Okazuje się, że Lenin wszystko przewidział. Wprawdzie mówił, że państwem może rządzić „kucharka”, ale nie bądźmy drobiazgowi. Dominik Taras nie jest kucharką, tylko kucharzem, ale poza tym – wszystko się zgadza, zwłaszcza gdy sprawy wezmą w swoje wypróbowane ręce organizatorzy prowokacji, którzy edukację pobierali jeszcze w sowieckiej woroszyłówce. Również zgodna z leninowskimi normami życia partyjnego jest organizatorska rola prasy. „Gazeta Wyborcza”, której argusowe oko potrafi wytropić każdą dłoń wzniesioną w rzymskim pozdrowieniu, wprost nie może się nachwalić „zabawy”, jaką „młodzi”, co to „skrzyknęli się” tym razem nie SMS-ami, tylko facebookiem (bo WSI muszą przetestować różne narzędzia mobilizacji agentury) i konsekwentnie nie zauważa pogardy i nienawiści, będącej treścią tej „zabawy”.
Za czasów Lenina facebooka jeszcze Łomonosow nie wynalazł, więc uczestnicy bluźnierczych manifestacji stawiali się na „zabawę” na wezwanie redakcji „Bezbożnika” – pisma wydawanego przez Związek Wojujących Bezbożników, kierowany przez niejakiego Minieja Izraelewicza Gubelmana. W PRL bezpieka również i u nas założyła podobną organizację pod nazwą Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli, w której działał pan filozof Jan Woleński – który tak naprawdę nazywa się Hetrich. Jak partia kazała, to był ateistą, a jak kazała co innego, to został członkiem Zakonu Synów Przymierza, czyli loży B’nai B’rith, której dyskretnie patronuje również ambasador USA w Warszawie, pan Feinstein. Słowem – kolejne pokolenie awangardy postępowej ludzkości dokazuje cały czas tak samo, robiąc wodę z mózgu kolejnemu pokoleniu mniej wartościowego narodu tubylczego, które nie przepuści żadnej okazji, żeby się „zabawić”, zwłaszcza gdy zagra Jankiel.
Stanisław Michalkiewicz
Komentarz • „Dziennik Polski” (Kraków) • 11 sierpnia 2010
Stałe komentarze Stanisława Michalkiewicza ukazują się w „Dzienniku Polskim” (Kraków).