Aktualizacja strony została wstrzymana

Ideał sięgnął bruku (o Adasiu) – Izabela Falzmannowa

Wiele lat temu w niemieckiej piwiarni widziałam pijaną starszą kobietę, która usiłowała odtańczyć na stole kankana i wreszcie spadła z tego stołu odsłaniając niezbyt czystą bieliznę. Nie znałam jej i w zasadzie nic mnie nie obchodziła, a jednak zwijając się ze wstydu za nią, zmusiłam znajomych do wyjścia. Tak reagujemy przez empatię, gdy ktoś (często obcy) kompromituje się nawet o tym nie wiedząc i w żaden sposób nie możemy mu pomóc.

W podobny sposób zareagowałam na popisy Michnika w programie Kuby Wojewódzkiego. Wyłączyłam odbiornik.

Michnika znałam (a może tylko wydawało mi się, że go znam). Spotykałam go dość często u państwa Karpińskich, z których synami: Wojtkiem i Jakubem byłam wówczas zaprzyjaźniona (a może tylko wydawało mi się, że jestem zaprzyjaźniona). Zapamiętałam go jako inteligentnego chłopaka w wyciągniętym dziurawym swetrze. Ten sweter miał dla mnie pewne znaczenie, bo odróżniał go pozytywnie od szpanujących strojem „reżimków”, jak ich żartobliwie nazwał Janusz Głowacki.

Oczywiście miałam problem z jego pochodzeniem (nie w sensie etnicznym, lecz środowiskowym), ale wytłumaczyłam sobie, że (jak kiedyś szlacheccy rewolucjoniści) odciął się od swoich korzeni i walczy o wolną Polskę, a nikt nie odpowiada przecież za grzechy rodziców. Nie było to wykluczone- przecież Antoniemu Zambrowskiemu nikt chyba nie wypomina środowiska rodzinnego.

Stałam się ofiarą słynnego temperamentu Adama, gdy w dobrej wierze ofiarowałam mu na jakieś urodziny znaleziony na śmietniku zetempowski śpiewnik. Uważałam to za wyśmienity dowcip, przedtem Wojtkowi Karpińskiemu, podczas obrony doktoratu, ofiarowałam bukiet z róż zrobionych z farbowanych piór i wszyscy byli zachwyceni. Adam jednak naprawdę się wściekł i mnie obrugał. Ponieważ byliśmy lekko znieczuleni nie zwróciłam na to uwagi. Pomyślałam, że za blisko trafiłam i mój dowcip był niestosowny. W domu kata (pardon powieszonego) nie mówi się o sznurku.

Nasze drogi zupełnie się rozeszły i do tego środowiska czuję raczej resentyment niż sentyment.

Historycy kiedyś ustalą czy wolta polityczna, którą wykonał Michnik była działaniem perfidnie zaplanowanym i jego liczni wielbiciele (nie należałam do nich) muszą się teraz wstydzić, że podążali za nim jak szczury za zaczarowanym fletem, czy po prostu nie doceniliśmy siły więzów krwi.

Nie spodziewałam się jednak, że zobaczę go mizdrzącego się w brukowym programie i to w przededniu otrzymania najwyższego polskiego odznaczenia, Orderu Orła Białego.

Honi soit qui bien y pense.

Izabela Falzmannowa

Za: Strona prof. Mirosława Dakowskiego | http://dakowski.pl//index.php?option=com_content&task=view&id=2608&Itemid=100

Skip to content