Aktualizacja strony została wstrzymana

Wrzesień i Kaliningradzkaja ObłastRomuald Szeremietiew

Mamy 69 rocznicę wybuchu II wojny światowej, która 1 września 39. zaczęła się atakiem Niemiec na nasz kraj. W przeciągu miesiąca walk siły zbrojne RP, uważane w Europie przez ekspertów wojskowości za jedną z najsilniejszych armii świata, poniosły druzgocącą klęskę. Terytorium obudowanego w 1918 r. państwa polskiego zajęły armie agresorów, Niemiec i Sowietów. Od „września” musiało upłynąć 50. lat zanim niepodległa Polska ponownie pojawiła się na mapie Europy. Naród polski stracił nie tylko miliony istnień. Polacy stracili ponad połowę terytorium państwowego, zabytki, muzea, biblioteki, archiwa, fabryki, mosty i drogi, miasta. Stracili też szanse rozwojowe po zakończeniu wojny i teraz muszą nadrabiać zapóźnienia. Początkiem tych fatalnych zdarzeń była klęska wrześniowa 39.

Politycy i historycy wiele razy zastanawiali się na przyczynami przegranej w 1939 r. Pomijając propagandzistów niemieckich i sowieckich oraz ich kolaborantów można stwierdzić, że dominującym jest pogląd o dysproporcji sił jako przyczynie polskiej klęski. Uważa się, że byłaby szansa na zwycięstwo, gdyby sojusznicy z Zachodu Polsce pomogli. Skoro jednak zawarto z Francją i Anglią „egzotyczny sojusz”, jak napisał Stanisław Cat-Mackiewicz, to na wsparcie Polacy liczyć nie mogli.

Rzeczywiście dysproporcje w potencjałach militarnych między Polską, a Niemcami i ZSRR były ogromne. Jeden przykład. Polska w latach 1918-39 wydała na wojsko około 20 mld zł. Stanowiło to aż 44% w całości wydatków budżetowych państwa. W Niemczech tylko w roku budżetowym 1938/39 na wojsko wydano 18,4 mld marek – 39,2 mld zł (1 marka = 2,13 zł). Czy to oznacza, że Polska nie miała szans by się obronić i należało w obliczu żądań Hitlera skapitulować?

Dziedzinę wiedzy zajmująca się działaniami zbrojnymi określa się mianem „sztuki wojennej”. W historii wojen są liczne przykłady wybitnych dowódców i ich armii odnoszących zwycięstwa mimo materialnej przewagi przeciwnika. Na tym właśnie polega sztuka prowadzenia wojny – zwyciężyć mimo przewagi wroga. Decydująca jest umiejętność wykorzystania wszystkiego co posłuży zwycięstwu za sprawą przygotowanej właściwej strategii. Czy w tej dziedzinie ośrodki przygotowujące obronę Polski w 1939 r. popełniły błędy?

W 1921 r. Polska zawarła sojusz wojskowy z Francją. Polska zobowiązała się wówczas do utrzymywania dużej armii (30 dywizji piechoty, 9 brygad kawalerii z jednostkami lotnictwa, artylerii, czołgów). W rezultacie ponad 60% z wspomnianych 20 mld zł trzeba było przeznaczyć na utrzymanie pokojowych stanów armii. To oznacza, że na uzbrojenie pozostało ledwie 8 mld.

Sojusznik wymuszał też strukturę sił zbrojnych RP. Francuzi żądali, aby Polacy dysponowali wojskami operacyjnymi do przeprowadzenia interwencji zbrojnej, gdyby Niemcy naruszyły postanowienia traktatu pokojowego z Wersalu. W 1923 r. uzgodniono plany wspólnych działań noszących po polskiej stronie nazwy „Bałtyk”, „Prusy Wschodnie”, „Śląsk”.

Później, mimo porzucenia przez Francję zamiarów „dyscyplinowania” Niemiec, Polska nie mogła zredukować swojej armii i więcej środków przeznaczyć na uzbrojenie. W Warszawie obawiano się, że taka redukcja zostanie uznana przez Paryż za zmiana postanowień umowy i będzie pretekstem do zerwania sojuszu. A w polskim planowaniu obronnym wsparcie francuskie przyjmowano niezmiennie jako podstawowy warunek powodzenia w wojnie z Niemcami. Nie zmieniono też struktury armii uznając wojska operacyjne za najważniejszy element w systemie obronności państwa. W dowództwie WP przyjęto jako metodę obrony działania manewrowe wojskami operacyjnymi. Zaniedbano budowę umocnień i sił obrony terytorialnej. Było to więc bardzo nowoczesne rozwiązanie, ale nie odpowiadające polskim możliwościom militarnym. Obrona manewrowa wojskami operacyjnymi tak dużego państwa jak Polska zaprowadziła do katastrofy.

Sytuacja mogłaby być korzystniejsza, gdyby wojska niemieckie „ugrzęzły” w walkach na co najmniej kilka miesięcy. Niemcy w 1939 r. były w stanie prowadzić krótkie błyskawiczne kampanie, nie były gotowe do wojny. Już po dwu tygodniach walk ich zapasy wojenne były na wyczerpaniu – czołgi stawały z braku paliwa, a np. smarów silnikowych wystarczyłoby na 1,5 tygodnia walk. W razie przedłużania się polskiej obrony wojska niemieckie musiałby stanąć. Jak wówczas zachowałby się Stalin, który chciał wojny miedzy „imperialistami”, ale sam zamierzał wkroczyć tylko będąc pewnym sukcesu? Można sądzić, że twardy polski opór w starciu z Niemcami powstrzymałby go przed zajęciem kresów wschodnich RP.

Można więc przyjąć, że Polska wybrała nieodpowiednią koncepcję obrony. Agresor użył dużych ilości czołgów i samolotów. Nie było możliwości wystawienia podobnych mas broni pancernej i lotnictwa. Trudno było oczekiwać, że polski piechur i kawalerzysta zdoła wymanewrować niemieckich pancerniaków i lotników. A jednocześnie nie można ustalić lepszej linii obrony, np. na Wiśle. Pozostawione bez walki Pomorze i Śląsk  Hitler mógłby zająć i zaproponować Zachodowi pokój. Czy wówczas Anglia i Francja nie zechciałby powtórzyć konferencji  z Monachium?

W planie wojny 1939 r. należało postawić na obronę w przestrzeni, a nie na kolejnych liniach oporu, które miały opóźnianiać niemieckie natarcie. Rejonami naturalnie obronnymi, gdzie można było zatrzymać na długo niemieckie wojska pancerne, były tereny zurbanizowane. Warszawa i Lwów skutecznie broniły się  w 1939 r. Także przeszkody naturalne, wzniesienia, kompleksy leśne, rzeki mogły zatrzymać wroga, jeśli tylko przygotowano by tam obronę. Należało obsadzić takie miejsca odpowiednimi załogami. Ponadto, gdyby na tyłach wojsk niemieckich pojawiła się partyzantka atakująca ich linie zaopatrzenia, łączności, dowództwa, to atak wroga uległby osłabieniu. Dopiero w takich warunkach polskie wojska operacyjne, zwłaszcza jednostki pancerno-motorowe i kawaleryjskie, uzyskałyby swobodę działania i mogłyby stosować kontruderzenia na zgrupowania wojsk wroga.

Wykonanie takiego wariantu obrony było jednak w 1939 r. niemożliwe ze względu na wielkość mobilizowanej armii. Planowano wystawienie 1,35 mln żołnierzy w 39 dywizjach, 11 brygadach kawalerii i 2 brygadach pancerno-motorowych, łącznie 52 tzw. wielkie jednostki. Do obronnego jednoczesnego obsadzenia wielu ośrodków na terenie kraju wojska było za mało.

Zadania obrony miejscowej mogłyby wykonać siły terytorialne, gdyby one zostały wcześniej utworzone. W 1937 r. rozpoczęto formowanie wojsk terytorialnych pod nazwą Obrona Narodowa, ale w 1939 r. liczyły one zaledwie 52 tys. żołnierzy. Jest to niezrozumiałe skoro Polska miała 2,4 mln przeszkolonych rezerwistów i 600 tys. bez przeszkolenia, czyli 3 mln ludzi zdolnych do noszenia broni. Przyjęta plany mobilizacyjne wykazywały, że większość rezerwistów nie weźmie udziału w walkach!

Formowanie dodatkowych jednostek ON było możliwe. Można było na ten cele znaleźć środki. Koszt wystawienia batalionu ON wynosił trochę ponad 100 tys. zł, gdy batalionu piechoty wojsk operacyjnych ponad milion zł, a więc 10 razy więcej.

W 1938 r. Polska zamówiła w Holandii dwa podwodne okręty oceaniczne. Zapłacono za nie łącznie 21 mln zł. Ich przydatność w czasie wojny okazała się niewielka – jeden został internowany w Szwecji, drugi, po brawurowej ucieczce do Anglii zatopiony na początku wojny. Za wydane na te okręty pieniądze można było utworzyć 184 bataliony ON. Inna możliwość: zgodnie z planem mobilizacyjnym wystawiono 9 dywizji rezerwowych piechoty. Koszt sformowania dywizji – 30 mln zł. Koszt wystawienia dywizji ON 7 mln. a więc za takie same pieniądze można było wystawić około 40 dywizji ON. Tym samym w obronie byłoby nie kilkadziesiąt tysięcy, a milion żołnierzy ON. Była to liczba wystarczająca do obrony przestrzennej kraju. Wraz z wojskami operacyjnymi Polska dysponowałaby więc armią liczącą 2,4 mln żołnierzy. Wszyscy rezerwiści broniliby Polski.

Ważnym elementem w obronie mogłyby być działania nieregularne (partyzanckie). Odwołując się do niedawnych powstańców śląskich i wielkopolskich, byłych peowiaków (w 1939 r. to byli ludzie w sile wieku) i uwzględniając tzw. dywersję pozafrontową organizowaną przez II Oddziału SG można było stworzyć organizację do działań nieregularnych na terenach zajętych przez Niemców. Taką strukturę utworzono po klęsce. Polacy musieli podjąć walkę „nieregularną” tyle, że trzeba było wszystko improwizować, bez broni i wyposażenia. Podziemne wojsko zostało stworzone, co było wielkim osiągnięciem, ale można je było przygotować wcześniej, przed wybuchem wojny i należało podjąć działania przy pomocy takiej formacji już we wrześniu 1939 r.

Sądzę, że zastosowanie takich i podobnych środków dałoby w 1939 r. skuteczniejszą obronę. Decyzje w tych sprawach musiałby jednak zapaść dużo wcześniej. W okresie 1934-35, gdy władze RP decydowały o kierunkach modernizacji armii i wybierały strategię obrony.

Historia magistra vitae – czego nas uczy doświadczenie „września”?  Dziś także tworzymy armię niejako „odgadując” oczekiwania sojuszników. I podobnie jak w czasach Drugiej RP zapomina się o obronie terytorialnej kraju. W razie wojny do obrony mają wystarczyć sprawnie manewrujące wojska operacyjne. Szczęśliwie dziś lepsze jest położenie geopolityczne Polski. Za jej wschodnią granicą są państwa nadbałtyckie, należące do NATO i jest niepodległa Ukraina. Na zachodzie są Niemcy, które tak jak Polska też są członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Tylko zamiast dawnych Prus Wschodnich jest kaliningardzkaja obłast’.

Romuald Szeremietiew

 

Skip to content