Aktualizacja strony została wstrzymana

Na śmierć i życie – Stanisław Michalkiewicz

Amnesty International powstała jako organizacja walcząca przeciwko prześladowaniu ludzi nie oskarżanych o stosowanie przemocy, ani nawoływanie do zbrodni, tylko za głoszone poglądy. Z czasem jednak w jej działalności coraz wyraźniej zaczął zaznaczać się wpływ ideologii politycznej poprawności, co najpierw objawiło się w sprzeciwie wobec kary śmierci, a potem również – walki o prawo kobiet do aborcji. To ostatnie skłoniło Stolicę Apostolską do wezwania katolików do zaniechania współpracy z tą organizacją. Nawiasem mówiąc, w przypadku kary śmierci mamy do czynienia z osobliwą sytuacją, kiedy to wyraźna większość obywateli w wielu krajach opowiada się za jej utrzymaniem lub przywróceniem do arsenału kar kodeksowych, ale opinia ta jest od lat skutecznie ignorowana przez demokratycznych polityków. Najwyraźniej wskazuje to, iż w działalności swojej nie kierują się oni zapatrywaniami osób, które teoretycznie reprezentują, tylko opiniami jakichś tajemniczych Sił Wyższych.

Ale mniejsza już o te zagadki politycznej demokracji, bo ciekawa jest również filozoficzna motywacja tego sprzeciwu. Chrześcijańska koncepcja człowieka zakłada, że jest on istotą wolną i zdolną do kierowania swoim postępowaniem. Czy tak jest rzeczywiście – tego do końca na pewno nie wiadomo, ale na takim właśnie założeniu ufundowana jest cywilizacja zakładająca, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje działania podjęte w warunkach swobody decyzji. Tymczasem pod wpływem ideologii politycznej poprawności coraz większą popularnością cieszy się pogląd, że człowiek nie jest ani wolny, ani zdolny do kierowania własnym postępowaniem. W myśl tej koncepcji, człowiek jest chaotycznym kłębowiskiem sił, z których istnienia w ogóle nie zdaje sobie sprawy, więc nie ma mowy o tym, żeby nimi kierował. Przeciwnie – jego postępowanie jest efektem chwilowej przewagi jakiegoś nieświadomego impulsu. W tej sytuacji nie ma też mowy o żadnej odpowiedzialności, bo nie może być odpowiedzialności tam, gdzie nie ma swobody wyboru. Skoro człowiek jest – jak powiada Boy – „ślepym narzędziem przyrody”, to egzekwowanie od niego odpowiedzialności nie byłoby wymierzaniem sprawiedliwości, tylko jakimś małpim okrucieństwem. To okrucieństwo jest tym większe, im surowsza jest kara, a nie ma kary surowszej, niż kara śmierci. Dlatego też wysiłki zwolenników tej koncepcji człowieka zwanej nie wiedzieć czemu „humanistyczną”, skierowane są przede wszystkim na wyeliminowanie tej kary w pierwszej kolejności. Nie oznacza to oczywiście, że akceptują oni kary łagodniejsze, na przykład – dożywotnie, czy choćby długoletnie pozbawienie wolności. W krajach, gdzie kara śmierci została już wykreślona z kodeksów karnych, coraz częściej pojawiają się głosy wskazujące na okrucieństwo kary więzienia dożywotniego i długoterminowego. Nietrudno się w związku z tym domyślić, że sytuacją idealną byłoby wyeliminowanie wszystkich kar. Takiego postulatu abolicjoniści jeszcze trochę obawiają się otwarcie stawiać, ale wszystko przed nami.

Tymczasem kara śmierci, chociaż rzeczywiście bardzo surowa, sprawia, że system prawny zachowuje spoistość. Prawo bowiem, zwłaszcza prawo karne, nie powinno nagradzać przestępcy za dokonanie zbrodni. Tymczasem likwidacja kary śmierci do tego właśnie doprowadza. Z uwagi bowiem na istnienie niekwestionowanego przez nikogo prawa do obrony koniecznej, ofiara napaści może podjąć z napastnikiem walkę i w pewnych okolicznościach nawet pozbawić go życia. Nie ma obowiązku ratowania się ucieczką nawet w sytuacji, gdy jest ona możliwa. Zatem w fazie usiłowania morderstwa, to znaczy w momencie, gdy ofiara jeszcze się broni, życie mordercy jest legalnie zagrożone. I jeśli kara śmierci jest, to nawet w sytuacji, gdy napastnik doprowadzi swoją ofiarę do stanu bezbronności i ją zamorduje, to zagrożenie jego życia jest nadal podtrzymywane przez działające w imieniu ofiary prawo, tak, jakby nadal żyła i nadal się broniła. Natomiast gdy kary śmierci nie ma, morderca po dokonaniu zbrodni otrzymuje od systemu prawnego nagrodę; zagrożenie życia znika, również wtedy, gdy zostanie schwytany. Nietrudno się domyślić, że dla wielu ludzi może to być decydująca zachęta do popełnienia zbrodni. Co więcej – brak kary śmierci sprawia, że niektóre zbrodnie pozostaną bezkarne – na przykład, gdy skazany na dożywotnie więzienie zamorduje współwięźnia, albo strażnika. Taka sytuacja jest szalenie frustrująca i tym zapewne należy tłumaczyć częste i zagadkowe „samobójstwa” w celach nawet monitorowanych przez 24 godziny na dobę.

Wreszcie warto też zauważyć słonia w menażerii. Brak kary śmierci oznacza, że żaden organ władzy publicznej nie ma prawa wydać zarządzenia o pozbawieniu życia jakiegokolwiek człowieka pod żadnym pozorem. Wynika to z zapisanej w art. 7 konstytucyjnej zasady, że nie wolno domniemywać kompetencji organów władzy publicznej, dla których dozwolone jest tylko to, co jest im wyraźnie dozwolone. Więc chociaż żaden organ władzy publicznej nie ma prawa wydać takiego zarządzenia, w państwach tych, jak gdyby nigdy nic, funkcjonują siły zbrojne, których podstawowym zadaniem jest zabijanie ludzi na polecenie władz państwowych. Oczywiście to zadanie żołnierze wykonują podczas wojny – ale wojna nie jest stanem jakiegoś chaosu prawnego. Na przykład uchylanie się od walki w sytuacji bojowej i w obliczu wroga, czyli unikanie zabijania nieprzyjacielskich żołnierzy, jest bardzo ciężkim przestępstwem wojskowym. Kiedy jednak taki nieprzyjaciel się podda, to zabicie jeńca jest zbrodnią wojenną. Reguły zatem są proste i brutalne – ale są. Co zatem z punktu widzenia prawnego robią żołnierze zabijając wrogów? Ano – wykonują na nich karę śmierci w trybie natychmiastowym, ponieważ żołnierze ci, działając wspólnie i w porozumieniu, dopuszczają się czynów taką karą zagrożonych: gwałtownych zamachów na życie obywateli, próbę pozbawienia państwa przemocą niepodległości albo oderwania przemocą części terytorium. Jeśli jednak kary śmierci nie ma, to na dobry porządek żołnierze powinni wrogów tylko chwytać, ale broń Boże – nie zabijać. Oczywiście nikt nie zwraca na to uwagi i nawet kiedy Niemiecka Republika Demokratyczna zniosła u siebie karę śmierci, to żołnierze, jak gdyby nigdy nic, nadal strzelali do osób próbujących sforsować mur berliński, albo przemknąć przez tzw. Checkpoint Charlie niedaleko Bramy Brandenburskiej. Więc jak to było? Była kara śmierci, czy nie? Za najgorsze zbrodnie – nie, ale za próbę sforsowania muru – jak najbardziej. Wygląda na to, że NRD kary śmierci wcale nie zniosła, tylko odjęła prawo jej orzekania sądom, a pozostawiła lub przyznała je – kapralom. Z punktu widzenia osób zainteresowanych sąd, nawet w NRD, stwarzał jednak większe szanse obrony, bo w przypadku kaprala nie było czasu nawet na ostatnie słowo.

No a w Polsce? A w Polsce, w roku 1988 ustanowione zostało „moratorium” na wykonywanie kary śmierci. Sądy wprawdzie mogły ja nadal orzekać, ale nie mogła być już wykonywana. Kiedy w roku 1995 Sejm przedłużył to moratorium na kolejne 5 lat, zapytaliśmy ówczesnego ministra sprawiedliwości, pana Jaskiernię, kto w 1988 roku wprowadził to moratorium. Pan minister odpowiedział na piśmie, że nie można ustalić autora tej decyzji. „nie można ustalić” autora decyzji, do której mimo to posłusznie zastosowały się wszystkie organy państwowe. Czyż trzeba lepszego dowodu na istnienie tajemniczych Sił Wyższych, zdalnie, a może i ręcznie kierujących naszą młodą demokracją?

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   15 grudnia 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1864

Skip to content