Aktualizacja strony została wstrzymana

Gdybanie o „dybaniu” – Stanisław Michalkiewicz

Na czele tajnego rządu stoi w Polsce, w 1948 roku człowiek, którego widziało niewielu Polaków – rosyjski generał Malinow. (…) Władzą przewyższa wszystkich członków rządu – zarówno publicznych, jak i tajnych – włączając w to rosyjskiego ambasadora Lebiediewa i jego zwierzchnika w ambasadzie, członka NKWD Jakowlewa, który nosi tytuł pierwszego sekretarza. Obok Malinowa do tego rządu należą według rangi w wymienionym porządku: Jakób Berman, Roman Zambrowski, Hilary Minc, Władysław Gomułka, Bolesław Bierut i Józef Cyrankiewicz.” – napisał Stanisław Mikołajczyk w książce „Gwałt na Polsce”.

Jak ta historia się powtarza! Obserwując uroczystość krzywoprzysięstwa, jaka odbyła się 6 sierpnia w Sejmie z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że wszyscy jej uczestnicy, z głównym bohaterem na czele, mają świadomość uczestniczenia w komedii, obliczonej na wywołanie wrażenia, że z tym całym naszym państwem, to wszystko naprawdę. Tymczasem wśród uczestników uroczystości nie zauważyłem ani generała Dukaczewskiego, ani generała Czempińskiego, którzy – jak sądzę – znajdują się znacznie bliżej punktu ciężkości władzy, niż dygnitarze w rodzaju marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny, czy samego prezydenta Komorowskiego. Zresztą jakże inaczej uważać, skoro prezydent Komorowski w swoim orędziu powiedział m.in., że „nikt nie dybie na naszą wolność”?

Uprzejmie zakładam, że prezydent Komorowski figlarnie się z nami przekomarza, podobnie jak przekomarza się przysięgając („tak mi dopomóż Bóg”), iż będzie „strzegł” i to w dodatku „niezłomnie” niepodległości państwa. Bo jakże uważać inaczej, skoro to właśnie on 18 czerwca br. podpisał nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, która od 1 sierpnia drastycznie ograniczyła, a w konsekwencji prowadzi do likwidacji władzy rodzicielskiej, od niepamiętnych czasów stanowiącej nietykalny obszar wolności? Toż to drastyczny przejaw „dybania” na naszą wolność ze strony państwa, na którego czele od 6 sierpnia br. formalnie stoi! Jakże uważać inaczej, skoro na przestrzeni ostatnich 20 lat kolejne rządy, na polecenie sprawujących prawdziwą władzę w Polsce Sił Wyższych, umacniają fatalny z punktu widzenia interesu narodowego i państwowego model kapitalizmu kompradorskiego poprzez reglamentację – a więc ograniczanie wolności w sferze gospodarczej? Wystarczy zwrócić uwagę, że objętość rocznika Dziennika Ustaw w 1997 roku przekroczyła 5000 stron, a w roku 2004 – już 20 tysięcy stron! I co tam jest zapisywane? Ano – m.in. różne formy reglamentacji w postaci „koncesji”, „licencji”, „pozwoleń”, „dopuszczeń”, „upoważnień”, „zgód”, „wpisów do rejestru”, „akredytacji”, a także „zgłoszeń”, które, chociaż formalnie reglamentacją nie są, to w praktyce stają się zezwoleniami.

Sama językowa inwencja pokazuje, że w potrzebie „dybania” na wolność gospodarczą funkcjonariusze w służbie razwiedki – bo to ona jest pasożytem-beneficjentem tych przywilejów – rozwinęli niebywałą pomysłowość. Jakże uważać inaczej, skoro rząd premiera Tuska, z którym prezydent Komorowski obiecał „współpracować”, właśnie zapowiada podwyższenie i tak już wysokich podatków, co stanowi dalsze ograniczenie wolności dysponowania bogactwem wytwarzanym przez obywateli. Pomijam już fakt, że pozostający na usługach razwiedki rząd premiera Tuska, podobnie jak w przeszłości rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego, kompromituje ideę liberalizmu gospodarczego – ale cóż może być ważniejsze niż swoboda dysponowania bogactwem, jakie się samemu wytworzyło? Jeśli więc prezydent Bronisław Komorowski w publicznym orędziu twierdzi, że „nikt” nie „dybie” na naszą wolność, to mamy dwie możliwości: albo nie wie, co mówi, albo – co uprzejmie zakładam – kłamie.

Bo nawet jeśli przyjąć, że nie miał na myśli wolności obywateli – chociaż nie ma powodów, by te zagrożenia lekceważyć, czy pomijać milczeniem – tylko wolność w kontekście międzynarodowym, to stwierdzenie, jakoby „nikt” nie „dybał” na naszą wolność, świadczy albo o graniczącej z utratą poczucia rzeczywistości naiwnością – co uprzejmie wykluczam – albo o próbie oszukania opinii publicznej. Po pierwsze – skąd prezydent Komorowski może wiedzieć, że „nikt” na naszą wolność nie „dybie”, to znaczy – nie pragnie jej nam odebrać, czy przynajmniej ograniczyć? Czy dajmy na to, premier Putin lub inni przywódcy państwowi zwierzają mu się ze swoich najskrytszych pragnień? Źeby daleko nie szukać, z wielu powszechnie znanych posunięć samych strategicznych partnerów, taką intencję można wydedukować. Na przykład w maju ub. roku CDU i CSU wydały deklarację w sprawie „wypędzeń”, której istotnym punktem jest postulat „uznania praw” wypędzonych. Deklaracja ta jest w istocie programem pokojowej zmiany stosunków własnościowych na części terytorium Polski i części terytorium Republiki Czeskiej – co może stanowić wstępny krok do rewizji postanowień konferencji w Poczdamie, czyli scenariusza rozbiorowego – zwłaszcza w groźnym kontekście niedawnego orzeczenia MTS w sprawie Kosowa.

Jeśli to nie jest „dybanie”, to co nim jest? Czy deklaracja premiera Putina wygłoszona 1 września ub. roku na Westerplatte, że przyczyną II wojny światowej był traktat wersalski, nie świadczy aby o pielęgnowanym przez obydwu strategicznych partnerów pragnieniu przekształcenia resztek państw w obszarze Europy Środkowej w „bliską zagranicę”? Czy wreszcie potęgujące się ze strony żydowskich organizacji przemysłu holokaustu naciski na tak zwaną „restytucję mienia” wartości 65 miliardów dolarów nie są groźne dla naszej wolności? Naprawdę „nikt” na nią nie „dybie”? Ponieważ wykluczam, by prezydent Komorowski o tych wszystkich sprawach nie słyszał, to alternatywą może być tylko bezradność i dyktowany przez przewerbowane na służbę państw trzecich Siły Wyższe rodzaj politycznego fatalizmu, połączonego ze znieczulającym usypianiem opinii publicznej zapewnieniami, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Zwróćmy bowiem uwagę, że w swoim orędziu prezydent Komorowski, jako zwierzchnik sił zbrojnych i strażnik niepodległości, ani słowem nie wspomniał o zahamowaniu procesu rozbrajania państwa. No bo skoro „nikt” nie „dybie”…

Tymczasem za zasłoną demokratycznej fasady, Siły Wyższe prowadzą przepychanki, których zewnętrznym objawem było zamieszanie w GROM-ie oraz pogłoski o możliwości postawienia Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera przed Trybunałem Stanu pod zarzutem zbrodni wojennych. A to ci dopiero! Kwaśniewski „zbrodniarzem wojennym”! Tego Ben Akiba nie przewidział! Chodzi oczywiście o tajne więzienia CIA, których istnieniu obydwaj podejrzani stanowczo zaprzeczali. Gdyby jednak te pogłoski nabrały rumieńców, mogłoby to oznaczać, że strategiczni partnerzy postanowili nie tylko naszemu państwu, a właściwie jego atrapie, ale również – tubylczej razwiedce zaaplikować kurację przeczyszczającą. Na pewno po to, by wszystkim nam przychylić nieba, bo przecież nie dlatego, że na cokolwiek „dybią”, nieprawdaż?

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   tygodnik „Najwyższy Czas!”   13 sierpnia 2010

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1728

Skip to content