Aktualizacja strony została wstrzymana

Pytania były konkretne, odpowiedzi nie

Prokuratura zasadniczo zmienia sposób narracji w sprawie badań sekcyjnych ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Najpierw tłumaczono, że Rosjanie jako gospodarze śledztwa byli jedynymi dysponentami miejsca zdarzenia i wszystkich czynności. W środę okazało się, że Rosjanie przeprowadzili sekcję zwłok na zlecenie polskiej prokuratury, bo patomorfolodzy z Polski „nie zdążyli”.

Z Andrzejem Melakiem, bratem Stefana Melaka, przewodniczącego Komitetu Katyńskiego, który zginął 10 kwietnia w drodze do Katynia, rozmawia Paulina Jarosińska

Jak ocenia Pan przebieg spotkania z prokuratorami?
– Mam wrażenie, że spotkanie miało głównie na celu uspokoić i jednocześnie wprowadzić w błąd opinię publiczną. Nic nowego nie zostało powiedziane. Przez dwie godziny panowie prokuratorzy wyjaśniali zawiłości śledztwa, tłumaczyli, dlaczego jest ono rosyjskie, a nie polskie. Padały terminy prawnicze, formułki, powoływano się na regulacje prawne, konwencję, wszystko jednak było bardzo niejasne w świetle całej sprawy. Czas był również ograniczony. To spotkanie miało trwać w założeniu dwie godziny. Czas na pytania rodzin i pełnomocników był przewidziany po przerwie. Zgodnie z tą zapowiedzią zaczęły się pytania, ale większość z nich nie doczekała się odpowiedzi. Usprawiedliwiano to albo tajemnicą śledztwa bądź tajemnicą służbową, albo tym, że nie została jeszcze udzielona odpowiedź w ramach pomocy prawnej ze strony prokuratury rosyjskiej. Padło więc pytanie o to, co polska prokuratura w ogóle zrobiła, a nie co zamierza zrobić. Okazało się, że prokurator Parulski był przy sekcji zwłok pana prezydenta Kaczyńskiego i był przy pierwszych oględzinach w miejscu katastrofy, ale żadna z jego sugestii nie została wykorzystana. Na pytanie, dlaczego sekcja zwłok nie była przeprowadzana przez polskich patomorfologów, odpowiedź brzmiała następująco: polscy specjaliści nie zdążyli, więc zostało to zlecone Rosjanom. Nie jest to prawda, ponieważ my byliśmy tam w niedzielę w nocy i w poniedziałek ciała nie były przygotowane do identyfikacji. Odnoszę wrażenie, że w tej relacji ktoś przekłamał fakty. Na pytania pełnomocników odpowiedzi były w podobnej formie. Wniosek jest taki, że nie możemy nic zrobić bez Rosjan. Jesteśmy uzależnieni od ich pomocy prawnej. Jestem bardzo rozczarowany tym spotkaniem, tak jak chyba większość zebranych na nim osób. Ono nie wniosło nic nowego do sprawy. Miało zatrzeć złe wrażenie o komunikacji prokuratury z rodzinami i opinią publiczną.

Po spotkaniu od razu mówiło się o tym, że atmosfera była podgrzana.
– Atmosfera była napięta, ponieważ nie padały odpowiedzi na pytania zadawane przez rodziny. Mówiono naokoło, a nie poruszano meritum sprawy. Gdy zapytałem o godzinę katastrofy, to znaczy skąd to przekłamanie piętnastominutowe, to usłyszałem, że komisja musi to dopiero ustalić. Sprawa jest tajemnicza, a wczorajsze spotkanie nie rozwiało wokół niej wątpliwości.

Pani Magdalena Merta jeszcze przed spotkaniem wyraziła nadzieję, że prokuratura wreszcie zacznie widzieć w rodzinach ofiar sojuszników, a nie zło konieczne. Dostrzega Pan taką zmianę?
– Nie wydaje mi się, by taka realna zmiana nastąpiła. Muszę przyznać, że część rodzin była pozytywnie nastawiona do tego, co mówiła prokuratura, czy wręcz zaskoczona jej otwartością. Ja nie widziałem żadnego związku przyczynowego w tym, co zostało powiedziane. To spotkanie w ogóle nie było tym, na co część rodzin liczyła.

Jeden z pełnomocników mówił w środę, że dostęp do akt jest jak na razie iluzoryczny.
– Prokuratura zapowiedziała, że ma się to zmienić. Na wnioski składane w czerwcu ma być już niedługo udzielona odpowiedź. W miarę możliwości będziemy mieli dostęp do tych materiałów zastrzeżonych. Mój sceptycyzm wobec informacji udzielanych przez prokuraturę nadal się nie zmienia.

Wyszedł Pan z tego spotkania z nowym kwantum wiedzy?
– Jeśli chodzi chociażby o ustalanie godziny katastrofy, nie padła odpowiedź na pytanie, dlaczego trwało to trzy tygodnie i dlaczego tak długo komisja musiała to ustalać. Inne okoliczności są cały czas badane w innych instytucjach i na razie nie ma dostępu do tych informacji.

O co pytały rodziny?
– Pytań było bardzo wiele, choćby o ekshumacje, jak również o sekcje zwłok. Jak mówiłem, okazało się, że Rosjanie zrobili sekcję zwłok na zlecenie polskiej prokuratury i te badania są dla polskiej strony wiarygodne. Jak powiedział prokurator, godzina wpisana w aktach zgonu jest prawdopodobna, ponieważ nie można ściśle określić czasu zgonu. Tutaj może być mowa o prawdopodobieństwie. Pytania były więc konkretne, ale odpowiedzi już nie. Na pytanie o to, na mocy jakiej umowy międzynarodowej prowadzone jest śledztwo, prokuratura odpowiedziała, że obowiązuje tylko i wyłącznie konwencja z 1959 roku, którą Polska ratyfikowała w latach 90. Jest to międzynarodowa umowa o pomocy prawnej w sprawach karnych.

Czy wiadomo już, kiedy dojdzie do kolejnego spotkania i czy liczy Pan na to, że będzie się ono różniło od tego środowego? W przybliżeniu mówiło się, że może to nastąpić za dwa albo trzy miesiące.
– Jeszcze nie wiadomo konkretnie, kiedy dojdzie do kolejnego spotkania. Trudno przewidzieć, co w tym czasie wypłynie w mediach, jaka informacja teraz się pojawi i czy rzuci ona nowe światło na sprawę. To, co mówi prokuratura, jest uzależnione od tego, co z różnych źródeł pojawi się w mediach. Prokuratura w środę była bardzo dobrze przygotowana na te wszystkie wątpliwe kwestie, które już wcześniej były dyskutowane albo krążyły w środkach masowego przekazu. Tutaj można przywołać choćby sprawę już wspomnianą, czyli sekcję zwłok i udział w niej polskich lekarzy. Prokuratura była przygotowana na zarzuty w sprawach już poruszanych i nic ponadto. Trzeba podkreślić, że miała czas, by się przygotować. Mogę powiedzieć wprost, że nie tego się spodziewałem i nie tylko ja tak to odbieram.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 30 lipca 2010, Nr 176 (3802) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100730&typ=po&id=po21.txt | Pytania były konkretne, odpowiedzi nie

Skip to content