Aktualizacja strony została wstrzymana

Gdy mniejszości się nie lubią. Żydzi kontra murzyni – Marek Jan Chodakiewicz

Wstydliwą tajemnicą poliszynela politycznej poprawności jest to, że mniejszości też mogą sobie nie ufać, a nawet się nie lubić. Tak właśnie jest obecnie ze społecznościami: żydowską i murzyńską w USA. Chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami, bowiem nadchodzą wybory prezydenckie, a kandydatem Demokratów jest czarny Barack Obama.

Stosunki żydowsko-murzyńskie będą na pewno miały wpływ na losy tego polityka. Afroamerykanie często nie głosują, ale ci, którzy biorą udział w wyborach, z zasady wrzucają kartkę na rzecz Demokratów. To samo dotyczy znakomitej większości społeczności żydowskiej. Co więcej – Żydzi są bardzo zdyscyplinowani i zawsze bardzo licznie uczestniczą w wyborach. A co najważniejsze, żydowscy dobroczyńcy są zwykle nadreprezentowani wśród osób przekazujących datki na Partię Demokratyczną.

Nota bene symbolem tego zaangażowania jest fakt, że szefem zbierania funduszy (fundraising) u Obamy jest pani z domu Pritzkerówna, wywodząca się z rodziny właścicieli hoteli Hyatt, podczas gdy taką samą funkcję u Hillary Clinton pełnił jej brat. Preferencje partyjne dyktują więc, że czarni i Żydzi powinni współpracować. Podobnie sugeruje najnowsza historia.

Wielu przedstawicieli społeczności żydowskiej było zaangażowanych czynnie w walkę o prawa człowieka, w rejestrację czarnych wyborców na Południu oraz inne inicjatywy antyrasistowskie i antydyskryminacyjne podczas rewolucji kulturalnej lat 60. XX wieku.

Strajkowali, demonstrowali, pisali petycje, brali udział w procesach, a czasem nawet narażali życie. Kilku bowiem zginęło, zamordowanych przez rasistów. Wielu Żydów uważa, że czarni powinni być im wdzięczni.
Jednak od jakiegoś czasu istnieje rozdźwięk między obiema społecznościami. Niektórzy twierdzą, że nawet i wcześniej jakiejś specjalnej miłości między nimi nie było. Na przykład podczas zamieszek w Harlemie w latach 60. minionego wieku ucierpiały często sklepy i inne przedsiębiorstwa, których właścicielami byli Żydzi (podobnie jak podczas zamieszek w Los Angeles w latach 90. głównymi poszkodowanymi byli Koreańczycy).

Często czarni winią „obcych” przedsiębiorców za wysokie ceny i kiepskiej jakości produkty dostępne w gettach. Antykapitalizm jest jedną z cech czarnego nacjonalizmu. Poza tym liczne organizacje Afroamerykanów były i są programowo protrzecioświatowe.

Oznacza to, że są propalestyńskie, a więc antyizraelskie. Amerykańscy Żydzi, nawet lewicowi, zwykle – co naturalne – popierają Izrael. Do tego dochodzą też sprawy religijne. Generalnie „czarna teologia wyzwolenia”, która wyraźnie występuje w protestanckich zborach Afroamerykanów i której adeptem jest między innymi Obama, uważa białych za prześladowców.

W tym też jest duża doza antykapitalizmu. A Żydzi są biali i często są kojarzeni z przedsiębiorczością, bankowością i handlem. Wreszcie ekstremalne sekty murzyńskie, takie jak Czarni Muzułmanie, są antyżydowskie, czasami wręcz żydożercze i judeofobiczne. Uznają, że „białaski” (honkies), a Żydzi szczególnie, to dzieci szatana. Najczęściej o tym wspomina otwarcie Louis Farakkhan. Zapytałem, o co chodzi, moją koleżankę Denise. Znam ją od college’u, nie tylko uczęszczaliśmy do tej samej szkoły, ale jeszcze pracowaliśmy razem w Neiman Marcus w San Francisco. Denise jest wykształcona – ukończyła szkołę przedsiębiorczości na Uniwersytecie Kalifornijskim Berkeley, ma własną firmę wydawniczą. Jest ostra. Na przykład potrafiła się publicznie postawić u siebie, w biednym otoczeniu, w Oakland, gdy wyszydzano ją, że „mówi po białemu”, bowiem operuje poprawną angielszczyzną.

Ona wyszydzała natomiast swych sąsiadów i kolegów, żeby przestali być leniuchami na zapomodze społecznej i zabrali się do pracy. Charakterystyczne też, że Denise używała słowa „czarnuch” (nigger), aby opisać takie czy inne przykłady patologii społecznej. Nauczyłem ją polskiego słowa „cham”, bo bardziej uniwersalnie odzwierciedla takie zjawiska. Nota bene „cham” bije też na głowę popularnie stosowany termin whigger, czyli white nigger, na opisanie buractwa o europejskim pochodzeniu. Denise chodziła po sklepie i przy objawach braku kultury prychała ostentacyjnie: „Co za chamstwo!”. Naturalnie nikt jej nie rozumiał – oprócz mnie. W każdym razie Denise przekonuje – a podobne były wnioski z rozmów prowadzonych od czasu do czasu przez wiele już lat z moimi innymi czarnymi znajomymi – iż lud murzyński uważa, że „Żydzi” wjechali na jego plecach do władzy przy okazji walki o prawa człowieka.

„Żydzi” stworzyli, wykorzystując ideologię praw człowieka, skomplikowany system biurokracji państwowej. Denise podała mi jako przykład system opieki społecznej, w którym – jako osoby wykształcone i obeznane w prawie – „Żydzi” świetnie się orientują i czują.

Czarne rodziny nie mają pojęcia, jak wypełnić formularze w celu załatwienia przyjęcia murzyńskiej babci do „darmowego” domu starców. A „Żydzi” rzekomo wiedzą. Babcia żydowska pozbywa się całego majątku, przepisując go na rodzinę – i tym sposobem, jako biedna, kwalifikuje się do darmowej opieki społecznej (to jest opłacanej przez podatnika). Mieszka sobie w domu starców, a na weekend przyjeżdża po nią mercedesem rodzina. A tymczasem czarni emeryci nie wiedzą, jak takie rzeczy sobie załatwić, i klepią biedę w samotności. Denise podała tylko ilustrację pragmatycznej murzyńskiej niechęci do „Żydów”. Od innych znajomych słyszałem rozmaite folklorystyczne stwierdzenia, które funkcjonują na całym świecie, m.in. „Żydzi kontrolują media, banki, pchają się wszędzie etc.”.

Naturalnie można twierdzić, że to czarny margines, ale murzyńska niechęć do Żydów wychodzi od czasu do czasu na wierzch. Byłem świadkiem kilku takich sytuacji. Wiosną 1990 roku na naszej uczelni pojawił się czarny raper z ekipą. Spotkanie w głównej auli zaczął od następującego powitania: „Witam was na żydouniwersytecie Columbia w Żydojorku” (Welcome to Columbia Jewniversity in Jew York City). Zresztą murzyński działacz Jesse Jackson też nazwał Nowy Jork podobnie: Hymietown. Ale przynajmniej Jackson nie sprzedaje „Protokołów Mędrców Syjonu”.

A te były otwarcie dostępne na konferencji afroamerykańskich nauczycieli w Teachers College przy Columbii jesienią 1990 roku. A w sierpniu 1991 roku wybuchły zamieszki w Crown Heights na pobliskim Brooklynie. Było tak: młody, ultraortodoksyjny Żyd Yosef Lifsh stracił panowanie nad samochodem i potrącił dwójkę czarnoskórych siedmiolatków, przygniatając ich samochodem. Na kierowcę skoczyło kilku Murzynów i zaczęło go bić. Zebrał się tłum skandujący „Żydzi! Żydzi! Żydzi!… Dorwać Żyda!”. Ponieważ prywatny ambulans zabrał do szpitala Lifsha, kiedy dzieci wciąż wyciągano spod samochodu, tłum uznał, że „żydowskie” karetki nie chciały pomagać Afroamerykanom. Potem nadeszła wieść, że jedno dziecko zmarło po przewiezieniu do szpitala. Wybuchły zamieszki, które trwały trzy dni. W ich wyniku zasztyletowano ultraortodoksyjnego studenta jesziwy.

W tym czasie na pogrzebie murzyńskiego dziecka pojawiły się akcenty antyżydowskie, między innymi potępienie „handlarzy diamentami” i plakat z hasłem: „Hitler nie dokończył roboty”. Narzekano, że władze miejskie i stanowe faworyzują „Żydów” w przyznawaniu kontraktów oraz państwowych programów pomocy. Ze swojej strony Żydzi całkiem słusznie narzekali, że czarny burmistrz Nowego Jorku David Dinkins nie przysłał policji na pomoc. Gdyby policja wystąpiła zdecydowanie natychmiast, nie byłoby zamieszek.

Przypomniałem sobie o tym wszystkim, gdy znów w tym samym miejscu wybuchł konflikt między ultraortodoksami a Murzynami w kwietniu i maju 2008 roku. Jak podała Verena Dobnik (Associated Press, 26 maja 2008 r.), najpierw afroamerykańskie nastolatki obrzuciły kamieniami domostwa żydowskie. Następnie chłopcy z ochotniczej samoobrony żydowskiej Shmira (Straż) spryskali czarnego przechodnia gazem i pobili kijem bejsbolowym. Jakiś czas potem dwóch Murzynów napadło na żydowskiego nastolatka. Po kilku dniach czterech czarnych obskoczyło Żyda i raniło go nożem w rękę. W końcu obrzucono kamieniami autobus szkolny z żydowskimi dziećmi. Wtedy Żydzi urządzili demonstrację pod hasłami: „Krew żydowska nie jest tania” oraz „Każdy Żyd ma pistolet kalibru 22” (Every Jew a 22).

Tym razem sytuacja jest inna. Burmistrzem jest Michael Brumberg. Policja reaguje natychmiast. Zresztą pamiętam jak szybko NYPD rozpędził trockistów i innych lewaków, którzy usiłowali awanturować się po tzw. „zamieszkach o Rodneya Kinga” w kwietniu 1992 roku. Jak mi powiedział mój kolega Stefan Komar, który jest kapitanem policji w sąsiedztwie Greenpoint na Brooklynie, nowojorska policja z zasady natychmiast z determinacją likwiduje zamieszki. Sztuka polega oczywiście na prewencji. A to opiera się na dobrej taktyce w czasie zamieszek, a jeszcze bardziej na generalnej strategii policji. Najważniejsze jest, aby policja była stale i wszędzie widoczna i żeby miała dobre rozeznanie w okolicy. Jak powiada Stefan, nawet gdy wydaje się, że bitwa ma już wybuchnąć, nie można tracić nerwów. Stefan to równy gość i świetnie byłoby walczyć obok niego w Okopach Świętej Trójcy. Niedawno stał tak niewzruszenie z malutką garstką podkomendnych – prawdziwa „cienka, granatowa linia” (thin blue line) – oddzielając od siebie gotującą się do boju wielosetną tłuszczę Meksykanów od tłumu Portorykańczyków po meczu piłki nożnej na Brooklynie. Kibice wyli, pluli i gotowali się do rżnięcia. Stefan pozostał niewzruszony. I zamieszek nie było.

Ale to już inna historia, którą może kiedyś opowiem, szczególnie że śp. ojciec Stefana był żołnierzem AK w batalionie „Zośka” i walczył w Powstaniu Warszawskim.

Marek Jan Chodakiewicz

 

Nowości w księgarni:

“U progu wolności” (Janusza Korwin Mikke): Polityk pyta jaka ma być Polska i podaje konkretne recepty na najbardziej palące pytania dotyczące współczesności! Uwaga! OSTATNIE 20 egzemplarzy! Kto pierwszy ten lepszy!
“Na gorącym uczynku – trzy części” (Michalkiewicz Stanisław) Trzy tomy historii III Rzeczpospolitej oczami Stanisława Michalkiewicza! Kolejne świetne książki wybitnego publicysty! Autor omawia choroby, na jakie cierpi współczesne życie publiczne, które miały swój okres inkubacji w latach 90tych XX wieku.
“SB a Lech Walesa. Przyczynek do biografii” (Cenckiewicz, Gontarczyk). Pozycja niezwykle trudno dostępna! Ilość egzemplarzy ograniczona!
● oraz siedem innych nowości!
Zachęcamy do złożenia zamówienia!

Za: Najwyższy Czas!

 

ZOB. RÓWNIEŻ:

 

Skip to content