Aktualizacja strony została wstrzymana

Misterium Krzyża w Smoleńsku – ks. dr hab. Aleksander Posacki SJ

Nieszczęśni profani – niech im Bóg przebaczy – uczynili z krzyża „znak rozbawienia”, depcząc go jako „znak zbawienia”. Czy są oni dziećmi nowej epoki „bezbożnej cywilizacji” – ukrywającej się za prawem do demokracji i laicyzacji, a w istocie dziećmi kultury „czarowników” i „wampirów”, apostatów zbuntowanych przeciwko Bogu?

Krzyż jest archetypowy i wieczny, usytuowany ponad ludzkim rozumem i emocjami. To nie jest archaiczny lęk przed tabu, jak interpretowali to powierzchownie religioznawcy. To sprawa wyboru serca i ostatecznego losu ludzkiej egzystencji.

Pasterze Kościoła z racji swojego powołania stoją na straży właściwej wykładni teologii krzyża. Mają prawo, a nawet obowiązek podejmować w tej sprawie decyzje, nawet polityczne, aby strzec duchowego ładu w społeczeństwie. Ale Kościół to nie tylko księża i biskupi. Wszyscy ochrzczeni – jako Mistyczne Ciało Chrystusa – mogą posiadać w tym obszarze pochodzące od Boga dary, doświadczenia, intuicje, a nawet duchowe wizje, które należy szanować. Świadczy o tym choćby historia tzw. objawień prywatnych, których doświadczają najczęściej osoby świeckie, w tym zwykle dzieci i osoby niewykształcone (ks. René Laurentin). A więc: „Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie!” (1 Tes 5, 19-21). Nie należy lekceważyć ducha Narodu, nie należy nazywać go przedwcześnie „psychologią tłumu”.
Mówiono, że w tym aktualnym sporze na Krakowskim Przedmieściu – zagłuszanym i pomniejszanym intelektualnie przez medialny hałas manipulacji – nie chodzi o krzyż, co jednak nie jest prawdą. Nie chodzi tylko o obronę miejsca krzyża w przestrzeni publicznej, o czym pisał przekonująco ks. prof. Czesław Bartnik. Pomijam tu spór o tzw. neutralność światopoglądową, która przecież nie istnieje, czy filozoficzne dylematy problematycznego zjawiska „demokracji”, które przekonująco demaskuje prof. Jacek Bartyzel. Pomijam fakt, że teologia może nawiązywać do polityki w tym sensie, że ukazuje sprawy polityczne w perspektywie spraw ostatecznych; bada relacje między religią a polityką oraz między Kościołem a państwem. Pisał o tym już św. Augustyn, domagając się przesycenia państwa ziemskiego państwem Bożym (civitas terrena spiritualisata).
Tymczasem chodzi o coś jeszcze bardziej ważnego, a nawet fundamentalnego. Krzyż ma stanąć na nowo i coraz głębiej w sercu – czyli w głębi duchowego wymiaru – jednostki-osoby i całego Narodu, pojętego jako zespół jednostek-osób. „Krzyż wbity na Golgocie tego nie wybawi, kto w sercu swoim krzyża nie wystawi” (Adam Mickiewicz). Za tym sporem o krzyż kryje się wołanie: „wróć do krzyża, narodzie”, podejmowane wcześniej przez naszych wieszczów i narodowych proroków.

Krzyż zawsze znakiem sprzeciwu
Profaniczne hasła: „Precz z krzyżem”, które widzieliśmy na transparentach przed Pałacem Prezydenckim, to nie tylko ucieczka od krzyża i przed krzyżem. Może to też być wyraz narastającego wśród polskiej młodzieży – wychowanej na czarach Joanne K. Rowling i wampirach Stephenie Meyer, bluźnierstwach kultury „rockowej”, eksperymentach alkoholowych i psychodelicznych (niszczących korę mózgową) czy coraz silniej ekspansywnym i eksponowanym panseksualizmie (niszczącym duchowość) – „buntu metafizycznego” (Albert Camus), czyli odrzucenia zbawienia w Chrystusie przez krzyż. To właśnie „odrzucenie zbawienia” Jan Paweł II interpretował jako grzech przeciwko Duchowi Świętemu, który nie będzie odpuszczony ani w tym życiu, ani w przyszłym (Jan Paweł II, „Dominum et vivificantem”, 46). Jest to więc walka duchowa na śmierć i życie – w dosłownym znaczeniu tego słowa – i nikt nie ma prawa tego faktu pomniejszać czy lekceważyć, banalizować czy wyśmiewać.
W tym świetle krzyż zawsze będzie znakiem sprzeciwu i choć nie powinien dzielić, będzie jakby z konieczności dokonywać pewnej selekcji i zmuszać do egzystencjalnego wyboru (Claude Tresmontant). Egzystencjalnego wyboru i jego „ontogenetycznych konsekwencji” – wedle określenia wybitnego teologa francuskiego – nauczał sam Jezus (chodzi tu o „ontogenetyczny” – czyli rodzący szczęśliwe życie wieczne tak lub nie – charakter wyboru). „Pouczanie – jak to robił Jezus – o niebezpieczeństwie zatraty związanym nieodłącznie z naszą sytuacją stworzenia, które nie zostało dokończone i musi współpracować z dziełem tworzenia samego siebie, nie jest złośliwością. Przeciwnie, jest to akt miłości. Ukrywanie groźnych wymagań i ontologicznych warunków rodzenia się istoty mogącej być przebóstwioną byłoby właśnie wyrazem braku miłości do tej istoty i oddaniem jej najgorszej przysługi. Byłoby szkodzeniem jej w najwyższym stopniu. Możliwość zatracenia jest nierozłącznie związana z wielkością ofiarowanego daru i ambicją Stwórcy w stosunku do stworzonego przez siebie człowieka. Jest ona po prostu odwrotnością tego przeznaczenia, które Bóg proponuje człowiekowi, a które może być realizowane jedynie przy czynnej zgodzie ze strony istoty stworzonej, ponieważ żadna istota nie może być przebóstwiona wbrew sobie: to nie miałoby żadnego sensu” (C. Tresmontant, „Jezus naucza”, Warszawa 1973, s. 181-182).

Ujawnić duchową polaryzację
Selekcja, podział i różnica wynika jakby z natury ludzkiej wolności. To z kolei w sposób nieunikniony dzieli społeczność ludzką na tych, którzy wybierają zbawienie przez Krzyż, i na tych, którzy go odrzucają. Nie głośmy więc naiwnych i utopijnych haseł, że krzyż będzie zawsze łączył ludzi, co nie jest zgodne z ewangelicznym orędziem i biblijnym proroctwem. Czasem lepiej i uczciwiej jest odsłonić dramat tego duchowego napięcia i konfliktu. Jest bardziej prawdziwe i pożyteczne poznawczo ujawnić duchową polaryzację, która i tak istnieje i być może będzie narastać, jak pisał o tym proroczo wybitny filozof chrześcijański Mikołaj Bierdiajew w swoim „Nowym Średniowieczu”, które przyniosło mu światową sławę. Już na początku XX wieku pisał on, że „kryzys kultury właśnie na tym polega, że nie może ona pozostawać religijnie neutralna i humanistyczna, że musi w nieunikniony sposób stać się albo bezbożną i antychrześcijańską cywilizacją, albo świętą kulturą kościelną, chrześcijańskim przemienieniem świata” (M. Bierdiajew, „Nowe Średniowiecze. Los człowieka we współczesnym świecie”, Warszawa 2003, s. 82).
Nieszczęśni profani – niech im Bóg przebaczy – uczynili z krzyża „znak rozbawienia”, depcząc go jako „znak zbawienia”. Czy są oni dziećmi nowej epoki „bezbożnej cywilizacji” – ukrywającej się za prawem do demokracji i laicyzacji, a w istocie dziećmi kultury „czarowników” i „wampirów”, apostatów zbuntowanych przeciwko Bogu? Czy jest to dowód na klęskę naszej pedagogiki i katechezy? A może na brak „nowej ewangelizacji” (Jan Paweł II)? Dotykali oni przecież beztrosko i bezmyślnie tego, co sataniści i niektórzy wolnomularze czynią na poważnie: świadomie profanują krzyż, zaś ludzie opętani wyrażają z całą powagą demoniczną „awersję wobec sacrum”, odrzucając głównie krzyż jako symbol, a nawet jako zwykły przedmiot. Tymczasem krzyż to jedyna droga zbawienia, którego nie dadzą im płytkie obietnice mnożących się jak grzyby po deszczu banków i supermarketów. To wąska droga, która prowadzi do zbawienia, przeciwko szerokiej i wygodnej – będącej imitacją szczęścia – wiodącej do zatracenia (Mt 7, 13-14). To orędzie „nadziei”, ale i możliwości „odrzucenia” (ks. kard. Leo Scheffczyk, na temat orędzia Fatimy, przypominającego zasady Ewangelii). To sprawa życia i śmierci, które są w rękach Boga (Rz 13, 14). Ma to bezpośredni – intuicyjny, duchowy, a nie tylko emocjonalny – związek z tragedią smoleńską.

Smoleńsk – reaktywacja Misterium Krzyża?
Smoleńsk to pełnowartościowa mistyczna reaktywacja Misterium Krzyża, a nie tylko grzechy, błędy czy zaniedbania ludzkie. Polskie czy rosyjskie. To jest niepojęte i niewysłowione Misterium Ofiary, któremu należy się bezgraniczny szacunek, w akompaniamencie wewnętrznego milczenia. Tak wielka tragedia – największa w pewnym sensie w skali światowej – nie może nie mieć bezpośredniego i radykalnego odniesienia do Ofiary Chrystusa. Więcej, może posiadać ukryty sens i bezgranicznie głębokie znaczenie jedynie w tym świetle. Ten sens dotyczy jednostek, narodu, ale może mieć też znaczenie międzynarodowe czy ponadnarodowe. Źadne inne argumenty rekonstrukcji jej „sensu” – pragmatyczne czy polityczne, psychologiczne czy pedagogiczne – nie przywrócą tu poczucia sprawiedliwości czy moralnej równowagi. Nie należy więc naturalizować tej tragedii, myśleć zbyt po ludzku. Można i trzeba prześwietlić tajemnicę smoleńskiego wypadku, ale nie smoleńską Tajemnicę Krzyża. Tej ostatniej nie można wyjaśnić, ale tylko rozjaśnić. W czystym sercu – rozświetlonym przez modlitwę.
Nie można więc myśleć powierzchownie ani zapomnieć. W tym kontekście walka o „pamięć ofiar” czy też to, co nazwano „obroną krzyża”, to intuicyjna – i nie zawsze świadoma – ochrona smoleńskiego Misterium Ofiary i tajemnicy ekspiacji, dotyczącej naszego Narodu, która za tym stoi. Być może zlekceważyliśmy nasze religijne wybranie (w tym „łaskę” Papieża Polaka, Jego nauczanie!), tolerując wiele strasznych grzechów (np. kompromisy w sferze aborcji i in vitro, lekceważenie słabych, starych i chorych, rujnujący duchowo prymitywny i powszechny kult sukcesu i bogactwa, ekspansja i instytucjonalizacja niebezpiecznego duchowo panseksualizmu, ekspansja bałwochwalczego okultyzmu? Być może zaczęliśmy odczuwać przyjemność tam, gdzie powinniśmy odczuwać mdłości? Staliśmy się bezduszni i pyszni, rozwiąźli i powierzchowni. Jeżeli więc Bóg dopuścił tę straszliwą reaktywację Misterium Krzyża w Smoleńsku, to może dlatego, że o nim w Narodzie Polskim zapomniano? Szczególnie zaś zapomnieli o nim decydenci i politycy? A może także intelektualiści czy nawet ludzie Kościoła? Ten „mechanizm zapominania” zdaje się, że trwa nadal, podtrzymywany i utrwalany poprzez polityczno-medialną manipulację.
Tragedia smoleńska to nie tylko nieszczęśliwy wypadek-przypadek, któremu przyglądał się bezradny czy obojętny Władca Dziejów. Bóg i tak miał wszystko pod kontrolą, tak samo jak na Golgocie, gdzie dopuścił – godzina po godzinie – każdy rodzaj cierpienia w doświadczeniu swego Syna Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela świata (Louis Bouyer), i jakby wykorzystał nawet zdradę Judasza. Mógł cudownie uratować wszystkich w Smoleńsku wbrew niesamowitej kumulacji niesprzyjających okoliczności. Nie można zapominać czy wypierać – naturalnie czy sztucznie – tego Misterium, ale je odczytywać, kontemplować. Nie można tracić z oczu głębi i całości. Wobec krzyża wszyscy jesteśmy winni i… solidarni.

Ks. dr hab. Aleksander Posacki SJ

Autor jest doktorem habilitowanym teologii, doktorem filozofii, znawcą problematyki zagrożeń duchowych (ezoteryzm, okultyzm, sekty), publicystą i duszpasterzem. Wykłada w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie oraz na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II.

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 27 sierpnia 2010, Nr 200 (3826) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100827&typ=my&id=my11.txt

Skip to content