Aktualizacja strony została wstrzymana

Dwie prawdy o Cyganach: ta romantyczna i ta współczesna. – Piotr Kowalczuk

Pierwsza to legenda o prawdziwych Cyganach, których już nie ma, o „wozach kolorowych” i świecie nieskrępowanej wolności. Druga dotyczy nabrzmiewającego problemu społecznego, i to w skali całej Europy. Najpewniej, jak zwykle, prawda leży pośrodku. Z zainteresowaniem przeczytałem tekst Krystyny Grzybowskiej (pozdrowienia przy okazji) „I Ty możesz zostać Cyganem”. Nie chodzi mi o polemikę, ale o wskazanie na drugą stronę romantycznego medalu, zwłaszcza, że trzy lata temu we Włoszech, skąd piszę, sytuacja wyglądała podobnie jak  teraz we Francji, ku oburzeniu całego cywilizowanego świata wyrzucającej Romów do Rumunii.

Na początek przypomnijmy, że we Francji, podobnie jak we Włoszech, wszystko zaczęło się od tragicznego incydentu. W połowie lipca pod Grenoble rumuński Cygan jadąc kradzionym autem nie zatrzymał się do policyjnej kontroli. Dodał gazu, wziął policjanta na maskę, ciągnął go przez kilkaset metrów i zginął, gdy policjanci otworzyli ogień. W odwecie uzbrojeni w kije bejsbolowe i siekiery Cyganie zaatakowali posterunek policji i zdemolowali miasteczko. Sprawa trafiła do mediów i stała się tematem dyżurnym. Prezydent Sarkozy zareagował ostro, według wielu krytyków za ostro. We Włoszech było podobnie.

30 października 2007 r. 25-o letni rumuński Cygan w Rzymie zgwałcił, zmasakrował i obrabował wracającą do domu żonę kapitana włoskiej marynarki wojennej. Zmarła dwa dni później w szpitalu. Włoskie media spłynęły krwią ścigając się w epatowaniu makabrycznymi szczegółami zbrodni i ponurą statystyką: było to już 67 morderstwo, 320 gwałt i 2236 napad rumuńskiego autorstwa we Włoszech o w tamtym roku.

Tragedia zdominowała pierwsze strony włoskich gazet. Przez dwa dni z rzędu główne wydania dzienników tv poświęcały jej aż 2/3 antenowego czasu. Gianfranco Fini z Sojuszu Narodowego i szef MSZ w rządzie Berlusconiego stwierdził, że z samego Rzymu należałoby deportować 20 tysięcy Rumunów. Ksenofobiczna Liga Północna najpierw zaproponowała, by wyrzucić z Włoch wszystkich obcokrajowców nieposiadających pracy, a potem umaiła ulice włoskich miast kolorowym plakatem z Indianinem w pysznym pióropuszu i podpisem: „W Ameryce Północnej Indianie nie powstrzymali imigracji i dziś żyją w rezerwatach!”. Skutki nie kazały na siebie długo czekać. Zamaskowani sprawcy pod stacją Tor di Quinta pobili czterech ducha Bogu winnych Rumunów, kilkuset wygolonych młodzieńców z neofaszystowskiej Forza Nuova demonstrowało w Rzymie pod hasłem „Włochy dla Włochów”, spłonęło kilka rumuńskich samochodów, pod rumuńskim sklepem wybuchła bomba. Media opublikowały sondaże, z których wynikało, że 8 na 10 Włochów (o 5ciu więcej niż rok wcześniej) nie widzi możliwości współżycia z Rumunami, bo mordują, kradną i gwałcą. W sierpniu 2007 r. nielegalne obozowisko Cyganów na peryferiach Mediolanu poszło z dymem. Spłonęło żywcem czworo dzieci. Do zamachu przyznała się nieznana przedtem „Grupa Czystek Etnicznych” zapowiadając dalsze podpalenia, jeśli Cyganie nie wrócą, skąd przyszli. Część sprawców ohydnej zbrodni schwytano i teraz odsiadują długie wyroki. Po drugiej stronie miasta w tydzień potem ktoś podpalił budowany przez władze miejskie duży obóz dla nomadów z wygodami.

Wobec antyrumuńskiej histerii i pod naciskiem powszechnego oburzenia Włochów ówczesny premier Prodi zwołał nadzwyczajne posiedzenie gabinetu. Efektem był dekret, który zezwala prefektom policji na arbitralną deportację obywateli Unii, „stanowiących zagrożenie dla porządku publicznego”. Ale dla wszystkich było jasne, że chodzi o rumuńskich imigrantów. Następnego dnia wieczorem 30 Rumunów, głównie Cyganów, siedziało już w samolocie do Bukaresztu, a na rumuńsko-cygańskie nielegalne obozowiska ruszyły spychacze. W Bukareszcie pod ambasadą włoską nacjonaliści grozili odwetem 15 tysiącom mieszkających w Rumunii Włochom. Gdy przybyły z tej okazji do Rzymu premier Rumunii Tariceanu podczas konferencji prasowej pochwalił się dziennikarzom, że w ciągu ostatnich dwóch lat przestępczość w Rumunii znacznie spadła, ktoś krzyknął: „Swoją przestępczość wyeksportowaliście do Włoch”. Obaj premierzy wystosowali list do Komisji Europejskiej, w którym zaapelowali o pomoc w wyjściu z przykrej sytuacji sugerując, że wszystkiemu winne jest liberalne unijne prawo i Cyganie. Tariceanu tłumaczył Włochom w wywiadzie dla głównego wydania wiadomości tv RAI, że Rumuni we Włoszech zajmują się ciężką pracą, a całemu złu winni są rumuńscy Romowie, z którymi sam nie może sobie dać rady we własnym kraju. Wyjaśnienie było potrzebne, bo dla Włochów Rumun (Romeno) i Rom to jedno i to samo.

W tej chwili we Włoszech mieszka legalnie 600 tys. obywateli Rumunii. Stanowią największą imigrację i przewodzą we wszelkich statystykach przestępczości. Obywatele Rumunii stanowiący 15% imigrantów popełniają 37% kradzieży. Fatalnie wygląda sytuacja w Rzymie, który goście z Rumuni upodobali sobie szczególnie. Aż 75% wszystkich zatrzymanych, łącznie z Włochami, to obywatele Rumunii. Stanowią blisko połowę więźniów w rzymskim więzieniu Regina Coeli. Wiadomo, że chodzi głównie o Cyganów, ale nikt tego nie odważy się powiedzieć głośno. Poprawność polityczna każe policji i mediom w przypadku przestępstw mówić wyłącznie o „obywatelach Rumunii”, by uniknąć oskarżeń o rasizm. Po prostu osobnych statystyk dla rumuńskich Cyganów nie ma. Wiadomo tylko, że wśród imigrantów z Rumunii jest ich ok.110 tys. Wiadomo też, że 80% rumuńskich imigrantów posiada legalną pracę. Można jedynie podejrzewać, że większość wśród reszty to Cyganie, którymi włoscy Rumuni ostentacyjnie gardzą. Na każdym kroku podkreślając swoją wyższość („Ja płacę podatki!”) i skarżą się włoskim mediom, że cygańska przestępczość idzie na ich rachunek.

Dla Cyganów Italia jest rajem. Jeśli mówią po rumuńsku, pokrewieństwo języków sprawia, że łatwo im się porozumieć i nauczyć włoskiego. Dobrodziejstwo klimatu pozwala przekoczować nawet pod mostem. Jedzenie jest tanie, a stosunek Włochów do obcych na ogół otwarty i ciepły. W bogatych dzielnicach śmietniki to Wyspa Skarbów. Łagodne prawo, którego i tak włoska policja nie jest w stanie wyegzekwować, przez palce patrzy na drobne przestępstwa, a wyroki do dwóch lat więzienia ferowane są zawsze w zawieszeniu. Biurokratyczny chaos i inercja sprawiają, że można zlekceważyć każdy przepis. Dlatego zjeżdżają tu masowo całymi rodzinnymi klanami. Miasta oddają nomadom tereny pod obozowiska zaopatrując je w wodę, prąd i urządzenia sanitarne, ale są bezradne wobec rozmiarów exodusu. Poza tym za to trzeba płacić. Cyganie osiedlają się więc gdzie popadnie. Najchętniej blisko wody i stacji. Zajmują opuszczone rudery na przedmieściach, albo sami budują sobie szałasy.

Niestety, niemal zawsze okolica natychmiast ulega degradacji. W nozdrza bije fetor, roi się od żebraków, codziennie dochodzi do włamań i napadów. Po ulicach, co jest we Włoszech widokiem niespotykanym, włóczą się watahy pijanych, zaczepiając kobiety. To samo dzieje się w metrze i autobusach. Włoscy sąsiedzi żądają od władz, by ich od tych obozowisk oddzielić murem i drutem kolczastym. Póki co organizują straż sąsiedzką, by ustrzec się przed włamaniami. Supermarkety muszą zatrudniać armię ochroniarzy. Strach zostawić pod domem rower czy skuter, albo pójść na spacer do parku. Gdy wreszcie policja likwiduje nielegalne obozowisko, Cyganie przenoszą się gdzie indziej i historia zaczyna się od nowa.

Niemal każdy Cygan wywiadowany przez włoskie media jest pomocnikiem murarza i pokazuje spracowane ręce. Statystyki policyjne mówią co innego. Policja w Mediolanie wpadła na trop cygańskiej mafii, która sprowadza z Rumunii kieszonkowców, żebraków (najczęściej zdeformowane dzieci i kaleki), pomywaczy szyb, włamywaczy. Organizuje im „pracę” pobierając w zamian haracz. Ponoć cygańscy mafiosi już dorobili się na tym majątku i teraz usiłują nieśmiało wejść w niebezpieczny, choć intratny rynek mediolańskiej prostytucji i narkotyków. W przestępczym procederze spory udział mają dzieci. W Mediolanie od miesięcy na dworcu głównym pasażerów terroryzuje dziecięcy gang cygańskich kieszonkowców. Policja złapała 14-letnią Cygankę na kradzieży po raz setny. Nic jej nie można zrobić, bo nieletnia. Podobnie, choć nie na taką skalę, dzieje się w rzymskim metrze. Formalnie dzieci nomadów też podlegają obowiązkowi szkolnemu. Ale Cyganiątka często chodzą do „szkoły życia”. Na kradzież albo na żebry.

Spora część rumuńskich i bałkańskich nomadów zamieszkała w Rzymie nad Tybrem wzdłuż pięknej 15-kilometrowej trasy rowerowej, którą od lat jeżdżę w weekend, najczęściej w sobotę. Gdy wyruszyłem tam po raz pierwszy 9 lat temu, nomadzi już tam byli. Na trasę wjeżdża się obok Stadionu Olimpijskiego. To ogromne rekreacyjne serce miasta. Cyklistom towarzyszą wrotkarze i biegacze, a po obu stronach wału, po którym biegnie trasa, ciągną się ośrodki sportowe z basenami, kortami tenisowymi, boiskami do gry w piłkę i koniecznie dobrą restauracją z widokiem na rzekę. Jest pole golfowe, hipodrom, sztuczne jeziorko i minitor wyścigowy, na których ścigają się łódki i samolociki modelarzy, a nawet małe lotnisko. Pomiędzy tymi enklawami rzymskiego dobrobytu dla elit, w przybrzeżnych chaszczach i na łąkach, koczowała cygańska nędza.

Tam właśnie poznałem „swojego” Cygana. Poprosił o papierosa. Dałem mu trzy ostatnie, żeby mnie nie kusiły w drodze powrotnej. Uśmiechnął się, podziękował i zniknął w prowadzących do brzegu rzeki chaszczach. Dwa tygodnie później, kiedy siedziałem na tej samej ławeczce, podszedł do mnie ten sam Cygan próbując oddać trzy papierosy. Przysiadł się i zaczęliśmy rozmawiać. Mówił dobrze po włosku. Powiedział, że przyjechał do Włoch 3 lata temu z żoną i dwójką dzieci. Umówiliśmy się na przyszły tydzień, bo obiecałem przywieźć mu trochę niepotrzebnych nam ciuchów. Czekał na mnie na ławeczce. Było zimno, więc zaproponował kawę. Zeszliśmy ścieżką stromą skarpą pośród trzcin i weszliśmy na małą polanę, gdzie stało 5 solidnych chat, a wokół skutery. Dowiedziałem się, że wynajmował to mini-osiedle za 200 euro miesięcznie od Rumunów, którzy mieszkali tu wcześniej, ale dostali mieszkanie socjalne. Skąd prąd? Ze słupa. Sąsiad jest elektrykiem. Spytałem czy myślą wracać do Rumunii. Za nic w świecie: „Tu mamy wszystko, a przede wszystkim święty spokój. Nie otacza nas rumuńska nienawiść. Możemy żyć po swojemu”. W legalnym obozie nie chcieli mieszkać, bo tam rządziła cygańska mafia i za wszystko ściągała haracz. Na rozchodne wypiliśmy szklaneczkę wina. Odjechałem przekonany, że widziałem szczęśliwych Cyganów. Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni.

Tydzień później wyczytałem w dziale miejskim „Corriere della Sera”, że u końca trasy rowerowej nad Tybrem zlikwidowano mały obóz Cyganów. Policja znalazła 8 skradzionych skuterów, 10 laptopów, biżuterię, fachowy sprzęt do włamań i aresztowała na miejscu kilku Romów. Mają być deportowani. Popedałowałem sprawdzić. Po osiedlu „mojego” Cygana nie było już śladu.

Piszę o tym nie dlatego, by sugerować, że Cyganie to urodzeni przestępcy. Na odtrutkę służę opinią mojego polskiego kolegi-budowlańca, który w swojej rzymskiej firmie zatrudnia Cyganów, wielce sobie chwali i zapewnia, że równie uczciwych i dobrych pracowników dawno nie miał. Gdy mieszkałem w Berlinie Zachodnim, zetknąłem się przypadkiem (malując mieszkanie jednego z Gosów) z polskim gangiem. Jak się okazało, chodziło o przestępcę, którego reżim Jaruzelskiego, z paszportem w jedną stronę, oddychając z ulgą, wydalił z Polski. Nawet się tym chwalił. Smutny niemiecki żart „Jedź do Polski, Twój samochód już tam jest” nie wziął się z niczego. Ale to wcale nie znaczy, by Polaków nazwać urodzonymi złodziejami. Chodzi mi o to, że problem Cyganów w Europie naprawdę istnieje i nie można go sprowadzać do romantycznego mitu cygańskiego życia, ani usprawiedliwiać zbrodniami hitlerowców, którzy zagazowali pół miliona Romów.

Problem jest poważny z wielu powodów. Cyganie, obojętnie czy patrzeć na nich jak na ofiary, czy przestępców, nie znikną. Rząd Rumunii nie chce brać odpowiedzialności za swoich cygańskich obywateli, choć powinien. Unia właściwie umywa ręce, a wielki krzyk całego cywilizowanego świata z ONZetem na czele sprowadza się do potępienia Sarkozy’ego. Nikt nie proponuje żadnego praktycznego wyjścia z sytuacji, choć Cyganie – można odnieść wrażenie – stali się pionkami na szachownicy Wielkiej Gry Politycznej (co nie wróży im najlepiej). Właściwie wszyscy umywają ręce.

Pośrodku są rumuńscy Cyganie ze swoją tragiczną biedą. Niestety, krytycy działań francuskich czy wcześniej włoskich władz na swoje utrzymanie wziąć ich nie chcą. Francuzi, tak trzy lata temu ochoczo krytykujący Włochów za likwidację nielegalnych cygańskich obozów, teraz powiadają: „Cyganie? Owszem, ale nie w moim ogródku”.

Z Rzymu Piotr Kowalczuk

Za: wPolityce.pl | http://www.wpolityce.pl/frontend/view/1453/ | Dwie prawdy o Cyganach: ta romantyczna i ta współczesna. Piotr Kowalczuk staje w obronie twardej polityki Sarkozy'ego. Specjalnie dla wPolityce.pl

Skip to content