Aktualizacja strony została wstrzymana

Minister Sikorski ma rację – Jan Engelgard

Jak głosi oficjalny komunikat, „w dniu 12 września 2008 r. Minister Spraw Zagranicznych Pan Radosław Sikorski złożył kilkugodzinną, roboczą wizytę w Republice Białoruś. Wizyta odbyła się na zaproszenie Ministra Spraw Zagranicznych Białorusi Pana Siergieja Martynowa. Miejscem spotkania obu ministrów była miejscowość Wiskule w pobliżu Brześcia. Ministrowie Spraw Zagranicznych Polski i Białorusi omówili kwestie związane z problematyką unijną oraz zagadnienia dotyczące stosunków dwustronnych. Odnotowując postęp, jaki się dokonał w minionym półroczu, strona polska podjęła zagadnienia służące dalszemu rozwojowi i normalizacji stosunków z Białorusią. Chodzi m.in. o sprawy związane z bezpieczeństwem granic, zabezpieczeniem tranzytu surowców do Polski, współpracy przy projektach energetycznych oraz udziałem polskich firm w prywatyzacji firm sektora państwowego”.
Tyle komunikant, ale prawdziwa bomba wybuchła, kiedy prasa poinformowała, że jednym z problemów omówionych podczas spotkania była przyszłość Związku Polaków na Białorusi. Sugerowano, że min. Sikorski zgodził się, by oba związki, jeden kierowany przez Andżelikę Borys (nieuznawany przez władze w Mińsku), i drugi kierowany przez Józefa Łucznika (legalny) – połączyły się, a na jego czele stanął ktoś trzeci. Rozwiązanie jak najbardziej słuszne, wręcz jedyne w tej sytuacji. Od kilku lat sytuacja jest nienormalna – Polacy działający w związku Józefa Łucznika nie mają prawa wjazdu do Polski, bo pani Borys, podburzana jeszcze do niedawna przez Warszawę, wciągnęła ich na „listę proskrypcyjną”. Nikt nie zna ile osób tam jest, ale organizacje kresowe w Polsce oburzone tym procederem (między innymi Federacja Organizacji Kresowych) podaje liczbę ok. 250. Ludzie z tej listy to w większości bardzo zasłużeni dla polskości działacze, nauczyciele języka polskiego, artyści, a nawet kombatanci AK (tak jak prezes Łucznik). I ludzie ci nie mogą pojechać do Ojczyzny, odwiedzić swoich bliskich, przyjechać i powiedzieć jak jest naprawdę. A prawda jest zupełnie inna niż to, co serwują od lat polskie media. Większa część aktywu ZPB nie zgodziła się na granie polską mniejszością, nie zgodziła się na poświęcenie wieloletniego dorobku dla doraźnej „krucjaty wolności” ogłoszonej w Wilnie przez sekretarz stanu Condoleezę Rice i gorliwie realizowanej przez Polskę. Polacy na Białorusi chcą spokojnie żyć i kultywować tradycję, tym bardziej, że właśnie na Białorusi atmosfera wokół Polaków jest o niebo lepsza niż na hołubionej Litwie czy na Ukrainie. Nie można karać Polaków za to, że głosują na Łukaszenkę, że przestrzegają prawa kraju, którego są obywatelami, nazywać ich w mediach „kolaborantami” czy „poplecznikami reżimu”! A kara ich własna Ojczyzna, odcinając pomoc finansową i zakazując czołowym działaczom przyjazdu do kraju. Wszelkie interwencje w tej sprawie nie dawały rezultatu.
W tym samym czasie rzekomo prześladowana pani Borys jeździła bez przeszkód po całej Europie, i władze w Mińsku zawsze wydawały jej na to zgodę i wpuszczały z powrotem na Białoruś. Pani Borys korzystała też z pomocy finansowej państwa polskiego, czego pozbawiona została większość skupiona w związku Łucznika. Tak, bowiem większość Polaków na Białorusi nie popiera Borys, bo nie chce też mieć nic wspólnego z tzw. demokratyczną opozycją białoruską, która jest antypolska i uznaje Polaków za Białorusinów mówiących po polsku. Już na początku lat 90. ludzie z tej opcji pokazali na co ich stać.  Jednak poparcie dla ZPB Łucznika ogranicza fakt, że ludzie boją się, że jeśli to ujawnią, wówczas nie dostaną Karty Polaka i nie wjadą do Polski!
Rację ma więc w stu procentach min. Sikorski, który mówi, że Polacy na Białorusi powinni zajmować się kultywowaniem tradycji, a niekoniecznie polityką. To dyplomatyczne stwierdzenie, ale dosadne. Znamienne, że od razu po tej wypowiedzi odezwali się obrońcy pani Borys (TVN, tabloidy, „Rzeczpospolita”, kancelaria prezydenta). I od razu pani Borys nabrała pewności siebie, twierdząc, że nie ustąpi i żaden rząd nie będzie jej dyktował, co ma robić. Tak oto gra Polakami na Białorusi trwa i pewnie jeszcze będzie trwać. Charakterystyczne, że kiedy o swoje prawa upominają się Polacy na Litwie (obrona zagrożonego ustawami języka polskiego, systematyczne zacieranie śladów polskości, walka o zwrot zagrabionej ziemi itp.), wówczas te same media i te same ośrodki milczą, a oficjalni przedstawiciele Warszawy upominają ich, by siedzieli cicho i nie psuli stosunków z naszym sojusznikiem. Jak to nazwać? Hipokryzja to za łagodne słowo. Dlatego im szybciej Sikorski zrealizuje swój plan, tym lepiej, a o panią Borys niech martwią się ci, co ją wylansowali i hołubili.

Jan Engelgard

 

 

Skip to content