Aktualizacja strony została wstrzymana

Kiedy przyjdzie czas na następne krzyże? – Tomasz Terlikowski

Kolejne krzyże znikają z przestrzeni publicznej. A powodem jest, oczywiście, nie żadna tam wrogość do chrześcijaństwa, ale – nagle odkryta – wierność przepisom prawa. W ten sposób usprawiedliwia się zdjęcie krzyża ze szczytu Rysów.

Ten – postawiony przed rokiem, a mający upamiętniać 100-lecie TOPR i ratowników, którzy zginęli w górach – krzyż zniknął już z najwyższego szczytu polskich Tatr. Powodem miało być zaś to, że jego obecność była samowolą budowlaną nieustalonych osób.

I nie ma co udawać, że takie decyzje są całkowicie neutralne. W przestrzeni, geografii duchowej nie ma bowiem nic takiego, jak obojętność, neutralność. Jest „tak” albo „nie”, jest krzyż albo pustka, poświęcenie, omodlenie, uświęcenie terenu albo odrzucenie tegoż. Uzasadnienia zaś nie mają tu większego znaczenia, służą one głównie za wygodne usprawiedliwienia decyzji, które w innym przypadku spotkałyby się ze zdecydowanym protestem. Nie mają też znaczenia zapewnienia, że krzyże zostaną przeniesione w inne, bardziej godne miejsca. A nie mają, bowiem uznanie, że przestrzeń publiczna jest miejscem niegodnym dla krzyża, jest niezgodne z podstawowymi intuicjami chrześcijaństwa.

Uznanie, że tylko świątynie są godnym miejscem przechowywania krzyża, jest powrotem do jakiejś formy manicheizmu czy nawet pogaństwa, które dzielą przestrzeń na świętą i profaniczną. Stąd zaś już tylko krok do uznania (także obecnego w umysłach części Polaków), że nasze życie także dzieli się na dwie niezależne części: świętą (niedzielną) i doczesną (w pozostałe dni tygodnia). Taką teologię codzienności zaprezentowała wiele miesięcy temu w sprawie „Agaty” minister Ewa Kopacz, która deklarując swój katolicyzm, w tygodniu wskazała miejsce, w którym dziecko 14-latki z Lublina mogło zostać zamordowane. Nie zabrakło wtedy zresztą księży, którzy takiej decyzji bronili.

Zepchnięcie krzyży do świątyń wypływa jednak nie tylko ze źle przemyślanego chrześcijaństwa, ale również z dogłębnie przyjętej tradycji rewolucji francuskiej. To ona i będący jej następstwem radykalny francuski laicyzm uznają, że w przestrzeni państwa nie może być miejsca na żadne symbole religijne, a jedynym kultem publicznym, na jaki pozwolić sobie mogą obywatele jest – bałwochwalczy w istocie – kult państwa. Dowodem na takie myślenie jest choćby zakaz noszenia chust muzułmańskich, ale także habitów w miejscach publicznych… I nie ma co ukrywać, że niemała część naszych laicyzatorów chciałaby dokładnie takiego ustawodawstwa w Polsce.

A nie jest to ustawodawstwo duchowo obojętne. Jego twórcy chcieli bowiem, by dla człowieka najwyższą normą postępowania stało się prawo stanowione, a nie objawione. Prawo Boże musi zatem wedle nich ustąpić prawu ludzkiemu. To zaś jest nie do zaakceptowania przez świadomych chrześcijan. Właśnie z powodu odmowy akceptacji takiego myślenia ginęli pierwsi chrześcijanie, dla których prawo Boże zakazujące oddawania hołdu boskiego bałwanom było istotniejsze niż prawo rzymskie! I teraz w jakimś stopniu stajemy wobec podobnych wyzwań. Obecni chrześcijanie muszą sobie odpowiedzieć (może w Polsce jeszcze mniej), czy chcą służyć prawu Bożemu, czy ludzkiemu…

Ale są też bardziej przyziemne powody, dla których warto bronić krzyża. Otóż symbole mają znaczenie w naszym życiu. I nie jest tak, że całkowicie obojętne jest to, jakie symbole się z przestrzeni publicznej usuwa, a jakie mają tam wciąż prawo obecności… Nie jest też obojętne, czy nasze dzieci będą mogły spotkać znak krzyża na ulicach, drogach czy w górach, czy też zostanie on stamtąd usunięty. Dlatego warto przyglądać się temu, co dzieje się obecnie. Warto sprawdzać, czy przypadkiem zapewnienia o „czysto administracyjnym” charakterze jakichś posunięć, nie skrywają tylko głębszych powodów, dla których krzyże przeszkadzają.

Uwaga ta jest tym ważniejsza, że nikt nie może nas zapewnić, że po krzyżu na Rysach, przed Pałacem Prezydenckim czy na warszawskich ulicach (a przypomnę, że też jest sprzątnięto, bo rzekomo rozpraszały kierowców) nie przyjdzie czas na krzyż na Giewoncie czy na krzyże gdańskie. W takich sytuacjach lepiej dmuchać na zimne, szczególnie, gdy przyjrzy się w jakim kierunku zmierza Europa, i gdy sobie uświadomi, że od jakiegoś czasu Polska nie robi nic, by to zmieniać (więcej zasług dla chrześcijańskich wartości w Europie miał premier Miller niż premier Tusk)… Dlatego brońmy Krzyża i prawa do Jego obecności w przestrzeni publicznej.

Tomasz P. Terlikowski

Za: Fronda.pl | http://www.fronda.pl/news/czytaj/terlikowski_kiedy_przyjdzie_czas_na_nastepne_krzyze | Terlikowski: Kiedy przyjdzie czas na następne krzyże?

Skip to content