Aktualizacja strony została wstrzymana

Rosjanie grają Polakom na nosie: Edmund Klich wraca z Moskwy z pustymi rękami

– Nie otrzymałem żadnych dokumentów – poinformował Edmund Klich, polski przedstawiciel przy rosyjskiej komisji cywilnej badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej. Ekspert zapowiada kolejne pismo z żądaniami udostępnienia materiałów.

– Nie otrzymałem żadnych dokumentów. Przygotowuję nowe pismo do MAK – stwierdził Klich, który po urlopie wrócił do Moskwy, aby obserwować pracę rosyjskiego MAK badającego wypadek polskiego samolotu. Podkreśla on, że wystosuje kolejne pismo zawierające żądania udostępnienia wielu dokumentów. – Wojskowi (prokuratorzy) mogą prosić o pomoc prawną, a ja mogę wymagać – mówi Klich. – Pracujemy zgodnie z załącznikiem 13. do konwencji chicagowskiej. Ja piszę pisma z prośbą o informacje. Jeśli odpowiedź jest niezadowalająca, piszę następne – wyjaśniał, dodając, że pismo będzie liczyło co najmniej 80 punktów.

Edmund Klich wskazał, że „chodzi o dokumentację lotniska, materiały związane z oblotami, przesłuchania nowych świadków, albo ponowne wysłuchanie tych samych”.
Polski przedstawiciel przy rosyjskiej komisji kilka tygodni temu skierował już pismo domagające się wglądu do akt. Zgodnie z konwencją chicagowską, osoba akredytowana z danego kraju ma prawo zapoznania się z materiałami zgromadzonymi przez komisję cywilną badającą wypadki lotnicze. W odpowiedzi stwierdzono, że komisja postępuje zgodnie z procedurami. MAK zwrócił uwagę na problem, że z racji, iż lotnisko w Smoleńsku jest wojskowe, to kwestie udostępnienia dokumentów musi uzgadniać z wojskiem.

Interwencje Klicha popierał premier Donald Tusk, który tydzień temu rozmawiał w tej sprawie z premierem Rosji Władimirem Putinem. Tusk przyznał, że nie wszystkie dokumenty, których oczekiwał Klich, „w takim tempie spływały, jak nam się wydawało, że powinny”. Premier ocenił, że po wizycie szefa MSWiA Jerzego Millera w Moskwie na początku sierpnia i po jego rozmowie z Putinem „wszystko wróci do normy”. Dodał, że według jego informacji, dokumenty, których żądał Klich, są przygotowane w Moskwie. Jak się jednak okazało, zapowiedzi nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości.
Klich stwierdził ponadto, wbrew temu, co mówiło się wcześniej, że nie wiadomo, kiedy ukończony zostanie ostateczny raport MAK. – Im więcej zadajemy im pytań, tym bardziej odwleka się ogłoszenie raportu końcowego – oznajmił. Według niego, można już mówić przynajmniej o 12 przyczynach katastrofy.

Wczoraj w Moskwie gen. Krzysztof Parulski, naczelny prokurator wojskowy, miał uczestniczyć w komisyjnym otwarciu sejfu zawierającego taśmy z czarnych skrzynek. Według jego wyjaśnień, ze względów technicznych konieczne jest ponowne skopiowanie kilku fragmentów z rejestratorów pokładowych. Z ambasady polskiej w Moskwie odebrano też dokumenty dotyczące organizacji lotu prezydenckiej maszyny oraz przesłuchano kilku pracowników placówki.

Dzisiaj gen. Parulski ma się spotkać z gen. Aleksandrem Bastrykinem, przewodniczącym Komitetu Śledczego przy Prokuraturze Generalnej Federacji Rosyjskiej, przez który jest prowadzone rosyjskie śledztwo smoleńskie. Efektem tych rozmów ma być, według zapowiedzi, przekazanie 11 kolejnych tomów akt. Parulski podkreślał przed wizytą, że jednym z jego zadań w Moskwie jest „usprawnienie, udrożnienie pomocy prawnej”.

Do końca jednak nie wiadomo, czy i jakie materiały strona polska dostanie. Jeżeli to nastąpi, ma się w nich znaleźć m.in. dokumentacja oględzin miejsca katastrofy, lecz bez – na czym zależy szczególnie rodzinom ofiar – protokołów sekcji zwłok.

Dotychczas w dwóch turach polska prokuratura otrzymała ok. 40 tomów akt.
W radiu TOK FM płk Edmund Klich powiedział, że wrak prezydenckiego tupolewa na lotnisku Siewiernyj pod Smoleńskiem ma być przykryty brezentem i otoczony trzymetrowym aluminiowym płotem.

Zenon Baranowski

Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 19 sierpnia 2010, Nr 193 (3819) |http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100819&typ=po&id=po04.txt | Klich nic nie dostał

Skip to content