Aktualizacja strony została wstrzymana

Czy istnieje kłamstwo tubylcze? –Dariusz Ratajczak

Okazuje się, że tak, a na problem zwrócił mi uwagę mój australijski kolega, który kilka lat temu popełnił tekst, w którym opisywał przypadek miejscowego polityka nieopatrznie twierdzącego, iż skądinąd godni szacunku Aborygeni… nie wynaleźli koła. Oczywiście postępowcy z Canberry rozszarpali „rasistę” z wprawą żarłacza tygrysiego. Absolutnie nikogo nie obchodziło, że tubylcy rzeczywiście nie mieli zielonego pojęcia o rzeczonym kole. No, ale nie o prawdę historyczną tu chodziło. Niewątpliwie Aborygeni są obecnie „świętymi krowami”. Zdecydowana większość australijskich badaczy przeszłości podkreśla ich szlachetność, pokojowe nastawienie i gehennę, jaką zgotowali im występni biali osadnicy. Szczególnie odnosi się to do rdzennych Tasmańczyków, którzy w XIX wieku podobno zostali celowo wytępieni przez kolonistów. Zajmijmy się bliżej tą sprawą.

Już w 1948 roku Clive Turnbull pisał w książce „Black War”, iż „polityka eksterminacyjna nie odnosiła się tylko do nazistowskich Niemiec [ale i do Australii – D.R.]”. Kilkadziesiąt lat później jego słowa potwierdziła Lyndall Ryan w pozycji „The Aborigines of Tasmania”. Napisała, że Tasmańczycy byli ofiarami świadomej polityki ludobójstwa (genocide). Natomiast Rhys Jones i Tomek Haydon w pracy „The Last Tasmanian” jasno dali do zrozumienia, że podbój Australii był „holokaustem dokonanym przez niemiłosiernych Europejczyków”. Wszystko byłoby cacy, czyli zgodne z politycznie poprawnymi trendami, ale oto w historycznym światku Australii pojawił się niejaki Keith Windschuttle (to w ogóle bardzo ciekawa i barwna postać – historyk, pisarz, dziennikarz, w młodości zwolennik Nowej Lewicy, później już tylko prawicowiec) z wydaną kilka lat temu w formie tomu pierwszego książką „The Fabrication of Aboriginal History: Van Diemen’s Land, 1803-1847”, w której mocno podważył główne tezy głoszone przez współczesnych naukowców.

Rewizjonista, dodajmy, w dużym stopniu oparł swoje sądy na wcześniejszych pracach, w tym książce klasyka tematu i naocznego świadka wydarzeń, Jakuba Erskine’a Caldera („The Native Tribes of Tasmania”). Przede wszystkim zauważył, że w walkach na Tasmanii zginęło więcej białych niż tubylców (187 do 118; dodajmy, że w czasie kolonizacji wyspy liczba Aborygenów nie przekraczała 2 tysięcy – inni twierdzą, że było ich 5 tysięcy). Autor podważa również pogląd, iż tubylcy toczyli świadomą „wojnę narodową” z Europejczykami. Przecież dla tych prymitywnych nomadów pojęcie „narodowego celu” musiało być czystą abstrakcją. Twierdzi nadto, że rdzenni Tasmańczycy byli ludem raczej agresywnym. Znani byli z okrutnych rajdów na izolowane farmy, nadziewali na włócznie bezbronne kobiety i dzieci. Mimo to znajdowali wielu obrońców – tak wśród kolonistów, jak i w lokalnym rządzie.

Spostrzeżenia „australijskiego Dawida Irwinga” znakomicie korespondują z uwagami Patrycji Cobern. Odważna niewiasta opublikowała 25 lat temu w „The Bulletin” artykuł pod wielce intrygującym tytułem „Who really killed Tasmania’s Aborigines?” („Kto naprawdę zabił Aborygenów z Tasmanii?”), w którym postawiła tezę, iż miejscowi tubylcy wymierali jeszcze przed przybyciem Europejczyków na wyspę (pierwsi brytyjscy osadnicy, prowadzeni przez porucznika Jana Bowena, pojawili się tam w 1803 roku, zakładając Risdon Cove nad rzeką Derwent). Gdyby zatem koloniści pojawili się u brzegów Tasmanii nieco później, najpewniej nie odkryliby żadnych siedzib ludzkich. Cobern podaje kilka przyczyn samoistnej degrengolady Tasmańczyków. Były to: obżarstwo (pochłanianie nadmiernej ilości zjełczałych produktów), brak higieny (obejmował on również prymitywne przecinanie pępowiny podczas narodzin), plemienna prostytucja skutkująca chorobami wenerycznymi, infekcje będące następstwem zadawania sobie rytualnych cięć i ran, słabe zabezpieczenie przed względnie surowym klimatem wyspy (na Tasmanii zimą temperatury spadają nawet do -13 stopni Celsjusza; nie było zatem dziełem przypadku, że miejscowi kradli koce przybyszom z Europy). Autorka konkluduje: „cichy morderca tasmańskich plemion nie miał białej twarzy; były nim rasowe praktyki oraz obyczaje”. Nie był to zresztą morderca konsekwentny.

Do dnia dzisiejszego na Tasmanii żyje kilkuset europejsko-tubylczych mieszańców, domagających się zresztą terenów wyłącznie dla siebie (ostatnia pełnej krwi Tasmanka, niejaka Truganini, zmarła z przyczyn naturalnych w… 1876 roku). Windschuttle już publikuje kolejne książki. Właśnie ukazuje się drugi tom jego dzieła o Aborygenach, tym razem poświęcony Nowej Południowej Walii i Queenslandowi. Wcześniej, bo w roku 2004, autor „wyskoczył” z pozycją „The White Australia Policy”, w której napisał m.in., że historycy przesadzają z „australijskim rasizmem”. Generalnie obiecuje jeszcze wiele razy mocno wstrząsnąć politycznie poprawnymi podstawami australijsko-aborygeńskiej historii. A będzie czym potrząsać, gdyż już dzisiaj wskazuje się, że tubylcy gustowali w kanibalizmie, toczyli między sobą zażarte wojny o kobiety, absolutnie nie posiadali poczucia „narodowej wspólnoty”.

A zatem, podsumowując, przybywający do Australii koloniści, sami nie będąc aniołami, nie odkrywali raju. Przeciwnie – budowali go z talentem i uporem właściwym przedstawicielom zachodniej cywilizacji…

Dariusz Ratajczak

Powyższy tekst został opublikowny w piśmie Najwyższy Czas! z następującą adnotacją:
„(publikujemy ostatni tekst śp. dr Dariusza Ratajczaka, nadesłany do nas ponad rok temu)”

Za: Najwyższy Czas! | http://nczas.home.pl/publicystyka/czy-istnieje-klamstwo-tubylcze-dr-ratajczak/ | Czy istnieje kłamstwo tubylcze? (dr Ratajczak)

Skip to content