Aktualizacja strony została wstrzymana

Ekolodzy: Nie pytajmy ludzi o zgodę

Międzynarodowe lewackie organizacje ekologiczne proponują uchwalenie komunistycznej z ducha ustawy, która pozbawi samorządy prawa do wyrażania zgody na poszerzenie granic parku narodowego

Ekolodzy znaleźli sposób, jak bez liczenia się z opinią mieszkańców i lokalnych władz powiększać granice parków narodowych. Przedstawiciele międzynarodowych lewackich organizacji ekologicznych zbierają podpisy pod projektem ustawy, która pozbawiłaby samorządy prawa głosu w sprawie poszerzenia istniejącego parku lub powstania nowego. Aktywnie w tych działaniach wspiera ich SLD. Władze samorządowe nazywają ten projekt powrotem do komuny, gdy państwo nie zważało na opinię społeczeństwa, tylko wprowadzało w życie swoje pomysły.

Greenpeace, World Wildlife Found (WWF), Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków i Pracownia na rzecz Wszystkich Istot proponują, aby lokalne władze samorządowe pozbawić prawa weta w sprawie poszerzania granic parków narodowych. Obecnie nie można powiększyć parku, jeśli nie zgodzą się na to gminy, których ta sprawa dotyczy. Ekolodzy zaczęli działać, gdy się okazało, że gminy leżące w okolicach Białowieskiego Parku Narodowego nie zgadzają się na jego powiększenie, bo taka decyzja spowodowałaby negatywne skutki dla gospodarki i mieszkańców. Teraz samorządowcy nazywają projekt ustawy zamachem na demokrację. – To oburzające i bulwersujące. Wydaje się, jakbyśmy się cofnęli co najmniej o 20 lat. To jest powrót do komuny – powiedział nam Albert Litwinowicz, wójt Białowieży. – To jest nieczysta chęć ubezwłasnowolnienia mieszkańców, pozbawienia ich prawa do wpływu na sprawy, które ich jak najbardziej dotyczą – dodaje wójt gminy, która skutki planowanego przez Ministerstwo Środowiska poszerzenia Białowieskiego Parku Narodowego może odczuć najdotkliwiej.

Podobną ocenę działań członków międzynarodowych organizacji ekologicznych zaprezentowali podczas konferencji w podlaskim urzędzie marszałkowskim przedstawiciele innych zainteresowanych sprawą samorządów. Wójt gminy Narewka Mikołaj Pawilcz mówił, iż – jego zdaniem – liderzy organizacji ekologicznych wysunęli niebezpieczną dla mieszkańców gmin inicjatywę, bo ich problemy ekologów nie interesują. – Mieszkańcy przecież nie są nieczuli czy niewrażliwi na problem ochrony środowiska. W puszczy dziś nic złego się nie dzieje, a organizacje ekologiczne próbują ubezwłasnowolnić mieszkańców – dodał wójt Narewki. Również Olga Rygorowicz, wójt Hajnówki, wyraziła głębokie zaniepokojenie inicjatywą ekologów.

Swoje działania członkowie organizacji ekologicznych starają się usprawiedliwić tym, że mieszkańcy skorzystają na tym, iż park narodowy zostanie powiększony. – Parki narodowe na całym świecie ściągają wielu turystów, co daje lokalnym społecznościom możliwość utrzymywania się z turystyki – twierdzi Dariusz Szwed, współprzewodniczący Zielonych 2004. Co innego natomiast twierdzą przedstawiciele puszczańskich gmin, którzy obawiają się spadku ruchu turystycznego po powiększeniu obszaru Białowieskiego Parku Narodowego. Wynika to z prawa, które nie pozwala ludziom wchodzić na tereny parku objęte ścisłą ochroną, a tych terenów po powiększeniu będzie znacznie więcej.

Zdaniem przedstawicieli puszczańskich samorządów, mówienie o korzyściach płynących z powiększenia BPN to zwykłe „mamienie opinii publicznej w Polsce i za granicą”. Ludzie dobrze pamiętają powiększenie parku w 1996 roku i twierdzą, że przyniosło ono im o wiele więcej strat niż pożytku. Mieszańcy się przekonali, iż powiększenie oznacza trudniejszy dostęp do drewna opałowego, zwolnienia z pracy w licznych tu zakładach branży drzewnej, a także wyniszczenie Puszczy Białowieskiej. Wójt Białowieży przekonuje, że tam gdzie swoją działalność prowadzą Lasy Państwowe, stan lasu jest lepszy niż w Parku Narodowym, gdzie tak naprawdę żądzą ekolodzy. – Na razie za wcześnie na poszerzanie parku, gdyż wszystko wskazuje na to, iż puszcza bez człowieka ginie – mówi dr Włodzimierz Poskrobko, wybitny znawca Puszczy Białowieskiej.

Samorządy podkreślają, że państwo do tej pory nie wywiązało się z obietnic składanych w 1996 roku, a mimo to składane są nowe. – Procesy negocjacyjne związane z poszerzeniem parku w 1996 roku pokazały słabą realizację zadań, do jakich zobowiązało się ministerstwo wraz z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. To budzi w nas uzasadnione obawy dotyczące możliwości realizacji obecnego programu inwestycyjnego – tłumaczy Albert Litwinowicz. Ministerstwo 14 lat temu obiecało gminom m.in. gazociąg, który umożliwiłby ogrzewanie domów czystym paliwem. Obietnicy tej nie spełniło, do dziś nie ma żadnych sygnałów, by w ogóle rząd zamierzał to zrobić.

W staraniach o zebranie podpisów pod projektem zmiany ustawy o ochronie przyrody członków międzynarodowych organizacji ekologicznych aktywnie wspiera SLD. Katarzyna Piekarska, wiceprzewodnicząca SLD, na konferencji zorganizowanej w Sejmie zapowiedziała, że jeżeli akcja zakończy się niepowodzeniem i nie uda się zebrać wymaganych 100 tys. podpisów pod projektem ustawy ekologów w ciągu 90 dni, to SLD złoży w Sejmie własny projekt w tej sprawie. Również poseł Bartosz Arłukowicz zapowiedział poparcie akcji ekologów.

Adam Białous


Sieci chroniące ludzi złe, bo… zabijają rekiny i płaszczki

Ekologiści żądają od władz Nowej Południowej Walii likwidacji sieci chroniących australijskie plaże przed rekinami. Powód? Giną przez nie niewinne zwierzęta.

– Zarówno z naszych, jak i rządowych badań wynika, że sieci zabijają liczne zwierzęta morskie – twierdzi Michael Kennedy z organizacji Humane Society International. – Trudno uzasadnić konieczność ich dalszego wykorzystywania – dodaje. Przypomina, że wśród prawie 4 tys. zwierząt, które straciły życie, ponieważ zaplątały się w sieci chroniące plażowiczów, większość stanowią płaszczki a także „niegroźne” gatunki rekinów. Rekiny białe i tygrysie to zaledwie 4 proc. wszystkich schwytanych.

Z tego powodu Kennedy uważa, że sieci powinny zniknąć z wód terytorialnych Nowej Południowej Walii. Innego zdania jest minister odpowiedzialny m.in. za rybołóstwo, Steven Whan. Przypomina, że w Oceanie Spokojnym są rekiny i że nie ma w tej chwili innego, bardziej skutecznego sposobu walki z tym zagrożeniem dla turystów.

sks/Smh.com.au

Za: Fronda.pl

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 24 sierpnia 2010, Nr 197 (3823) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100824&typ=po&id=po32.txt

Skip to content