczam, że pani Thomas, która wielokrotnie udowodniła, że jest znakomicie poinformowana, głośno powiedziała to, o czym w wyższych sferach amerykańskiego establishmentu tylko się półgębkiem przebąkuje. Chodzi oczywiście o możliwość powrotu Żydów do Polski – oczywiście bez żadnego likwidowania bezcennego Izraela – w charakterze nadzorców niesfornego narodu tubylczego z ramienia strategicznych partnerów. Strategicznym partnerom byłoby niezręcznie pacyfikować niesforny naród tubylczy, podczas gdy w przypadku roztoczenia nad nim nadzoru ze strony Żydów, każdy odruch sprzeciwu z polskiej strony zostanie przedstawiony jako wybuch organicznego polskiego antysemityzmu. I światowa opinia publiczna od ładnych kilku lat jest intensywnie do takiej interpretacji przygotowywana. Temu właśnie celowi służą „pomyłki” w prasie o „polskich obozach zagłady”, temu – makabryczne opowieści „światowej sławy historyka” Jana Tomasza Grossa, temu – heroiczne filmy w stylu przygód barona Munchhausena o żydowskich partyzantach walczących z polskimi antysemitnikami i dla rozmaitości – gromiącymi złych nazistów – żeby „kołtun z prowincji i z miasta” wbił sobie raz na zawsze do głowy, iż Polaków nie można zostawić nawet na chwilę samopas, bo ZNOWU zrobią coś okropnego. Czegóż więcej trzeba strategicznym partnerom? Wszystko tu jest jasne i racjonalne, a jeśli coś racjonalne nie jest, to tylko zaangażowanie w tę kampanię części duchowieństwa w Polsce.

Trzeba sobie bowiem szczerze i otwarcie powiedzieć, że o ile część tego zaangażowanego duchowieństwa, to ci, którzy ongiś „bez swojej wiedzy i zgody”, podobnie jak i dzisiaj wykonują zadania zlecone, to druga jego część, to nic innego, jak „młodzi, wykształceni”, którzy z jakichś powodów poprzebierali się w sutanny lub habity, ale wewnętrznie pozostali tym, kim byli, to znaczy – półinteligentami, którzy dla ukrycia tej wstydliwej właściwości muszą śpiewać w chórze kierowanym przez wpływowych cadyków. Udają oczywiście szalenie otwartych i nowoczesnych, ale – jak powiadają Rosjanie – „łarczik prosto atkrywajetsia”. Oto pewnego razu słuchałem mszy w kościele OO. Dominikanów na warszawskim Służewcu. W trakcie ogłoszeń duszpasterskich ojciec celebrujący powiedział m.in., że po nabożeństwie można będzie w zakrystii podpisywać protest „przeciwko antysemickim książkom profesora Jerzego Roberta Nowaka”. Oczywiście natychmiast tam poszedłem i kiedy uformowana już spora kolejka oczekiwała, aż celebrans rozbierze się z ornatu, zapytałem go, które konkretnie książki ma na myśli i przeciwko którym oczekujący tu ludzie będą protestowali. Trochę zmieszany odpowiedział, że on tych książek nie zna, bo ani jednej nie czytał, ale słyszał, że są bardzo antysemickie. Wyraziłem wobec tego zdumienie, jak w tej sytuacji może od ołtarza rozgłaszać takie recenzje o nieznanych sobie książkach i w dodatku zachęcać innych ludzi do protestów opartych wyłącznie na zaufaniu do osoby przebranej w sukienkę duchowną. Zauważyłem, że na oczekujących w kolejce deklaracja księdza zrobiła spore wrażenie i kto wie, czy podobnie jak ja nie pomyśleli sobie, że takiemu nie powierzyliby nawet duszy od żelazka, a cóż dopiero – swojej własnej. To właśnie tacy mądrale w charakterze tak zwanych pożytecznych idiotów, wychodzą naprzeciw kampanii wytykania Polakom antysemityzmu, kampanii, której celem jest zoperowanie nas przez strategicznych partnerów w ramach nowego europejskiego porządku politycznego, który po ostatnim szczycie NATO można nazwać lizbońskim tak samo, jak poprzedni – jałtańskim.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   29 grudnia 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1880

Skip to content