Aktualizacja strony została wstrzymana

Domagamy się rzetelnego śledztwa

Uznaniowe zabranianie przez prokuraturę kopiowania akt ze śledztwa smoleńskiego niepokoi, gdyż wiemy przecież, ile ważnych dokumentów zniknęło w demokratycznej Polsce, mimo że były strzeżone. Tego schematu się właśnie obawiam

Z Magdaleną Mertą, żoną śp. wiceministra kultury Tomasza Merty, członkiem Stowarzyszenia Katyń 2010, rozmawia Mariusz Bober

Czy Stowarzyszenie Katyń 2010 przekazało już polskim władzom ogłoszony w ostatnią niedzielę apel o utworzenie międzynarodowej komisji, która rzetelnie wyjaśniłaby przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem?

– Apel do tej pory nie został przekazany. Czekamy jeszcze na nowe podpisy pod nim. Liczymy na to, że po zamieszczeniu przez „Nasz Dziennik” gotowego wzoru apelu szybko otrzymamy kolejne wyrazy poparcia dla tej inicjatywy.

Nie boją się Państwo, że obecne władze odrzucą ten apel, podobnie jak to zrobiły w reakcji na inicjatywę prof. Jacka Trznadla?

– Zdajemy sobie sprawę, że obecne władze są niechętne takiemu rozwiązaniu. Ale będziemy mimo to ponawiać ten apel. Mamy nadzieję, że jeśli nie ta władza, to następna będzie baczniej wsłuchiwać się w nasze głosy. Tymczasem będziemy kierować apele do parlamentu oraz instytucji międzynarodowych. Powołanie komisji międzynarodowej uważamy za rzecz niezbędną. Z całą pewnością śledztwo prowadzone przez stronę rosyjską, a także przez polską, nie jest rzetelne. Jako pracownik Instytutu Pamięci Narodowej bardzo dobrze znam przebieg śledztw prowadzonych w PRL, np. w sprawie śmierci Grzegorza Przemyka, Stanisława Pyjasa, ks. Stanisława Suchowolca i wielu innych. Te śledztwa prowadzono w taki sposób, by nic nie wyjaśnić, a wszystko zagmatwać.

Śledztwo prowadzone w sprawie katastrofy smoleńskiej jest tak samo prowadzone?

– Niestety, tak to wygląda również w przypadku tego śledztwa. Nie rozumiemy, dlaczego Rosjanie, a także władze Polski boją się międzynarodowej komisji. Co takiego jest do wykrycia, że napawa ich to aż takim lękiem? Dlaczego nie chcą wydać zgody na dostęp do śledztwa zagranicznym ekspertom?

Tymczasem jeśli strona rosyjska nie ma nic na sumieniu, powinno jej zależeć właśnie na potwierdzeniu wyników jej śledztwa przez międzynarodowe organa…

– Właśnie, przecież na uczciwym wyjaśnieniu takiej katastrofy można nawet zbić kapitał polityczny. Natomiast efekty będą odwrotne, jeśli władze Polski i Rosji będą utrudniały to wyjaśnienie. Dlatego nie rozumiemy takiej postawy. Jedynym wytłumaczeniem tego typu zachowania może być to, że jedna lub druga strona jest odpowiedzialna za doprowadzenie do katastrofy. Poza tym nie wydaje mi się, by ktokolwiek, nawet osoby wrogo nastawione do rodzin ofiar, czuły się dobrze, gdyby to Tatiana Anodina, szefowa Międzypaństwowej Komisji Lotniczej, prowadziła śledztwo w sprawie śmierci ich bliskich.

Jak Pani odebrała informacje, że obecne władze odrzuciły propozycję pomocy NATO w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy?

– Nie rozumiem tej postawy. Jedynym wytłumaczeniem jest strach przed rzetelnym śledztwem i tym, co mogłoby ono ustalić. Przypominam też, że amerykański kongresman Peter T. King wezwał do powołania międzynarodowej komisji śledczej, która zbadałaby wszystkie okoliczności katastrofy.

Dostęp do dokumentów prowadzonego w Polsce śledztwa nie rozwiał wątpliwości Pani i innych rodzin ofiar katastrofy wobec dotychczasowych ustaleń śledczych z obu stron?

– Wręcz przeciwnie. Poza tym, choć w myśl prawa wolno nam przeczytać akta, realizacja tego prawa nie jest bez zarzutu. Chodzi m.in. o to, że możemy zapoznawać się z aktami tylko w ciasnym pokoiku prokuratury, tuż obok pracujących urzędniczek. W efekcie, gdy my oglądamy np. makabryczne często zdjęcia z katastrofy czy też czytamy o bolesnych sprawach dotyczących naszych bliskich, w tle grają nam jakieś „złote przeboje” w radiu słuchanym przez urzędniczki, które jednocześnie uzgadniają przez telefon z rodziną listę zakupów… W takich sytuacjach reprezentujący mnie mecenas prosi zwykle o wyłączenie radia, na co urzędniczki reagują co najmniej niechętnie. W dodatku prokuratura nie wyraża zgody na kopiowanie akt, by można było je spokojnie przeczytać w kancelarii reprezentującego mnie prawnika. Takie warunki są dla nas upokarzające. Do tego potwornego bólu straty bliskiej osoby dokłada się nam przykrość wynikającą z ludzkiej niechęci, traktowania nas jak zło konieczne, jak uciążliwych petentów.

Mają Państwo dostęp do wszystkich materiałów ze śledztwa?

– Teoretycznie tak. Ale nie rozumiem np., dlaczego wyłączono z dostępu 6 tomów akt nadesłanych niedawno przez Rosjan, podobno aby oddać je do tłumaczenia. Nikt nie wyjaśnił, dlaczego akurat tę kopię, jaką udostępnia się rodzinom, przekazano tłumaczom, tę jedyną kopię, z której my wszyscy musimy korzystać i do której jest bardzo długa kolejka. Poważnie utrudnia się też przysługujący nam dostęp do materiałów niejawnych. Nie można nam go odmówić, bo byłoby to niezgodne z prawem, więc po prostu nie odpowiada się na wnioski w tej sprawie. W ten sposób do wielu materiałów nie mamy dostępu, a władze liczą chyba na to, że zniechęcimy się i przestaniemy dociekać prawdy. Chciałabym dodać, że urzędnicy pracują w oparciu o kodeks postępowania karnego, co oznacza, że nie mają ustawowych terminów na udzielenie nam odpowiedzi na stawiane pytania. Dlatego rozważamy składanie skarg, a nawet wytoczenie procesu z powodu blokowania nam dostępu do informacji.

Czyli podejście władz jest obliczone raczej na zniechęcenie rodzin ofiar do dociekania przyczyn katastrofy?

– Takie odnoszę wrażenie. Z przedstawionych dokumentów wynika, że śledztwo jest prowadzone w sposób wyjątkowo chaotyczny. Ale w tym chaosie jest metoda: skrupulatnie sprawdza się np. jakieś poboczne, niekiedy humorystyczne wręcz wątki, a nie te, które są fundamentalne i aż proszą się o zbadanie.

Niedawno Pani również zapowiadała, że stowarzyszenie złoży wniosek o przeprowadzenie ekshumacji niektórych ofiar. Czy to znaczy, że Pani również nie jest pewna, czy ciało, które przyjechało w trumnie z Rosji, jest ciałem Pani męża?

– Niestety, nie mam pewności. Ja nie byłam w Moskwie zaraz po katastrofie. W dniu tej tragedii złożyłam dzieciom przysięgę, że nie wsiądę do samolotu. One były wtedy w szoku i chciałam przy nich zostać. Dlatego będę walczyć o ekshumację ciała męża, chyba że stanowczo nie zgodzi się na to moja teściowa, która straciła w tej katastrofie swoje jedyne dziecko. Przekazano mi informację, że ciało męża identyfikował urzędnik jednej z polskich placówek dyplomatycznych w Rosji, który podobno go znał. Zdarzają się jednak pomyłki w dokonywanych przez polskich urzędników identyfikacjach. Zaś z informacji, które do mnie docierały, wynika, że rosyjskie służby tak naprawdę nie przeprowadzały testów DNA.

W apelu ogłoszonym niedawno na Jasnej Górze podczas pielgrzymki Rodziny Radia Maryja stowarzyszenie domaga się także przesłuchania w sprawie katastrofy przedstawicieli rządu z premierem Donaldem Tuskiem na czele. Czy są jakieś nowe okoliczności czy też chcą Państwo wyjaśnienia wcześniejszych wypowiedzi przedstawicieli PO?

– Chcielibyśmy wiedzieć, o czym Donald Tusk rozmawiał z premierem Rosji Władimirem Putinem tuż po katastrofie. Uważam, że mamy do tego pełne prawo. Chcielibyśmy też usłyszeć wyjaśnienie, co były marszałek Sejmu, a obecny prezydent Bronisław Komorowski miał na myśli, mówiąc w jednym z wywiadów: „Przyjdą wybory prezydenckie, albo prezydent będzie gdzieś leciał, i wszystko się zmieni…”. W związku z tymi wszystkimi wątpliwościami domagamy się powołania sejmowej komisji śledczej. Byłoby to wyjątkowo dziwne, gdyby nie powstała. Skoro powołano komisję ds. wyjaśnienia śmierci Barbary Blidy, kobiety, która przecież była podejrzewana o nieuczciwe działania, to tym bardziej należy taką komisję powołać w związku ze śmiercią głowy państwa i tylu wspaniałych ludzi.

Jak Pani odebrała ostatnie informacje o kolejnej walce z krzyżem, tym razem przed Pałacem Prezydenckim?

– Naprzeciwko tego krzyża, w ministerstwie kultury, pracował przez kilka lat mój mąż. Jestem przeciwna usunięciu krzyża, i to nie tylko dlatego, że jest to święty znak dla chrześcijan, ale także dlatego, że ten krzyż jest wyrazem solidarności Narodu po katastrofie smoleńskiej, a także współczucia dla nas – rodzin ofiar. Gdyby natomiast krzyż został stamtąd jednak usunięty, dobrze byłoby, gdyby na jego miejscu wyrósł krzyż z kwiatów, tak jak to było w czasach PRL po śmierci Grzegorza Przemyka. Taki krzyż układali codziennie warszawiacy, w dużej mierze dzięki pomocy warszawskich kwiaciarzy, ponieważ każdej nocy esbecy usuwali go z ówczesnego placu Zwycięstwa [dziś placu Piłsudskiego – przyp. red.]. O tych kwiatach tak pięknie śpiewał Jan Pietrzak: „Ludzie je składają, wierni sercom swym, co w nadziei trwają, przeciw mocom złym”. To powinna być wskazówka dla nas. My, rodziny ofiar, też stoimy naprzeciw złych mocy, mamy przeciwko sobie złych ludzi i do nikogo nie możemy się tak odwołać jak właśnie do Chrystusa i Królowej Polski. Wielu z nas czuje Ich opiekę. Symbole chrześcijańskie są wyrazem naszej wiary i wdzięczności za pomoc, która towarzyszy nam z tamtej strony. Tę obronę krzyża jesteśmy winni Panu Bogu, nawet gdyby to miało przyjąć taką formę, jak w czasach PRL, nawet gdyby jakieś dzisiejsze służby miały nas za to ścigać lub pałować.

Dziękuję za rozmowę.

Usłużni dla Rosjan, asertywni wobec rodzin ofiar

Uznaniowe zabranianie przez prokuraturę kopiowania akt ze śledztwa smoleńskiego niepokoi, gdyż wiemy przecież, ile ważnych dokumentów zniknęło w demokratycznej Polsce, mimo że były strzeżone. Tego schematu się właśnie obawiam.

Z Zuzanną Kurtyką, wdową po prezesie Instytutu Pamięci Narodowej Januszu Kurtyce, który zginął w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, rozmawia Adam Białous

Polska prokuratura wojskowa powiadomiła Panią o potrzebie udzielenia odpowiedzi na kolejny zestaw pytań, który przyszedł z Moskwy?
– Dzwoniono do mnie z prokuratury wojskowej z prośbą o przybycie na przesłuchanie. Nie powiedziano mi jednak, jak ma ono wyglądać. Nic nie wspomniano o pytaniach Rosjan.

Jak ocenia Pani czynności polskich prokuratorów w sprawie wyjaśnienia przyczyn i przebiegu katastrofy?
– Moim zdaniem, rola polskiej prokuratury w tym śledztwie jest bardzo bierna. Trudno pozytywnie oceniać działanie tak spóźnione, jak dla przykładu dopiero teraz złożony do Rosjan wniosek o przekazanie materiałów, które są niezbędne do dalszego prowadzenia dochodzenia. Postępowanie polskiej prokuratury w sprawie własnego śledztwa nazwałabym szczególnie niemrawym. Zauważam natomiast, że nasi prokuratorzy zupełnie inaczej reagują, kiedy o pomoc prosi ich prokuratura rosyjska. Ich odpowiedź jest wówczas bardzo szybka. Tak jak w przypadku pytań, które niedawno nadeszły z Rosji. Polska prokuratura zdążyła już wezwać na przesłuchanie w tej sprawie przedstawicieli rodzin ofiar katastrofy, a przecież jest ich bardzo wielu. Widać więc, że gdy prokuratorom zależy, żeby jakieś działania sprawnie przeprowadzić, to potrafią to zrobić w zaskakująco krótkim czasie. Inaczej jest jednak w sytuacji, kiedy prosimy ich o to, co nam się słusznie należy. Nie widzę, żeby komuś zależało na tym, żeby nam pomóc, żeby ktoś się starał. To odbywa się na zasadzie wykonywania służbowych zadań, nie z chęci niesienia pomocy, ale z przymusu.

Wyznaczono już termin, w którym może się Pani zapoznać z aktami śledztwa dotyczącymi śmierci Pani małżonka?
– Datę wglądu do tych akt wyznaczono mi na 28 lipca. Wygląda na to, że chyba będę je czytać jako ostatnia z rodzin ofiar. Zostało to odgórnie narzucone przez prokuraturę. Dopiero po przeczytaniu tych dokumentów podejmę decyzję, czego powinnam się domagać, i wówczas będę do tego zdecydowanie dążyć. Niepokoi mnie natomiast fakt, że prokuratura nie pozwala tych akt dotyczących osoby mi najbliższej ani w żaden sposób kopiować, ani kserować. Odmówiła już tego kilku pełnomocnikom poszkodowanych. Widać więc, że taką przyjęto zasadę. To bardzo smutne, bo przecież nikt nie zdoła przepisać ręcznie tak wielu ważnych dla niego informacji zawartych w tych opasłych tomach. Poza tym zakaz kopiowania niepokoi, gdyż wiemy, ile w demokratycznej Polsce zniknęło ważnych dokumentów, mimo że były strzeżone. Myślę tu o teczkach prowadzonych przez bezpiekę. Ile stron z nich zginęło, ile całych teczek! Przecież podobnie może być z dokumentami dotyczącymi tej katastrofy. Jeżeli więc nie pozwala się nam zarchiwizować tych akt, to później możemy ich już nie zobaczyć albo być zdani na łaskę lub niełaskę decydentów. Dla mnie to zabranianie kopiowania akt jest ewidentnym dowodem złej woli polskiej prokuratury, bo wiem, że nie jest ona przymuszona prawem do wydawania takiego zakazu – to jest rzecz uznaniowa.

Czy rząd lub instytucje państwowe oferują Pani obecnie jakąś formę pomocy?
– Nic mi na ten temat nie wiadomo.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 17-18 lipca 2010, Nr 165 (3791)

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 17-18 lipca 2010, Nr 165 (3791) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100717&typ=my&id=my11.txt

Skip to content