Aktualizacja strony została wstrzymana

Powrót do PRL – Krzysztof Wyszkowski

To był okropny widok, gdy w 1989 r. Sejm kontraktowy wybierał Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta. Można było jednak mieć wówczas nadzieję, że to ostatnie drgawki komunizmu, że ta nominacja stanowi zamknięcie systemu rozpoczętego ustanowieniem Bolesława Bieruta prezydentem przez fałszywy Sejm ustawodawczy w 1947 r. Takiemu złudzeniu sprzyjało wrażenie istnienia historycznej klamry – agent NKWD „Tomasz” zaczynał jako prezydent Rzeczypospolitej, a kończył jako władca PRL. Agent Smiersza „Wolski” zaczynał jako władca PRL, a kończył jako prezydent Rzeczypospolitej.

Należałem do tych głupców, którzy wierzyli, że wybór Lecha Wałęsy w 1990 r. oznaczać będzie kres sowietyzmu. Szybko okazało się, że agent SB „Bolek” pozostał bardziej wierny dawnym zwierzchnikom niż Polsce.

Pułapka, w jaką Polska wpadła po sukcesie przygotowanego przez Jaruzelskiego manewru z Wałęsą, w pięć lat później zaowocowała wyborem Aleksandra Kwaśniewskiego. Ten postkomunista, zarejestrowany w SB jako tajny współpracownik „Alek”, stał się nowym Gomułką i zapewnił Układowi 10 lat spokoju.

Niespodziewany wybór Lecha Kaczyńskiego w 2005 r., pierwszego prezydenta, który nie był zarejestrowany agenturalnie w archiwach NKWD/KGB/SB/WSI, budził nadzieję, że Polacy odzyskali patriotyczną energię i zamierzają poprzeć wysiłki na rzecz budowy niepodległego i demokratycznego państwa. Rychło jednak okazało się, że okrągłostołowa koalicja złożona z ludzi PRL, ich agentów, nowo skooptowanych złodziei oraz pożytecznych idiotów stanowi siłę, która potrafi społeczną wolę naprawy państwa skutecznie osłabić, zmanipulować i w końcu przeciwstawić samej sobie.

Układ obawiał się jednak, że ujawnienie kolejnych afer jego ludzi, a w szczególności pielęgnowana przez Donalda Tuska zmowa z Rosją na rzecz odrzucenia prawa Polski do uznania zbrodni katyńskiej za ludobójstwo, może spowodować odwrócenie tendencji i reelekcję Kaczyńskiego. Bronisław Komorowski wyraził ten niepokój w formie nadziei na rozwiązanie radykalne – „Może prezydent gdzieś poleci i będzie po wszystkim”. To marzenie ziściło się i Układ za jednym zamachem przechwycił wszystkie pozostające poza jego kontrolą instytucje, a sam marzyciel, już jako prezydent, mógł zameldować swoim sponsorom z WSI – „Transformacja ustrojowa została dokonana”. Z sejmowej loży potakiwał temu następca Michała Poniatowskiego – kontakt informacyjny „Cappino” (a może to znak, że skoro tamten był ostatnim prymasem I Rzeczypospolitej, to ten będzie ostatnim w III RP?).

Na cześć zakończenia rozpoczętego w 1989 r. marszu po kole, na Zamku Królewskim odbyła się wielka gala. Gościem honorowym był „Wolski”. I słusznie, bo przecież to on przed 21 laty rozdał ludziom Układu zrobione przez Kiszczaka aureole. Tak samo jak przed laty z radosnymi uśmiechami brylowali „Bolek” z „Katem”, Mazowiecki z „Minimem” i „Olinem”, a spośród pożytecznych idiotów wybijał się Marek Jurek, który zapisał się w historii umożliwieniem wyboru Jaruzelskiego i o którym ks. Cybula (zarejestrowany jako TW „Franciszek”), kapelan byłego TW „Bolka”, pisał, że w 1992 r. cieszył się z obalenia rządu Jana Olszewskiego.

Jarosław Kaczyński ma rację, że czcić tę inaugurację mogli tylko ci, którzy prowadzili walkę z Polską suwerenną i demokratyczną, nazywając ją walką z „kaczyzmem”. Ta feta była przybijaniem przez Układ pieczęci na grobie niedoszłej IV Rzeczypospolitej. Była publicznym aktem zemsty na pamięci polityka, który ośmielił się zostać prezydentem mimo, że jego kandydatury nie zatwierdziła ani SB, ani WSI.

Ale jeszcze ważniejszym powodem do bojkotu tej ponurej gali był protest przeciwko czczeniu przeprowadzonej pod dyktando Rosji „transformacji”. Obaj bracia Kaczyńscy byli rzecznikami polityki realnej. To stanowisko zaprowadziło ich do „okrągłego stołu”. Ale byli też wyznawcami prawa Polaków do wolności i demokracji. Ta wola doprowadziła ich do przeciwstawienia się koalicji od Jaruzelskiego przez Mazowieckiego po Tuska, świętującej dzisiaj śmierć tych ideałów.

Transformacja została zakończona. Właściciele PRL i liderzy „Solidarności” nie muszą już spotykać się po kryjomu w lokalach kontaktowych. Teraz zwycięstwo prowokacji na żywo transmituje telewizja. Spokój panuje w Warszawie.

A Polacy? Źadnych krzyży, panowie!

Krzysztof Wyszkowski

Za: niezalezna.pl | http://www.niezalezna.pl/article/show/id/37699

Skip to content