Aktualizacja strony została wstrzymana

„Antysemityzm Niemców to pikuś”… – Tadeusz M. Płużański

„Drapieżczo antysemicka Armia Krajowa prowadziła niepohamowaną kampanię mającą na celu mordowanie Żydów”. „Opisałem własne doświadczenia z okolic Lublina i moje opinie na temat AK są powszechnie podzielane przez żydowskich partyzantów, u boku których walczyłem” – takie opinie przedstawia Frank Blaichman w wydanej właśnie w Polsce książce „Wolę zginąć walcząc”. Te wszystkie kłamstwa prowadzą do wniosku, że Polacy dorównują w okrucieństwie Niemcom, a nawet ich przewyższają. Cóż za symboliczne upamiętnienie kolejnej rocznicy wybuchu II wojny światowej!

„Przeciw nazistom, volksdeutschom i antysemickiej Armii Krajowej” – tak reklamuje swoje nowe dzieło Wydawnictwo Replika i szczyci się, że ów paszkwil ukazał się wcześniej w USA oraz jest dostępny „we wszystkich europejskich sklepach internetowych: od Hiszpanii po Niemcy, Francję i całą resztę zachodniej Europy”.
Gorsze od AK, jeszcze bardziej antysemickie były tylko Narodowe Siły Zbrojne. Tłumacz polskiego wydania, niejaki Kamil Janicki przedstawił „za” i „przeciw” takiego twierdzenia: „Nazwanie NSZ faszystami i sługusami Niemców to opinia przesadzona, choć nie pozbawiona pewnego oparcia w faktach”. Jakie to fakty, tego się już nie dowiemy, ale robi się coraz goręcej.

I dalej: „Już opisując początek wojny Frank Blaichman wielokrotnie stawia znak równości między działaniami Niemców i Polaków”. Czyli okupantami Polski byli nie tylko Niemcy, ale także Polacy, może ci ostatni nawet bardziej. Ciekawa teza i równie ciekawy komentarz: „Takich opinii autora na temat Polaków w żadnym razie nie należy krytykować jako błędnych czy przesadzonych. W tym przypadku nie chodzi przecież o obiektywną prawdę historyczną, ale o indywidualne świadectwo człowieka, który wychował się w Polsce, został polskim oficerem i ostatecznie wolał tę Polskę porzucić na rzecz niepewnej egzystencji w obozie dla uchodźców, niż żyć wśród Polaków”.

25-ciu na czołgi

Autor książki – Frank Blaichman mieszka dziś w Nowym Jorku, gdzie razem z żoną Cesią (w czasie wojny członkinią tej samej żydowskiej grupy) wyemigrował w latach 50. Nie zapomniał również o swojej prawdziwej ojczyźnie, gdzie „pomógł stworzyć Pomnik Żydowskich Bojowników w Yad Vashem w Jerozolimie i uczestniczył w jego odsłonięciu w 1985 roku. Ma dwójkę dzieci i sześcioro wnuków”. A więc szczęśliwy ojciec, dziadek i… literat.
Opowieść zaczyna się od obiektywnego opisu: „We wrześniu 1942 roku Niemcy poinformowali, że zamierzają przenieść Żydów z Kamionki do pobliskiego Lubartowa, gdzie miało powstać getto dla wszystkich Żydów z regionu. Frank postanowił uciec” – napisał we wstępie sir Martin Gilbert, przedstawiany jako „uznany autorytet naukowy”.

Internetowy biogram Blaichmana dopowiada: „Wyruszył do leżącego nieopodal lasu, by ukryć się w podziemnych bunkrach przygotowanych przez Żydów, którzy uciekli już wcześniej. Razem z nimi sformował oddział partyzancki, stając do walki z Niemcami i kolaborantami. Podjął się też ochrony uchodźców, którzy sami nie byli w stanie chwycić za broń”.

Wątek walki z Niemcami jest w paszkwilu szczególnie eksponowany. Podobnie, jak sprawa pomocy współbraciom. Jakże przypomina to historię innego „bohatera” – bandyty i mordercy Polaków – Tewje Bielskiego.

Dalej czytamy: „Oddział rósł w siłę, w końcu stając u boku polskich grup partyzanckich. W 1944 roku poddany został decydującemu sprawdzianowi, stawiając czoła dobrze uzbrojonym i wypoczętym [!!!- TMP] niemieckim batalionom. Przy wsparciu lotniczym podjęły one próbę wyeliminowania partyzantów”.
Rozwinięcie tych sensacji funduje nam „autorytet-Gilbert”: „Liczebność grupy spadła do zaledwie 25 osób, ale oddział nigdy się nie poddał ani nie zrezygnował z walki. (…) W maju 1944 roku wzięli udział w znaczącej bitwie, stając na przeciw wysłanych celem ich unieszkodliwienia batalionów SS, Wehrmachtu i jednostek Luftwaffe”.
Czyli „25 Dzielnych” podjęło otwartą walkę z niemieckimi doborowymi dywizjami piechoty, czołgami i lotnictwem. Nie lada wyczyn, nawet zakładając wsparcie „polskich grup partyzanckich”. A ci ostatni, któż to taki? Oczywiście Gwardia Ludowa – Armia Ludowa, bo tylko oni byli „dobrzy”, tylko oni byli „prawdziwą partyzantką”.

Tłumacz Janicki: „Armia Ludowa była jedyną formacją gotową pomagać żydowskim partyzantom”. Z kolei „Armia Krajowa prowadziła niepohamowaną kampanię mającą na celu mordowanie Żydów i zapobieżenie dojściu po wojnie do władzy Armii Ludowej lub jakiejkolwiek innej lewicowej formacji”. Ciekawe, że AL i lewica utożsamiane są z Żydami, ale mimo wszystko to uogólnienie.

Wracając do waleczności Blaichmana. Większości bitew, które opisuje, w ogóle nie miało miejsca. Inne były dziełem żołnierzy podziemia niepodległościowego, o – przepraszam, „antysemickich AK-owców”, których Blaichman tępił i mordował…

Na rozkaz Londynu

Autor szczyci się m.in. udziałem w zabójstwie dwóch żołnierzy AK, których określa mianem „podrostków”. O ich schwytaniu pisze: „Kiedy zaczęliśmy ich przesłuchiwać, okazało się, że są członkami AK – antysemickiej Armii Krajowej. Dostali rozkaz zabicia nas, ponieważ byliśmy Żydami i okradaliśmy chłopów”. Tu mimochodem pojawia się informacja, że grupa Bleichmana była… rabunkową bandą. Doprecyzujmy – żydowsko-komunistyczną, rabunkową bandą walczącą nie z Niemcami, ale z polskim podziemiem.

Dalej Bleichman-literat opowiada: „Powiedzieli [antysemiccy AK-owcy, „podrostki” – TMP], że ich miejscowi zwierzchnicy otrzymali rozkazy z Londynu, mówiące, iż żadnemu Żydowi nie powinno być dane dożycie do końca wojny i świadczenie o jej przebiegu”. Tłumacz książki uspokaja: „Stwierdzenie zawarte w ostatnim zdaniu polskiemu czytelnikowi może się wydawać nieprawdopodobne, ale nie ma powodów, by nie wierzyć autorowi”. Kolejny dogłębny, rzetelny wywód.
Autorowi i tłumaczowi Armia Krajowa stale myli się z Niemcami. Jakby świadom absurdu, ten ostatni koryguje trochę swoje stanowisko: „I choć działania jednostek AK wymagają w takich przypadkach [antysemickich – TMP] solennego potępienia, nie można rozciągać go na funkcjonowanie całej organizacji i jej strategiczne cele”.
Kamil Janicki dalej zachwala paszkwil (ale w końcu dostał za to kasę): „Pamiętnik Blaichmana prezentuje unikalną wartość jako materiał umożliwiający zrozumienie skomplikowanych relacji polsko-żydowskich, a szczególnie żydowskich opinii o polskim udziale w wojnie i o polskim antysemityzmie. Nie jest to syntetyczna praca naukowa, zestawiająca setki źródeł jak np. »Strach« Jana Tomasza Grossa, ale żywa relacja jednego człowieka”. Paszkwilant Gross wzorem! Ale jaka książka – taki autorytet.

Dobra wiara w UB

Po wojnie Frank Bleichman pracował w UB w Lubartowie, Pińczowie i Kielcach (w 1945 r. był po. kierownika Wydziału Więzień i Obozów kieleckiego WUBP). W materiałach Instytutu Pamięci Narodowej figuruje jako Franciszek Blajchman. Jego wizerunek znalazł się też na wystawie „Twarze kieleckiej bezpieki”. I bynajmniej nie pokazuje ona bohaterów.

Autor o bezpiece (lirycznie): „Mam nadzieję, że czytelnik przystanie na moment, by się nad tym zastanowić i zrozumie, że bezpośrednio po wyzwoleniu przeszliśmy pod zwierzchność nowego rządu Polski Lubelskiej, a departamenty rządowe były wśród bardzo nielicznych pracodawców gotowych zatrudniać ocalałych Żydów. Źyliśmy teraźniejszością, nie nam było przepowiadać przyszłość. Moim zadaniem było wyłapywanie nazistowskich kolaborantów – Polaków [podkreślenie – TMP], Ukraińców i volksdeutschów – znanych jako prześladowcy i mordercy Żydów oraz szpicle donoszący na chłopów i całe wsie. Przydział ten z chęcią przyjąłem”.
Tłumacz znów tłumaczy racje autora: „Blaichman to raczej człowiek uwikłany: nie mający świadomości realnego celu działania UB i wierzący, że prowadził godną pochwały walkę z pozostałościami faszyzmu”. Ale najlepsza jest konkluzja: „Jego historia na swój sposób odkłamuje obraz anonimowych UB-eków z pierwszych lat po wojnie. Wielu z nich nie było, jak przyjęło się uważać, nieludzkimi potworami, ale postaciami z krwi i kości. Często byli to wręcz – jak właśnie autor niniejszej książki – bohaterowie i ludzie o wielkich zasługach, którzy nie znali charakteru nowego ustroju i działali w Urzędzie Bezpieczeństwa w dobrej wierze. Jednocześnie należy nadmienić, że realny przebieg swojej pracy dla UB zna tylko sam autor”. Ostatnie zdanie to już absurd piramidalny. Dobrze, że Instytut Pamięci Narodowej, dzięki publikacji książki, namierzył Blaichmana i sprawdzi teraz, czy nie dopuścił się zbrodni komunistycznej.

Antysemityzm nie wygasł

I tu przechodzimy do clou programu. Tłumacz Janicki: „Zdaniem tego ocalałego z Holokaustu partyzanta, którego cała rodzina zginęła z rąk nazistów, to Polacy, a nie Niemcy byli po wojnie głównymi wrogami Żydów. Różnica między podejściem Polaków i Niemców do Żydów była taka, jak między nocą i dniem! U Polaków nienawiść nigdy nie wygasła”. A więc jednak: nie ma równości między Polakami a Niemcami. Startując z tego samego pułapu antysemityzmu, Niemcy szybko (bo już po pięciu latach okupacji) wyleczyli się z choroby, a Polacy trwają w swojej nienawiści przeszło 70 lat.

„Autorytet Gilbert” potwierdza: „Pracując nad swoją książką The Holokaust: The Jewish Tragedy (Holokaust: Żydowska tragedia) udałem się do rodzinnej miejscowości Franka Blaichmana – Kamionki leżącej około 19 kilometrów od polskiego miasta Lublin – a także do okolicznych lasów, gdzie prowadził on swoją walkę. (…) Byłem też świadkiem wrogości, jaką po dziś dzień miejscowa ludność darzy Żydów, którzy odmówili poddania się deportacjom i pójścia na pewną śmierć”.

Czarna karta

Kamil Janicki konkluduje: „Wiele z opinii autora jest sprzecznych zarówno ze zdaniem tłumacza, jak i wydawcy. Mimo to »Lepiej zginąć walcząc« polecam jako książkę bardzo ważną, bo udowadniającą, że także polska historia nie jest czarno-biała. Polacy nie zawsze byli bohaterami, a polscy Żydzi – ofiarami bez oporu godzącymi się na śmierć. Dzięki Blaichmanowi poznajemy, że także tak ważna dla polskiej historii i etosu narodowego organizacja jak Armia Krajowa miała w swoich dziejach czarne karty [tu przypomina się inny paszkwil: artykuł Michnika i Cichego „Polacy – Żydzi: Czarne karty Powstania”, spreparowany na 50. rocznicę sierpniowego zrywu – TMP]. Książka ta miała udowodnić zarazem, że nawet w odniesieniu do funkcjonariuszy tak złowieszczych instytucji jak Urząd Bezpieczeństwa nie można posuwać się do generalizowania. Okazywałoby się, że niektórzy z nich – ze względu na swoje zasługi z okresu wojny – „zasługują wręcz na miano bohaterów”. Dodajmy: rzekome zasługi z czasu wojny nie zasługują na podziw, najwyżej na pogardę, a może nawet na sąd.
W oświadczeniu Wydawnictwo Replika tłumaczyło sens wydania książki: „Chcielibyśmy zwrócić uwagę na rolę wydawcy w demokratycznej, pluralistycznej rzeczywistości, którą postrzegamy jako budowę płaszczyzny sporu twórców o różnych punktach widzenia”. Wszystko pięknie, tylko czy mordującego AK-owców bandziora, a potem ubeka – można nazwać twórcą?

Niezależnie od śledztwa IPN, w sprawie paszkwilu ubeka-literata Blaichmana-Blajchmana wniosek do prokuratury złoży Światowy Związek Źołnierzy AK i Ogólnokrajowy Związek Byłych Źołnierzy Konspiracyjnego Wojska Polskiego.

Tadeusz M. Płużański

Za: Antysocjalistyczne Mazowsze | http://www.asme.pl/128900200932765.shtml

Skip to content