Aktualizacja strony została wstrzymana

Władza nie liczy się z rodzinami ofiar

To nie władza, lecz w zasadzie anarchia, jakiekolwiek prawa mają tylko ci, którzy są z rządzącymi. Natomiast jeżeli ktoś nie podziela ich poglądów, to praw żadnych nie ma, tak jak te osoby, które modlą się pod krzyżem

Z Beatą Gosiewską, żoną tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej Przemysława Gosiewskiego, wiceprezesa Rady Ministrów w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, przewodniczącego Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Pospieszna, potajemna, wręcz partyzancka akcja z umieszczeniem tablicy na Pałacu Prezydenckim z pewnością była ciosem dla rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Oczekiwali Państwo chyba czegoś innego?
– To, co się wydarzyło, jest dla nas bardzo przykre i bolesne, bo świadczy o tym, że władze naszego kraju zamiast upamiętnić ofiary tej katastrofy, usiłują je tak naprawdę ośmieszyć. Myślę, iż zawieszenie tablicy było celową prowokacją. Władze wiedziały, że będzie ona źle przyjęta, bo jest obraźliwa dla ofiar tej katastrofy i bolesna dla nas. Już sama jej forma jest żenująca, a sposób jej zredagowania i treść źle świadczą o autorach tego tekstu. Nam, rodzinom ofiar, wydawało się, że jest to tragedia narodowa! W ten sposób jednak nie upamiętnia się tragedii narodowej. Na tablicy nie ma nawet nazwisk zmarłych, co jest szczególnie obraźliwe. Słuchałam w czwartek wypowiedzi pana Michałowskiego, który z rozbrajającą szczerością powiedział, że tablica jest formą upamiętnienia żałoby. Pan Michałowski nie był w stanie powiedzieć, kto redagował treść napisu na tablicy, pod którą nie zostało napisane, kto jest jej fundatorem. Znak lilijki na dole ma świadczyć, że może harcerze ją ufundowali? To jest wprowadzanie w błąd opinii publicznej, bo tak naprawdę my jako rodziny nie mamy z tym nic wspólnego. To, czego dopuścili się urzędnicy Kancelarii Prezydenta, łącznie z urzędnikiem miasta panią Ewą Nekandą-Trepką, stołecznym konserwatorem zabytków, jest skandaliczne.

Pan Michałowski pytany przez dziennikarzy, czy treść tablicy była z kimś konsultowana, odpowiedział, że z wieloma osobami, w tym również z niektórymi rodzinami ofiar katastrofy. Ktoś w tej sprawie konsultował się z Panią?
– Absolutnie nikt się ze mną nie konsultował. Od dziennikarzy dowiedziałam się o tym, że taka tablica jest zawieszona. Bardzo niepokoi mnie próba skłócania rodzin, mówienie, że rodziny są podzielone. Myślę, że im wszystkim nie podoba się ta skandaliczna tablica, nawet panu Dereszowi, który ma inne poglądy. Powiedział, że to, czego dopuściła się Kancelaria Prezydenta, było dla niego szczególnie przykre i bolesne. Myślę, że to zabolało wszystkie rodziny. Słowa pana Michałowskiego o rzekomej konsultacji treści tablicy z niektórymi członkami rodzin ofiar uważam za manipulację i nieuczciwość. Gdy pytam, o które rodziny chodzi, nie padają nazwiska.

Wie Pani, kto wykonał tablicę?
– Na okoliczność katastrofy smoleńskiej pojawił się dziwny wykonawca, jak rozumiem, nadworny artysta obecnej władzy, pan Marek Moderau. To on wykonał tablicę w katedrze polowej i możliwe, że ta jest również jego autorstwa, skoro wypowiadał się na temat materiału, z którego została zrobiona. W dziwnych okolicznościach wygrał również jego projekt na pomnik, który ma stanąć na kwaterze powązkowskiej. Jego pomnik, który mają tworzyć dwie bryły betonu, nie podoba się bardzo rodzinom, nazywają go pasem startowym lub tonącą górą lodową, jednak rząd przeznaczył na jego budowę kilka milionów. Rozmawiałam z wieloma rodzinami, wszyscy zgadzamy się, że chcielibyśmy, żeby stanął tam granitowy krzyż. Jednak nikt nas nie pyta o zdanie. Rodziny poległych pod Smoleńskiem od kilku miesięcy muszą „walczyć” na Powązkach o to, by miały jakikolwiek wpływ na wygląd nagrobka swoich bliskich. Mój mąż był wicepremierem w tym kraju, lecz ja nie mam możliwości decydowania o jego nagrobku. W prasie mogę przeczytać, że jacyś urzędnicy piszą, iż mam jedynie do wyboru trzy kolory granitu na nagrobek dla mojego męża, bo jego wzór bez mojej wiedzy i zgody już zaplanowali, robiąc kwaterę jak na cmentarzu wojskowym. Pytam, dlaczego np. rodzina pana Jacka Kuronia miała prawo zbudować mu nagrobek, dlaczego wszystkie inne rodziny mogą mieć wpływ na nagrobki swoich bliskich, a ja go nie mam? Władza nie liczy się w ogóle z uczuciami rodzin. To nie władza, lecz w zasadzie anarchia, jakiekolwiek prawa mają tylko ci, którzy są z rządzącymi. Natomiast jeżeli ktoś nie podziela ich poglądów, to praw żadnych nie ma, tak jak te osoby, które modlą się pod krzyżem. A oni mówią, że jeżeli otrzymają jakąkolwiek gwarancję, iż będzie tam pomnik, sami następnego dnia ten krzyż przeniosą…

Sposób, w jaki władze rządowe traktują rodziny tragicznie zmarłych niedaleko Katynia, daje wiele do myślenia o ich prawdziwych intencjach…
– We wszystkich pracach pana Moderaua nie ma żadnego przesłania dla przyszłych pokoleń. Dla mnie jest to walka ideologiczna władz polskich, które nie chcą w żaden sposób upamiętniać ofiar katastrofy i chcą wmówić społeczeństwu wygodną dla nich wersję katastrofy, czyli błąd pilota bądź innych, nieżyjących osób, które tym samolotem leciały. Dlatego wciąż w sposób profesjonalny manipulują informacjami medialnymi. Mnie nikt nawet nie poinformował o odsłonięciu tablicy, zresztą dokonano tego w sposób skandaliczny, powinien być tam przecież prezydent. Dam inny przykład. Pan minister Michał Boni jednej z rodzin, która śmiała powiedzieć, że nie podoba się jej projekt pomnika na Powązkach, odparł, że to rząd w imieniu Narodu funduje pomnik ofiarom i rodziny nie mają nic do tego.

W jaki sposób powinny zostać upamiętnione ofiary tragedii smoleńskiej przed Pałacem Prezydenckim?
– Patrząc na to wszystko, co się wokół krzyża przed Pałacem Prezydenckim dzieje, postanowiłam znaleźć jakiegoś wybitnego artystę, by wykonał projekt pomnika, bo w konkurs na pomnik w tym mieście – jako samorządowiec drugiej kadencji – po prostu nie wierzę. Z grupą rodzin ze Stowarzyszenia Katyń 2010 zwróciliśmy się do artysty rzeźbiarza pana Maksymiliana Biskupskiego, by wskazał formę pomnika, która będzie formą uniwersalną, symboliczną, z przesłaniem dla przyszłych pokoleń, i która nie będzie budziła kontrowersji. Artysta opracował bardzo ciekawy obelisk, który w najbliższym czasie będzie pokazany publicznie.

Chodzi o obelisk z dłońmi w różnych pozycjach?
– Tak. Jest to i bardzo wymowne, i bardzo uniwersalne, gesty dłoni do pojednania chyba nie powinny nikogo drażnić. Ten pomnik powinien stanąć przed Pałacem Prezydenckim. Oczywiście są też inne propozycje form bardziej płaskich, z których można by wybrać jedną i umieścić przed stojącym już pomnikiem księcia Józefa. Nie ma jednak żadnej woli ze strony rządzących, by takie propozycje rozważyć. Ustami pana marszałka Stefana Niesiołowskiego rządzący przyznali, że ulegli szantażowi, bo – jak mówi pan marszałek – powieszenie tablicy to ustępstwo wobec „profanatorów krzyża”. Władza pokazała więc, że ma ogromne opory, by upamiętnić ofiary katastrofy smoleńskiej w godny sposób, i robi wszystko, by przykryć pamięć o tych ludziach. Jednocześnie eskaluje kolejne konflikty, pan marszałek wręcz podżega, mówiąc, że warszawiacy przegonią ludzi, którzy gromadzą się pod krzyżem. Z kolei pan Donald Tusk mówi, że sprawę krok po kroku trzeba kończyć, i uważa, że ta tablica powinna wszystkich zadowolić. Moim zdaniem, jest to prowokacja, by mieć argument do siłowego rozwiązania.

Bojówki młodzieżowe przeciwników krzyża z pewnością są dla władzy bardzo wygodne…
– Ależ oczywiście. W nocy z poniedziałku na wtorek doszło do profanacji krzyża, zawieszano na małych, drewnianych krzyżach, które przynieśli ze sobą demonstranci, puszki po piwie, bito i obrażano ludzi broniących krzyża, z których zrobiono wariatów i fanatyków. Prawdopodobnie podano ludziom z wodą środki psychotropowe bądź jakieś narkotyki, nie mówiąc o tym, że młodzi ludzie pili alkohol i palili marihuanę. Wszystko działo się za przyzwoleniem władz. Policjanci, którzy nie udzielają pomocy modlącym się pod krzyżem, wprost mówią, że mają polecenie nie reagować. Tam są też prawdopodobnie kamery monitoringu miejskiego, więc służby porządkowe mają pełny ogląd sytuacji, co się pod krzyżem dzieje, lecz nie reagują. Źyjemy w państwie bezprawia.

Jak wiele znaczy dla Pani fakt, iż ludzie wciąż zbierają się pod krzyżem?
– Współczuję tym ludziom, że są poniewierani i chylę przed nimi czoło, bo dla mnie to są prawdziwi bohaterowie. Nie chodzę tam zbyt często, by nie było posądzeń o to, że ktoś ich inspiruje. Ci ludzie są tam z własnej, nieprzymuszonej woli, z własnego przekonania. Ich postawa dodaje siły, widzę bowiem, że są w tym kraju jeszcze ludzie, którzy walczą o godne upamiętnienie ofiar tragedii smoleńskiej, o pamięć naszych bliskich. Niestety, są oni przez władze naszego kraju poniewierani i stawiani w bardzo trudnej sytuacji. To jest przerażające, że w takim kraju przyszło nam żyć.

Krzyż powinien zostać przeniesiony?
– Uważam, że konflikt wokół krzyża został sztucznie nakręcony przez pana prezydenta, bo nie można nikomu na komendę nakazać zaprzestania żałoby. Ci, którzy ten krzyż stawiali, nie mówili, jak długo powinien on tam stać, lecz apelowali o wybudowanie w tym miejscu pomnika. Uważam, że ten krzyż stał się krzyżem historycznym i z mojego punktu widzenia mógłby być częścią wzniesionego tam obelisku. Natomiast mam też świadomość, że przy okazji tego krzyża niektórzy usiłują zbić swój kapitał, np. ci, którzy krzyczą, by usunąć krzyże z przestrzeni publicznej. Jest mi przykro, że przy okazji upamiętnienia ofiar, zwłaszcza środowiska lewicowe wywołują przy tej okazji konflikt czy go eskalują. W tym samolocie zginęli przecież również ludzie o poglądach lewicowych. Stąd prosiliśmy o obelisk, który będzie symbolem uniwersalnym, symbolem pojednania, wierności Ojczyźnie, bo ci wszyscy ludzie, którzy zginęli, jej służyli. Byłby on czytelnym przesłaniem dla przyszłych pokoleń i dla przyszłych rządzących, bo chyba obecnym już nie pomoże, żeby kultywując pamięć zmarłych w tej katastrofie, zadbali o to, żeby nigdy więcej w przyszłości podobna już się nie wydarzyła.

Ma Pani jeszcze nadzieję, że poznamy prawdę o przyczynach katastrofy Tu-154M? Śledztwo jest coraz bardziej rozmywane, wciąż brakuje dostępu do materiałów, które posiada strona rosyjska…
– Decyzja przekazania śledztwa Rosjanom miała na celu to, żeby nikt nigdy nie poznał prawdy. Potwierdzają to nieustanne próby manipulacji informacyjami, dezinformacji czy sugerowania jedynej słusznej wersji katastrofy, wygodnej zarówno dla polskiego, jak i rosyjskiego rządu. Mowa oczywiście o winie pilota czy osób trzecich. Od początku szokowało mnie to, że prowadzono śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lotniczym. Przecież nie jest zgodne z logiką, by wykluczyć od razu kwestię zamachu. Cała prasa światowa mówiła po 10 kwietnia o zamachu, a u nas, w Polsce, był to temat tabu, za to na siłę wrzucono nam temat pojednania. Rzeczywiście jednał się Donald Tusk z Władimirem Putinem i ustalał sprawy dotyczące śledztwa… To, co się dzisiaj dzieje, to są konsekwencje ustaleń między nimi. Nie wierzyłam i nie wierzę, że to był wypadek. Nie wierzę też, że władza, która jest odpowiedzialna za tę katastrofę, chce ją wyjaśnić. Uważam, że wszystko idzie w kierunku zacierania śladów, mataczenia i tego, żebyśmy nie poznali prawdy. Władza robi wszystko, żeby uniknąć odpowiedzialności, żeby nikomu włos z głowy nie spadł. My, rodziny, jednak dążyć będziemy do prawdy, a jeżeli już jej nie doczekamy, to może nasze dzieci, przyjaciele, znajomi i wszyscy ci, którzy nie dadzą się zmanipulować. Wierzę, że w XXI wieku są takie możliwości techniczne, że ta prawda wyjdzie w końcu na jaw.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 14-15 sierpnia 2010, Nr 189 (3815) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100814&typ=my&id=my21.txt

Skip to content