Aktualizacja strony została wstrzymana

Bzykanie w służbie bezpieczeństwa – Stanisław Michalkiewicz

Jak zauważył Feliks Koneczny, kształt każdej cywilizacji określany jest przez tzw. quincunx, czyli sposób pojmowania pięciu kategorii: dobra, prawdy, piękna, zdrowia i dobrobytu. Ponieważ uważał, że sposób rozumienia tych kategorii przez ludzi ukształtowanych przez odmienne cywilizacje jest inny, to żadna harmonijna synteza między cywilizacjami nie jest możliwa. Próby jej stworzenia doprowadzają albo do zwycięstwa cywilizacji niższej, albo do bastardyzacji obydwu cywilizacji biorących udział w tym eksperymencie. Na przykład próba harmonijnego połączenia cywilizacji sakralnej, np. żydowskiej z cywilizacją niesakralną, np. łacińską, może doprowadzić albo do dominacji cywilizacji żydowskiej, albo do bastardyzacji zarówno cywilizacji żydowskiej, jak i łacińskiej. Oczywiście Feliks Koneczny czynił takie spostrzeżenia w epoce, gdy naukowcom jeszcze wolno było publicznie głosić to, co naprawdę myślą. Dzisiaj byłoby to albo niemożliwe, albo bardzo trudne – ale właśnie ta różnica skłania nas i upoważnia do porównywania poszczególnych cywilizacji, bez względu na to, co na ten temat powiedzą pacanowskie autorytety z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, na obstalunek Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wyplatające duby smalone na temat „języka nienawiści”.

Zwróćmy uwagę, że dla cywilizacji sakralnej charakterystyczny jest argument z autorytetu, który w cywilizacji niesakralnej w ogóle nie występuje, a jeśli nawet – to tylko gdzieś na nieistotnym marginesie. Znakomitym przykładem praktycznego funkcjonowania argumentu z autorytetu w sakralnej cywilizacji żydowskiej jest opis dyskusji diakona Szczepana z przedstawicielami synagogi aleksandryjczyków i libertynów. Kiedy diakon Szczepan stwierdził, że widzi „niebo otwarte i Syna Człowieczego”, jego dyskusyjni partnerzy zatkali sobie uszy i podnieśli krzyk, żeby go zagłuszyć. Współczesne dyskusje naukowe w Europie i Stanach Zjednoczonych właśnie tak wyglądają, z tym, że krzyku w sensie dosłownym nikt może nie podnosi, chociaż niekiedy i to się zdarza, natomiast funkcję owego krzyku, który ma zagłuszyć niepożądany przekaz, pełnią interwencje organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. W cywilizacji sakralnej bowiem niektóre spostrzeżenia mogą być uznane za bluźniercze – na przykład powątpiewanie w bezprecedensowy charakter holokaustu – co siłą rzeczy musi ograniczać wszelką dyskusję. Toteż współczesne dyskusje naukowe przypominają znane z opisów Aleksandra Sołżenicyna tzw. „świergolenie”, to znaczy – powtarzanie własnymi słowami, a niekiedy nawet i nie własnymi, spostrzeżeń zatwierdzonych, a przynajmniej – dozwolonych cenzurą. Taki jest właśnie rezultat próby harmonijnego połączenia dwóch różnych cywilizacji – podobnie jak zwycięstwo zasady odpowiedzialności zbiorowej.

A przypominam to wszystko między innymi ze względu na przedsięwzięcie nazwane Akademią Sztuk Przepięknych, będące tradycyjnym już elementem „Przystanku Woodstock” urządzanego dla młodych ludzi przez Jerzego Owsiaka. W Akademii wystąpił między innymi przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, który rzeczywiście dokonał nie lada sztuki. Jak pamiętamy, po objęciu stanowiska charyzmatycznego premiera, zainicjował cztery wiekopomne reformy, które w założeniach miały wszystkim przychylić nieba. Ale na tym świecie nie ma rzeczy doskonałych, więc jeśli nie można przychylić nieba wszystkim, to dobrze, jeśli uda się przychylić go przynajmniej niektórym. I właśnie taka myśl przewodnia kierowała poczynaniami charyzmatycznego premiera Buzka i wspierającej go parlamentarnej kamaryli posłów i senatorów Akcji Wyborczej „Solidarność” i Unii Wolności. Zanim przejdę do omówienia owych wiekopomnych reform, chciałbym przedstawić uwagę metodologiczną. Otóż każde reformy mają cele rzeczywiste i cele deklarowane. Łatwo odróżnić jedne od drugich, ponieważ cele rzeczywiste, czyli prawdziwe, MUSZĄ pojawić się od razu, jako naturalna i nieuchronna konsekwencja reformatorskich przedsięwzięć. Cele deklarowane natomiast albo się pojawią, albo nie. Przeważnie zresztą się nie pojawiają.

Otóż nieuchronną i naturalną konsekwencją czterech wiekopomnych reform charyzmatycznego premiera Buzka był skokowy wzrost synekur w sektorze publicznym – co dowodzi, iż w tym przedsięwzięciu chodziło właśnie o to, by przychylić nieba przynajmniej niektórym, chociaż nie można wszystkim. A komu? Ano – zapleczu politycznemu parlamentarnej kamaryli AW„S” – UW, które dzięki temu zostało wzięte na utrzymanie Rzeczypospolitej, czyli pozostałych podatników. Oczywiście istniejące podatki nie mogły sprostać temu skokowemu wzrostowi kosztów funkcjonowania państwa i deficyt budżetowy za rok 2001 wyniósł wprawdzie „tylko” 32,6 mld zł – ale tylko na skutek radykalnych cięć wydatków przeznaczonych na przychylenia nieba zwykłym ludziom. Dzisiaj, gdy ani minister Rostowski, ani nawet zwolennicy „przyjaznego państwa” nie widzą niczego nadzwyczajnego w deficycie 52 mld złotych i perspektywie podwyżki podatków, możemy charyzmatycznego premiera Buzka wspominać z nostalgią, jako „ludzkiego pana”, ale nie o to chodzi, bo chodzi przecież o „sztuki przepiękne”. Otóż charyzmatyczny premier Buzek dokonał nie lada sztuki, która można by nawet uznać za przepiękną, chociaż tylko w innej cywilizacji, niż łacińska. Ograbił mianowicie skołowanych Polaków, zmuszając ich do wzięcia na utrzymanie 550 tysięcy drapichrustów (bo tylu właśnie urzędników przychyla nam nieba: trzy razy więcej, niż za generała Jaruzelskiego), tworzących tak zwaną „klasę polityczną”.

To rzeczywiście duża sztuka, ale jeszcze większej dokonała razwiedka, przeprowadzając wybór charyzmatycznego Jerzego Buzka – który, nawiasem mówiąc, został zarejestrowany przez razwiedkę aż pod dwoma pseudonimami jednocześnie – na posła do Parlamentu Europejskiego, który nawet wybrał go na swego przewodniczącego. To już można bez żadnej przesady nazwać sztuką przepiękną – oczywiście w cywilizacji innej niż łacińska – i dlatego zaproszenie Jerzego Buzka na Akademię Sztuk Przepięknych festiwalu Woodstock było jak najbardziej uzasadnione. Również dlatego, że w na terenie festiwalowym poczesne miejsce zajmował namiot, na którym organizatorzy umieścili zachęcający napis: „Tu nauczymy cię, jak bzykać się bezpiecznie”. Z opowieści uczestników wynika co prawda, że w instruktażu przeważały elementy teoretyczne, ale jeśli w przyszłości sponsorzy hojniej sypną groszem, to kto wie – może można będzie zaangażować wolontariuszki ze wszystkich agencji towarzyskich w kraju, bo z bezpieczeństwem, wiadomo – żartów nie ma, no a poza tym każdy hodowca też się stara, żeby bydło myślało – gdyby, ma się rozumieć, myślało – że skoro wszyscy tak się koło niego uwijają, to ono jest tu najważniejsze.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton   Gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)   11 sierpnia 2010

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1725

Skip to content