Aktualizacja strony została wstrzymana

Kto jest agresorem?

Niżej zamieszczony tekst pisałem przed zajrzeniem na portal prawica.net. Po przejrzeniu części dyskusji zauważam, że jest mniej więcej podobny do opinii Jana Duranowskiego Gruzja vs. Osetia – przykrywka wojny rosyjsko-amerykańskiej, Macieja Eckardta „Przyjaciele” Gruzji i Zbyszka S Czy warto umierać za Gruzję, czyli przebudzenie. Jeśli komuś nie podobały się wymienione teksty, nie musi psuć sobie humoru.

W artykule dr Wielomskiego Gruzja, czyli katastrofa polskiej dyplomacji nie podzielam rozumowania

cytuję Adam Wielomski:

Od chwili ataku gruzińskich wojsk zastanawiałem się na co liczył Prezydent Gruzji wydając rozkaz do ataku. Były dwie możliwości: 1/ kompletnie zwariował i samotnie zaatakował Rosję; 2/ miał wszystko dogadane z Amerykanami i był pewien ich stanowczego politycznego poparcia. Opcja druga była trudna z powodu małego zainteresowania Amerykanów Kaukazem, ale Prezydent Saakaszwili, mający amerykańskie obywatelstwo i wiele lat mieszkający w USA, mógł być po prostu agentem CIA.

Ale dzisiejsze oświadczenie prezydenta Busha nie pozostawia wątpliwości: Prezydent USA wezwał obydwie strony do zaprzestania walk i zaprzestania przez Rosję ataków na terytorium gruzińskie znajdujące się poza Osetią. Tym samym, de facto, uznał prawowitość interwencji rosyjskiej w Osetii. Innymi słowy: wszystko wskazuje, że Amerykanie nie mają zamiaru wspierać gruzińskiej agresji na Osetię.

Możliwość druga nie jest wykluczona. Amerykanie są zainteresowani Kaukazem, bo po pierwsze jest elementem kontroli Bliskiego Wschodu (wydobycie ropy i ochrona Izraela), po drugie jak pisze p. Duranowski służy okrążaniu Rosji i jej bezpośredniemu zagrożeniu atakiem rakietowym.
Saakaszwili mógł zostać wykorzystany jako Murzyn. Zrobił swoje, może odejść.

Zastanowił mnie militarny scenariusz p. Rosomaka „Rosja – Gruzja – mała analiza”. Mam nadzieję, że się nie spełni. A tą nadzieję opieram na pieniądzach. To, że wojna kosztuje to wiadomo, ale okupacja kosztuje dużo więcej. Sądzę, ze Rosji nie opłaca się nawet okupacja Gruzji.

Poniżej właściwy tekst.

= = =
Kto jest agresorem?

Gdy w Gruzji trwa prawdziwa wojna, w Polsce odbywa się tzw. wojna informacyjna, czyli urabianie społeczeństwa w kierunku pożądanym przez polityków i właścicieli mediów. Słyszymy wszędzie o agresji Rosji na Gruzję i jak należy Rosję potępić. Kreowany obraz rosyjskiej odpowiedzialności za ofiary wojny bardzo pasuje do stereotypowego wizerunku Federacji Rosyjskiej, jako rzekomej kontynuatorki imperialnej polityki Związku Radzieckiego.

Propagandzistom nie przeszkadza to, że ten wizerunek jest oparty na fałszu. To gruziński przywódca, prezydent Michał Saakaszwili rozpoczął wojnę, atakując Osetię Południową. Wojsko rosyjskie wystąpiło w obronie ludności tej prowincji. Oczywiście, pokojowy charakter wojsk rosyjskich należy traktować tak samo jak pokojowy czy stabilizacyjny status misji amerykańskich. Głoszony jest pogląd, że atak gruziński usprawiedliwia fakt, że Osetia Płd. jest częścią Gruzji.

Tylko, że podział dawnego imperium carów na republiki związkowe, republiki autonomiczne i obwody autonomiczne jest dziełem sowieckim. Sami zaś Osetyjczycy chyba wolą sami się rządzić niż by rządził nimi Michał Saakaszwili z Tbilisi. Sytuacja konfliktu władz federacji z lokalnym separatyzmem narodowościowym jest identyczna, jak w przypadku Czeczenii i Kosowa. Hipokrytami są zwolennicy niepodległości tamtych państw, którzy są jednocześnie przeciwnikami suwerenności Abchazji i Osetii Południowej.

Kolejna rzecz to bombardowania, za które Rosja ma odpowiadać. Obecnie pokazywane są ofiary gruzińskie. Ale to prezydent Saakaszwili rozpoczął od uderzenia w cywilną ludność miasta Cchinwali, która padła ofiarą bombardowań i ostrzału artyleryjskiego. Podawane liczby 1400 ofiar i 30 tysięcy uciekinierów to element wojny informacyjnej, będzie je można zweryfikować dopiero po wojnie (tak samo jak ofiary działań rosyjskich).

Fakt ataku miał jednak miejsce, i jeśli dziś międzynarodowy trybunał karny chce sądzić Radowana Karadżica za oblężenie Sarajewa, to na tej samej zasadzie ścigany powinien być też Michał Saakaszwili. Tymczasem, na razie doniesienia wskazują, że rosyjskie lotnictwo atakuje cele militarne na terenie Gruzji. Towarzyszą temu ofiary cywilne, ale tu znów wypada porównać to z armią USA i jej „celnością”. Skoro mowa o Amerykanach, to należy wspomnieć, że jednym z celów wojsk rosyjskich miały być położone w górach obozy szkoleniowe dla armii gruzińskiej. I tu trzeba przejść do przyczyn konfliktu.

Prezydent Saakaszwili specjalnie na atak wybrał moment otwarcia igrzysk olimpijskich w Pekinie. Na co mógł liczyć? Po rewolucji róż zdecydowanym działaniem przyłączył do Gruzji inną prowincję, Adżarię (Batumi), obalając lokalnego „feudała” Abaszydze. Może oczekiwał powtórki.
Blitzkrieg miał przynieść opanowanie stolicy regionu, przy spodziewanym paraliżu decyzyjnym po stronie rosyjskiej, wskutek obecności premiera Putina w Pekinie. Mógł tez spodziewać, że w czasie „pokoju olimpijskiego”, tzw. społeczność międzynarodowa wywrze skuteczną presję na Federację Rosyjską, aby wstrzymała się działań zbrojnych. To mogłoby zaś doprowadzić do trwałego uznania nowego stanu rzeczy.

Pytanie brzmi, czy prezydent Saakaszwili naprawdę sądził, że Rosja nie wykorzysta pretekstu, który sam mu jej dostarczył. Jeśli liczył na sukces, to musiał być zbyt zadufany w swoją szczęśliwą gwiazdę i potęgę swojego protektora.

Czy jest jednak możliwe, aby podjął taką decyzję bez wiedzy i zgody USA? Jeśli Amerykanie dostarczają uzbrojenie i szkolą armię gruzińską, to jest oczywiste, że robią to w celu przygotowania jej do wojny. Ponadto za inspiracją waszyngtońską przemawia jeszcze jedna okoliczność. 8 sierpnia rozpoczęły się letnie igrzyska olimpijskie, które Chiny Ludowe wykorzystują w celach propagandowych. To, że aktualnie najważniejszym wydarzeniem jest wojna w Gruzji, przysłania znaczenie igrzysk.

Polityka Rosji wobec Abchazji i Osetii Płd. też nie jest czysta. Poprzednio wspomniałem Kosowo. Termin ogłoszenia jego niepodległości był powszechnie znany. Gdyby tego samego dnia Abchazja i Osetia Płd. też ogłosiły niezależność, Stanom Zjednoczonym trudno by było bronić integralności Gruzji, skoro właśnie pogwałciły integralność Serbii. Tymczasem do tego nie doszło. Celem Rosji było nie wspieranie Abchazów czy Osetyjczyków, lecz zapobieżenie instalacji NATO na Kaukazie.

Prawdopodobnie kalkulacja rosyjska była taka: Abchazja i Osetia Płd. będą należeć do Gruzji, a tam w zamian zrezygnuje z członkostwa w NATO. Oczywiście, zawieranie umowy tej treści nie miałoby sensu, gdyż zaraz po podporządkowaniu prowincji, Saakaszwili złamałby układ. Rekojmią mogłaby być tylko tak silna pozycja autonomii w ramach Gruzji, ze byłaby w stanie paraliżować działania rządu z Tbilisi. I rzecz jasna obecność rosyjskich wojsk „rozjemczych”. Jeśli taki był plan, to się nie udał.

I tu przechodzimy do planów na przyszłość. Rozsądnym wyjściem byłoby trwałe oddzielenie zbuntowanych prowincji od Gruzji, aby się utrzymać musiałaby jednak albo wprost przyłączyć się do FR albo zawrzeć jakiś układ wasalny. Po rezygnacji z terenów będących źródłem konfliktu z Rosją, Gruzja spokojnie mogłaby wejść do NATO. Nie wiadomo jednak, czy obecnie FR jest w stanie to zaakceptować. Putin prawdopodobnie będzie chciał wykorzystać pretekst, jaki mu dostarczył Saakaszwili. Grozi to tym, że rosyjscy stratedzy znów się przeliczą.

Łatwiej przewidywać cele doraźne. Przed 7 sierpnia Gruzja kontrolowała części zbuntowanych prowincji wąwóz Kodori oraz tereny w Osetii Płd. zamieszkane przez Gruzinów. Wojsko rosyjskie są zapewne w stanie osiągnąć kontrolę nad całością Abchazji i Osetii Płd. Czy jednak zdecydują się na okupację Gruzji? W krótkim okresie jest to wykonalne, ale czy jest możliwe na trwałe. Tu presja Stanów Zjednoczonych może się okazać zbyt silna.

Ponadto inaczej wygląda stacjonowanie na terenach, gdzie ludność jest przychylna, a inaczej tam, gdzie jest wroga. Być może liczą, że w Gruzji przejmą władze siły ulegle wobec Rosji, ale przedłużanie się wojny i powiększanie liczby ofiar doprowadzi do wzrostu nienawiści Gruzinów wobec Rosjan i demokratyczne utrzymanie takiego kursy będzie trudne. Zresztą nie mogą liczyć na stabilność rządów prorosyjskich, gdy w każdej chwili Amerykanie mogą zorganizować kolorową rewolucję.

Jakie wnioski można wyciągnąć?. Rosja jest regionalnym mocarstwem. Ma wpływy jedynie w części dawnego ZSRR, choć w fantazjach wielu polskich polityków i publicystów rzekoma strefa wpływów rosyjskich ma monstrualne rozmiary. Z Rosją z konieczności trwale związane są tzw. zbuntowane prowincje oraz chrześcijańska Armenia, otoczona przez wrogie państwa (z muzułmańskim Azerbejdżanem na czele). Satrapowie, rządzący dawnymi republikami związkowymi w Azji Środkowej mogą swobodnie lawirować między FR, USA a ChRL w celu utrzymania swojej pozycji. Jeśli mówi się, że Rosja prowadzi politykę imperialną, to jest ona defensywna (utrzymanie status quo) i pokojowa (energetyka).

Stany Zjednoczone są mocarstwem globalnym, prowadzą przy tym ofensywną politykę, szczególnie w Eurazji. Jej stosunek do Rosji jest wrogi, a celem jest jej okrążenie kordonem państw satelickich, trzymanych „na smyczy” przez system baz wojskowych (takich jak przyszła instalacja w Polsce). Zagrożenie obustronną destrukcją nuklearną powstrzymuje waszyngtońskie jastrzębie przed jawnym konfliktem z Rosją. Dlatego wykorzystują do zwalczania Rosji swoich „sojuszników” (w rzeczywistości wasali).

Cyniczna polityka wobec tych nieszczęsnych państw, wplątywanych w konflikt (jak widać na przykładzie Gruzji – nawet zbrojny) i pozostawianych samych sobie, powinna skłaniać do przemyślenia opcji amerykańskiej. Czy jest możliwe takie prowadzenie polityki proamerykańskiej, aby przynosiła ona Polsce korzyści, a nie straty? Wydaje się, że tzw. klasa polityczna ma wbity w głowy paradygmat rosyjskiego imperializmu i nie jest w stanie realnie określić polskiej racji stanu. Romantyzm polityczny czyni z Polski przedmiot gry Amerykanów i eurokratów z Brukseli.

Tytułem zakończenia. W kontekście, jakim jest zbrojny najazd i bombardowanie miasta Cchinwali, bezwarunkowe poparcie dla władz gruzińskich Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i innych polskojęzycznych polityków należy nazwać haniebnym. Ale czego się spodziewać po ludziach, którzy w imię amerykańskiej realpolitik przemilczają lub fałszują rzeź wołyńską.

Śmieszne jest, gdy np. poseł Kowal oburza się, że Rosja to państwo, które może wysłać samoloty i zbombardować sąsiada. Stany Zjednoczone trzymają bazy wojskowe, nie jak Rosja w kilku „zbuntowanych” prowincjach, tylko rozproszone na całym świecie, a bombardują i okupują nie sąsiadów, a dowolnie wybrane państwo (Jugosławia, Afganistan, Irak).

blog: Dubitacjusz

Skip to content