Aktualizacja strony została wstrzymana

O kompromisie słów kilka – Patryk Pogoda

Wybitny filozof i teolog, nazwany przez ojca świętego Piusa XII „doktorem Kościoła XX wieku”, Dietrich von Hildebrand, jeden z rozdziałów swej bardzo znanej i bardzo dobrej zarazem książki „Spustoszona winnica”, zatytułował „Kłamstwo złotego środka”. Już to wystarcza by każda osoba obeznana ze zdrową, realistyczną filozofią i kochająca ją przeżyła szok. Wszak jest to atak na wielkiego Arystotelesa bez którego nie mielibyśmy myśli świętego Tomasza.


By osoby nie obeznane z dziełem starożytnego filozofa zrozumiały o czym mowa, napiszę dwa słowa czym ów „złoty środek” jest. Uczeń Platona, uznaje (w „Etyce nikomachejskiej”), że działalność etyczna jest trwałą dyspozycją do postępowania cnotliwie, czyli tak jak wskazuje środek wyznaczony przez rozum. Jaki jest to środek?

Chodzi o odnalezienie idealnego punktu między dwoma skrajnościami np. między zbytnią brawurą a tchórzostwem. Nie jest to oczywiście środek arytmetyczny i czasem wartość jest bliższa jednej ze skrajności. Odnalezienie owego punktu, według którego ma się postępować, będzie równoznaczne z odnalezieniem potrzeby natury.

Hildebrand nie poddaje we wspomnianym rozdziale krytyce etycznych przekonań Arystotelesa, zwraca natomiast uwagę, że popełniono pewien błąd i teorię „złotego środka” wyjęto z etyki i skorzystano z niej dla legitymizacji własnych, błędnych poglądów. Hildebrand wprost pisze „doktrynę złotego środka, która przecież odnosi się do wielu dziedzin, przenosi się lekkomyślnie również na sfery, do których w żadnej mierze nie ma ona zastosowania”. Jakie są to sfery do których nie można odnieść owej teorii? Przede wszystkim jest to sfera prawdy. Otóż prawdy nie ustala się na drodze kompromisu (jaki by on nie był korzystny czy nie, wynikający z obopólnych korzyści czy nie), czyli wyborów czy pertraktacji. Absurdalność takiego pomysłu, dla każdego zdrowo myślącego człowieka, jest jasna. Otóż przyjęcie takiego poglądu oznaczałoby, że jeżeli ktoś wypowie zdanie prawdziwe np. 2+2=4 a jego rozmówca zripostuje to zdaniem fałszywym np. 2+2=5, to prawdy należałoby poszukiwać „gdzieś pośrodku”, czyli najlepszym wyjściem było by uznać iż 2+2=4,5. Każdy kto skończył pierwszy semestr, pierwszej klasy szkoły podstawowej (i nie jest szaleńcem) wie, że i to kompromisowe zdanie jest fałszywe. Przykładem patologicznym byłoby, gdyby na drodze kompromisu starano się z dwóch fałszów (2+2=5 i 2+2=6) uzyskać jakąś prawdę. Oczywiście wynikiem ugody dwóch błędnych poglądów będzie także pogląd błędny (2+2=5,5).

Innym rodzajem kompromisu jest częściowe przyjmowanie jakiegoś poglądu.
W naszych czasach pełnych dialogów i ekumenizmów, jeżeli jedna ze stron sporu przyjmuje jakiś pojedynczy punkt poglądów drugiej lub odnajdują jakiś wspólny istniejący w obu ścierających się zdaniach, uważa się to za sukces. Pierwszy przypadek jest o tyle dziwny, że nie można o człowieku z jednym prawdziwym poglądem powiedzieć, że on zna prawdę. Gdyby było inaczej uczniowie szkół za rozwiązanie tylko części testu poprawnie, powinni otrzymywać najwyższe oceny, a o ile dobrze pamiętam, nauczyciele (nawet usilnie proszeni) nie chcieli się na coś takiego zgodzić i wymagali zawsze pełnej wiedzy. Przypadek drugi bulwersuje wszystkich, którzy choć trochę szanują logikę. Jeżeli dwie osoby mają jakiś pogląd wspólny ale inne sprzeczne, to albo u jednej albo u drugiej (czasem u obu naraz) nie można zbudować logicznego światopoglądu. Jeżeli natomiast operujemy sprzecznym światopoglądem (a jak widomo już od Dunsa Szkota ze sprzeczności wynika wszystko) to tak de facto nie mamy do czynienia z żadnym światopoglądem a tylko ze zbiorem zdań wypowiadanych względem nastroju czy jakichś innych irracjonalnych czynników.

Tak więc droga kompromisu nie umożliwia ustalenia prawdy, chyba, że przez zasadę negacji. Jako, że wszystko do czego doprowadza kompromis jest zawsze fałszem, to jego odwrotność być może jest prawdą. Piszę być może, gdyż, jak wie każdy logik, dwa zdania sprzeczne mogą być równocześnie fałszywe (np. Kot to ptak, który jest drapieżny, oraz Kot to ptak, który nie jest drapieżny. Te dwa zdania są sprzeczne ale i fałszywe zarazem, gdyż kot nie jest ptakiem).
Wartość kompromisu jako metody poznania jest zatem bardzo znikoma. Nie będzie
z mojej strony nadużyciem jeżeli napiszę, że kompromis jest wrogiem prawdy.

Może jednak trochę za ostro jest powiedzieć, że kompromis nie ma w ogóle żadnej wartości. Warto to przemyśleć. Czy zatem kompromis może być dobrą drogą dla ustalenia norm etycznych? Jak okazało się trochę wcześniej, ustalanie czegokolwiek na drodze kompromisu jest już na samym początku skazane na porażkę, o ile chcemy ustalić jakąś prawdę. W przypadku ustalania kompromisowych norm etycznych dochodzi jeszcze jeden wątek. Otóż próba pogodzenia dwóch systemów etycznych, przez akceptowanie ustępstw w każdym z nich, jest łamaniem ich zasad. Jeżeli mamy dowolny system etyczny, który głosi, że jakieś zachowanie A jest niemoralne i inny, który głosi, że owo zachowanie jest moralne, to ten, który pójdzie na ustępstwo, pozwoli osobom wyznającym ten system na łamanie normy moralnej (lub zabroni im postępować moralnie). Należy przypomnieć, o czym często się zapomina, że  nawet jeżeli wszyscy postępują niemoralnie, to nie czyni ich postępowania moralnym (byłaby to aż zbyt bezczelna sprzeczność gdyby było inaczej). Nie ma co się zatem dziwić, że osoby różnych wyznań, nie godzą się by ich przewodnicy duchowi coś zmieniali dla zbliżenia się z innymi wyznaniami. Nie można zapominać, że jeżeli traktujemy serio jakieś nakazy etyczne, to uznajemy je za obowiązujące bezwzględnie, czyli niezależnie od czasu, miejsca czy sytuacji. Każda zaakceptowana zmiana będzie tylko przyzwoleniem na łamanie jakiś zasad.

Skoro zatem kompromis jest zawsze bezwartościowy to dlaczego ludzie korzystają
z niego tak często. Najważniejsze wydaje się to, że jest on po prostu łatwy. Kiedy spiera się dwoje ludzi, którzy chcą ustalić jak jest naprawdę, to im kompromis nie jest potrzebny. Są im natomiast potrzebne odpowiednie metody dojścia do prawdy. Nie ma dla żadnego z członków dyskusji nic upokarzającego w zgodzie na propozycję drugiego, gdyż obu zależy tylko na prawdzie a nie na osobistym zwycięstwie. Rezygnacja z własnych wcześniejszych poglądów jest wyrazem pokory wobec prawdy, a nie słabości. Sprawa ma się dużo gorzej w sytuacji gdy jedna lub wszystkie ze stron są zdeterminowane tylko i wyłącznie do propagowania swoich zapatrywań. Czasem (znamy takie przypadki z historii) posuwają się wtedy do kłamstwa, tak w przesłankach jak i w sposobie prowadzenia badań. Jednym ze sposobów, już dawno temu, stało się żądanie wyjścia kompromisowego. Zasada jest prosta, człowiek nie liczący się  z prawdą a jedynie z tym co sądzi, na początku wmawia drugiej stronie, że  wygłaszają tylko poglądy (nawet jeżeli ta druga strona w najlepszej wierze robi wszystko by ustalić prawdę) i za jedyne rozsądne rozwiązanie uznaje kompromis. Ten z kolej doprowadza do fałszu, który najczęściej jest wewnętrznie sprzeczny, a jak już napisałem ze sprzeczności wynika wszystko. Gdy dochodzimy do tego punktu wystarczy już „zakrzyczeć” drugą stronę i osiągnąć sukces w propagowaniu własnych poglądów.

Tak jak kompromis jest wrogiem prawdy, tak śmiertelnym wrogiem kompromisu jest logika. Wymaganie elementarnej kultury logicznej od rozmówcy, prawie zawsze wystarcza do normalnej rozmowy, która prowadzi we właściwym kierunku (to znaczy ku prawdzie). Nie wystarcza to gdy mamy do czynienia z fanatykami ogarniętymi tylko i wyłącznie pragnieniem propagowania swoich (chorych zazwyczaj) poglądów. Z takim rozmówcą zazwyczaj nie ma sensu rozmawiać.

Patryk Pogoda

Skip to content