Aktualizacja strony została wstrzymana

Widmo przyszłości – Wojciech Wencel

Pierwsza tura wyborów prezydenckich pokazała, z jednej strony, siłę polskiej prowincji, głównie południowej i wschodniej, z drugiej – siłę antypisowskiej propagandy medialnej. Starcie tych dwóch sił zadecyduje o wyborze głowy państwa – pisze Wojciech Wencel dla Teologii Politycznej

Problem Platformy Obywatelskiej z mieszkańcami wsi i miasteczek polega na tym, że – w większości – nie oglądają oni TVN24, nie słuchają radia Eska Rock i nie czytają „Gazety Wyborczej”. Zajęci realnym światem (pracą w polu, handlem na targowiskach, rodzinnymi spotkaniami, praktykami religijnymi) nie tracą czasu na bzdury. Wiedzę o wydarzeniach w kraju czerpią najczęściej z „Wiadomości” i serwisów Polskiego Radia. Nie są więc zainfekowani antykaczyzmem jak większość lokatorów metropolii. W kwestiach politycznych kierują się patriotyzmem „starego typu”, wiarą i zdrowym rozsądkiem. Dzięki zakorzenieniu dysponują spójną wizją kosmosu, o jakiej pisał Mircea Eliade – we własnej okolicy odnajdują uświęcone centrum i są odporni na medialne fantomy.

Nic dziwnego, że architekci nowego porządku szczerze ich nienawidzą. To ich mają na myśli postępowi intelektualiści, kiedy wyrażają swe obrzydzenie „grubym dupskiem wepchanym w spodnie z garnituru” (Wojciech Kuczok) albo piętnują „dresowaty lud z lumpeksu” (Stefan Chwin). To ich „ucywilizowanie” jest marzeniem Platformy Obywatelskiej wyartykułowanym w raporcie „Polska 2030”. Kraj ma się rozwijać dzięki największym metropoliom, mieszkańcy wsi mają masowo wyjeżdżać do miast, a rodzinne gospodarstwa rolne mają zniknąć z powierzchni ziemi. No i cała prowincja ma się zachwycić nowoczesnymi mediami. Dlaczego? Prześledźmy szczegółowe wyniki pierwszej tury wyborów po wschodniej stronie Wisły. Jarosław Kaczyński zdecydowanie wygrał na wsi i w niewielkich miastach, ale już w stolicach województw przeważał Bronisław Komorowski. Widocznie ludzie mają tam więcej czasu na oglądanie TVN24 i nauczyli się, że wybory to świetna okazja, by dać po dziobie Kaczorom. Poprawka: Kaczorowi, bo ten drugi już nie żyje.

Zgoda buduje?

Na co liczy Platforma Obywatelska? Jej partyjni i medialni funkcjonariusze wierzą, że porażka Jarosława Kaczyńskiego spowoduje trwały spadek aktywności obywatelskiej mieszkańców prowincji. Monopol władzy ma umożliwić prowadzenie jednowymiarowej polityki w myśl hasła „Zgoda buduje” – realizację interesów wąskich grup społecznych maskowaną populistyczną kampanią wizerunkową. Sytuacja po ewentualnym zwycięstwie Bronisława Komorowskiego ma przypominać rzeczywistość późnego Peerelu. Bezideowa, czerpiąca korzyści z pełni władzy klasa polityczna ma funkcjonować ponad głowami przeciętnych obywateli, a medialna propaganda ma utrwalić społeczne przekonanie o braku alternatywy. Sondażowe manipulacje przed pierwszą turą i mobilizacja medialna przed drugą turą (choćby agresywny wywiad Moniki Olejnik z Adamem Bielanem czy granie śmiercią Barbary Blidy przez sztab Komorowskiego) świadczą o tym, że architekci nowego ładu zrobią wszystko, by swój cel osiągnąć.

Czy Jarosław Kaczyński ma szansę wygrać wybory? Z całą pewnością. Znalazł się jednak w sytuacji wyjątkowo trudnej. Głosowanie na niego jest bowiem równoznaczne z akceptacją drogi polegającej na zabezpieczeniu polskiej podmiotowości na arenie międzynarodowej. Wymaga zatem od wyborców przekroczenia egoizmu, a – jak dowodzi historia – miłośników świętego spokoju zawsze było u nas więcej niż stronników trudnych wyzwań. Przykład pierwszy z brzegu: podziemie niepodległościowe w latach 1944-1956. Losy oddziałów „Ognia” czy „Łupaszki”, toczących nierówną walkę z sowieckimi okupantami, siłą rzeczy obnażają bierność milionów Polaków, którzy w tym samym czasie „urządzali się” w komunizmie. Literatów piszących hymny dla Stalina, karierowiczów z MO i UB, ale i tych wszystkich, którzy ze strachu, głupoty bądź wyrachowania uznali Polskę Ludową za państwo niepodległe.

Lewicowe złudzenia


Nadzieja, że Kaczyńskiemu pomoże elektorat Grzegorza Napieralskiego, jest mrzonką. Lewicowi „państwowcy”, jeśli w ogóle istnieli, już dawno przerzucili swe sympatie na PiS. To samo zrobił „elektorat społeczny”, mityczni robotnicy z fabryk zainteresowani „wkładką do zupy”, znów przy zastrzeżeniu, że ich istnienie nie jest wymysłem idealistów. Podejrzewam, że na kandydata SLD głosowali głównie postkomuniści i antyklerykałowie, feministki, geje i inni przedstawiciele „młodej” lewicy obyczajowej oraz mieszkająca na wsi młodzież disco-polo, do której trafiają argumenty typu „młody, zaradny” kontra „dziadek bez żony”. Spośród tych trzech grup jedynie w ostatniej można by upatrywać potencjalnych wyborców Kaczyńskiego. Jakkolwiek to zabrzmi, sugestia Jadwigi Staniszkis, żeby „pożyczyć” od Napieralskiego śpiewające bliźniaczki, była najtrafniejszym, choć niezrealizowanym, pomysłem kampanii wyborczej przed drugą turą.

Oczywiście, preferencje elektoratu Napieralskiego nie przesądzają o wyniku wyborów. W grę wchodzi szereg innych czynników. Kaczyński zbierze zapewne większość głosów wyborców Janusza Korwina-Mikke, Marka Jurka, Kornela Morawieckiego, mimo wszystko także Waldemara Pawlaka. Duże znaczenie będzie miała mobilizacja obu elektoratów. Ciekawe jest też, czy i w jaki sposób okres urlopowo-wakacyjny wpłynie na frekwencję. Rozważanie wszystkich wersji wydarzeń nie ma dziś jednak większego sensu.

Rosja i Bóg

Dla mnie osobiście ważniejsza jest świadomość, że tegoroczne wybory wpisują się w ciąg zdarzeń zapoczątkowanych katastrofą smoleńską. W ostatnich tygodniach władze Rosji kilkakrotnie sygnalizowały swe poparcie dla Bronisławowa Komorowskiego. W II RP takie gesty byłyby pocałunkiem śmierci, w III RP są przez wielu uznawane za dopuszczalne, a nawet całkiem sympatyczne. Rosja głupia nie jest. Zdaje sobie sprawę z faktu, że w katastrofie smoleńskiej zginęli niemal wszyscy dowódcy polskiego wojska i liderzy środowisk patriotycznych: szef Instytutu Pamięci Narodowej, przedstawiciele Rodzin Katyńskich, Związku Sybiraków etc. I jest wdzięczna Bronisławowi Komorowskiemu, który pełniąc obowiązki prezydenta, zdążył po jej myśli znowelizować ustawę o IPN. Jeśli jej faworyt zwycięży, będzie mogła bez przeszkód realizować wobec naszego kraju swoją politykę gospodarczą i rozbudowywać sieć agenturalną, bo na szczytach władzy nie będzie już nikogo, kto potrafiłby się jej poważnie przeciwstawić. Zostaną sami mili ludzie z „pełnym zaufaniem” do przyjaciół Moskali.

To – mówiąc językiem Mariana Zdziechowskiego – „widmo przyszłości” czyni drugą turę wyborów szczególnie intrygującą. Oczywiście, można twierdzić, że ewentualna porażka Kaczyńskiego nie przekreśli jego roli w polskiej polityce, lecz przeciwnie: pozwoli mu odnieść sukces w wyborach parlamentarnych. Trudno jednak zignorować perspektywę uzyskania monopolu władzy przez partię „budującej zgody” i wzrostu wpływów Kremla. Na szczęście los tych wyborów leży w rękach – przepraszam za określenie – Boga. Jeśli Bogu tak się spodoba, Jarosław Kaczyński zostanie prezydentem, jeśli nie – zyskamy kolejne doświadczenie na drodze narodowego przebudzenia. Bo że to przebudzenie, dokonujące się już w świadomości społecznej, prędzej czy później przełoży się na politykę, jestem pewien. I nie mam wątpliwości, że Jarosław Kaczyński z jego ideami federalizmu, podmiotowej polityki zagranicznej i wrażliwości społecznej, odegra w tym politycznym teatrze rolę, która jest mu pisana.

Wojciech Wencel

Wojciech Wencel, poeta, redaktor pisma „44/ Czterdzieści i Cztery”

Za: Teologia polityczna | http://www.teologiapolityczna.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2955&Itemid=113

Skip to content