Aktualizacja strony została wstrzymana

Dylematy gazowe i łupkowe – Wywiad z ekspertem ds. paliw, Andrzejem Szczęśniakiem

Zanim przejdziemy do spraw aktualnych, poproszę o scharakteryzowanie dotąd obowiązującego kontraktu paliwowego z Rosją

– Kontrakt składa się z dwóch części: tranzytowej i handlowej. Za tranzyt odpowiada państwo, toteż ono musi zawierać taką umowę, z której powinny wynikać korzyści importowe. Została ona sfinalizowana w 1993 r. i przewidywała po pierwsze – wybudowanie wspólnego rurociągu, a po drugie jego użytkowanie, tj. tranzyt gazu. Polska zobowiązywała się do zapewnienia bezpiecznego tranzytu. Ta umowa była połączona z zakupem gazu, co stanowiło jej część handlową, ale państwa-strony wyznaczały tu tylko ramy, resztę ustalały przedsiębiorstwa. Przy tego typu umowach negocjuje się u dostawcy tzw. bilans korzyści. W tym przypadku, skoro Polska zapewniała tranzyt, uzyskiwała upusty cenowe. I to zaczęło działać. Niestety umowy te były psute z roku na rok. Do umowy dołączono aneks techniczny, potem w 1996 r. kontrakt, potem zmiany w tym kontrakcie, następnie nowy aneks. A jaka jest Pańska opinia o tej umowie?

– Gdy przyglądałem się jej historii, doszedłem do wniosku, że jest to klasyczny (a właściwie kliniczny) przykład, jak nie należy zawierać, a właściwie zmieniać umów. Obecnie Rosjanie negocjują tzw. South Stream (Południowy gazowy potok) z krajami bałkańskimi i Turcją. Ten ostatni kraj puszcza Rosjan przez swoją strefę ekonomiczną na Morzu Czarnym, aby uniknąć obstrukcji ze strony Ukrainy. Jak patrzę na te rozmowy – zarówno na poziomie państwowym i firmowym, z Gazpromem – to od razu widać jak twarde są to rozmowy. Dlaczego? Bo w jednym momencie trzeba uzgodnić obustronne korzyści i je zapisać w umowach. W przypadku zmiany opcji rządzącej, co prawda wraca się do negocjacji, ale zawsze – czy to Węgry czy Bułgaria – uzyskują one przez to lekko lepsze warunki, np. nieco tańszy gaz.

No dobrze, a jak to robiła Polska?

– Najpierw zawarto porozumienie rządowe. Po trzech latach, gdy rządziła już inna koalicja, zawarto kontrakt, następnie wprowadzono zmiany do kontraktu. Myśmy opóźniali budowę, bo PGNiG znalazło się w fatalnej kondycji finansowej i nie miało środków na wyłożenie kapitału do wspólnej spółki, przez co traciło pewne atuty. Np. niska cena tranzytu wynikała z tego, że oprócz pierwszych rat kapitałowych koszty budowy pokrył Gazprom poprzez GazpromBank, za co wytargował niskie taryfy przesyłowe, na które do dziś narzekamy, tylko nie widzimy przyczyny tego stanu rzeczy. Każdy kolejny krok, każde renegocjacje dowodzą słabości polskiej klasy politycznej, która w ogóle nie rozumie, co to jest myślenie strategiczne. W rezultacie każda odchodząca ekipa rządząca zostawiała swoim następcom gorszą sytuację.

Według tego, co wyczytałem na Pańskim blogu, wicepremier Waldemar Pawlak wynegocjował dość korzystny kontrakt gazowy z Rosją. Na czym polegają zalety tej umowy?

– Przede wszystkim premier Pawlak zastał bardzo złą sytuację. Pamiętajmy, że na początku 2009 r. nastąpiła przerwa w dostawach, co jest najgorszą sytuacją. Co się okazało? W 2003 r. Polska wystąpiła o zmniejszenie ilości gazu dostarczanego przez Gazprom, co było uzasadnione, gdyż w 1993 r. zamówiliśmy zbyt duże ilości tego surowca i to na zasadzie „take or pay”, tzn. czy braliśmy gaz czy nie, musieliśmy płacić. Co więcej, ekipa AWS zawarła kontrakt z Norwegią, co jeszcze bardziej zwiększało nadmiar gazu. Byliśmy więc „oversupplied”, czyli zalani gazem i SLD musiał coś z tym zrobić. Ale ktoś w Sojuszu wpadł na „genialny” pomysł, aby już te skorygowane ilości zmniejszyć o jedną czwartą i poszukać innego dostawcy. I rzeczywiście zawarto z Rosją umowę na 3/4 naszych potrzeb i po półtora roku poszukiwań, na skraju kryzysu gazowego, znaleziono spółkę RosUkrEnergo, tyle że 50 proc. udziału w niej miał Gazprom, a pozostałą połowę przedsiębiorcy ukraińscy związani z rządem w Kijowie. W końcu taką umowę zawarto. Był to ten sam gaz przesyłany tymi samymi rurami. Tymczasem w 2006 r. w Polsce nasiliła się antyrosyjska retoryka, Rosjanie blokują eksport mięsny, następuje kryzys we wzajemnych stosunkach, a strona polska ostrzegała przed „zakręceniem kurka”. Rosjanie są jednak narodem pragmatycznym, o żadnym zakręceniu kurka nawet nie myśleli, ale korzystając z klauzuli zezwalającej na negocjowanie umowy co trzy lata, podnieśli cenę o 10 proc., co oznaczało dodatkowy miliard złotych rocznie więcej za gaz. Spółka RosUkreEnergo, wykorzystała swoja pozycję, szantażując nas, że jeśli nie zgodzimy się na warunki Gazpromu, przestaną gaz dostarczać. To była prosta pułapka, której nie dostrzegli nasi politycy. Takie dziedzictwo objął premier Pawlak i na skalę naszych możliwości jakoś dał sobie radę. Po pierwsze podniósł o tę (obniżoną siedem lat temu) jedną czwartą ilość gazu dostarczanego z Rosji, a po drugie – z 10 proc. wspomnianej podwyżki urwał 1 – 2 proc. Tyle się dało – cena gazu jest zależna od bilansu sił i stanowi odzwierciedlenie stosunków politycznych w naszej części Europy. Reasumując, zarzuty, że nie jest to dobry kontrakt, nie są bezpodstawne, ale pamiętajmy, że to nie wicepremier Pawlak popsuł poprzednie umowy. Ci, którzy spartaczyli poprzedni kontrakt, dziś znajdują się w pierwszym szeregu krytyków.

Na skutek donosów niektórych polskich polityków do Brukseli, Komisja Europejska nagle zainteresowała się tą umową, choć przedtem nie zajmowała się nią. Jakie zarzuty stawia nam Unia Europejska i jej komisarz?

– Komisarz Guenther Oettinger mówi po niemiecku (nie po angielsku, jak zwykle w Unii) i myśli po niemiecku, z czego trudno mu czynić zarzuty. Polski establishment przypisał mu rolę rycerza na białym koniu, który broni nas przed „złymi” Rosjanami i polskimi „zdrajcami”, którzy dogadali się z Rosjanami. Pan komisarz odwiedził Polskę w marcu br., zapoznał się z umową i wówczas nie wyrażał zastrzeżeń. Tyle tylko, że narzekał na niedostosowanie polskiego rynku do europejskiego, a w związku z tym zaproponował komisję, która by cały bieg spraw nadzorowała. Co się stało potem? Prócz opozycji nastawionej antyrosyjsko, w rządzie istnieją dwie grupy. Pierwsza z Waldemarem Pawlakiem, która chce porozumiewać się z Rosją i druga reprezentowana najpierw przez Macieja Woźniaka, a obecnie z min. Radosławem Sikorskim o silnej orientacji euro-atlantyckiej. Ich pomysł sprowadza się do następującej konstatacji: „jakoś” przetrzymamy trzy zimy i doczekamy do 2014 r., kiedy zostanie uruchomiony gazoport. Już po zaakceptowaniu umowy wynegocjowanej przez Pawlaka z MSZ wyszedł list do Oettingera krytykujący tę umowę z punktu widzenia prawodawstwa unijnego. Również wpływowy uniodeputowany, też z Platformy, pan Jacek-Saryusz Wolski zorganizował konferencję w Parlamencie Europejskim, na której powiedział m.in., że „umowa gwałci przepisy unijne”. Na takie dictum urzędnicy unijni nie mogli pozostać bezczynni, choć reakcja była stosunkowa łagodna, domagająca się informacji w związku z doniesieniami prasowymi itd. Potem jednak komisarz Oettinger doszedł do wniosku, że Polska jest słaba, skłócona i podzielona i tę sytuację można wykorzystać. A ponieważ obiecał na początku swojego urzędowania „europeizację” rynku gazowego, to znalazł taką okazję. „Europeizacja” ma polegać na otwarciu rynków przez udostępnienie infrastruktury, co fachowo określa się jako „dostęp stron trzecich, a polega na tym, że na rynku w Polsce mogą działać inne spółki. Dziś rynek ten jest zamknięty, bo rząd nie ma jasnej polityki w tej dziedzinie. W związku z tym urzędnicy unijni zapewniają Polskę, że znają szefów dużych firm zajmujących się paliwami, którzy „nam pomogą”. W czasie jednej z konferencji zaprezentowano mi nagranie rzeczniczki prasowej Oettingera, która powiedziała, ze na Zachodzie są firmy, które dostarczą nam gaz i „kryzysu nie będziecie mieli”. Jednocześnie pani rzecznik oficjalnie zapowiedziała, iż Polsce grozi kryzys gazowy na koniec roku. Dla mnie jest to zdumiewające. Oto przedstawicielka wysokiego urzędnika UE przekonuje, że po wprowadzeniu przepisów unijnych danemu krajowi grozi kryzys. Jestem ciekawy, jak by zareagowali Niemcy czy Francuzi, gdyby Komisja zakomunikowała, że na skutek wprowadzania unijnych przepisów grozi im brak gazu zimą.

Cały wywiad z Andrzej Szczęśniakiem czytaj w wydaniu papierowym „Myśli Polskiej”, które ukaże się we wtorek 5 października

Za: Myśl Polska | http://sol.myslpolska.pl/2010/10/dylematy-gazowe-i-lupkowe-z-ekspertem-ds-paliw-panem-andrzejem-szczesniakiem-rozmawia-zbigniew-lipinski/ | Dylematy gazowe i łupkowe – z ekspertem ds. paliw Panem Andrzejem Szczęśniakiem rozmawia Zbigniew Lipiński

Skip to content