Aktualizacja strony została wstrzymana

Bronisław Geremek, przegrany guru – Jerzy Robert Nowak

Bronisław Geremek (ur. 1932 – zm. 13 lipca 2008) poseł PE, były minister spraw zagranicznych Polski – kim był i jest faktycznie?, właśnie tutaj wyjaśnimy to co sam stara się ukryć. 
Z oficjalnej strony możemy wyczytać: Absolwent historii na Uniwersytecie Warszawskim. Ukończył też studia podyplomowe w Ecole Pratique des Hautes Etudes na Sorbonie. W 1955 roku rozpoczął pracę naukową w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk, gdzie pracowal do roku 1985. W 1989 roku mianowany profesorem nadzwyczajnym, a w trzy lata później – profesorem wizytującym w College de France. Napisał kilkanaście książek, poświęconych historii średniowiecza i przetłumaczonych łącznie na 10 języków. Posiada doktoraty honoris causa 17 uczelni na świecie. W latach osiemdziesiątych jeden z czołowych doradców i ekspertów „Solidarności”. Od 1989 roku poseł na Sejm. W latach 1989-97 – przewodniczący sejmowej komisji Spraw Zagranicznych. Był jednym z założycieli Unii Demokratycznej, a następnie Unii Wolności. W latach 1997-2000 pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych. – haa, tyle tylko? , my jako społeczeństwo wiemy o nim dużo więcej. Przypomnimy to, co profesor Geremek stara się nie pamiętać, to z czego nie zdaje sobie sprawy, o czym nie chce dyskutować. 

 

Bronisław Geremek, przegrany guru

Szara eminencja UD, a później UW, Bronisław Geremek, od dawna jest popierany przez bardzo wpływowe lobby krajowe i zagraniczne. Pomimo tego kilkakrotnie poniósł fatalne fiasko w wysiłkach o zdobycie upragnionych czołowych stanowisk w państwie, zwłaszcza tak wymarzonej pozycji premiera RP. Zadecydowała o tym jego ogromna arogancja i swoisty dar zrażania innych polityków.

Urodził się 6 marca 1932 r. w rodzinie żydowskiej, tragicznie zdziesiątkowanej przez zbrodnie hitlerowskie. Piotr Bączek, powołując się na tekst Dawida Warszawskiego w „Jewish Chronicle” podał, że Geremek pochodził z rodziny łódzkich chasydów-Lewartowskich, a jego ojciec był rabinem (P. Bączek: Profesor Geremek – stary gracz, „Gazeta Polska”, 20 kwietnia 1995 r.).



Komunistyczny iluzjonista

Do PZPR Geremek wstąpił w 1950 roku, a wiec w okresie najskrajniejszego stalinizmu. Po latach tłumaczył to w telewizyjnej audycji 100 pytań (15 grudnia 1991 r.): (…) Wstąpiłem do PZPR z iluzji i wystąpiłem w 1968 r., gdy te iluzje straciłem (…). Ciekawe, jakimi iluzjami powodował się Geremek, wstępując do PZPR w 1950 roku, okresie, gdy katowano tysiace Polaków i całkowicie zdeptano suwerenność Polski, poddanej rządom namiestników kremlowskiego Wielkiego Brata?! Równie ciekawe jest to, że Geremek musiał czekać, aż do 1968 roku na utracenie swych komunistycznych „iluzji”. Skrajnie groteskowo i wręcz kompromitujaco dla jednego z najbardziej wpływowych polityków demokratycznej III RP brzmi wyjaśnienie na temat przyczyn wstąpienia do PZPR: (…) Wstąpiłem, bo uważałem, że istnieje zespół fundamentalnych wartości, które mnie z tą partią wiążą (…). Sądziłem wtedy, że komunizm jest młodością świata (…). (Cyt. za: Rok 1989. Bronisław Geremek opowiada. Jacek Źakowski pyta, Warszawa 1990 r., s. 101-102). Komunizm – młodością świata – cóż za wspaniałe wyobrażenia o najbardziej zbrodniczej ideologii totalitarnej!

Rozwija ożywioną działalność w PZPR. Zostaje sekretarzem organizacji partyjnej w Instytucie Historii PAN i członkiem Komisji Rewizyjnej Komitetu Uczelnianego. Jak przypomniał profesor Ryszard Bender w liście do red. Józefy Hennelowej z „Tygodnika Powszechnego”, wystosowanym 20 lutego 1991 r.: Bronisław Geremek, bedac w partii, zanim „przejrzał”, w Uniwersytecie Warszawskim i poza nim, pisał panegiryki o PRL i komunistycznym raju, wychwalał „chorążego pokoju” Józefa Wisarionowicza (…) (Cyt. za: „Gazeta Wyborcza”, 7 marca 1991 r.).

Wiary w komunizm jako „młodość świata” nie obaliły w Geremku nawet takie fakty, jak krwawe zduszenie powstania robotników poznańskich, a potem powstania narodowego na Węgrzech. Gdy Źakowski zapytał Geremka czy Budapeszt 1956 r. nie obudził w nim żadnych wątpliwości, Geremek odpowiedział: (…) To nie był dla mnie aż taki wstrząs (…). I poznański Czerwiec, i Budapeszt oglądałem w Paryżu, a tam wydawało się to bardzo odległe (…). (Rok 1989, op.cit. s. 105). Przypomnijmy tu, że w Europie Zachodniej na znak protestu przeciw brutalnemu zdlawieniu powstania węgierskiego wystąpiło aż 250 tysiecy osób z tamtejszych partii komunistycznych. Partia komunistyczna Francji stracila wówczas do 20 proc. członków masy członkówskiej, ale dla Geremka wszystko to było „bardzo odległe”! A może po prostu dobrze czuł się w warunkach stworzonych przez reżim, szybko zyskując wielkie możliwości kariery. Jako młody, świeżo upieczony doktor nauk historycznych został w 1962 roku dyrektorem Ośrodka Kultury Polskiej przy Uniwersytecie Paryskim, kierowanie którym wymagało bardzo wysokiego stopnia zaufania partyjnego, wiązało się z ocenianiem „przydatności lub nieprzydatności” politycznej podwładnych. 

Pomimo faktu, że był dyrektorem tego ośrodka przez cztery lata: 1962-1965 (por. „Rzeczpospolita”, 9 listopada 1991 r.) próżno szukać informacji na ten temat w starannie zafałszowanym przez Geremka jego biogramie w Kto jest kim w Polsce (Warszawa 1993, s. 178). W biogramie starannie wyeksponowane zostały za to informacje o różnego typu prześladowaniach Geremka w dobie PRL, m.in. utrudnieniach w wyjazdach za granicę, zatrzymaniach na 48 godzin.





Noszę świadomość żydowską

Aż do lat 70., a ścisle do grudnia 1975 r., kiedy to Geremek podpisał bardzo umiarkowany skądinad tzw. list siedmiu do Gierka, nie ma śladow jakichkolwiek publicznych przejawów opozycyjności Geremka. Pozostaje w PZPR – nawet w pierwszych miesiącach moczarowskiej kampanii pomarcowej 1968 roku i próżno szukać nazwiska Geremka na kartach 477-stronicowej książki Jerzego Eislera o wydarzeniach marcowych 1968. Nie zdobywa się wówczas nawet na cień protestu, pomimo deklarowania wobec Źakowskiego po zapytaniu o swoje żydowskie korzenie: (…) Dla mnie, w mojej dorosłej biografii, nigdy nie był to problem, w tym sensie, że tą sprawa wiąże się z dzieciństwem, które zamknąłem w sobie. Nie znaczy jednak, że tej świadomości żydowskiej w sobie nie noszę. Noszę ją, ona pojawia się wtedy, gdy wyłania się kwestia antysemityzmu, gdy staje wobec szowinizmu czy wręcz rasizmu (…). Geremek wystąpił z PZPR dopiero w sierpniu 1968 r., po napaści na Czechosłowację.





Przybywa do stoczni

24 sierpnia 1980 r., w dziesiątym dniu strajku stoczniowców Gdańska, przybył do nich do stoczni wraz z Tadeuszem Mazowieckim i innymi „ekspertami”. Gdy odlatywali z Warszawy do Gdańska, odprowadził ich do samolotu pułkownik MSW i powiedział na pożegnanie: by lot państwa był w interesie tego kraju. Ten konflikt trzeba rozładować, koniecznie rozładować (cyt. za tekstem Wiesławy Kwiatkowskiej w książce „Solidarność” i opozycja antykomunistyczna w Gdańsku (1980-1989), Gdańsk 1995, s. 54). Wraz z Mazowieckim próbował nakłonić stoczniowców do rezygnacji z postulatu niezależnych związków zawodowych i poprzestania na demokratyzacji CRZZ. Na szczęście stoczniowcy nie posłuchali tych rad „eksperckich”.

Od stycznia 1981 r. był przewodniczącym Rady Programowej Ośrodka Społeczno-Zawodowego „Solidarności”. Odegrał fatalną rolę przy opracowaniu tzw. porozumienia warszawskiego, kończącego strajk warszawski, doprowadzając do pójscia na zbyt wielkie ustępstwa wobec rządu. Według Wiesławy Kwiatkowskiej (op. cit., s. 56): (…) Historycy są zgodni, że dokonano wtedy sprytnej manipulacji, która zdezorientowała związkowców. (…) Karol Modzelewski złożył dymisję z funkcji rzecznika prasowego związku, gdyż nie może być rzecznikiem niedemokratycznie podejmowanych decyzji. Andrzej Gwiazda złożył rezygnację z funkcji wiceprzewodniczacego „Solidarności” (…). W październiku 1981 r. Geremek, pomimo bardzo wielkich zabiegów, fatalnie przegrał wybory na I Zjezdzie „Solidarności”, nie wchodząc do 100-osobowej Komisji Krajowej tego związku.




Oświecony dworzanin Wałęsy

Po 13 grudnia 1981 r. był internowany do 31 grudnia 1982 r. Ponownie aresztowano go w maju 1983 r., już w lipcu został jednak zwolniony na mocy amnestii. W 1985 r. został zwolniony z pracy w Instytucie Historii PAN. Właśnie wtedy jednak zaczyna się bardzo wyraźny wzrost jego pozycji w „Solidarności”, w sytuacji, gdy o awansie w niej nie decydowały demokratyczne wybory, lecz względy Wałęsy. Umiał o nie zabiegać. Pomimo ogromnej próżności i przekonaniu o swej wyjątkowości, przez całe lata starał się maksymalnie pochlebiać Wałęsie, bez żenady pełnić rolę entuzjastycznego dworaka. Przyznawał to nawet jeden z bardziej znanych działaczy Unii Wolności, Jan Rulewski, mówiąc: (…) Oświeconym dworzaninem przez lata był Geremek, który robił wszystko, by mit Wałęsy obrastał legendą (…) (por. rozmówa z J. Rulewskim w „My” T. Toranskiej, Warszawa 1994 r., s. 254).




Dogodny dla komuny

Szczególnemu wzmocnieniu uległa pozycja Geremka w drugiej połowie lat 80., gdy zarysowały się pierwsze możliwości dogadywań między władzami a lewicową częścią opozycji. Geremek stawał się dla kierownictwa PZPR tym dogodniejszym partnerem ewentualnych rozmów, że przy różnych okazjach akcentował gotowość maksymalnego wyjścia naprzód w kierunku warunków rozmów, stawianych przez partię. Szczególnie daleko idącą ofertą pod tym względem był wywiad Geremka w „Tygodniku Mazowsze” z 8 października 1986 r., który Jan Skórzynski ocenia jako zasygnalizowanie gotowości poważnych ustępstw że strony związku, nie wykluczając odstępstw od literalnego kształtu ugody z 1980 r. (J. Skórzynski: Ugoda i rewolucja, wyd. „Rzeczpospolitej”, Warszawa 1995, s. 24).

Szczególnie głośny stał się opublikowany w lutym 1988 r. przez Geremka wywiad w „Konfrontacjach”, w którym wystąpiło z ideą paktu antykryzysowego. Miałby on ustanowić nowe stosunki między władzą a społeczeństwem, doprowadzić do pluralizmu związkowego i odstąpienia od tego, co stanowiło wyjatkowość wprowadzona 13 grudnia. W zamian za to, jednoznacznie zaproponował przyjęcie za punkt wyjścia istniejącego porządku prawnego i uznanie kierowniczej roli partii komunistycznej oraz zaakceptowanie pewnego zakresu monopolu władzy PZPR. Wyjaśniając – w odpowiedzi na pytanie publicysty „Konfrontacji”, co przyznaje jako „niezbędny monopol władzy” – prof. B. Geremek odpowiedział: …Polityka zagraniczna i obronna, sprawy bezpieczeństwa kraju oraz w pewnym zakresie system przedstawicielski. 

Zdaniem Jana Skórzynskiego (op.cit., s. 59-60) oferta Geremka szła najdalej ze wszystkich dotychczasowych w gotowości do ustępstw. Przy tak ustępliwym podejściu Geremka, trudno się dziwić zadowoleniu władz z faktu, że to właśnie on stał się glownym „rozgrywającym” przy „okragłym stole” że strony „Solidarności”. Jak wspominał Krzysztof Wyszkowski w wywiadzie dla paryskiej „Kultury” z lipca-sierpnia 1989 r.: (…) Najważniejszy był Geremek (…). Ci ludzie zmienili poglądy, ale nie zmienili metod uprawiania polityki. Te, które stosują, są bolszewickie. Ten nastroj koalicji lewicy, kiedy Geremek oświadcza, iż słowo „socjalizm” odzyska swój blask. Wspólna władzy i „opozycji stolowej” obawa przed zagrożeniem populistyczno-nacjonalistycznym, przed zdziczałym społeczenstwem, które czyha tylko, by ten kraj rozwalić, były oburząjace (…). 

Dość przejrzeć zdjęcia zamieszczone w wywiadzie-rzece z gen. Czesławem Kiszczakiem, aby zobaczyć do jakiego stopnia w Magdalence dochodziło do fraternizacji biesiadników z obu stron „okrągłego stołu”. Wtedy jednak robiono wszystko, aby te fraternizacje starannie ukryć przed szerszym społeczenstwem. Ujawnił to po latach kompan Geremka – Michnik, stwierdzając, iż Geremek wydał wówczas instrukcje, żebyśmy dramatyzowali przekaz (z obrad magdalenkowych – J.R.N.), żeby to wszystko nie wyglądało na przesadną zgodę (Według A. Michnik, J. Tischner, J. Źakowski: Między Panem i Plebanem, Krakow 1995 r., s. 536). Tak kamuflowano prawdę!





Wywalić prawicę!

Po „okrągłym stole” następowało w przyspieszonym tempie dalsze błyskawiczne umacnianie pozycji Geremka w „Solidarności”. Korzystając z poparcia Wałęsy, wiosną 1989 roku Geremek przeforsował koncepcję, aby platformę wyborczą „Solidarności” zawęzić do środowisk lewicy laickiej i środowisk KIK-u, zdominowanych przez katolewicę, zostawiając na uboczu różne prawicowe ugrupowania polityczne.

Geremek stał się osobą decydujacą przy ustalaniu składu wyborczej „drużyny Wałęsy”. Starannie zadbał przy tym, aby poza osobami ze środowisk KOR-owskich i innych kręgów lewicy laickiej oraz katolewicy było jak najmniej osób doświadczonych politycznie, a więc niezbyt podatnych na odgórne ręczne sterowanie. Za to tym chętniej dobierano różnych politycznych dyletantow, aktórow w stylu Andrzeja Szczepkowskiego etc.




Wystrychnięty na dudka

Po zwycięstwie wyborczym „S” w czerwcu 1989 r. Geremek został wybrany jako przewodniczacy Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. Czuł się u szczytu powodzenia i w tej euforii wyraźnie przecenił swe możliwości manipulowania Wałęsą. Okazało się to jego najpoważniejszym błędem. Słynny emigracyjny publicysta Gustaw Herling-Grudziński mówił, wspominając swe spotkanie z Geremkiem w Rzymie w 1989 r., iż liczył on (podobnie jak Michnik), że będzie robociarza Wałęsę ciągnął za sznurki, jak marionetkę (Por. rozmówe J. Palasińskiego z G. Herlingiem-Grudzińskim, „Wprost”, 18 maja 1997 r.). 

W lipcu 1989 r. okazało się jednak, że to Wałęsa wystrychnął Geremka na dudka. Cały czas sprawiał wrażenie, głównie w rozmowach z Michnikiem, że chce kreować właśnie Geremka na premiera „naszego rządu” solidarnościowego. Zupełnie uśpił tym jego czujność i wprowadził w stan euforycznego nadęcia. Geremek był już bezapelacyjnie pewny, że wkrótce stanie na czele rządu opartego na koalicji „Solidarności” z tzw. reformatorami z PZPR. Co więcej – jak to ujawnił w 1990 r. Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla londynskiego „Tygodnika Polskiego” – w lipcu 1989 r. Geremek pojechał nawet wraz z Michnikiem specjalnie do Rzymu po to, aby uzyskać od Jana Pawła II papieskie błogoslawieństwo dla sojuszu z PZPR. Jak stwierdził Kaczyński: (…) Papież przyjął ich bardzo chłodno, na krótko, w czasie jakiejś przerwy w trakcie swoich zajęć, było więc wiadomo, że ich misja nie powiodła się (…). Sprawę ostatecznie pogrzebało wystąpienie Wałęsy na rzecz koalicji „Solidarności” z ZLS i SD, i zręczne przeforsowanie Tadeusza Mazowieckiego, a nie Geremka, na szefa tzw. naszego rzędu.

Czując się oszukany przez Wałęsę, nie mając wyboru, tym bardziej popierał w ówczesnej sytuacji rząd Mazowieckiego, gwałtownie występując przeciw wysuwanym przez skupioną wokół Kaczyńskiego część „Solidarności” ideę „przyspieszenia”. Bez żenady głosił nową swoistą odmianę „propagandy sukcesu”, zapewniając np. w wywiadzie dla szczecińskiej „Jedności” z 30 sierpnia 1990 r.: (…) Sądzę, iż Polska nadal przoduje w zmianach we wszystkich dziedzinach zycia. Przede wszystkim w sposób najgłębszy i najbardziej jednoznaczny odeszła raz na zawsze od systemu komunistycznego i od starego systemu rządzenia (…) (!!!). 

Jakże groteskowo brzmią te zapewnienia Geremka, gdy czytamy je z dzisiejszej perspektywy i gdy pamiętamy, że rzekomo przodująca we wszystkich dziedzinach życia Polska, jako ostatnia zdobyła się na wolne wybory, nigdy nie przeprowadziła reprywatyzacji, lustracji i dekomunizacji, skrajnie opóźniła się z prywatyzacją, reformami samorządowymi, reorganizacją ubezpieczeń, restrukturyzacją przemysłu, a zwłaszcza górnictwa, zreformowaniem bankowości. Nie mówiąc o skrajnym opóźnieniu zmian dla odsunięcia starej nomenklatury, począwszy od telewizji, po wojsko i MSW (gen. Kiszczak odszedł wszak z szefostwa MSW dopiero w lipcu 1990 r., na miesiąc przed cytowanym panegirycznym wywiadem Geremka).

Po klęsce wyborczej Mazowieckiego, Geremek umocnił się w pozycji szarej eminencji Unii Demokratycznej. Ciągle nie był jednak usatysfakcjonowany pełnionymi funkcjami – przewodnictwem klubu Unii Demokratycznej i sejmowej komisji spraw zagranicznych. Wprost zżerała go od wewnątrz niezaspokojona ambicja zostania premierem. Na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi w październiku 1991 r. zapytany na spotkaniu w Kielcach, czy byłby gotów objąć ważne stanowisko państwowe, np. zostać premierem lub wejść do rządu, odpowiedział: (…) Tak, jestem gotów, natomiast chciałbym, aby było jasne, że nie jest to problem decyzji indywidualnej, tylko problem ugrupowania politycznego, z którym jestem związany (…) (cyt. za tekstem T. Roguskiego w „Rzeczpospolitej” z 9 listopada 1991 r.). Wałęsa postanowił wykorzystać ten geremkowski nienasycony głód premierostwa i odpowiednio podpuścił go w swoim celu. 8 listopada 1991 r. powierzył Geremkowi misję tworzenia rządu, faktycznie pragnąc poprzez straszenie Geremkiem oczyścić przedpole dla swego ulubionego, bo wielce służalczego kandydata – dotychczasowego premiera J.K. Bieleckiego.

Jarosław Kaczyński wspominał w rozmowie z Teresą Torańską: (…) Geremek straszliwie chciał być premierem (…) mnie go było żal. Źal, że tak bardzo chce być premierem i żal, iż wierzy, absolutnie irracjonalnie wierzy, że nim zostanie. On, według mnie, wcale nie jest dobrym politykiem, bo gdyby był – nie mówię wielkim, ale tylko niezłym – to nie miał prawa tak przegrać. Przecież on mial piekielne karty w rękach w 1989 r., w 1990 r. (…) (cyt. za: T. Toranska, „My”, Warszawa 1994, s. 143). Geremek przeżył niebywale upokorzenie kilkudniowych bezowocnych rozmów z przedstawicielami różnych sił politycznych, by przekonać się, jak bardzo jest nielubiany i niechciany jako potencjalny premier. Jeszcze w ponad pół roku po fiasku swej misji po faryzejsku próbował ukryć swe niezaspokojone ambicje, nagle twierdząc: (…) Nie chciałbym wejść do rządu i zapewniając, że odpowiada mu sytuacja, że nawet nie był ministrem (por. wywiad z Geremkiem w „Nowej Europie” z 19-20 czerwca 1992 r.). Mówił to czlowiek, który jeszcze w październiku 1991 r. tak ochoczo akcentował chęć wejścia do rządu, a później bardzo ciężko przeżył krach swej misji premierowskiej. Winą za fiasko publicznie obciażył innych polityków, oskarżając ich o wynoszenie interesu partyjnego ponad wspólny interes państwa. Bo nie dali mu być premierem! (por. uwagi L. Dymarskiego: Misja, „Tygodnik Solidarność”, 22 listopada 1991 r.).




Dlaczego przegrywał?

Dla kosmopolitycznej „elitki” z „warszawki” i „krakowka” nie ma w Polsce większego polityka nad Geremka. Już w 1990 roku w skrajnie lewicowym „Po prostu” Andrzej Rosner, „raczkujący europejczyk” (tak sam się przedstawiał), napisał prawdziwy pean na cześć Geremka, jako najlepszego kandydata do prezydentury. Dochodzą do tego niebywale rozwinięte powiązania z różnymi kręgami na Zachodzie. Geremek uważany jest dziś za kluczową w Polsce postać w kontaktach z czołowymi zagranicznymi lobby kosmopolitycznymi i globalistycznymi, począwszy od osławionego George’a Sorosa. Pełnił funkcję prezesa klubu Europa, stanowiącego integralną część sponsorowanej przez Sorosa Fundacji im. Stefana Batorego, jest też szczególnie wpływowym członkiem Rady tej Fundacji. Częstokroć nagłaśniał różne inicjatywy Sorosa. Niejednokrotnie występowal też na forum różnych międzynarodowych instytucji globalistycznych typu założonej w 1973 roku przez Dawida Rockefellera amerykańskiej Konferencji Trójstronnej (The Trilateral Commission).

Fetujący Geremka „europejczycy” z kraju i z zagranicy nie mogą nijak zrozumieć, jak taki „umysł” mógł przegarać w staraniach o premierostwo, które ich zdaniem, mu się po prostu należy i już. I szukają od razu „najprostszych” tłumaczeń, winę za pomijanie „wielkiego” Geremka zrzucając na polską ksenofobię i „antysemityzm”. Otwarcie popisał się taką tezą Jerzy Turowicz, głosząc na łamach „Gazety Wyborczej” z 1- 2 lipca 1995 r., iż Geremek nie ma szans na zostanie premierem lub prezydentem z powodu jego żydowskiego pochodzenia. Amatorzy tego typu „prostych” wyjaśnień dziwnie nie zwracają uwagi na pewne osobowościowe cechy Geremka, które sprawiają, że ten lewicowy guru jest sam największym wrogiem swej kariery politycznej.

Wiele osób nie chciało się pogodzić że skrajnie subiektywnym sposobem traktowania ludzi przez Geremka. Z tym, co kiedyś tak szczerze przyznał Kuron w rozmówie z Kaczyńskim: (…) Ty się nie dziw, że Geremek jest często przeciwko różnym przedsięwzięciom. On je ocenia w zależnosci od tego, czy sam w tym uczestniczy i odgrywa czołową rolę, czy nie. Jeśli nie odgrywa, to jest złe, jeśli odgrywa, dobre. No, każdy ma w sobie trochę tego rodzaju tendencji, ja oczywiście też, ale jednak jestem w stanie powiedzieć o czymś coś dobrego, mimo że w tym nie uczestniczę, a Geremek nie (cyt. za: J. Kaczyński: Czas na zmiany, Warszawa 1993, s. 35). Jarosław Kaczyński mówił o Geremku, że potrafił niejednokrotnie zrażać ludzi bez powodu, przy potwornej ambicji i niesamowitym poczuciu wyższości ma przekonanie, że inni ludzie powinni dla niego pracować, że ta ich praca mu się należy. Zupełnie nie rozumiał, że ludzie mają własne ambicje i własne cele.

Interesujące opinie o Geremku zebrała dziennikarka postkomunistycznej „Polityki” Janina Paradowska. Jeden z jej rozmówcow mówił na przykład, że Geremek: (…) ma dar stwarzania konfliktów. Typ arystokraty. Nie słucha ludzi, jeżeli z góry założył, że nie mają mu nic do powiedzenia. Moim zdaniem, jest to jego dramat i dramat wielu polityków z jego obozu (…). Inny rozmówca Paradowskiej, skądinad admirator Geremka i jeden z jego bliskich współpracowników przyznawał: (…) Ma jednak wady, które współpracę z nim czynią trudną. Niesłusznie sprawia wrażenie, że manipuluje. Bierze się to stąd, że w swych poczynaniach za mało uwzględnia tzw. czynnik ludzki. Uważa np., że jezeli jakaś sprawa nie stanowi przesłanki do podjęcia konkretnej decyzji, nie warto o niej informować innych. Przekazuje tylko to, co niezbędne. Tym samym buduje własną pozycję, ograniczając innym dostęp do informacji (…).

Sam Geremek przyznawał (Rok 1989, op.cit., s. 323), że w czasie, gdy kierował Obywatelskim Klubem Parlamentarnym: mieliśmy ustawiczny bunt sali przeciw kierownictwu Klubu, które podejrzewano o stronniczość. Nie widzi w tym jednak żadnej swojej winy, a tylko to, że w Klubie była znaczna grupa powodowana ambicjami i na każda sytuację – nie realizującą tych ambicji – reagująca frustracją (tamże, s. 319). A więc zawsze winnymi byli inni!



Geremek kłamliwy

Jest prawdziwym mistrzem kłamstwa i dezinformacji. Gdyby był średniowiecznym władcą na pewno przeszedłby do historii z przydomkiem „Kłamliwy”. Warto przypomnieć kilka bardzo charakterystycznych przykładów zafałszowywania własnej roli przez Geremka w przeprowadzonym z nim wywiadzie-rzece Geremek opowiada. Źakowski pyta. Rok 1989 (Warszawa 1990 r.). Publikacja ta mogłaby mieć z powodzeniem podtytuł: „Książka zafałszowań i przemilczeń”. Porównajmy, jak Geremek przedstawia w tym wywiadzie-rzece swoje rzekome poglądy z przeszłości (nazwijmy je Geremkowska Fikcja) i tak, jak one wygladały w rzeczywistości.



(Prawda o Geremku)

– Geremkowska Fikcja – s. 302 wywiadu-rzeki (z okresu drugiej połowy 1989 r.): (…) Z mojego punktu widzenia obumieranie Partii było scenariuszem najlepszym (…).

– Prawda o Geremku – W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z 28-29 października 1989 r. Geremek powiedział: (…) Bez względu na to w jakiej sytuacji znajdzie się Partia, „Solidarność” jest zainteresowana tym, by PZPR nie zniknęła z areny politycznej (…).

– Geremkowska Fikcja. Na s. 236 wywiadu Geremek zaprzecza twierdzeniom o planach koalicyjnych rozmów z PZPR: nie słyszałem, żeby ktokolwiek z moich przyjaciół rozważał taką możliwość (…).

– Prawda o Geremku – W cytowanym już wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z 28-29 października 1989 r. Geremek powiedział, że nie wyklucza w przyszłości sojuszu z reformatorskim skrzydłem PZPR. Co się zaś tyczy przyjaciół politycznych B. Geremka, to przytoczę choćby opinię Jacka Kuronia z „Polityki” (nr z 39 lipca 1989 r.): (…) Nastawiając się na radykalne przemiany, stawiamy na współpracę z proreformatorskim skrzydłem PZPR, bez tej partii inni uczestnicy koalicji nie mają praktycznego znaczenia (…). Dodajmy, że „Tygodnik Solidarność Rolników” z 17 września 1989 roku przytoczył znamienna wypowiedź Z. Bujaka, pupila Geremka i Michnika, na posiedzeniu KW NSZZ „Solidarność”. Bujak, wówczas szef RKW Mazowsze, wystąpiło z bardzo ostrą krytyką decyzji Wałęsy o stworzeniu koalicji z ZSL i SD. I ujawnił, że opozycyjna lewica była bliska zrealizowania konkurencyjnego projektu rządowej koalicji z obozem „reformatorskim” w PZPR.

Warto przypomnieć również sposób, w jaki Geremek, broniąc pozycji starej PZPR-owskiej nomenklatury skomentował w wywiadzie dla „Tygodnika Kulturalnego” z 28 października 1989 r. fakt piastowania ogromnej części, bo prawie miliona stanowisk kierowniczych przez ludzi z PZPR. Odpowiadając na pytanie redaktorki z „Tygodnika Kulturalnego”, czy te stanowiska mają nadal pozostać w rękach PZPR? – Geremek stwierdził: (…) Czystek nie powinno być, bo jest to praktyka starego systemu, natomiast musi być stosowane kryterium kompetencji. Sądzę, że w ramach tego miliona stanowisk ogromna część (podkreślenie – J.R.N.) stanowią ludzie kompetentni, którzy potrafią działać skutecznie, a reszta – musi przestać sprawować swoje funkcje… Rzeczywiście, ogromna część tych ludzi działała nader skutecznie (vide katastrofa gospodarcza, w jakiej znajdowała się wówczas Polska).



Mistrz mimikry

Geremek należy niewątpliwie do godnych następcow wielkich faryzeuszy w historii. Wprost znakomicie wyspecjalizował się w maskowaniu poglądow i mimikrze. Dobrotliwe miny, pełne kaznodziejskiego namaszczenia i „zatroskania” o rodaków, głos ukrywa niemałe stężenie jadu, z jakim czai się na swych oponentów. Na ogół umie bardzo dobrze ukrywać te swoje mniej nobliwe uczucia. Z rzadka tylko zawodziły go nerwy, tak jak w telewizyjnych „Interpelacjach” czy na konferencji komitetów obywatelskich w styczniu 1990 r. 

Warto tu przypomnieć ówczesny, dość niefortunny dla Geremka epizod, notabene opisany przez jego wielbiciela – Jarosława Kurskiego z „Gazety Wyborczej”: (…) W bezpośrednim starciu z Kaczyńskim profesora troch€ zawiodły nerwy. Przewodniczył spotkaniu, pełnił więc funkcje porządkowe. Mówcom nie limitowano czasu, ale obowiązkiem profesora było kończyć przewlekające się wypowiedzi uderzeniem łyżeczki w szklankę. Kaczyński nie zdażył jeszcze dobrze zacząć, gdy już rozległ się brzęk. Część sali zareagowała śmiechem (…) (J. Kurski: Wódz, Warszawa 1991, s. 50).

Działał zawsze skrajnie instrumentalnie. Najchętniej wykorzystywał jako narzędzie trzeciorzędnych polityków, pozbawionych jakichkolwiek szerszych własnych koncepcji. Stawałi się oni tym dogodniejszymi instrumentami w grze Geremka, pomimo że zdawał sobie dobrze sprawę z ich małej wartości czy właśnie dlatego. Przykładowo, bardzo skutecznie wykorzystywał dla swych celów w parlamencie, a później w Unii Wolności, grupę gdańskich liberałów na czele z Bieleckim, Tuskiem i Lewandowskim, mimo że w swoim czasie był autorem jednej z najzłosliwszych opinii na ich temat: (…) Zwolennicy przyspieszenia zapowiedzieli radykalne przewietrzenie Warszawy, tymczasem przewietrzył się raczej Gdańsk (…) (cyt. za: T. Torańska w rozmówie z J.K. Bieleckim, „My”, Warszawa 1994, s. 37).

 



Ukryty marksista

Występując przed szerszą opinią w Polsce, Geremek po 1989 roku zawsze starannie starał się ukrywać swe przywiązanie do idei socjalistycznych i marksistowskich. Raz doszło do wręcz groteskowej sytuacji w telewizyjnych „Interpelacjach”, gdy Czeslłw Bielecki długi czas na próżno próbował zmusić Geremka do puszczenia pary, czy jest za ustrojem socjalistycznym, czy kapitalistycznym. Profesor jak mógł wymigiwał się od jasnej odpowiedzi, kluczył, kluczył, mówił o stosunku do demokracji parlamentarnej, władzy wykonawczej, na jakikolwiek temat, byle tylko nie trzeba było się opowiedzieć. A Bielecki dalej z uporem powtarzał to samo pytanie za każdym razem, gdy Geremek uchylał się od odpowiedzi. Aż prowadzący audycje zmienił temat.

Dużo bardziej wylewny jest za to Geremek na Zachodzie, gdy może przedstawiać swoje prawdziwe „ja” bez obawy zdekonspirowania się przed polską opinią publiczną. Oto np. w tekscie cytowanym przez „World Press Review” w kwietniu 1994 r. (s. 51-52), Geremek zapewniał, że upadek marksizmu, jako doktryny politycznej nie oznacza porażki marksistowskiej inspiracji i twierdził: Jest paradoksem, że analiza marksistowska zniszczyła komunizm (por. szerzej M.J. Chodakiewicz: Ciemnogród? O prawicy i lewicy, Warszawa 1996 r., s. 260-261).



Dwulicowość wobec Kościoła

Geremkowska obłuda i dwulicowość szczególnie wyraźnie odzwierciedlaja się w jego stosunku do Kościoła katolickiego. W swoim czasie jako zaangażowany marksista-leninista Geremek wchodził w skład redakcji pisma ateistów i wolnomyślicieli „Argumenty”. Fakt ten, „dziwnie” przemilczany w swym biogramie dla Kto jest kim w Polsce przez Geremka, przypomniał Michnik w Między Panem i Plebanem (op.cit., s. 34). Później ten sam Geremek, kiedy zależało mu na obronie i pomocy ze strony Kościoła, okazywał wobec niego bezgraniczną atencję. Jak to przyznawał największy admirator Geremka Michnik: (…) Nawet mój przyjaciel Bronek Geremek spędził parę lat jakby na kolanach. Nie można było wyciągnać z niego jednego krytycznego słowa na temat czegokolwiek w polskim Kościele (…) (Między Panem…, op.cit., s. 492).

16 listopada 1983 r. Geremek akcentował w wywiadzie dla dziennika „La Croix”: (…) Mówię jako historyk: jest to największa epoka Kościoła katolickiego. Jest ona mocna w pełnym tego słowa znaczeniu. Kościół utożsamia się i jest utożsamiany z całym Narodem. Te ostatnie trzy lata wykazały niesłychane możliwości Kościoła (…). 10 lat później ten sam Geremek, gdy już nie potrzebował osłony Kościoła katolickiego, wystąpiło z jego ostrą krytyką w programie Arte w telewizji francuskiej (9 kwietnia 1993). 

Teraz nagle oskarżał Kościół o to, że miesza się do polityki, gdyż broni życia nienarodzonych. Zarzucał też Kościołowi, że działa szkodliwie, bo pewne kategorie ludzi wyklucza poza nawias (wyjaśnił, że chodziło mu o Laski pod Warszawa, gdzie katolicy sprzeciwili się stworzeniu domu dla chorych na AIDS). Polemizując z tymi stwierdzeniami Geremka ks. Kiedrowski zarzucił mu, że przemilczał fakt, że pod opieką Kościoła znajduje się dom dla chorych na AIDS pod Warszawą, i to, że „nie zauważył” zdjecia, które obiegło świat cały: Papieża tulącego dziecko zarażone tą chorobą (por. „Glos Katolicki”, Paryż, 4-11 lipca 1993 r.).

Dzisiaj Geremek dużo chętniej krytykuje Kościół katolicki za granicą, gdy jest przekonany, że nie wywoła to reakcji przeciwko niemu, i może pójsć bezkarnie „na całość”. I tak na przykład w wypowiedzi dla irlandzkiej dziennikarki Jacqueline Hayden, autorki ksiazki Poles Apart, Solidarity and the New Poland Geremek między innymi: (…) Sadze, że Kościół wpadł w triumfalizm i posuwa się za daleko w żądaniach (…). Kobiety są przerażone sytuacją w kwestii aborcji. Obecnie panuje w polskich szpitalach terror w tym względzie i kobiety wędrują na Ukrainę lub do podobnych miejsc w celu aborcji (…). Być może konkordat jest błędem. Został zawarty w czasie kampanii wyborczej. Nie rozumiem dlaczego (…). Nieporozumienie w sprawie konkordatu wpłynęło na wynik wyborów i to był nasz błąd (…) (cyt. za: „Niedziela”, 9 czerwca 1995 r.).

Szczególnie znamienna była ta geremkowska krytyka konkordatu z Kościołem na użytek zagranicznej dziennikarki. W sytuacji, gdy ten sam Geremek na użytek opinii publicznej w Kraju przedstawiał się jako zdecydowany zwolennik konkordatu i parokrotnie w wystąpieniach sejmowych (1 lipca 1994 r. i 16 lutego 1995 r.) krytykował większość posłów Sejmu za opóźnianie ratyfikacji konkordatu, piętnując to jako szkodliwe dla polskiej racji stanu. 

Które z wypowiedzi Geremka wyrażały jego prawdziwe intencje: za konkordatem czy przeciw niemu?



Dekomunizacja, to „totalitaryzm”

Już w sejmie kontraktowym „odpowiednio” sterowany przez Geremka parlamentarny klub Unii Demokratycznej często głosował w identyczny sposób, jak postkomuniści. Polemizując z uwagami na ten temat, Geremek powiedział w telewizyjnych „Wiadomościach” z 19 lipca 1991 r., iż nieprawdą jest jakoby Unia Demokratyczna głosowała, tak jak komuniści. Natomiast problemem Unii jest fakt, iż komuniści głosują tak, jak Unia (cyt. za „Tygodnikiem Solidarność” z 19 lipca 1991 r.). Prawdziwie lustrzanym odbiciem wzajemnych podobieństw były wypowiedzi Geremka i Kwaśniewskiego żarliwie piętnujące dekomunizacje na łamach czasopisma „Paragraf” z 28 sierpnia 1992 r.

Obaj byli towarzysze ostrzegali, że uchwalenie ustaw dekomunizacyjnych spotka się z zaskarżeniem do Trybunału Konstytucyjnego i odpowiednich instytucji międzynarodowych. Atakując pomysł dekomunizacji, Geremek akcentował z wielką werwą: Nie dajmy się porwać nienawiści i głupocie. I ostrzegał przed kampanią polowań na czarownice, gwałcącą zasady państwa prawnego. Prawdziwie z grubej rury wystrzelił w wywiadzie dla postkomunistycznej „Polityki” z 24 kwietnia 1993 r., alarmując: (…) Polityka dekomunizacji, co potwierdzają także doświadczenia innych państw naszego regionu, powoduje krzywdę ludzką, rozrost fanatyzmu, irracjonalność zachowań politycznych, spiralę zemsty i nienawiści, powstaje więc sytuacja, w której pierwszy lepszy może sięgnac po władzę. Pod hasłem zwalczania komunistycznej przeszłości może być zniszczone wszystko, co osiągneliśmy w przebudowie państwa. Za monetę, o nazwie dekomunizacja, nie można kupić niczego wartościowego. Dlatego jestem przeciw takiej transakcji (…).

Wcześniej w „Gazecie Wyborczej” z 24 października 1991 r. twierdził: (…) Obawiam się i u nas takiego porządku dekomunizacyjnego, który prowadziłby do porządku totalitarnego (…). I z całą dezynwolturą głosił, że w Czechosłowacji problemy tworzy sprawa tzw. dekomunizacji. Dzśs nie ulega wątpliwości, że właśnie ustawa o dekomunizacji w Czechosłowacji ogromnie osłabiła tamtejszych postkomunistów, zwłaszcza dzięki postanowieniu uniemożliwiającemu kandydowanie do parlamentu i zajmowanie znaczących stanowisk przez byłych funkcjonariuszy partyjnych, od sekretarzy powiatowych wzwyż. Dzięki niej na wiele lat odsunięto na bok czeskich Kwaśniewskich, Millerow, Oleksych. U nas ich szansa powrotu do władzy postała w dużej mierze dzięki wytrwałym sprzeciwom Geremka et consortes przeciw dekomunizacji.



Precz z lustracją

W parze z wrogością do dekomunizacji szła u Geremka wyraźna, nieukrywana niechęć do lustracji. Wszystkich zaskoczyła skrajnie emocjonalna nerwowa reakcja na pierwsze publiczne podjęcie tej sprawy przez prezesa PSL Romana Bartoszcze. W wystąpieniu 7 kwietnia 1990 r. Bartoszcze ostrzegł, że niszczenie komunistycznych archiwów ma na celu zatarcie dowodów, kto poprzednio współpracował z bezpieką. I wtedy – jak wspominał Bartoszcze – Geremek zerwał się z miejsca, poczerwieniał na twarzy, krzyczał coś, co trudno było zrozumieć. Zupełnie nie ten zrównoważony Geremek (por. P. Baczek, op.cit.). W odniesieniu do samego Geremka w kontekscie lustracji Piotr Baczek przypomniał, powołując się na „Gazetę Polską” z czerwca 1993 r., że minister Macierewicz, na kilka godzin przed przekazaniem swojej listy Konwentowi Seniorów, wykreślił z niej nazwisko Geremka.



Pakt centrolewicowy

Mijały lata, a Geremek konsekwentnie żywił nadzieję na dojście do realizacji jego cichego, ulubionego planu na powstanie „centrolewicowego paktu” między Unią Demokratyczną a postkomunistycznymi „reformatorami” z SLD. Z nim, oczywiście, jako premierem tego typu rządu koalicyjnego. Jeszcze 27 marca 1993 r., na dwa miesiące przed obaleniem rządu Suchockiej w sejmowym głosowaniu i rozwiązaniem parlamentu, Geremek publicznie oświadczył, że widzi możliwości mądrego kontraktu z rozsądną częścią SLD, która poprze reformy. Październikowe wybory 1993 r. kolejny raz zniweczyły nadzieje Geremka. UD uzyskała zbyt słabe wyniki w porównaniu z postkomunistami, aby móc wejść w koalicję z nimi jako naprawdę liczący się partner. 

Postkomuniści na otarcie łez zostawili Geremkowi jednak przewodnictwo sejmowej komisji spraw zagranicznych. Kwaśniewski zarzadzłl w swoim klubie dyscyplinę przy głosowaniu w sprawie szefostwa komisji dla Geremka. Gdy posłowie SLD zapytali go: Czy warto umierać za Geremka, Kwaśniewski odpowiedział: Warto (por. „Gazeta Wyborcza” z 22 października 1993 r.). Przepchanie Geremka w Sejmie nie było łatwe, bo PSL-owcy grozili, że poparcie dla jego kandydatury wywoła kryzys w koalicji. Na pierwszą wieść o możliwości utraty szefostwa wpływowej komisji, Geremek dosłownie „wyszedł z nerw” i zwołał konferencję prasową, na której zarzucił PSL-owi zerwanie międzyklubowych ustaleń i zachłanność (!).



Pseudospecjalista od wszystkiego

Reklamowany w „różowych” mediach jako niezwykły umysł, największy z geniuszy politycznych, Geremek pokazał przez 8 lat przemian, jak wiele można całkowicie spartolić. Okazało się to dlań tym łatwiejsze, że będąc specjalistą od bardzo wąskiej specjalności – z historii średniowiecza – gorliwie pchał się na kluczowe stanowiska wymagające gruntownej znajomości przeróżnych dziedzin od prawa po politykę międzynarodową. I bez wahania podejmował szkodliwe dla Polski decyzje w najroznorodniejszych ważnych sferach. Szczególnie wiele szkód przyniosło sprawowane przez niego od lat kierownictwo komisji spraw zagranicznych Sejmu. 

Odpowiada bezpośrednio za bardzo wiele fatalnych nominacji ambasadorskich, realizowanych według specjalnego klucza preferującego różnych dyletantow, ale za to „Królików i Znajomych Królika”. Odpowiada za fatalne w skutkach usypianie polskiej opinii publicznej na temat rzekomego idyllicznego wręcz stanu polskiego bezpieczeństwa w sytuacji międzynarodowej. Zdumiewał wprost pewnością, z jaką oświadczał w wywiadzie dla „Wprost” z 9 stycznia 1994 r.: (…) Obecnie nie sądzę, by Polska w razie zagrożenia zewnętrznego mogła pozostać samotna. Już teraz istnieje taki układ międzynarodowy, w którym agresja przeciwko Polsce sprawiłaby, że sojusznicy przyszliby nam z pomocą (…). 

Nawet tak wyrozumiały dla „europejczyków” z udecji redaktor naczelny paryskiej „Kultury”, Jerzy Giedroyć, nie ukrywa swej bardzo negatywnej oceny roli Geremka jako przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Giedroyć powiedział wprost o profesorze Geremku, iż jego wpływ na politykę zagraniczną Polski i obsady personalne okazał się fatalny (por. Zmiana warty, czyli jak to się stało, Warszawa 1995 r., s. 82).

Przypomnijmy mało chlubne dla Geremka przewodnictwo komisji konstytucyjnej Sejmu w latach 1989-1991 (nieprzypadkowo świadomie pominął wspomnienie o tym przewodnictwie w zafałszowanym biogramie w Kto jest kim w Polsce). Jako przewodniczący tej komisji, Geremek był bowiem najbardziej odpowiedzialny za skrajne opóźnienia w przygotowaniu ordynacji wyborczej i pierwszych wolnych wyborów, a także w opóźnianiu przygotowania nowej demokratycznej konstytucji.

Fatalne skutki dla Polski przyniosło wykorzystanie przez Geremka swej czołowej pozycji w OKP dla przeforsowania planu Sorosa-Sachsa-Balcerowicza. Było to prawdziwie nieszczęsnym paradoksem naszej sytuacji, że historyk średniowiecza zadecydował o przeforsowaniu w Polsce tak ważnego planu gospodarczego bez przedyskutowania jakiejkolwiek alternatywy. Zrobił to człowiek, którego „pogłębiona” wiedza o gospodarce ograniczała się głównie do świetnej znajomości dochodów francuskich kurtyzan w wieku XIII czy XIV.

Nie wiadomo, jak potocza się dalsze losy Geremka, przegranego wielkiego guru lewicy. Już dzis wiadomo jednak, że przejdzie do historii jako swego rodzaju prymus w szkole politycznego załgania i hipokryzji.

 

Jerzy Robert Nowak
2005-07-05

Skip to content