Aktualizacja strony została wstrzymana

Czy historia się powtórzy? – Stanisław Michalkiewicz

… A potem Adam i cholera, a potem Juliusz i suchoty… O filareci, biedne dzieci, kochany kraju złoty!” – lamentował poeta w przewidywaniu paroksyzmów, jakie niechybnie spadną na nasz nieszczęśliwy kraj z powodu używania brzydkich słów przez Mirę Zimińską. Nigdy bowiem nie wiadomo, co takie paroksyzmy zapoczątkuje, a skoro tak, to niby dlaczego nie np. brzydkie słowa? Nie to jest zatem charakterystyczne dla tej przepowiedni, ale to, że poeta przewiduje, iż powtórzą się paroksyzmy znane nam już z historii naszego nieszczęśliwego kraju. I nic dziwnego, bo jakże inaczej, skoro taki wniosek nasuwa się nieodparcie?

Oto w ubiegłym tygodniu minęła 180 rocznica wybuchu Powstania Listopadowego, kiedy to młodzi podchorążowie zbrojnie opanowali Warszawę, a potem przez całą noc szukali jakiegoś generała, który zgodziłby się zostać Umiłowanym Przywódcą. Kilku im odmówiło, co zresztą przypłacili życiem, aż wreszcie dyktatorem ogłosił się generał Józef Chłopicki. Wspominam o tym dlatego, że prawda jest zawsze mniej efektowna od patetycznej legendy, ale nie o to w tej chwili chodzi, tylko o zastanawiającą zbieżność rocznic. Oto Powstanie Listopadowe wybuchło niemal dokładnie w 35 rocznicę abdykacji króla Stanisława Augusta Poniatowskiego na rzecz Rosji, która nastąpiła, jak wiadomo, 25 listopada 1795 roku, w dniu imienin Katarzyny II. Niewątpliwie między tą abdykacją, a późniejszym o 35 lat powstaniem istnieje ścisły związek przyczynowy. Abdykacja ostatniego polskiego króla potwierdzała bowiem likwidację polskiej niepodległości, której odwojowanie z kolei było politycznym celem Powstania Listopadowego. Warto o tym pamiętać zwłaszcza teraz, kiedy 24 listopada, a więc w wigilię rocznicy abdykacji Stanisława Augusta, Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok stwierdzający zgodność ratyfikowanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego traktatu lizbońskiego z konstytucją Rzeczypospolitej. Trudno oczywiście dzisiaj przewidzieć, jakie będą następstwa zarówno tej ratyfikacji, jak i tego wyroku, bo nie wiadomo, co przyniesie przyszłość, ale wobec tego tym bardziej nie można wykluczyć, że historia znowu się powtórzy. Skoro bowiem mamy teraz tyle wyrazistych analogii z końcówką XVIII wieku, to dlaczego wykluczać możliwość powtórzenia się wydarzeń z wieku XIX-go?

Taka możliwość staje się tym bardziej prawdopodobna, że 5 grudnia bawił w Warszawie rosyjski prezydent Dymitr Miedwiediew, żeby pojednać się z panem prezydentem Bronisławem Komorowskim, na dowód swoich dobrych intencji przywożąc uchwałę rosyjskiej Dumy stwierdzającą, że w nocy jest ciemno, a w dzień – jasno, a konkretnie – że zbrodni katyńskiej dopuścił się „reżim stalinowski”. Najwyraźniej w opinii pomysłodawców i autorów decyzji ostatniego szczytu NATO w Lizbonie, to rosyjskie „ustępstwo” ma usunąć wszystkie przeszkody stojące na drodze „pojednania” polsko-rosyjskiego, które z kolei wydaje się niezbędne z punktu widzenia strategicznego partnerstwa, jakie Sojusz Północnoatlantycki pragnie zawrzeć z Rosją. To strategiczne partnerstwo jest naturalną konsekwencją oczekiwań amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy, liczącego na przychylność, a przynajmniej neutralność Rosji podczas pacyfikowania złowrogiego Iranu, zagrażającego bezcennemu Izraelowi. Dowodem tych oczekiwań była jego deklaracja z 17 września 2009 roku o odstąpieniu od instalacji w Polsce tarczy antyrakietowej – co nawiasem mówiąc, było tylko wykonaniem ustaleń poczynionych miesiąc wcześniej, to znaczy – 18 sierpnia 2009 roku przez prezydentów Rosji i Izraela. Dzisiaj te sprawy powoli wychodzą na jaw dzięki internetowemu portalowi WikiLeaks, który ujawnił korespondencję amerykańskich dyplomatów z centralą w Waszyngtonie. Dzięki tym dokumentom cały świat może się przekonać, jak małą mądrością jest rządzony. Powinno to nam pomóc w pozbyciu się kompleksów, bo okazuje się, że małą mądrością rządzona jest nie tylko Polska, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, ale nawet państwa uchodzące na całym świecie za poważne. Interesujące jest co prawda, dlaczego WikiLeaks ujawnia dokumenty o molestowaniu amerykańskiego rządu przez króla Arabii Saudyjskiej w sprawie Iranu, chociaż możemy się domyślać, że Amerykanie musieli być znacznie częściej molestowani w tej sprawie przez władze bezcennego Izraela – chyba, że amerykański ambasador w Izraelu pełni funkcje wyłącznie ceremonialne i żadnych depesz nigdzie nie wysyła.

Nie o to zresztą chodzi, bo znacznie ważniejsza jest reakcja nie tylko amerykańskiego prezydenta Obamy, ale i prawdziwych kierowników naszego nieszczęśliwego kraju. Jak tylko prezydent Obama przedstawił ujawnienie przez WikiLeaks depesz amerykańskich ambasadorów jako przykład „terroryzmu”, natychmiast odezwał się generał Marek Dukaczewski, krytykując „terroryzm medialny”. Okazuje się, że terroryzmem medialnym nie jest bynajmniej działalność kontrolowanych przez razwiedkę stacji telewizyjnych, te wszystkie „dziennikarskie prowokacje” i inne nagonki, tylko ujawnienie w Internecie kompromitującej prawdy o tym, jaką mądrością rządzony jest ten świat. Okazuje się, że pojęcie terroryzmu jest niezwykle rozciągliwe i można nim nazwać właściwie wszystko, podobnie jak właściwie wszystko, co nie podobało się sowieckiej władzy można było nazwać kontrrewolucją – ze wszystkimi tego konsekwencjami. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak dla zachowania wolności i demokracji Internet zostanie poddany rządowej kontroli i to nie żadnej dyskretnej, jak jest obecnie, tylko ostentacyjnej – żeby ostatecznie wybić nam z głowy korzystanie z wolności słowa. Aż się zastanawiam, czy ten cały WikiLeaks nie został zorganizowany przez jakąś razwiedkę, albo nawet jakiś tajniaczy internacjonał, bo ujawnienie, że świat jest rządzony małą mądrością jest ceną stosunkowo niewielką za możliwość oficjalnego położenia łapy na Internecie – zwłaszcza, że większość ludzi i tak nie miała zbyt wielkiego mniemania o swoich Umiłowanych Przywódcach. Takie podejrzenia przychodzą mi do głowy na myśl, że WikiLeaks nie ujawniła ani słowa z korespondencji dyplomatów rosyjskich, czy chińskich. Oczywiście wyjaśnienie tej zagadki może być bardzo proste – że autorzy jej serwisów znają język angielski, a nie znają rosyjskiego ani chińskiego, więc może to rzeczywiście pełny spontan i odlot, którego trudno by się już w dzisiejszym świecie spodziewać.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Felieton   tygodnik „Nasza Polska”   7 grudnia 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1855

Skip to content