Aktualizacja strony została wstrzymana

Kondominium przed przemeblowaniem – Stanisław Michalkiewicz

– Z tych to względów i powodów / (Bożesz Ty mój! Moja pani!) / Uroczyście protestują wszyscy niżej podpisani:” Andrzej Halicki z Platformy Obywatelskiej, Grzegorz Napieralski z SLD i Eugeniusz Grzeszczak z PSL. A dlaczego tak uroczyście zaprotestowali w imieniu swoich klubów parlamentarnych? Ano dlatego, że Jarosław Kaczyński w wywiadzie udzielonym „Gazecie Polskiej” powiedział między innymi: „Platforma i jej zaplecze doskonale zdają sobie sprawę, że Polska, która czci pamięć Lecha Kaczyńskiego nie będzie tą Polską, której oni chcą (…) Tak, jak Piłsudski nie mógł być symbolem PRL. Tak samo Lech Kaczyński (…) nie może być symbolem kondominium rosyjsko-niemieckiego w Polsce.” Krótkie zdanie, a jakże pełne treści. Po pierwsze widać, że przeświadczenie Jarosława Kaczyńskiego o szerzącym się w Polsce z szybkością płomienia kulcie prezydenta Lecha Kaczyńskiego przybrało formę ostrą. To ona sprawia, jak sądzę, że – po drugie – w ocenie prezesa PiS spostrzeżenia trafne mieszają się z wątpliwymi. O ile bowiem diagnoza o „rosyjsko-niemieckim kondominium w Polsce” wydaje się trafna jeśli nawet nie jako fakt dokonany, to na pewno – jako polityczna tendencja, o tyle prezydent Lech Kaczyński jako symbol polskiej niepodległości wydaje się niefortunny – już choćby ze względu na ratyfikację traktatu lizbońskiego, której dokonał 10 października ubiegłego roku. Jarosław Kaczyński pewnie nie przywiązuje do tego wagi, bo 1 kwietnia 2008 roku, wraz z wieloma posłami PiS głosował za ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikacji tego traktatu, podobnie jak w referendum akcesyjnym w roku 2003 głosował za Anschlussem Polski do Unii Europejskiej, ale przecież zarówno Anschluss, jak i – a może nawet zwłaszcza – traktat lizboński trudno uznać za kroki na drodze do umocnienia niepodległości Polski. Raczej za milowe kroki w kierunku przeciwnym – to znaczy, niestety, w kierunku owego nieszczęsnego „kondominium”.

Oczywiście nic tak nie gorszy jak prawda, toteż „o tę Polskę, o ojczyznę najboleśniej zatroskani / (Bożesz Ty mój miłościwy, / Co to będzie, moja pani?), Widząc ją zhańbioną strasznie” słowami Jarosława Kaczyńskiego uroczyście zaprotestowali na specjalnie zwołanej, wspólnej konferencji prasowej twierdząc, że o żadnym „kondominium” nie ma mowy, bo wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ten uroczysty protest przypomina lata 70-te, kiedy to za stwierdzenie, że Polska nie jest niepodległa, działacze ówczesnej opozycji skazywani byli przez niezawisłe sądy za „obrazę PRL”, albo za „rozpowszechnianie fałszywych wiadomości mogących wzbudzić niepokój publiczny”. Okazuje się, że i teraz o pewnych sprawach „nie trzeba głośno mówić” i zachowywać się jak pani z mickiewiczowskiej ballady „Lilie”: „ach, pójdę aż do piekła, byleby moją zbrodnię wieczysta noc powlekła”.

Niezamierzony efekt komiczny tej demonstracji trzech klubów parlamentarnych nadała niemal równoczesna podróż do Brukseli wicepremiera i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka, gdzie próbował on przekonać unijnego komisarza do spraw energii Guntrama Oettingera, że umowa, jaką Polska podpisała z rosyjskim Gazpromem na dostawy do Polski rosyjskiego gazu, jest zgodna z unijnymi standardami. Trudne zadanie, bo Komisja Europejska miała za złe przede wszystkim to, iż umowa oddaje Gazpromowi całkowity nadzór nad polskim odcinkiem gazociągu jamalskiego i sieciami przesyłowymi. Tymczasem chodzi o to, że ruska razwiedka – owszem – może sobie nadzorować na terenie buforowej Polski przesyłowe sieci gazu – ale przecież nie samodzielnie, tylko do spółki z razwiedką niemiecką – bo w tym między innymi wyraża się strategiczne partnerstwo między obydwoma krajami i oczywiście – razwiedkami. Skoro jednak minister Sergiusz Ławrow podczas odprawy urządzonej mu dla polskich dyplomatów przez ministra Radosława Sikorskiego powiedział, że po katastrofie smoleńskiej stosunki polsko-rosyjskie wyraźnie się poprawiły, to wicepremier Pawlak uwija się jak w ukropie. Co jednak będzie, jeśli komisarz Guntram Oettinger nie da się przekonać i ani na krok nie ustąpi z nieubłaganego gruntu strategicznego partnerstwa? Ano, wtedy umowa, jaką Polska podpisała z ruskim Gazpromem zwyczajnie nie wejdzie w życie. Taką to ci mamy po wejściu w życie traktatu lizbońskiego niepodległość.

Źeby było jeszcze śmieszniej, to jakaś amerykańska Schwein wychlapała, że w szkole, jaką tubylcza razwiedka prowadzi dla szpiegów i starszych torturantów w Kiejkutach na Mazurach, nie tylko urządzone było tajne więzienie CIA, ale co najmniej jeden zidentyfikowany z imienia i nazwiska więzień był tam przetrzymywany i torturowany przez dwóch amerykańskich oprawców. Ciekawe, że Amerykanie nie skorzystali z usług i doświadczeń naszych oprawców, tylko fatygowali się osobiście, ale to nieważne, bo zarówno były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Aleksander Kwaśniewski oraz były premier rządu tubylczego bantustanu Leszek Miller oświadczyli, że nic na ten temat nie wiedzą. Prawdopodobnie kłamią, ale jest też możliwe, że mówią prawdę, bo powiedzmy sobie szczerze – po co niby generał Marek Dukaczewski, czy generał Gromosław Czempiński mieliby o takich sprawach informować tych wszystkich prezydentów? Takich prezydentów to u nich przecież trzech na kilo wchodzi i w każdej chwili mogliby wystrugać sobie choćby i z banana nie tylko nowego prezydenta, ale i cały gabinet – co zresztą na naszych oczach się przecież dokonało. Wielka szkoda – bo postawienie Aleksandra Kwaśniewskiego przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze w charakterze zbrodniarza wojennego byłoby znakomitym, a co ważniejsze – najstosowniejszym ukoronowaniem kariery tego polityka, no, ale chyba próżno marzyć o tym – jak zwykł był wzdychać subiekt Ignacy Rzecki z „Lalki” Bolesława Prusa. Nawiasem mówiąc, fantastyczne opowieści Andrzeja Leppera o „talibach” lądujących w mazurskich Klewkach, w świetle rewelacji ujawnionych przez amerykańską Schwein nabierają rumieńców – co zresztą już wcześniej zauważyła Maria Wiernikowska w swojej pełnej zdumienia książce „Zwariowałam”. Ale po „Samoobronie” pozostały już tylko złe wspomnienia i nawet „Partia Regionów” na której próbowały ratować się z toni niedobitki pozostałe po spustoszeniu dokonanym przez panią Anetę Krawczykową, najwyraźniej nie znalazła zrozumienia w oczach razwiedki. Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść – choćby i do diabła, co, nawiasem mówiąc, w porównaniu w kryminałem nie jest takim złym wyjściem.

Bo wygląda na to, że po pomyślnej katastrofie smoleńskiej i zarządzonych w jej następstwie przyspieszonych wyborach prezydenckich, wkraczamy w kolejny etap porządkowania sceny politycznej. Zapewne dlatego prezes Jarosław Kaczyński albo wywala, albo udziela poważnych ostrzeżeń działaczom PiS podejrzanym o samodzielność, a i w Platformie Obywatelskiej daje się wyczuć napięcie przez Kongresem zaplanowanym na 25 września. Czy premieru Tusku pozwolą utrzymać kontrolę nad tymi wszystkim mężykami stanu, czy też razwiedka będzie wolała doprowadzić do podziału nadzoru między jakiś dyrektoriat swoich agentów? Bo w rezerwie czai się jeszcze Janusz Palikot ze swoją „Nowoczesną Polską”, w ramach której może dojść nawet do tak zwanego „zlania się” Platformy Obywatelskiej z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Coś przecież zrobić trzeba nie tylko dlatego, że tak będzie pasowało zarządcom kondominium, ale również, a może nawet przede wszystkim dlatego, że tubylczy dług publiczny w dniu 9 września o godzinie 22.27 wynosił już 713 397 400 000 złotych i powiększa się z szybkością co najmniej 3 tysięcy złotych na sekundę.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Komentarz   tygodnik „Goniec” (Toronto)   12 września 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1760

Skip to content