Aktualizacja strony została wstrzymana

Kolejne niewygodne fakty. „Wprost” pominął istotne zeznania świadków

Dziennikarze „Wprost” nie zwrócili uwagi na bardzo ciekawe zeznania kilku świadków dotyczące mgły w rejonie lotniska Siewiernyj, a także na wątpliwości związane ze smoleńskimi kontrolerami lotu .

Według naszych informatorów świadkowie z obsługi lotniska byli zdziwieni gwałtownym pojawieniem się mgły w rejonie Siewiernego i to wyjątkowo gęstej, w dodatku przed lądowaniem samolotu z prezydencką delegacją jeszcze bardziej zagęszczającej się, która wydawała się im inna niż zwykle.

Jak twierdzą nasi informatorzy, w aktach śledztwa są zeznania pracownika miejscowej piekarni, Aleksandra Berezina, który powiedział, że gdy szedł do garażu, na ulicy zalegała gęsta mgła, która nadal zagęszczała się. Niedługo później jechał samochodem. Zdziwiło go, że „w tym momencie na ulicy była nienaturalnie gęsta mgła. W takiej sytuacji włączyłem krótkie światła samochodu. Widoczność w linii prostej wynosiła według mnie 50 m. Mgła przykrywała wierzchołki wysokich drzew. Na ulicy na skutek takiej mgły było ciemno. W tak silnej mgle jechałem z prędkością około 35 km/godz. Jadąc ulica Kutuzowa, na wysokości hotelu «Nowyj» usłyszałem nienaturalny ryk silnika samolotu przelatującego nad moim samochodem. Z powodu mgły samolotu nie widziałem. Zatrzymałem się na stacji benzynowej. Na ulicy panowała cisza, nie słyszałem jakiegokolwiek wybuchu czy uderzenia. Nie przypuszczałem, że 30-40 m od stacji spadł samolot”.

Na temat mgły, według naszych informatorów, mówił również podczas zeznań szeregowy Igor Pustowiar, który pełni służbę na lotnisku Siewiernyj. Miał powiedzieć: „W ciągu 30 minut od momentu wylądowania Jaka-40 do podejścia do lądowania Iła-76 warunki pogodowe na lotnisku w sposób znaczący uległy pogorszeniu, mgła stała się bardziej szczelna, uległa zagęszczeniu, widoczność przy ziemi zmniejszyła się do około 60-70 m. […] Po około 30 minutach warunki pogodowe pogorszyły się jeszcze bardziej, zwiększyła się znacząco gęstość mgły, a widoczność na ziemi obniżyła się do nie więcej aniżeli 50 m”.

Anatolij Źujew, dozorca w pawilonie wystawowym obok lotniska, opisał prokuratorom, że o godz. 10 ulicę zalegała gęsta ściana mgły.

Z kolei Dmitrij Paszczakow z obsługi lotniska, który patrolował okolice pasa startowego, stwierdził, że przed lądowaniem polskiego Tu-154 M mgła była tak gęsta, że ograniczała widoczność maksymalnie do dwóch metrów.

Naczelnika punktu kontrolno-technicznego lotniska, Marina Nikołajewicza, zdziwiło, że „przedmioty i obiekty znajdujące się dalej widoczne były źle, jakby były pokryte mgłą”.

Meteo i komendantura, czyli 25 minut odległości

Według Michaiła Jadgowskiego, naczelnika stacji meteorologicznej jednostki wojskowej w Smoleńsku,  naczelnik służby meteorologicznej i dyspozytor powinni się znajdować w jednym pomieszczeniu, jednak na lotnisku Siewiernyj rozmieszczono ich w różnych budynkach. Taki stan panował od końca listopada 2009 r.

„10 kwietnia, zważywszy na fakt, iż ja i dyspozytor znajdujemy się w znacznej od siebie odległości i że dojście do niego pieszo zajmie mi około 25 minut, ostrzeżenie przed wichurą [były tam także informacje dotyczące mgły – red.] przekazałem służbie dyspozytorskiej tylko przez telefon” – miał stwierdzić Jadgowskij.

Taka sytuacja powodowała, że naczelnik łamał procedury – nie przekazywał dyspozytorowi komunikatów na piśmie, tylko telefonicznie. Czy rzeczywiście je przekazał, dokładnie o której godzinie, czy prokuratura sprawdzała billingi i czy potwierdzają one fakt takiej rozmowy – tego nie wiemy.

Jadgowskij miał też zeznać, że minima pogodowe dla lotniska Siewiernyj wynoszą: wysokość dolnej granicy chmur nie mniej niż 100 m, widoczność nie mniej niż 1000 m. Jak powiedział – nie pamięta, jaka była widoczność o godz. 9 ani o 10:40, 10 kwietnia, gdy doszło do katastrofy. „O godz. 9.06 zauważyłem, że niebo zaczęło «naciekać», zachmurzać się. O godz. 9.12 zatelefonowałem do pododdziału służby meteorologicznej jednostki wojskowej i poinformowałem o zaobserwowanych zmianach, po czym przekazano mi uściśloną prognozę pogody: do godz. 10 – 7-12 stopni, zachmurzenie średnie, warstwowa dolna granica chmur 150-200 m, mgiełka, widoczność 1,5-2 km. O godz. 9.26 stwierdziłem zmianę pogody, a mianowicie zachmurzenie 10 stopni, warstwowa mgiełka, dymy, widoczność 1000 m, co odpowiada meteorologicznemu minimum lotniska”.

O jakich dymach mówił Jadgowskij? Bo wyraźnie rozgranicza mgłę i dymy.

Dalej naczelnik stacji meteorologicznej w Smoleńsku miał zeznać, że zaobserwował kolejną zmianę pogody o godz. 9:40 – powstała mgła. Poinformował natychmiast o tym pododdział służby meteorologicznej jednostki wojskowej, skąd otrzymał ostrzeżenie przed wichurą i okresie
jej trwania.

Jadgowskij w ostrzeżeniu przed wichurą, które otrzymał z jednostki wojskowej, dostał informację o gęstej, falistej mgle, która ograniczyć miała widoczność do 600-1000 m. Były to dane poniżej pogodowego minimum lotniska.

„To ostrzeżenie przekazałem do wiadomości kierownikowi lotów i dyspozytorowi. Około godz. 10 odczytałem wskazania przyrządów, przeprowadziłem niezbędną obserwację wizualną i uzyskane dane wprowadziłem do Dziennika Pogody. Telefonicznie przekazałem je pododdziałowi służby meteorologicznej jednostki wojskowej, kierownikowi lotów, dyspozytorowi. Oprócz tego informacja ta została przekazana służbie meteorologicznej Dowództwa Lotnictwa Transportu Wojskowego w Moskwie. W zaistniałej sytuacji zwiększona została częstotliwość obserwacji meteorologicznych”.

W związku z nagłym pogorszeniem pogody, zwłaszcza szybko zagęszczającą się mgłą, wieża kontroli lotów telefonowała do Moskwy. Z zeznań meteorologa wiemy już na pewno, że Moskwa wiedziała, iż przed lądowaniem warunki pogodowe były poniżej minimum dla lotniska Siewiernyj. Jaką konkretnie dyspozycję wydano kontrolerom wieży?

Według naszych informatorów Jadgowskij o godz. 10:28 stwierdził dalsze pogarszanie się pogody –  mgła zgęstniała, widoczność wynosiła 600 m. Dane te ponownie telefonicznie przekazał kierownikowi lotów i dyspozytorowi. „Następny pomiar przeprowadziłem o 10:40, kolejne o 10:52, 11. O 11 widoczność wynosiła 600 m” – miał zeznać Jadgowskij.

Z tych słów meteorologa wynikałoby, że już kilka minut po katastrofie przeprowadzał kolejne badania pogody.

Dlaczego nie sprawdzono, czy ktoś wywierał presję na kontrolerów lotu

Przypomnijmy, że rosyjski MAK, który przejął kontrolę nad śledztwem smoleńskim, zlecił skomplikowane ekspertyzy psychologiczne mające dowieść, że piloci polskiego tupolewa odczuwali stres wywołany obecnością prezydenta i swego dowódcy, gen. Błasika, na pokładzie samolotu, w szczególności – rzekomo (bo nie ma na to dowodów) – w kabinie pilotów. O jednostronnych działaniach MAK świadczy fakt, że podobnych ekspertyz MAK nie zarządził w stosunku do oficerów z wieży kontroli lotów, którzy mogli być poddani presji płk. Krasnokutskiego lub rozmówców z Moskwy. A to właśnie do obowiązków kierownika lotów należy wydanie zgody bądź zakazu lądowania.

Tymczasem, jak twierdzą nasi informatorzy, z zeznań szeregowych żołnierzy rosyjskich, którzy pełnili służbę na płycie lotniska (do ich zadań należeć miało m.in. podstawienie trapu) wynika, że kontrolerzy chcieli wydać tupolewowi zakaz lądowania na Siewiernym.

Kategorycznie zabraniam, czyli co rosyjscy szeregowcy usłyszeli w kanale łączności wewnętrznej

Igor Pustowiar, poborowy szeregowiec, powiedział prokuratorom, że w związku z tym, iż przed przylotem samolotu rządowego z Polski warunki pogodowe wciąż się pogarszały, „po wewnętrznym kanale łączności usłyszałem, iż dyspozytor lotów postanowił, w związku z bardzo złą widocznością, nie zezwolić polskiemu samolotowi na lądowanie na lotnisku Siewiernyj. Po około 30 minutach warunki pogodowe pogorszyły się jeszcze bardziej”.

Siergiej Syrow, inny szeregowiec, złożył podobne zeznania: „Kontroler lotu wydawał przez radionamiernik polecenia zakazujące lądowania na lotnisku Siewiernyj. Przez radionamiernik słyszeliśmy rozmowy kontrolera lotów z innymi  jakimiś oficerami jednostki prowadzone na kanale łączności wewnętrznej, to znaczy rozmów kontrolera z pilotem TU-154 nie słyszeliśmy”. „Słyszałem, jak kontroler lotów, kanałem łączności wewnętrznej powiadamiał kogoś o tym, iż kategorycznie zabrania lądowania samolotu TU-154 na lotnisku Siewiernyj z powodu złej widoczności” – podkreślił szeregowiec Syrow.  

Komu dyspozytor zapowiadał, że nie da zgody na lądowanie TU-154?

Dlaczego kierownik lotu nie wydał zakazu lądowania

Dlaczego wieża (kierownik lotów lub jego zastępca) ostatecznie nie wydała zakazu lądowania, tylko, jak wynika z upublicznionych przez komisję Millera stenogramów – zgodzili się, by TU-154 wykonał próbne podejście? Dlaczego zlekceważyli procedury? Jak twierdzą nasi informatorzy, o tych procedurach mówi w swych zeznaniach płk Anatolij Murawiow, kierownik ruchu lotniczego, obecny na Siewiernym w dniu katastrofy. „Zezwolenie załodze samolotu na lądowanie wydaje bezpośrednio kierownik lotów, przy czym obowiązkowym warunkiem wydania zezwolenia na lądowanie jest wizualny kontakt z samolotem, to znaczy kierownik lotów musi wizualnie obserwować samolot” – zeznał Murawiow. Kierownikiem lotów był Pliusnin i z pewnością nie miał kontaktu wzrokowego z tupolewem.

Nietypowe zdarzenia w wieży kontroli lotów, czyli rozmowy nie tylko z Moskwą

Cały szereg wątpliwości budzą wydarzenia, do jakich doszło w wieży kontroli lotów tuż przed próbą lądowania tupolewa. Jak 10 kwietnia zeznał Pliusnin, już po nieudanych próbach posadzenia iła (który nadleciał pomiędzy polskim jakiem i tupolewem), dzwonił on do dyżurnego „logiki” w Moskwie, prosząc, aby zważywszy, iż załoga polskiego samolotu słabo zna język rosyjski, uzgodnić możliwość lądowania tego samolotu na lotnisku zapasowym, bez lądowania na lotnisku w Smoleńsku. „Logika” to hasło wywoławcze sztabu kierowania lotnictwem wojskowo-transportowym Sił Powietrznych Rosji.  Pliusnin precyzował potem, że domniemywał, iż załoga słabo zna rosyjski, bo 7 kwietnia niektóre załogi miały z tym kłopot. Ale, jak się poprawił, załoga wioząca prezydenta władała rosyjskim w stopniu wystarczającym.

W zeznaniach z 10 kwietnia można dalej przeczytać: „W tym momencie [kiedy rozmawiał z „Logiką”] nawiązał ze mną łączność jakiś inny samolot rosyjski, którego sygnału wywoławczego nie pamiętam, i zapytał o pogodę. Przekazałem mu, że na Siewiernym nie ma warunków do lądowania i ażeby on dla polskiego samolotu, przez dyspozytora, przekazał tę  informację i poprosił tego dyspozytora, aby w miarę możliwości, bez lądowania na lotnisku w Smoleńsku «wyprowadzić» samolot na lotnisko zapasowe” – zeznał Pliusnin.

O czym świadczy ten fragment zeznań Pliusnina? Źe kontroler lotów zwraca się do pilota bliżej nieokreślonego samolotu, by powiadomił dyspozytora o zdarzenia mającym pierwszorzędne znaczenie dla bezpieczeństwa
podróżującego nad Rosją prezydenta Polski?    

Co się stało z nagraniem rozmów z wieży kontroli

Taśma z nagraniem rozmów prowadzonych przez Pliusnina i Ryżenkę z wieży kontroli lotów z załogami samolotów została przekazana natychmiast po katastrofie Federalnej Służbie Bezpieczeństwa (FSB). Nie wiadomo, czy dostał ją MAK, a tym bardziej polscy prokuratorzy. Taśma mogła być kluczowym dowodem weryfikującym prawdziwość stenogramów z czarnych skrzynek.

Co ciekawe, 29 kwietnia próbowano odsłuchać nagrania rozmów telefonicznych i radiowych rejestrowanych przez jednostkę wojskową na Okęciu. Jak się okazało po przybyciu serwisanta,  rozmów nie można odtworzyć – bo dysk z nagraniami został uszkodzony. Nie jest jasne, czy z uszkodzeniem dysku poradziły sobie nasze służby specjalne.

Anita Gargas, Katarzyna Gójska-Hejke, Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski

Całość tekstu w „Gazecie Polskiej”

Za: Gazeta Polska | http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/54/3930/kolejne_niewygodne_fakty

Skip to content