Aktualizacja strony została wstrzymana

Prostowanie ponownej dezinformacji – Antoni Zambrowski

Bohdan Urbankowski napisał znakomity artykuł o Jakubie Bermanie – najbliższym chyba współpracowniku Bolesława Bieruta. Są to obszerne rozważania o PRL w czasach stalinowskich, oparte o wydanej niedawno pracy Anny Sobór-Świderskiej pt. „Jakub Berman. Biografia komunisty”. Artykuł swój Bohdan zatytułował Berman i jego „oprycznina”.

Przypomnę, że oprycznikami nazywano w Moskwie policję polityczną cara Iwana Groźnego z Malutą Skuratowem na czele. W PRL odpowiednikiem Maluty był tow. Stanisław Radkiewicz – minister bezpieczeństwa publicznego. Specyfiką PRL-owskich układów było to, że minister Radkiewicz podlegał nie swemu bezpośredniemu zwierzchnikowi – premierowi Józefowi Cyrankiewiczowi, lecz partyjnej Komisji Bezpieczeństwa z prezydentem Bierutem na czele. Faktycznym szefem tej komisji, a zatem nadzorcą bezpieki był Jakub Berman. Stąd uzasadniony byłby tytuł artykułu o bermanowskiej opryczninie.

Aliści zasadnicza część artykułu poświęcona jest nie działalności stalinowskiej opryczniny w PRL, czyli zbrodniom bezpieki i informacji wojskowej, lecz skutkom administracyjnej opieki tow. Bermana nad kulturą polską. Był to niewątpliwie najczarniejszy okres w dziejach kultury PRL.

I tu chciałbym zgłosić Bohdanowi pod rozwagę kilka uwag krytycznych. Jak wielu historyków młodszego pokolenia, nie pamiętających dziejów postalinowskiej odwilży oraz rewolucyjnego przełomu 1956 roku w Polsce, określa on jako stalinowców ludzi, którzy owszem brali udział w stalinizacji PRL, ale później wzięli czynny udział w działalności opozycyjnej, najpierw antystalinowskiej, a następnie wręcz antykomunistycznej. Wśród wymienionych przez Bohdana nazwisk byli to Jan Kott, Wiktor Woroszylski, Witold Wirpsza, Jerzy Andrzejewski. Przy bardziej uważnym odczytaniu artykułu można by tę listę jeszcze przedłużyć. Ci ludzie za czasów stalinowskich nie byli ofiarami bierutowo-bermanowskiej opryczniny, ale z pewnością na następnych etapach dziejów PRL mieli do czynienia z Moczarową lub Kiszczakową bezpieką. Opisywanie ich jako stalinowskich opryczników bez słowa o ich dalszej ewolucji ideowej jest zatem nieporozumieniem wyraźnie dla nich krzywdzącym.

Następna uwaga dotyczy powtarzania przez Bohdana bona fide zarzutów sowieckich kontrolerów odnośnie dominacji w PPR i bierutowskim PZPR żydowskich nacjonalistów. Zamiast potraktować te ich zarzuty jako dowód na notoryczny sowiecki antysemityzm oparty na rasizmie (dla Sowietów Żydem był każdy, kto miał żydowskich przodków niezależnie od ojczystego języka, poczucia narodowego, wyznania oraz przywiązania – lub nie – do żydowskich tradycji), Bohdan powtarza owe zarzuty w dobrej wierze nie tylko wobec Bermana, ale i wielu pracowników naukowych. Towarzysze radzieccy byli mentalnie na innym etapie budownictwa socjalistycznego i nie rozumieli, jakie trudności mieli wtedy polscy komuniści w przyciąganiu polskiej inteligencji bojkotującej obcą sobie władzę narzuconą na sowieckich bagnetach. Domagali się więc wysuwania polskich etnicznie kadr, zaś ich brak traktowali nie jako skutki bojkotu władzy przez inteligencję polską, lecz wpływ żydowskiego nacjonalizmu. Mieli w dodatku złe rozeznanie w tym kto naprawdę ma w Polsce żydowskie korzenie (Nikita Chruszczow powiedział kiedyś, że za Bieruta 90% kierownictwa partyjnego stanowiły osoby narodowości żydowskiej i że on wielokrotnie zwracał na to uwagę tow. Bierutowi. W swych wspomnieniach do Żydów zaliczył on m.in. Józefa Cyrankiewicza, który jako Polak z literą P na pasiaku przeżył hitlerowski obóz w Oświęcimiu). W sprawozdaniach towarzyszy radzieckich wiele jest rzeczy wręcz niewiarygodnych. Nie wyobrażam sobie, by Jadwiga Siekierska istotnie mogła się wyrazić, iż „Polacy nie nadają się do pracy naukowej”. Przyjaźniłem się na studiach w Moskwie z jej synem Erykiem Bobińskim, więc mam jakieś pojęcie o atmosferze panującej w jej domu. Jadwiga Siekierska była wdową po zamordowanym podczas stalinowskiej czystki lat 30. polskim komunistycznym intelektualiście Stanisławie Leliwie-Bobińskim i nie wierzę, by istotnie mówiła głupoty o niezdolności Polaków do nauki. Wraz ze swym partyjnym mężem padła ona ofiarą antypolskiej czystki Jeżowa w 1937 roku i stąd pewnie oszczerstwa pod jej adresem.

Ostatnie moje uwagi są pro domo sua. Neguję wpływ Romana Zambrowskiego na powstanie „Poematu dla dorosłych” Adama Ważyka, nie dlatego, bym się tego wstydził, lecz w imię prawdy. Gdyby coś byłoby na rzeczy, ojciec sam byłby się pochwalił. „Poemat dla dorosłych” był zwiastunem odwilży postalinowskiej w Polsce, popularnym wśród mego pokolenia jak żaden inny utwór literacki. Ważyk mógł być dumny z napisania tego poematu, zaś prostalinowscy dogmatycy usiłowali dorobić mu gębę, przypisując bermanowskie inspiracje. O jego nieprzemijającej wartości świadczy fakt, że w okresie po stanie wojennym znana aktorka Katarzyna Łaniewska recytowała go w kościele na spotkaniu z sympatykami podziemnej „Solidarności”. Z jedną poprawką: usunęła z tekstu słowa o upominaniu się Partią o prawa ludzkie. W czasie przedpaździernikowej odwilży te słowa miały jakiś sens, ale nie miały już żadnego sensu po stanie wojennym.

Ostatnia moja uwaga wynika z niezrozumienia przez Bohdana układów partyjnych w czasach przed podjęciem przez niego działalności opozycyjnej. Pisanie o Romanie Zambrowskim, iż był prawą ręką Bermana jest oczywistą bzdurą nie tylko w kontekście sporu o inspirowanie „Poematu dla dorosłych”, ale i w ogóle. Dziw bierze, że dawny działacz KPN powtarza głupoty po moskiewskiej ekspozyturze, czyli ZP „Grunwald”. Roman Zambrowski był w Polsce Ludowej najpierw prawą ręką Władysława Gomułki w aparacie KC PPR, następnie prawą ręką „Gospodarza”, czyli Bolesława Bieruta, po jego śmierci – prawą ręką Edwarda Ochaba i po zaraz po Październiku 1956 przez pewien czas – ponownie prawą ręką Władysława Gomułki. Roman Zambrowski był przez cały czas od 1945 roku aż do swej dymisji w 1963 roku niezmiennym członkiem Biura Politycznego i w sensie formalnym równorzędnym dygnitarzem partyjnym, co i Jakub Berman. Za Bieruta Berman był niewątpliwie ważniejszy, ale nigdy nie był zwierzchnikiem Romana Zambrowskiego.

Mimo moich uwag krytycznych jestem pełen uznania dla Bohdana Urbankowskiego za przebrnięcie przez tak opasły tom biografii Bermana i krytyczny rozbiór jego dokonań.

Antoni Zambrowski

Za: Antysocjalistyczne Mazowsze | http://www.asme.pl/128723400131716.shtml

Skip to content