Aktualizacja strony została wstrzymana

Pijany jak Niemiec?

Stereotyp, że Polak bardziej lgnie do butelki niż Niemiec jest nadal aktualny, ale dystans się zmniejsza.

Korytarz, długi, skąpo oświetlony neonami. Spacerują nim ludzie w średnim wieku, niektórzy kiwają głową na powitanie. Śmierdzi moczem i wymiotami. Pan Brand pyta mnie czy może otrzymać papierosa. Patrzę na zegarek: za dziesięć pierwsza. Musi Pan jeszcze dziesięć minut poczekać. Odchodzi tym swoim kaczkowatym krokiem, jakże typowym dla wieloletnich alkoholików. Przebieram się i zaglądam do pokoju służbowego, gdzie właśnie trwa zmiana. Czuję napięcie. Relacja z poprzedniego dyżuru jest dokładna, detaliczna, omawia się każdego lokatora. Zwykle trwa to o wiele krócej, ale przedwczoraj była na oddziale próba samobójstwa i personel jest wyczulony. W 236 pani Rössler rozebrała się do naga, ubranie w kostkę poskładała na krześle, buty wsunęła pod łóżko i o 21.10 wyskoczyła przez okno; skończyło się na wstrząsie mózgu, złamaniu stawu biodrowego i jednej ręki. To było drugie piętro, ale skaczą także z trzeciego i czwartego, a tych upadków nikt jeszcze nie przeżył. W Niemczech 15% samobójców to alkoholicy, w Polsce 4 spośród 5 prób samobójczych popełnia się pod wpływem alkoholu. Większość z personelu pracującego w berlińskiej odwykówce na Genthinerstraße wyrobiło sobie coś w rodzaju tiku; krótko przed wejściem do budynku patrzą w górę murów czy przypadkiem nikt nie leci w dół.

Pan Albert

Albert wraca z poobiedniego spaceru po śródmieściu Berlina obładowany siatkami. Kolebie się z boku na bok, ale trzeźwy, głowa czerwona; odkąd pił miał problemy z ciśnieniem i tak mu pozostało. Jednak w tym całym jego upojeniu, pijaństwie, alkoholizmie miał trochę szczęścia: dwa razy wygrał w lotku. Przez kilka lat bawił się, imprezował, potem trafił na berlińską odwykówkę, chociaż sam jest z Hamburga. Niedawno na przepustce zobaczył w sklepie promocje piwa. Kupił i upił się zaraz pod sklepem, tak że ekspedientka musiała wzywać pogotowie. Parę tygodni po tym incydencie Alberta na odwykówce odwiedził lekarz i zastał go zawstydzonego, pełnego skruchy, bo przecież miał zamiar całkowicie uwolnić się z nałogu. Niestety do picia często się powraca .

Pan Wuttke

Od kiedy w 1980 pan Wuttke stracił pracę jako piekarz, był bezdomny. Chodził po całym Berlinie zbierając butelki. Nie był sam. W Niemczech jest około 800 tysięcy bezdomnych i mogą oni codziennie meldować się w urzędzie miasta, w którym się znajdują, aby pobrać 11,50 Euro na  życie. W piątek wypłaca się 34,50 Euro, bo urzędy zamknięte są przez weekend. Niekiedy oznacza to zwiększoną konsumpcję alkoholu.  Pan Wuttke żył w jednej z wielu berlińskich grup bezdomnych, spał pod mostami, w parkach, w walących się halach i budynkach kolejowych. Pieniądze, które dostawał od państwa i te uzbierane za butelki przepijał. Nieraz wracał do picia. Bo zerwać z alkoholem jest bardzo trudno. Po stosowaniu konsekwentnej i monitorowanej terapii, tylko 45% niemieckich alkoholików może po 4 latach od końca terapii poszczycić się abstynencją. W Niemczech terapia trwa średnio kilka lat. Na początku pijący trafia na odwykówkę, gdzie za pomocą indywidualnie rozpracowanej psycho- i fizjoterapii pomału odzwyczaja się od picia. Przeważnie cierpi wtedy na skutki odwyku, niekiedy jest bardziej agresywny niż kiedy pił. Niektórzy płaczą, są bliscy załamania psychicznego. Także Polska odsunęła się od metod leczenia „uczulającego”, bądź „awersyjnego” polegających na wymuszeniu abstynencji przez doustne podawanie uzależnionym Disulfiramu lub Esperalu jako implantatu.

Pani Kraus

Wchodzę do świetlicy, która jest pełna i tonie w papierosowym dymie. Na wózku inwalidzkim podjeżdża pani Kraus i z wyraźnym wysiłkiem unosi prawy kącik ust w próbie uformowania uśmiechu. Na oddziale jest jedną z trzech kobiet. Alkoholizm to zdecydowanie męska domena zarówno tu w Niemczech, jak i w Polsce. Pani Kraus to sierota, od małego wychowywała się w domu dziecka. Była pielęgniarką. Poznała młodego lekarza, zakochała się. Ale z tym wyniosłym uczuciem pojawiła się zazdrość. Zaczęła robić mu wielkie sceny. Odszedł od niej. Nie mogła się z tym pogodzić. Zdesperowana rzuciła się pod pociąg, straciła obie nogi i wtedy zaczęła pić. Wegetowała w domu na rencie inwalidzkiej, upijała się sama. A potem zamilkła i przez cztery lata nie powiedziała ani słowa, do nikogo. Teraz mówi, ale ostrożnie, krótko, słowa jakby z trudem wydobywają się z ust.

„Flatrate-Party”

W Niemczech było ostatnio głośno o przypadkach, w których nastolatki upijały się na umur, aż zapadały w śpiączkę. Niektórzy się z niej nie obudzili. To nowa moda, tak zwane „Flatrate-Party” (impreza szerokopasmowa), gdzie w knajpie, klubie, dyskotece w cenie biletu można pić nieograniczoną ilość alkoholu, w trupa. Młode organizmy szybciej uzależniają się od alkoholu niż dorośli. Leczenie ich jest znacznie cięższe niż osób w starszym wieku. Ilu się w ogóle nie leczy, twierdząc, że nie cierpi na chorobę alkoholową według ironicznego motto: Nie mam problemu z alkoholem, tylko bez…  Osoby, którym nie pomaga się wcale w ich nałogu żyją przeciętnie 12 lat krócej.  Mimo takiej perspektywy, świadomi swego uzależnienia i samobójczego postępowania, sięgają po następną butelkę.

Paul Lindner (Berlin)

Za: Radio WNET |http://www.radiownet.pl/radio/wpis/6901/

Skip to content